Poniżej znajdują się zeznania przekazane Venezuelanalytic.com przez mieszkańców miasta Merida. Choć z jednej strony sytuacja w Meridzie nie ma odzwierciedlenia w całym kraju: taka przemoc i barykady koncentrują się głównie we wschodnich dzielnicach Caracas, Tachira, Maracaibo, Carabobo i Barquismeto, czytelnicy powinni również wiedzieć, że to tylko kilka historie wielu tysięcy takich jak oni. Niektóre osoby powiedziały nam, że mają filmy przedstawiające przemoc, ale bały się je przekazać dalej, ponieważ nagrywały w swoich mieszkaniach, a kąt kamery ujawniłby, kim są, co mogłoby mieć konsekwencje. Z podobnych powodów niektórzy ludzie woleli pozostać anonimowi.
Luis Alberto, Central Merida, 27 lutego, „Pracuję od 1 w nocy i bolą mnie nogi. Ten burmistrz [opozycji] [Carlos Garcia] nic nie robi, jest bezużyteczny. Nie zbiera śmieci tak jak powinien. Pracuję dla Cormetur [instytutu turystyki Merida], zasadniczo wojsko wyprzedza nas i usuwa barykady, a potem my przychodzimy z tyłu i zbieramy wszystkie śmieci”.
Mario Yanes, Don Luis Urbanization, Ejido, Merida, 27 lutego, „Tam, gdzie mieszkam, jest 545 domów i tylko 30 z nich to budynki objęte procesem [rewolucyjnym]. Mieszkam na osiedlu opozycji, jest ono zamknięte w sposób przypominający samoporwanie. Jednak wychodzę, kiedy chcę; Po prostu przewracam barykadę. Nie wiem dlaczego tak zamknęli się w społeczeństwie. Nie było żadnej agresji”
Nauczyciel przedmiotów ścisłych, Central Merida, 27 lutego, „Zbudowali ogrodzenie z laminowanego cynku i aby się wydostać, trzeba okazać dowód tożsamości. W innych miejscach żądają zapłaty. Przy wyjeździe [z gminy na główną drogę] jest sklep, który sprzedaje sery i chleb, mają spis i wiedzą, kto jest z opozycją i tylko im sprzedaje”.
Juan Rondon, Los Curos, Merida, 25 lutego, W Meridzie widzieliśmy ludzi (niektórzy to studenci), którzy zamykają wejścia do obszarów mieszkalnych, zmuszając tysiące ludzi, osoby starsze, dzieci i dorosłych do trzymania się w zamknięciu w obawie, że zostaną napiętnowani mianem Chavistas lub infiltratorzy tak zwanego reżimu kastrokomunistycznego. Naprawdę przykro jest rozmawiać z niektórymi ludźmi, których jedynym uzasadnieniem dla zaakceptowania barykady na swoich domach jest stwierdzenie: „no cóż, obniżyli kwotę CADIVI” lub „czy nie musisz stać w kolejce?” „Czy zbrodnia nie ma na Ciebie wpływu?”. Przypomina mi to sytuację około pięć lat temu studentkę, która usprawiedliwiała swoją nienawiść do Chaveza tym, że nie pozwolił jej zobaczyć jej ulubionego serialu mydlanego ze względu na długie ogólnokrajowe programy.
Wczoraj gdy dotarłem do Meridy po kilkudniowej przerwie od szaleństw, gdy próbowałem wejść do sektora, w którym się urodziłem, wychowałem i uczyłem, zastałem około 20 osób palących śmieci, opony i wystających drut kolczasty z poczty wysłać. Najbardziej uderzyło mnie to, że mówimy o Los Curos, gdzie większość – zarówno Chavista, jak i opozycja – porusza się wyłącznie motocyklami, ponieważ transport publiczny jest naprawdę zły. Dotarło do mnie też, że ci, którzy rozpalali ogniska, nie byli studentami, można było to poznać po akcencie (nosili kominiarki). Używali typowego języka przestępców, gangów przestępczych. Oprócz blokowania drogi przejęli także zbiornik z wodą zaopatrującą gminę, a stamtąd wykrzykiwali obelgi i groźby pod adresem kobiet, które odważyły się przejść obok, aby wrócić do domu. Krzyczeli takie rzeczy jak: „Podnieś tę laskę, zabierz ją [do domu], wygląda gorąco!” Pobierali opłatę za przejazd i handlowali paliwem za prawo do przejazdu. Uszkodzili zawory zbiornika na wodę, pozbawiając 20,000-tysięczną społeczność 16-tysięcznej wody przez XNUMX godzin”.
Anonimowy, Central Merida, 1 marca„Wczoraj wieczorem patrolowaliśmy okolice, żeby chronić ludzi. Widzieliśmy ludzi udających Chavistów – ubrani na czerwono – na motocyklach próbujących okraść food trucka. Na szczęście udało nam się ich zatrzymać i uratować ciężarówkę. Ale tego nikt nie zgłosi. Jeśli cokolwiek zgłoszą, to to, że Chavista rabują i atakują. Myśleliśmy o zwróceniu się do mediów, ale przypomnieliśmy sobie, że wszystkie lokalne gazety są tutaj prywatne i nie będą o tym pisać”.
Anonimowy, Central Merida, 1 marca„Spójrz na kolejki, widzisz, ile osób stoi w kolejce przed supermarketem? Jesteśmy teraz w ważnym momencie, gdzie są zwolennicy opozycji, którzy mają dość, mają dość braku jedzenia, dostępu do usług, transportu, nie mogą wyjechać z miasta ani dojechać do pracy, a zajmują sprzeczne stanowisko wzywania rządu do interwencji, jednocześnie go nie wspierając. Rząd musi działać teraz, w przeciwnym razie ci ludzie dołączą do barykad. Rozmawiałem z pracownikami służby zdrowia i jest to bardzo poważna sytuacja, są ludzie, którzy potrzebują dializy, a nie mogą się dostać do ośrodka, a potrzebują jej dwa razy w tygodniu, a może i raz w tygodniu im się to udaje. Mogli umrzeć.
Tamara Pearson, Central Merida, 1 marca, „Jest wiele rzeczy do omówienia, ale jedna to strach i irracjonalność. Jeśli są cacerolas i się nie przyłączysz, nazywają cię Chavistą i wykrzykują obelgi, a może nawet gorzej. Czasami ludzie, którzy przekraczają barykady, bo muszą gdzieś się udać, również są oskarżani o bycie Chavistami. Zdecydowanie, jeśli założymy czerwoną koszulkę… więc na kilku ostatnich marszach i spotkaniach kolektywów rewolucyjnych, na których byłem – bardzo niewiele osób nosiło czerwień. To było na tyle odważne, że tak wiele osób dostało się do centrum pomimo braku transportu i barykad. Ale ten ciągły strach – to już trzy tygodnie – w połączeniu z niepewnością w zakresie usług, zaopatrzenia w żywność, zamkniętymi sklepami i wszystkimi plotkami i kłamstwami w mediach społecznościowych i prywatnych – może powodować wiele niepokoju, a nawet problemów zdrowotnych. Jedna z moich koleżanek straciła głos na trzy dni, jest taką dobrą osobą, że nie zasługuje – nie zasługujemy – na to”.
Elias Sanchez, Belen, Merida, 1 Marsz, „W zeszłym tygodniu zmobilizowaliśmy się wcześnie rano, aby posprzątać Meridę. To było interesujące, było trochę strachu i napięcia, ponieważ opozycja jest uzbrojona i niepokoi sąsiadów i oskarża ludzi o omijanie. Poszliśmy tam oczywiście bez broni, ale zorganizowani ludzie mają dużą władzę i nas nie dotknęli, po prostu nas obrazili i zagrali w cacerolas. Przyglądało się nam wielu mieszkańców okolicy i chociaż sprzątaliśmy ich okolicę, obrażali nas. I zanim tam dotarliśmy, opozycja usunęła duże fragmenty swoich barykad, abyśmy nie mogli ich zająć i mogli je później postawić z powrotem. Sprzątaliśmy od 5:1 do 300:20, około XNUMX osób w różnym wieku. Zapełniliśmy XNUMX ciężarówek. Niektórzy ludzie pracowali dla Cormetur, ale większość z nas nie otrzymywała wynagrodzenia. Byliśmy tam tylko dlatego, że boli nas widok naszego miasta w takim stanie. Graliśmy też muzykę, ja grałem cuatro, śpiewaliśmy Ali Primera, żeby pokazać, że jesteśmy pokojowymi ludźmi i nie chcemy reagować przemocą. Ale dla nich toczą wojnę, a my jesteśmy wrogiem i musimy zostać wyeliminowani.
W Belen, gdzie mieszkam, miały miejsce różne miejsca zorganizowanych zamieszek, blokowania dróg śmieciami, zabawy w cacerolas. Palą śmieci, co ma wpływ na środowisko i zdrowie naszych sąsiadów. Próbowaliśmy z nimi rozmawiać i pytaliśmy, czy jeśli mają zamiar palić śmieci, to palić je przed swoimi domami, a nie naszymi. Kilku słuchało, ale większość tego nie robiła. W zeszłym tygodniu przyjechała policja, żeby usunąć barykady i ugasić pożary, mama podała im wodę ze swojego domu, który jest także posadą (hostelem). Opozycja rzucała więc butelkami w nią i w policję. Następnie 26 lutego mój brat wyszedł na spacer z psem, a oni wycelowali w niego (szklaną) butelkę. Zaczęli gromadzić wszystkie śmieci przed domem mojej mamy, nie obchodzi ich, że to wpływa na jej interesy. Próbowaliśmy z nimi porozmawiać i poprosić o przeprowadzkę, ale byli niegrzeczni. Postanowiliśmy usunąć śmieci, a oni nas obrazili, a kiedy sprzątaliśmy, obrzucili nas kolejnymi (szklanymi) butelkami. A potem była jedna osoba, której nie znaliśmy, która sprzątała z nami i okazała się być infiltratorem, była jedną z nich. Zaatakował mojego brata, a kiedy to zrobił, wszyscy to zobaczyli i wyszli w jednej grupie, było ich może dziesięciu na naszą czwórkę i pobili mnie, mojego brata, moją mamę i tatę. Mojemu bratu założono siedem szwów na usta, po czym zabraliśmy go do CDI (Centrum Diagnostycznego Barrio Adentro). Bili mnie po głowie i szyi, powalili mnie na ziemię, a ja ciągle spadałem z powodu benzyny na ziemi, która tam była, a ze śmieci było potłuczone szkło, skaleczyłem się w rękę. Potem inni sąsiedzi zaczęli krzyczeć, co przerwało bójkę, po czym zapadła pełna napięcia cisza.
Teraz my (młodzież PSUV) planujemy zajęcia na przyszły tydzień, aby uczcić rocznicę śmierci Chaveza. Włączymy muzykę, filmy i będzie marsz z goździkami.”
Ryan Mallett-Outtrim, Santa Anita, Merida, 2 marca, „Rankiem w dniu bitwy na głównej drodze poza Barrio Santa Anita wzniesiono dwumetrową barykadę. Bariera ze śmieci i starych mebli blokowała zarówno główną drogę przebiegającą obok osiedla, jak i jedyne wejście do Santa Anita. Pojedynczy funkcjonariusz policji zatrzymał swój motocykl przed barykadą, gdy ta wciąż się wznosiła, zatrzymując się tuż przed drutem rozciągniętym w poprzek drogi na wysokości szyi motocyklisty. Zsiadłszy i położył strzelbę na ramieniu, funkcjonariusz przyjrzał się miejscu zdarzenia. Za barykadą ustawiono garść koktajli Mołotowa i kilka worków kamieni wielkości pięści. Za rogiem dwóch młodych mężczyzn wysysało paliwo z pojazdów pozostawionych na ulicy po więcej Mołotowa. Politycznie podzielona dzielnica była napięta. Od tygodni nie było dostaw gazu z powodu barykad blokujących transport w innych częściach miasta. Bez gazu piece pozostawały zimne, a niezdatna do picia woda miejska w Meridzie pozostawała nieprzegotowana.
W południe pojazd opancerzony wjechał w barykadę i rozpoczęła się bitwa. Gdy pojazd wjechał stromą główną ulicą Santa Anita, został zasypany Mołotowem, kamieniami i kawałkami betonu. Żołnierze Gwardii Narodowej (GNB) zaczęli wylewać się z pojazdu, aby dopaść napastników; ale kiedy wysiedli z pojazdu, ich buty zachlapały benzyną. Droga była przez to śliska. Zamaskowana postać rzuciła płonącą gałąź drzewa, wywołując piekło.
Po tych słowach opozycja uciekła, a GNB ruszyło w pościg w płomieniach. Opozycja w dalszym ciągu zasypywała żołnierzy odłamkami, ale szybko spotkała się z odpowiedzią gumowym śrutem. Po kolejnych dziesięciu minutach było po wszystkim. Z kilkunastu blokad dwóch wylądowało na tyłach pojazdu i zostało zabranych z powrotem do koszar Gwardii Narodowej. Widziano mnie, jak robiłam zdjęcia, i również wrzucono mnie do pojazdu.
Kiedy dotarliśmy do koszar, otrzymaliśmy gigantyczne obiady. Wokół nas żołnierze wyładowywali z pojazdu skrzynie skonfiskowanej improwizowanej broni: kolce wykonane z węża i gwoździ, improwizowane bazooki, noże, Mołotowy i nie tylko.
Wkrótce przybył jeden z moich współpracowników, aby mi pomóc. Miała poparzoną nogę po niedawnym wypadku motocyklowym. Zabrali ją do przychodni lekarskiej na miejscu. Po tym jak zobaczyła pielęgniarkę, zostaliśmy w pokoju gier. Żołnierze wchodzili i wychodzili, żeby zagrać w bilard. Pozostało nam obejrzeć Transformers. Co kilka minut ktoś pytał, czy zjedliśmy już lunch. W końcu poproszono mnie o złożenie zeznań jako świadka. Poproszono mnie, abym opowiedział, co widziałem, a następnie zapytali, czy mogę załadować kilka moich zdjęć na ich komputer. „Po prostu zapisz je na pulpicie” – powiedział żołnierz, zanim wyszedł z pokoju, aby napić się kawy.
Następnie cała nasza czwórka wsiedliśmy z powrotem do pojazdu opancerzonego i zawieziono nas z powrotem do dzielnicy. Poza dziurami mordu uchwyciłem zdjęcia oblężonego miasta. Wszędzie płonęły barykady. Uzbrojony tłum rzekomo pokojowych demonstrantów opozycji opiekował się piekłem niczym ogrodnicy w sadzie. Nosili jednak broń i zamiast konewek używali butelek z benzyną.
Przez trzy dni pozostałości barykady leżały rozciągnięte w poprzek drogi przed Santa Anita. Ruch nadal utrudniała szkieletowa masa poskręcanego metalu i na wpół spalonych śmieci. Dzień po starciach wprowadził się bezdomny pies. Przeszukiwał śmieci, żywiąc się nasączonymi benzyną skrawkami zgniłego mięsa.
W tropikalnym upale śmieci szybko ropieły. Wkrótce zaroiło się od robaków i much. Smród był gorszy niż gaz łzawiący. Wyniszczający smród wkrótce stał się nie do zniesienia nawet na wpół zagłodzonemu psu. Zniknęła, a mieszkańcy Santa Anita musieli bez niej wędrować po cuchnącej ziemi niczyjej.
Rankiem czwartego dnia Santa Anita obudziła się i stwierdziła, że barykada została odbudowana. Był większy niż poprzednio. Jednak opozycja pozostawiła to bez komentarza. Korzystając z okazji, z dzielnicy wyłoniła się garstka Chavistów. Uzbrojeni w przecinaki do drutu zburzyli barierę. Watując po kolana w śmieciach, za pomocą kawałków barykady oczyścili drogę z brudu pozostawionego przez opozycję.
Następnego ranka przyjechała ciężarówka. Członkowie miejscowej rady gminnej pojawili się z siłą, aby załadować zrujnowaną barykadę w tył. Kontynuowali zbieranie śmieci i zamiatanie chodnika. Kiedy pracowali, przechodzący obok zwolennicy opozycji obrzucali ich obelgami; ale nikt w żółtym nie zatrzymał się, żeby pomóc posprzątać bałagan.
Na koniec dnia ulica była czysta, a opozycji nadal nie było widać. To było małe zwycięstwo.”
Maryori Guevara, Central Merida, 26-27 lutego, „Od 4 rano szukam miejsca, gdzie mogłabym zostawić dzieci. Mam 9 lat i 1 rok. Od 3 w nocy „represjonowani studenci” niszczą wszystko na swojej drodze, aby wznieść swoje „barykady wolności”. Wyburzyli drzwi supermarketu, wynieśli materace, wybili wszystkie szyby w samochodach zaparkowanych pod moim mieszkaniem, zebrali skrzynki po piwie, słupy, pnie drzew, kable, kamienie, śmieci i ustawili to wzdłuż drogi. A co ze stanem psychicznym ludzi w naszych budynkach, dzieci i osób starszych, których nie przepuszczają, a nawet pracowników Czerwonego Krzyża, którzy sprawdzają, czy ludzie nie potrzebują pomocy, nie mogą przejść?
Nasz dom jest pokryty warstwą sadzy i wszystko ma smak spalonych opon, nawet butelki dla niemowląt i szczoteczki do zębów. Ostatniej nocy dzieci płakały, bo się bały – w budynku są też inne dzieci. Pewna starsza pani próbowała wjechać do bloków, a oni jej powiedzieli: „Nie możesz wejść, suko, bo jeśli spróbujesz, spalimy ciebie i twój samochód!”. I to są ludzie, którzy rzekomo chcą, żeby wszystko zmieniło się na lepsze?
Okazuje się też, że w domu na rogu, w którym wczoraj nocowali szanowni, spokojni studenci, przechowywali tam bez pozwolenia benzynę, której używają do spalania opon, i było tyle szaleństwa, że połamali kable, pozostawienie kobiety w domu bez prądu i telefonu – kobieta mieszka tam z dziećmi i wnukami. Ci tak zwani protestujący nie myślą o dobru swoich sąsiadów. Niedługo będą choroby układu oddechowego, bo wdychamy mnóstwo spalonych śmieci. Dlaczego oni nie pójdą i nie brudzą sobie własnych domów, dlaczego my musimy płacić? A kiedy policja przyjeżdża, żeby położyć kres tej katastrofie, narzeka?
Griseida Briceño, południowo-zachodnia Merida, 26 lutego„Dziś rano około 7:30 wracałem do domu po 24-godzinnej zmianie w szpitalu. Ze względu na barykady muszę chodzić od 3 do 4 godzin w jedną stronę. Kiedy szedłem w stronę barykady na Avenue Las Americas, zobaczyłem nikczemną rzecz. Przez druty barykady próbował przejść starszy mężczyzna sprzedający lody z wózka. Trzej mężczyźni wyszli nie wiem skąd i wrzeszczeli na niego, że jeśli przekroczy drut, spalą mu wózek z nim w środku. Mężczyzna podjął decyzję, że chce przejść, a kiedy się zbliżyłem, powiedziałem im, żeby go przepuścili, żeby nie byli tak niewrażliwi, aby nie mogli zrozumieć, że ten człowiek prawdopodobnie żyje w biedzie, którą musi pracować dzisiaj, aby nakarmić swoją rodzinę. Pojawiło się kolejnych 4 i jeden powiedział mi: „Wynoś się stąd, dupku Chavista, nie chcesz, żebyśmy cię zabili, a potem cię zgwałcimy”. Nie odpowiedziałem, poszedłem dalej, a oni nadal obrzucali mnie różnymi obelgami.
Chwilę później obejrzałem się i zobaczyłem, jak popychali i fizycznie atakowali sprzedawcę lodów. Nie mogłam powstrzymać małego płaczu z bezsilności, mając świadomość, że w tej chwili nie mamy dostępu do prawa i sprawiedliwości”.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna
1 Komentarz
Gdziekolwiek żyjemy, zawsze łatwiej jest tym, którzy niszczą, niż tym, którzy chcą budować. Niemniej jednak na dłuższą metę przewagę mają ci, którzy budują. Podziw dla budowniczych i strażników marzenia Hugo pozostanie.