Źródło: Otwarta Demokracja
„Gaszę pożary, gdy tylko powstają” – śmieje się ginekolog-położnik Jesanna Cooper, odnosząc się do swojej pracy w ciągu ostatnich miesięcy w czasie pandemii w Birmingham, najbardziej zaludnionym mieście Alabamy.
Birmingham, znane miejsce działań na rzecz praw obywatelskich w latach 1960. XX wieku, było ostatnio świadkiem masowych protestów Black Lives Matter. Prawie 30% jego mieszkańców żyją w ubóstwie a ponad 70% to Afroamerykanie, którzy również borykają się z nieproporcjonalnie wysokim wskaźnikiem śmiertelności matek i noworodków.
W obliczu braku środków ochrony osobistej oraz stale zmieniających się wytycznych i zaleceń Cooper twierdzi, że bardzo ciężko było jej zapewnić bezpieczeństwo i prawa swoim pacjentom.
Znajduje czas, żeby porozmawiać ze mną telefonicznie w poniedziałkowe popołudnie. Jest na dyżurze, ale po kilku trudnych tygodniach jest spokojny dzień. Jako feministka i orędowniczka praw kobiet Cooper twierdzi, że chce, aby poród był wzmacniającym doświadczeniem dla każdej osoby, która trafi do szpitala, w którym pracuje – a osiągnięcie tego celu przez pandemię wirusa stało się jeszcze trudniejsze.
W miarę rozprzestrzeniania się przypadków Covid-19 w całych Stanach Zjednoczonych coraz więcej szpitali zaczęło wprowadzać przepisy mające na celu ograniczenie wskaźnika infekcji. Wpływ na kobiety rodzące szybko i poważnie został dotknięty.
Połączenia Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) wyraźnie poinformowała kraje, że podczas pandemii kobiety nadal mają prawo do „wysokiej jakości opieki przed porodem, w jego trakcie i po porodzie” – w tym jasnej i pełnej szacunku komunikacji oraz wybranego towarzysza podczas porodu. Wydaje się jednak, że takie wytyczne były lekceważone w wielu miejscach w USA i na całym świecie.
W Birmingham Cooper twierdzi, że od pierwszego dnia walczyła, aby temu zapobiec i chronić prawa kobiet podczas całego kryzysu. „Nasza pierwsza kłótnia polegała na wyjaśnieniu, że jesteśmy ważni” – mówi mi i dopilnowaniu, aby personel oddziału położniczego nie został pominięty przy dystrybucji rzadkich środków ochrony osobistej.
Kolejne wyzwanie pojawiło się, gdy urzędnicy stanu Alabama zalecili szpitalom ograniczenie liczby odwiedzających. Tak zrobiło kilka szpitali zmuszanie kobiet rodzących do dokonania wyboru pomiędzy obecnością przy sobie partnera, krewnego lub douli. Szpital Cooper poszedł w jej ślady, ale ona stawiała opór.
„Gaszę pożary, gdy tylko powstają”.
Doulas, twierdzi, nie są licencjonowanymi pracownikami służby zdrowia, ale stanowią „ważną część zespołu opiekuńczego”, zapewniając wsparcie i komfort oraz pełniąc rolę rzeczników kobiet podczas porodu. Badania naukowe potwierdziły, że ich praca może skutkować mniejszą liczbą cięć cesarskich, powikłań i wydłużonych porodów.
Cooper zadbała o to, aby jej szpital nie ograniczał obecności doul i traktował je jak członków zespołu medycznego, a nie gości.
Kolejna walka toczyła się przeciwko początkowym zaleceniom amerykańskiego Centrum Kontroli Chorób (CDC) – była sprzeczna Wskazówki WHO – oddzielenie kobiet z podejrzeniem lub potwierdzonym zakażeniem Covid-19 od ich noworodków. Cooper twierdzi, że kilka szpitali zastosowało się do tej rady (która została poprawiona w maju i zalecała takie rozdzielenie jedynie w indywidualnych przypadkach).
„To nie miało dla mnie żadnego sensu” – mówi. Mówi mi, że szczególnie podczas tego kryzysu karmienie piersią powinno być priorytetem, aby wzmocnić odporność noworodków. „Wydaje się naprawdę nieodpowiedzialne” – mówi – stosowanie środków polegających na „przerywaniu karmienia piersią na kilka pierwszych dni, a następnie wysyłaniu dziecka do domu pod opieką matki, która jest mniej przygotowana do karmienia piersią”.
Wytyczne WHO wyjaśniają, że karmienie piersią jest bezpieczne dla matek: nie ma dowodów na to, że karmienie piersią może przenosić COVID-19, a w mleku matki nie wykryto aktywnego wirusa.
„Osoba rodząca jest głową statku. Kapitan drużyny.”
W obliczu wyzwań związanych z pandemią Covid-19 Cooper przyjęła podejście polegające na walce z odgórnymi ograniczeniami, nalegając, aby prawa kobiet i ich świadome decyzje znalazły się w centrum polityki jej szpitala.
„Osoba rodząca jest głową statku. Kapitan drużyny. Musieliśmy więc szczerze porozmawiać o tym, co wiemy o Covid-19, a czego o nim nie wiemy” – wyjaśnia.
W jej szpitalu kobieta, nawet jeśli jest chora na Covid-19, może zdecydować, że nie będzie oddzielana od noworodka. „Nasi pediatrzy przygotowali dobre streszczenie dostępnych opcji, w tym wytyczne dotyczące zmniejszania ryzyka” – wyjaśnia, a informacjami tymi dzieli się z kobietą, która następnie podejmuje decyzję.
Takie podejście, mówi z dumą Cooper, oznacza, że młode matki mogą „nadal utrzymać laktację i nadal nawiązywać więź emocjonalną, jaką zapewnia bliskość związana z karmieniem piersią”. Myślę, że jest to ważne dla dzieci i myślę, że jest to ważne dla mam”.
Ruch „praw do urodzenia dziecka”.
Pod prawo amerykańskie, każdy człowiek ma prawo do świadomej zgody na zabiegi medyczne. Oznacza to, że mają prawo do uzyskania informacji potrzebnych do podjęcia decyzji dotyczących ich zdrowia, w tym do odmowy niektórych zabiegów. Jednak obrońcy praw i badacze ostrzegają, że jeszcze przed pandemią zasady te obowiązywały rutynowo bagatelizowane lub ignorowane podczas porodu.
Cooper należy do małej, ale zgranej sieci obrońców „praw porodowych”, która stara się to zmienić. Cristen Pascucci, założycielka grupy Monopol urodzeniowy, twierdzi, że pandemia tylko zwiększyła ich wyzwania, wprowadzając nowe ograniczenia, które jej zdaniem zostały wprowadzone „bez względu na dowody, prawa czy traumę, jaką narzucamy ludziom”.
Jej praca i obecna kampania lekarki z Birmingham cieszą się coraz większym zainteresowaniem lokalnych mediów, a także jej obecną kampanią mającą na celu przekształcenie części jej własnej kliniki położniczej, znajdującej się po drugiej stronie ulicy od szpitala, w „pomocniczy oddział położniczy”. Dzięki temu kobiety w ciąży niskiego ryzyka będą mogły rodzić pod opieką pielęgniarki-położnej.
Ale po raz pierwszy opowiada swoją historię globalnej publiczności. Daje wgląd w długotrwały kryzys poprzedzający pandemię: powszechne łamanie praw kobiet podczas porodu. Jej historia mówi nam również, jak – w dużej mierze poza zasięgiem wzroku – feministyczne lekarki i obrończynie praw, pomimo przeciwności losu, wprowadzają zmiany w swoich społecznościach.
To nie było łatwe. „Przez lata zmagałem się z negatywnymi komentarzami i sprzeciwem dotyczącym sposobu, w jaki praktykuję” – mówi Cooper, „a także ze względu na moją płeć i brak łatwego dopasowania się do społeczności medycznej stanu Alabama”. Znalazła jednak swoje miejsce wśród obecnych kolegów, którzy są „bardziej zróżnicowani i niezależni”, którzy dają jej „więcej wsparcia niż kiedykolwiek”.
Sojusznicy religijni
Feministyczna lekarka znalazła także sojuszników we wspólnocie religijnej Alabamy, co jest „interesujące, ponieważ jeśli chodzi o poród, podążamy różnymi drogami do tego samego celu. Nie zgadzamy się politycznie, ale obaj dążą do bezpieczniejszych środowisk porodowych dla kobiet z mniejszą liczbą niepotrzebnych interwencji”.
„Kobiety, które wybierają moją praktykę, reprezentują całe spektrum poglądów politycznych i religijnych” – mówi Cooper. Mają też różne plany porodowe i nie przeszkadza jej to. Wybór i zgoda są w centrum jej praktyki.
Niezależnie od tego, czy kobiety zdecydują się na poród medyczny, cesarskie cięcie, czy poród w domu, Cooper twierdzi, że ważne jest, aby rozumiały wszystkie dostępne opcje, w tym ryzyko i sposoby jego ograniczenia.
„Moja praca polega na wykorzystaniu moich umiejętności, aby pomóc w realizacji planu, który wprowadziła osoba rodząca, oraz na przekazaniu informacji, które pomogą jej uzyskać oczekiwany wynik” – mówi. Stosowanie takiego podejścia – dodaje – oznacza, że „kiedy sprawy nie układają się zgodnie z planem, ludzie nadal czują się z tym bardziej komfortowo, ponieważ byli częścią procesu, a nie biernym naczyniem”.
Psychologia i cesarskie cięcie
Jak twierdzi Cooper, szkolenie z zakresu położnictwa było „programem bardzo medycznym i nie miałam dużego doświadczenia w porodach bez leków i wymagających niewielkiej interwencji”. Dopiero gdy sama urodziła dziecko, zaczęła kwestionować to, czego się nauczyła. Kiedy wróciła do domu z noworodkiem, zaczęła mieć problemy z karmieniem piersią, których nie potrafiła wytłumaczyć treningiem.
Wcześniej „nie zastanawiałam się, jak mało przeszłam szkolenia w zakresie wspierania kobiet karmiących piersią i jak sposób, w jaki rodzimy, wpływa na laktację”. Następnie Cooper zaczęła studiować te zagadnienia, a także położnictwo, które, jak twierdzi, otworzyło jej oczy na „jak wielu brakuje wiedzy, jaką mamy my, lekarze, jeśli chodzi o poród”.
Podczas gdy położnicy są szkoleni w wykrywaniu patologii i chorób – wyjaśnia, położne skupiają się również na psychicznym przygotowaniu kobiety do porodu, w tym na „przebywaniu w spokojnym otoczeniu i bez lęku zbliżaniu się do porodu”.
„Stany Zjednoczone są najniebezpieczniejszym miejscem porodu w krajach rozwiniętych”.
Cooper zdecydowała się włączyć położne do swojego personelu w szpitalu – przez trzy lata walczyła z biurokracją, aby tak się stało. Jak twierdzi, efekty były natychmiastowe. „Coraz więcej doul przychodziło, coraz więcej kobiet rodziło zgodnie ze swoimi planami i w bardziej samodzielny sposób, a potem liczba naszych cięć cesarskich zaczęła spadać”.
Liczba wykonywanych cięć cesarskich jest ważna, ponieważ – jak ostrzega Cooper – „Stany Zjednoczone są jednym z niewielu krajów rozwiniętych, w którym wskaźnik umieralności matek rośnie, a jego część wynika z rosnącego wskaźnika cięć cesarskich”.
WHO zaleca wykonywanie cięć cesarskich tylko wtedy, gdy jest to konieczne z medycznego punktu widzeniai stwierdza, że idealny odsetek cięć cesarskich wynosi od 10% do 15%. Te liczby są znacznie wyższy w USA, a szczególnie w Alabamie, gdzie w 2018 r. prawie 35% urodzeń odbyło się w ten sposób.
W ciągu zaledwie sześciu miesięcy odsetek cięć cesarskich w przypadku matek po raz pierwszy w szpitalu Coopera wzrósł z 25% do 11%, a w przypadku wszystkich porodów z 33% do 20%. Obniżenie tych stawek nie było jednak jej celem i opisuje to jako naturalną konsekwencję swojego podejścia, wspierającego kobiety w podejmowaniu decyzji.
Jej szpital oferuje planowe cesarskie cięcie, a także daje kobietom możliwość poczekania i podjęcia decyzji, czego chcą, bliżej terminu porodu. Uważa, że miało to największy wpływ, ponieważ pacjentki, które nie odczuwają natychmiastowego niepokoju, często proszą o zaczekanie, „a kiedy czekasz, dochodzi do znacznie większej liczby porodów drogami natury”.
WHO ostrzega również, że ryzyko związane z cesarskim cięciem „jest większe u kobiet z ograniczonym dostępem do kompleksowej opieki położniczej”. Jeszcze przed pandemią Covid-19 wiele kobiet w USA było narażonych na zwiększone ryzyko.
Dochodzenie z 2018 roku stwierdziła, że Stany Zjednoczone są „najniebezpieczniejszym miejscem porodu w świecie rozwiniętym”, gdzie 50,000 700 kobiet rocznie odnosi poważne obrażenia podczas porodu lub po porodzie, a XNUMX umiera.
Wskaźniki umieralności matek i noworodków są w Alabamie wyższe niż w wielu innych częściach kraju, a Cooper twierdzi, że „te dysproporcje są jeszcze bardziej widoczne, jeśli rozbić je według rasy”.
„Kiedy zaczęłam próbować wprowadzić zmiany w swojej praktyce i włączyć tryb położnictwa” – wyjaśnia, „robiłam to głównie po to, aby wspierać laktację, a także wspierać prawa kobiet, ponieważ było dla mnie ważne, aby kobiety podejmowały własne decyzje o tym, jak rodziły”.
„Nie chcę oferować naprawdę dobrego modelu opieki tylko tym, których na to stać”.
Cooper upiera się, że każda rodząca powinna mieć dostęp do takiego samego leczenia i boli ją, że jej podejście nie jest szerzej dostępne. Kryzys związany z Covid-19 tylko pogłębił nierówności w dostępie Amerykanów do opieki zdrowotnej – dodaje, podając przykład porodów domowych.
Położne do porodów domowych zostały zalegalizowane dopiero w zeszłym roku, a w Alabamie nie jest ich zbyt wiele. Cooper twierdzi, że są one również niedostępne dla „wielu kobiet, które boją się przyjść do szpitala” podczas pandemii. Mówi, że kosztują od 3,000 do 5,000 dolarów za dostawę i należy je uiścić gotówką.
Ponieważ szpitale w całych Stanach Zjednoczonych stały się głównymi miejscami zarażenia koronawirusem, kobiety potrzebują bezpieczniejszych miejsc do porodu, twierdzi lekarz, a w przypadku ciąż niskiego ryzyka, które prawdopodobnie nie będą wymagały specjalnych interwencji lub leków, pielęgniarki i położne mogą być opiekowane poza szpitalem oddziałach położniczych.
Dlatego też rozpoczęła kampanię mającą na celu przekształcenie własnej kliniki znajdującej się po drugiej stronie ulicy od szpitala, w którym pracuje, w „pomocniczy oddział położniczy”. Jej celem jest sprawienie, aby poród był bezpieczny i niedrogi – w trakcie i po Covid-19.
Aby to osiągnąć, potrzebuje wsparcia Medicaid, finansowanego przez rząd programu ubezpieczenia zdrowotnego, z którego korzysta ponad 70 milionów Amerykanów o niskich dochodach. W 2018 r. obejmowało 50% urodzeń w Alabamie. „Bardzo ważne jest dla mnie, abyśmy otrzymali zwrot kosztów Medicaid” – mówi Cooper, „abyśmy nie oferowali naprawdę dobrego modelu opieki tylko tym, których na to stać”.
Jeśli Medicaid ją odrzuci, lekarz ma plan B – który polega na zwróceniu się do jej społeczności „praw porodowych” o wsparcie finansowe dla kobiet o ograniczonych zasobach. Choć wciąż niewielka, twierdzi, że ta społeczność rośnie i „możemy polegać na sobie nawzajem, próbując wprowadzić te zmiany”.
Poza pandemią Cooper uważa, że „ośrodki porodowe” poza szpitalem „są ważną częścią rozwiązania problemów, które widzimy w Alabamie. Jednak w związku z Covid-19 i sytuacją w szpitalu stało się to pilniejsze. Powinniśmy przestać z tym czekać. Zróbmy to teraz."
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna