(28 sierpnia 2009) „Minority Death Match”, Naomi Kleinhistoria fabularna w wrześniowego Harper’s, opowiada o dwóch niefortunnych konferencjach w Durbanie, sponsorowanych przez ONZ, na temat rasizmu – w 2001 roku w tym południowoafrykańskim mieście i w Genewie na początku tego roku – i o tym, co połączyło ich niepowodzenia: wzajemne relacje między Czarnymi i Żydami, manipulacje syjonizmu i polityka prezydencka w USA. To typowo ostry utwór Kleina, w ostry sposób przedstawiający zdrady wielkich, w tym naszego Baracka Obamy, ciężko pracującego nad budowaniem dystansu między sobą a swoimi czarnymi braćmi.
Ale jest problem. Mniej więcej w połowie artykułu Naomi powraca do katastrofy, która miała miejsce w Durbanie w 2001 roku, i przypisuje winę za to, co poszło nie tak. Dochodzi do wniosku, że duża część winy polegała na umieszczeniu przez islamistów stwierdzenia „syjonizm to rasizm” w wydarzeniu, które miało być skupione na rasizmie wobec Czarnych i sprawie odszkodowań. Pozwoliło to Izrael lobby w Ameryka i Europę do szaleństwa pod zarzutami o zniesławienie krwi i inne rodzaje antysemityzmu, dając w ten sposób US pretekst do wycofania się i stłumienia narastającego wołania o odszkodowania. Jak przyznaje Naomi, duży wpływ na to miał także fakt, że konferencja zakończyła się tuż przed 9 września 11 roku. Jej główną ideą jest jednak to, że sprawa odszkodowań została zepchnięta na bok przez sprawę antysyjonizmu, chociaż pierwsza miała pełną legitymację, druga żadną. Dla Kleina: „Oryginał Durban konferencja w ogóle nie dotyczyła Izrael [jak oskarżają syjoniści]. . . ; w przeważającej mierze chodziło Afryka, trwające dziedzictwo niewolnictwa i ogromne niespłacone długi, jakie bogaci mają wobec biednych”.
Uważam, że to twierdzenie jest zupełnie nietrafione z empirycznego, logicznego, moralnego i politycznego punktu widzenia.
• doświadczalnie, widziałem obrazy maszerujących ludzi Durban popierający sprawę antysyjonistyczną. Niektórzy z nich to Neturai Karta, ortodoksyjni antysyjonistyczni Żydzi, którzy przybyli aż z ul United States w celu.
• logicznie rzecz biorąc, nonsensem jest twierdzenie, że w kwestii tak ogromnej, subtelnej i powiązanej ze sobą jest tak, że wszystko jest takie czy inne.
• z moralnego punktu widzenia niewłaściwe jest traktowanie priorytetowo ofiar niesprawiedliwości. Ruch na rzecz odszkodowań jest szlachetny i wartościowy; ale takie jest także palestyńskie dążenie do sprawiedliwości.
• Z politycznego punktu widzenia ONZ, jakkolwiek ma wady, nie może sobie pozwolić na ignorowanie lub wysuwanie na pierwszy plan jakiegokolwiek uzasadnionego twierdzenia o zbiorowym rasizmie. W tym sensie Naomi mogła mieć na myśli taktyczny osąd
Afryka, kontynent splądrowany przez czarnych ludzi i zasoby, można postrzegać jako naturalne tło dla kwestii odszkodowań. Ale Afryka jest także domem dla wielu milionów muzułmanów i mniejszej liczby Żydów (w tym Żydów etiopskich) uwikłanych w rozłam wywołany przez syjonizm. A miasto Durban w Republice Południowej Afryki jest domem dla najbardziej tętniącej życiem społeczności indyjskiej poza samymi Indiami i miejscem, w którym sto lat temu Gandhi rozwinął Satyagraha. Kwitnąca społeczność indyjska Durban była przystanią dla znaczącej obecności na konferencji w 2001 r. przedstawicieli gigantycznej społeczności Dalitów („nietykalnych”), liczącej ćwierć miliarda, największej uciskanej grupy na świecie. Dla IndieDalitów udział w Durbanie w 2001 r. był tak samo ważny, jak udział Afroamerykanów domagających się odszkodowań. (Byłam w Indie w styczniu 2002 r., a Dalitowie wciąż byli podekscytowani tym wydarzeniem.) Właściwie rozumiane, nie byłoby nic lepszego dla każdego z tych ruchów, niż zjednoczenie się ich wszystkich w masowym wystąpieniu przeciwko wspólnym korzeniom rasizmu. Trudno wyobrazić sobie gorszy wynik niż zestawienie ich przeciwko sobie.
Naomi Klein zaczyna i kończy mocno. Jednak w środku jej artykuł wpada w kłopoty, jak ujawnia następujący fragment:
Był jeden haczyk. Sześć miesięcy przed spotkaniem w Durbanna azjatyckiej konferencji przygotowawczej w Teheran, kilka krajów islamskich zwróciło się o doprecyzowanie projektu Deklaracji z Durbana, w której opisano politykę Izraela w art Zajęty Terytoria jako „nową formę apartheidu” i „formę ludobójstwa”. Następnie, na miesiąc przed konferencją, pojawił się nowy nacisk na zmiany, który z pewnością trafił na pierwsze strony gazet na całym świecie. Niektóre odniesienia do Holokaustu zapisano małymi literami, w liczbie mnogiej („holokaust”) i połączono z „czystkami etnicznymi ludności arabskiej w historycznych Palestyna.” Odniesienia do „wzrostu antysemityzmu i wrogich działań wobec Żydów” zestawiono ze zwrotami o „wzroście rasistowskich praktyk syjonizmu”, a syjonizm opisano jako ruch „oparty na rasizmie i dyskryminujących ideach”.
Należy wysunąć mocny argument, że izraelski system prawny, który ma różne prawa, a nawet drogi dla Izraelczyków i Palestyńczyków mieszkających na Zachodnim Brzegu oraz który przyznaje i odmawia praw obywatelskich w dużej mierze w oparciu o przynależność religijną, spełnia międzynarodową definicję apartheidu (kilka lat później były prezydent Jimmy Carter użył tego samego terminu do opisania segregacji na terytoriach okupowanych). Jednak rozpatrywany jako całość, ten proponowany język, próbujący bagatelizować znaczenie Holokaustu i osłabiający klauzule dotyczące antysemityzmu, niósł niewątpliwy posmak zaprzeczenia.
Co najważniejsze, przywracając podburzające zrównanie syjonizmu z rasizmem, które przez dziesięciolecia rozdzierało ONZ, państwa islamskie natychmiast przyćmiły żądania Afrykanów. Jak powiedziała mi Nicole Lee, obecna dyrektor Forum TransAfrica, w społeczeństwie panowała wyraźna świadomość Durban że „jeśli postawisz syjonizm przed sądem, to wszystko, co możesz zrobić”. Tym, co było szczególnie frustrujące dla krajów walczących o nowy konsensus w sprawie dziedzictwa niewolnictwa, był fakt, że wyroki syjonistyczne przyciągały uwagę wszystkich mediów, mimo że nie miały szans na umieszczenie ich w ostatecznym projekcie. Państwa islamskie nie miały głosów, a Mary Robinson, sekretarz generalna konferencji, bardzo jasno dała do zrozumienia, „że nie możemy wrócić do języka syjonizmu jako rasizmu”. Krótko mówiąc, proponowane klauzule nie miały wielkich szans na pomoc Palestyńczykom, ale spełniały inną, całkowicie przewidywalną funkcję: dawały Stany Zjednoczone rząd to doskonały pretekst do ucieczki z miejsca zdarzenia….
Ta histeryczna reakcja na Durban być może najlepiej można wytłumaczyć zjawiskiem, które psychologowie nazywają „iluzoryczną korelacją”: ma to miejsce, gdy ludzie doświadczają dwóch intensywnych wydarzeń w bliskiej odległości, a ich umysły tworzą związek przyczynowy tam, gdzie nie istnieje żadne powiązanie faktyczne. Pierwszym intensywnym wydarzeniem było Durban samo. Dla wielu żydowskich delegatów było to niewątpliwie traumatyczne przeżycie. Nie tylko przypadki antysemityzmu były realne i przerażające. To była dominacja dyskursu politycznego, który opisywał Izraelobywatelstwa i bezpieczeństwa jako wersję apartheidu, zasługującą na ten sam rodzaj sankcji gospodarczych, które ostatecznie położyły kres praktyce w RPA. Dla syjonistów w Durbanwystarczająco irytujące było obserwowanie międzynarodowego konsensusu budowanego wokół tej idei, który kwestionuje podstawową politykę syjonistyczną. Ale prawdziwa trauma wydarzyła się, gdy wrócili do domu i natychmiast stanęli w obliczu znacznie większego szoku związanego z atakami z 11 września. Działacze propalestyńscy w Durban zdawało się łączyć z muzułmańskimi porywaczami, stając się jedną, wrogą masą arabską, stanowiącą jednocześnie zagrożenie polityczne Izrael z jakimi spotkaliśmy się na konferencji, przekształciły się w bardzo realne ataki na I Love New York i Waszyngtonaż w jakiś sposób te zupełnie niezwiązane ze sobą wydarzenia połączyły się w jedną, płynną narrację.
Pozwólcie, że policzę, w jaki sposób ten fragment jest błędny:
1. Język jest wulgarny i służy zarówno marginalizacji zwolenników oskarżenia o syjonizm=rasizm [„jeden haczyk”; „kilka krajów islamskich”] i podważają ich motywy obraźliwymi obrazami, na przykład „niewątpliwym zapachem…”. W dalszej części artykułu, gdy mowa o wydarzeniach z 2009 roku, maniakalna postać pewnego prezydenta RP Iran zostaje wyciągnięty na szyderstwo cywilizowanego świata: „Sześć godzin po rozpoczęciu konferencji stało się nieuniknione: szelest mężczyzn w obcisłych garniturach eskortujących prezydenta Iran na podium. Po chwili narzekania na imperialistyczny skład Rady Bezpieczeństwa ONZ Ahmadineżad zaczął robić dokładnie to, czego wszyscy od niego oczekiwali: nazwał Izrael „najbardziej okrutnym i represyjnym reżimem rasistowskim”.” Cóż, jeśli ten szaleniec to powie – i jest to jedyny głos, jaki Klein wypowiedział w tej sprawie – więc dlaczego reszta z nas miałaby traktować to oskarżenie poważnie?
Naomi nie daje Palestyńczykom wolnej woli, których najwyraźniej mamy uważać za zwykłe pionki w machinacjach „kilku krajów islamistycznych”, niemających żadnej roli w ich własnej walce wyzwoleńczej. Nie uznaje się też, że kraje te są domem dla miliarda ludzi, z których zdecydowana większość nie ma trudności z zaakceptowaniem poglądu, że syjonizm = rasizm, ponieważ w rzeczywistości odpowiada on określonej historii, która zrujnowała ich życie. Naomi sugeruje, że przywódcy islamistyczni manipulują tymi masami. Powiedziałbym raczej, że przywódcy, w większości całkowicie przekupieni przez Zachód, zmuszeni są dać wyraz oddolnym nastrojom, aby nie zostały obalone.
2. Zarzut syjonizm=rasizm zostaje jeszcze bardziej zafałszowany przez zastąpienie przez Noemi części całością: jest to „Izraelsystem prawny”, który „spełnia międzynarodową definicję apartheidu”, a nie Izrael samo. Nie ma tu uznania, że izraelskie prawo jest zarówno wyrazem, jak i utrwalaczem masowego – i rosnącego – wzorca antyarabskiego rasizmu, który ogarnia zdecydowaną większość izraelskiego społeczeństwa, tak jak miało to miejsce na południu Stanów Zjednoczonych za ery Jima Crowa, kiedy system prawny również był w zmowie i podtrzymywał rasizm społeczny.
Całe społeczeństwo nabiera charakteru rasistowskiego, jeśli jego podstawowy projekt zakłada radykalne wykluczenie innych z umowy społecznej. W przypadku Izrael: ponieważ nie mógł wykorzystać rzeczywistej walki o wyzwolenie narodowe, ruch syjonistyczny musiał sfabrykować swoją narodową historię na podstawie wywłaszczenia rdzennej ludności. Konsekwencji karnych tego nie da się znieść bez wtórnych dostosowań, dlatego wprowadza się rasizm, aby poniżyć ofiary i sprawić, że zasłużą na swój los. Pozwala to izraelskiemu społeczeństwu zjednoczyć się wokół nieuleczalnego i rakotwórczego rdzenia rasizmu. Pojęcie syjonizm = rasizm samo w sobie nie jest stwierdzeniem empirycznym, chociaż w celach demonstracyjnych można przytoczyć góry dowodów. Jest to zasadniczo logiczna tożsamość, która byłaby równie oczywista jak pogląd, że papież jest katolikiem, gdyby nie syjonistyczna propaganda i represyjna siła mięśni.
3. „Powiew zaprzeczenia”. Nie mając strukturalnej koncepcji syjonizmu, Naomi zmuszona jest umacniać swoje stanowisko. Czyni to głównie poprzez absolutyzację Holokaustu i przejmowanie się ludźmi, którzy nie postrzegają rzeczy w ten sposób, pod zarzutem „negacji”. Jak pokazuje ten fragment, Naomi wierzy, że „zaprzeczanie” obejmuje używanie małych liter w opisie Holokaustu w zestawieniu z „czystkami etnicznymi ludności arabskiej w historycznej Palestynie”; lub gdy odniesienia do „wzrostu antysemityzmu i wrogich działań wobec Żydów” są połączone ze „wzrostem rasistowskich praktyk syjonizmu”.
Jest to dość skrajny punkt widzenia, który stawia Naomi w zmowie z Elie Wieselem i Abe Foxmanem w potwierdzaniu nieporównywalności Shoah, a nawet antysemityzmu. Mam nadzieję, że pomyśli o tym bardziej konstruktywnie. Jeśli ktoś wierzy, że cierpienia Żydów są nieporównywalne, to już jesteśmy na dobrej drodze do stwierdzenia, że Żydzi to istoty ludzkie na innej płaszczyźnie ontologicznej niż inni, tj. wkroczyliśmy w strefę rasizmu. Powinna także pamiętać, że syjonizm pokazał swoje rasistowskie skłonności na długo przed pojawieniem się Trzeciej Rzeszy; i że absolutyzacja żydowskiego cierpienia pozbawia nas możliwości jego zrozumienia, a tym samym blokowania jego powtórzeń. Zrozumienie wymaga dokonywania porównań i różnicowania. Można się spodziewać, że niektórzy ludzie nadużyją tej zasady i należy ją zakwestionować, gdy taka zasada się pojawi. Smugi takie jak „powiew zaprzeczenia” nie będą jednak wystarczające, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że porównania, które uważa za zaprzeczające, są jak stwierdzono całkowicie uzasadnione.
4. „Co najważniejsze, pisze Naomi, „przywracając zapalające zrównanie syjonizmu z rasizmem, które przez dziesięciolecia rozdzierało ONZ, państwa islamskie natychmiast przyćmiły żądania Afrykanów”. Nie widzę tutaj tego, co najważniejsze. Mam też nadzieję, że czarni aktywiści odrzucą insynuację, jakoby ich sprawa była priorytetowa, ponieważ była jedyną wykonalną. Myślę raczej, że wszyscy powinniśmy zwrócić uwagę na to, dlaczego oskarżenie o syjonizm=rasizm jest w rzeczywistości „podpalające”. Teza Naomi, że to manipulacje złych państw islamskich spowodowały takie podpalenie, jest zupełnie nieadekwatna, między innymi dlatego, że naśladuje ideologiczną pałkę samych syjonistów, że krytyka Izrael jest ipso facto antysemicki. Nie, prawdziwy powód siły oskarżenia o syjonizm=rasizm jest prosty: kiedy świat zacznie uznawać, że syjonizm jest w rzeczywistości z konieczności rasistowski – i to na coraz większą skalę – wówczas legitymacja Izraela rozpadnie się jak przysłowiowy domek z kart. Aparat ideologiczny syjonizmu reaguje na każdą tego oznakę jak rój żółtych kurtek, gdy ktoś nadepnie na ich ul.
W związku z tym Naomi powinna unikać psycho-bełkotu skupiającego się na „histerycznej reakcji na Durban.” Za tą histerią kryje się bardzo realny związek faktyczny i tyle Izrael jest rzeczywiście państwem rasistowskim. To zaakceptowanie tego objawienia budzi strach. Krótko mówiąc, zagrożeniem jest prawda, a nie tyrady demagogów takich jak Ahmadineżad.
5. Co więc z tego, że „Mary Robinson, sekretarz generalna konferencji, bardzo jasno dała do zrozumienia, że «nie możemy wrócić do języka syjonizmu jako rasizmu»”? Myślę, że Naomi jest już dobrze zorientowana w tym, że ONZ zazwyczaj stanowi dużą część problemu, a nie rozwiązanie. (Co ciekawe, Robinson sama niedawno popadła w konflikt z Syjonistyczną Policją Myśli, co tylko dowodzi, że nigdy nie można jej uspokoić.) Chodzi o to, że przyjęcie koncepcji syjonizmu=rasizmu nie oznacza cofania się, ale naprzód. Jeśli to wywoła gniew United States, to jest to po prostu kolejna demonstracja jednolitego charakteru imperializmu.
6. Naomi pisze: „Nie tylko przypadki antysemityzmu były realne i przerażające. To była dominacja dyskursu politycznego, który opisywał Izraelobywatelstwa i bezpieczeństwa jako wersję apartheidu, zasługującą na ten sam rodzaj sankcji gospodarczych, które ostatecznie położyły kres praktyce w RPA.” Tak, jest to przygnębiające dla tych, którzy nadal darzą Państwem Izrael uczuciem. Jednak akceptacja podstawowej tożsamości Izraela i Republiki Południowej Afryki jako państw rasistowskich jest celem, do którego powinniśmy dążyć, przejmując przywództwo biskupa Tutu, Ronniego Kasrilsa, przywódców konfederacji związków zawodowych COSATU i innych osób z Republiki Południowej Afryki, którzy nie tylko potwierdzają tożsamość strukturalną, ale dalej mówią, że Izrael jest w rzeczywistości gorszy od apartheidu w Republice Południowej Afryki, ponieważ ten ostatni miał interes w utrzymaniu siły roboczej czarnych Afrykanów, podczas gdy celem Izraela jest unicestwienie Palestyńczyków.
Ci, którzy przyjmują kampanię Bojkot-Zbycie-Sankcje przeciwko Izrael w rzeczywistości akceptują to powiązanie. Rasizm państwowy w Republice Południowej Afryki, a nie jakieś szczególne nadużycia, był matrycą współczesnych ruchów bojkotowych i obowiązuje ta sama zasada Izrael. To sprawia, że artykuł Naomi jest podwójnie zagadkowy, ponieważ niedawno w przemówieniu w Ramallah przyjęła strategię BDS, co spotkało się z powszechnym i zasłużonym uznaniem. Mam nadzieję, że zastanowi się jeszcze nad tą sprzecznością między tym, co drukuje, a tym, co propaguje jako aktywistka.
7. W końcu dowiadujemy się, że „szok” 11 września wzbudził fantazje o „jednej, wrogiej masie arabskiej, podczas gdy zagrożenie polityczne Izrael z jakimi spotkaliśmy się na konferencji, przekształciły się w bardzo realne ataki na I Love New York i Waszyngtonaż w jakiś sposób te zupełnie niezwiązane ze sobą wydarzenia połączyły się w jedną, płynną narrację. To wnioski Naomi szokują tutaj. Nie, zdecydowanie nie mamy do czynienia z niezróżnicowaną i wrogą siłą islamistyczną. Ale zdecydowanie nie mamy tu do czynienia z „całkowicie niezwiązanymi ze sobą wydarzeniami” – nawet jeśli związek nie został jeszcze poskładany w całość i być może nigdy tak się nie stanie. Zadziwiające jest, jak ludzie zapominają o aresztowaniach agentów Mosadu, którzy tego dnia monitorowali ataki na WTC (zostali – niespodzianka! – odesłani do domu, gdzie zniknęli z pola widzenia). Równie istotne jest to, jak często wypowiedzi osób powiązanych z zamachami na WTC (w 1993 r. i 2001 r.) implikują syjonistyczny podbój Palestyna jako główny bodziec do zemsty, w razie potrzeby za pomocą terroru.
Żaden ruch wyzwoleńczy od początków świata nie uniknął moralnych dwuznaczności i sprzeczności. Ruch na rzecz wyzwolenia Palestyna od syjonizmu nie jest wyjątkiem. Właśnie dlatego jest to tak trudne i dlatego musimy trzymać się podstawowych zasad i być niezłomni w walce. Podstawową zasadą jest to, że tak, syjonizm = rasizm. Dzieje się tak niezależnie od tego, czy ludzie używają go do niewłaściwych celów, czy nie. Naszym zadaniem jest wykorzystanie go do godnych celów – pokojowej transformacji Palestyny/Izraela w sprawiedliwe społeczeństwo, a nie odkładanie go na półkę, aby mogły ruszyć inne cnotliwe sprawy. Dopóki ludzie dobrej woli na całym świecie nie zjednoczą się wokół tej prawdy, Palestyna nie może być wolny.
Joela Kowela jest autorem książki Pokonać syjonizm.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna