Poniższy tekst pojawił się w odręcznym liście Tima DeChristophera zaadresowanym do Grist's Jennifer Prediger.
Jeśli kiedykolwiek wątpiłem w siłę słów, sędzia Benson aż nazbyt wyraźnie podkreślił ich znaczenie podczas mojego wyroku w zeszłym miesiącu. Kiedy skazał mnie na dwa lata więzienia plus trzy lata w zawieszeniu, przyznał, że moje przestępstwo „nie było takie złe”. Problemem, jak upierał się sędzia Benson, był mój „ciągły ciąg zeznań” i brak żalu. Najwyraźniej jedyne, czego chciał, to przeprosiny, a za to można było uniknąć dwóch lat więzienia. W rzeczywistości sędzia Benson powiedział, że gdyby nie moje publiczne oświadczenia polityczne, całkowicie uniknąłbym oskarżenia. Jak to zwykle bywa w przypadku nieposłuszeństwa obywatelskiego, dla rządu było niezwykle ważne, abym stanął przed majestatem sądu z pochyloną głową i wyraził żal. Tak ważne, że przeprosiny z właściwym przyklęknięciem to obecnie sprawiedliwa kara za kilka lat więzienia. Być może dlatego większość spraw aktywistów kończy się ugodą.
Ponieważ wydaje się to naprawdę dobrą ofertą, niektórzy pytają, dlaczego nie chciałem się zamknąć i wziąć tego. Być może jednak powinniśmy zadać sobie pytanie, dlaczego rząd jest skłonny zawrzeć taką umowę. Ostatnia ugoda, jaką mi zaoferowano, opiewała na zaledwie 30 dni więzienia. (Piszę to w 28. dniu mojego życia.) Skoro więc chcieli mnie zamknąć na dwa lata, dlaczego pozwoliliby mi chodzić, przeprosić i trzymać gębę na kłódkę przez jakiś czas? Z drugiej strony, gdyby chcieli zamieść sprawę pod dywan, dlaczego mieliby wywołać takie zamieszanie, zamykając mnie? Dlaczego moje słowa robią taką różnicę?
We wszystkich sprawach karnych, z których 85 procent kończy się ugodą, rząd ma silną motywację do unikania procesu: oprócz ograniczenia kosztów procesu ugoda pomaga skoncentrować władzę w rękach urzędników państwowych.
Rewolucjoniści, którzy założyli ten kraj, byli głęboko nieufni wobec koncentracji władzy, dlatego wśród innych środków ostrożności ustanowili sądy obywatelskie jako najważniejszą część naszego systemu prawnego i nalegali na konstytucyjne prawo do procesu z ławą przysięgłych. Aby uniknąć tej niedogodności, zwolennicy skoncentrowanej władzy wolnej od rewolucjonistów zminimalizowali rolę obywateli w naszym systemie prawnym. Osiągnęli to poprzez ograniczenie tego, co ława przysięgłych może usłyszeć, o czym może decydować, a co najważniejsze, unikając wszystkich rozpraw z ławą przysięgłych. Obecnie przyjmuje się jako podstawowy fakt w naszym systemie sądownictwa karnego, że oskarżony, który skorzysta ze swojego prawa do procesu z ławą przysięgłych, zostanie za to ukarany. Przeniesienie władzy z obywateli na rząd ma miejsce wtedy, gdy rola obywateli zostaje w tym procesie wyeliminowana.
Jednakże w przypadkach nieposłuszeństwa obywatelskiego rząd przywiązuje większą wagę do przeprosin. Ze swej natury nieposłuszeństwo obywatelskie jest aktem, którego przesłanie jest takie, że rząd i jego prawa nie są jedynym głosem autorytetu moralnego. Jest to stwierdzenie, że my, obywatele, uznajemy wyższy kodeks moralny, do którego prawo nie jest już dostosowane, i zachęcamy naszych współobywateli, aby uznali tę różnicę. Rząd prawdziwie ludowy, dla ludzi i przez ludzi nie jest zagrożony przez obywateli rzucających takie wyzwanie. Jednak rządowi, którego władza zależy od nieświadomego lub apatycznego obywatela, zagraża każdy akt otwartego obywatelskiego nieposłuszeństwa, niezależnie od tego, jak mały. Aby odzyskać ten maleńki kawałek władzy, rząd musi albo odpowiedzieć na żądania aktywisty, albo zmusić go do wycofania się, składając publiczne oświadczenie żalu. W przeciwnym razie te drobne wyzwania pod adresem moralnego autorytetu rządu zaczną się kumulować.
W ciągu ostatnich kilkuset lat tłumienia sprzeciwu rząd nauczył się kilku rzeczy na temat utrzymania władzy. Czasami wydaje się, że rząd nauczył się więcej z historii naszych ruchów społecznych niż my, jako aktywiści. Ich gotowość do rezygnacji z bezpośredniej akcji i klapsa w rękę w zamian za wydanie dwóch lat za oświadczenia polityczne wynika z ich zrozumienia władzy jednostki. Wiedzą, że jedna osoba lub nawet mała grupa nie może mieć wystarczającego bezpośredniego wpływu na naszych korporacyjnych gigantów, aby naprawdę zmienić sytuację w naszej gospodarce. Wiedzą, że pojedyncza osoba nie może mieć znaczącego, bezpośredniego wpływu na nasz system polityczny. Ale nasz nowoczesny rząd demontuje Pierwszą Poprawkę, ponieważ rozumie dokładnie to samo, co nasi ojcowie założyciele, kiedy ją pisali: jedna osoba może zrobić tylko zasiać ziarno miłości i oburzenia w sercach ruchu. A jeśli te serca staną się podatnym gruntem, te nasiona miłości i oburzenia przerodzą się w rewolucję.
Tim DeChristopher jest działaczem klimatycznym i współzałożycielem Pokojowe Powstanie.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna