Każdy w Libanie zna kogoś, kto został zamordowany. Znamy także osoby, które wkrótce mogą zostać zamordowane. Izrael chce zamordować przywódcę Hezbollahu, Sayyeda Hassana Nasrallaha – tak jak zabił jego poprzednika wraz z żoną i synem w 1992 r. Zamiar Syrii zamordowania przywódcy druzów, Walida Jumblatta, nie jest tajemnicą – tak samo jak zabójstwo jego ojca w 1977 r. Zeszłego lata, kiedy Izrael bombardował Liban, odwiedziłem wielu przyjaciół, których domy zabarykadowano – nie przed izraelskimi rakietami – ale w celu odstraszenia syryjskich bomb samochodowych. Młody Pierre Gemayel, którego wujek został zamordowany w 1982 r., jest ostatnią ofiarą wojny między Izraelem a Syrią na ziemi libańskiej, która grozi powrotem kraju do bezsensownej wojny, którą toczył w latach 1975–1990.
Ghassan Tueini, redaktor i wydawca wiodącego dziennika w Bejrucie Nahar, zwaną wojną domową „la guerre pour les autres.” Pozostali to Izraelczycy, Palestyńczycy, Syryjczycy, Irakijczycy, Amerykanie i Sowieci. Ma teraz tę samą opinię na temat rozwijającej się katastrofy i małej miłości do Syrii i Izraela. Jego górski dom nad Bejrutem przyjmował kiedyś gości ze wszystkich środowisk bez umówionego spotkania. Teraz samochody zatrzymują się przy bramkach bezpieczeństwa, gdzie uzbrojeni mężczyźni sprawdzają je, zanim będą mogli wjechać. Jego syn, Gibran Tueini, został zamordowany w grudniu ubiegłego roku za wybitną rolę, jaką odegrał w opozycji wobec resztkowych wpływów Syrii w Libanie – podobnie jak odważny dziennikarz Samir Kassir i były szef partii komunistycznej George Hawi.
Ghassan Tueini, który ma obecnie osiemdziesiąt lat, znajduje swoje nazwisko na wszystkich krążących w Libanie listach tych, których Syria rzekomo chce wyeliminować. Zapytałem go, dlaczego Liban nie może się uspokoić po długiej wojnie. „Dlaczego oczekujesz, że będziemy inni od innych ludzi?” zapytał mnie z powrotem. „Pamiętajcie o traumie mieszkańców Berlina. Niemcy nie podniosły się z dnia na dzień.” Niemcy, podobnie jak Liban, pozostawały okupowane przez lata po zakończeniu wojny. Formalna okupacja wojskowa Libanu przez Syrię na północy i Izrael na południu może się zakończyć, ale żaden z byłych okupantów nie pozostawi jej samej. Nadszedł czas, aby wycofali swoją ingerencję, tak jak to zrobili ze swoimi armiami. Ale kto ich zmusi?
Liban jest jedną figurą na szachownicy i nie można decydować o jego losach w oderwaniu od pozostałych. Polityka Syrii i Izraela ma większy wpływ niż decyzje wybranych przywódców Libanu. Obaj sąsiedzi – prawdopodobnie najgorsi, o jakich może marzyć jakikolwiek kraj – mają wizję Libanu, jakiej chcą. Syria woli taki, w którym może wybrać prezydenta, parlament, premiera i gabinet. Izrael chce uwolnić Liban od niewątpliwie najpopularniejszej partii politycznej, Hezbollahu. Chciałaby także uległego, proamerykańskiego prezydenta i rządu, jaki próbowała wszczepić siłą w 1982 roku.
Co zatem mogą zrobić Stany Zjednoczone? Mogę ci powiedzieć, co to zrobiło. W 1976 roku sekretarz stanu Henry Kissinger zatwierdził syryjską okupację Libanu. W 1982 roku jego następca, Al Haig, zachęcał Izrael do inwazji. Następnie w 1990 r. inny amerykański sekretarz stanu James Baker dał zielone światło dla armii syryjskiej na powrót do części Libanu, z których została wykluczona w 1982 r. Ani Syria, ani Izrael nie wkroczyły do Libanu bez amerykańskiej zgody. Amerykański dyktat mógłby trzymać ich obu z daleka, gdyby USA dbały o Liban tak bardzo, jak twierdzą ich politycy.
Jedynym rozwiązaniem dla Libanu jest, aby Syria i Izrael – a także obecnie Iran – nie ingerowały w jego sprawy wewnętrzne. W 2005 r. wielu Libańczyków było wdzięcznych za amerykańskie i francuskie wsparcie dla rezolucji ONZ nr 1559, która zmusiła Syrię do wycofania się. Ich wdzięczność nie obejmowała jednak podziękowania Ameryce za pozwolenie – a właściwie podżeganie – na trzydziestoczterodniowy atak Izraela na ten kraj w lipcu i sierpniu. Nie są też wdzięczni za ciągłe wtargnięcie izraelskich sił powietrznych w libańską przestrzeń powietrzną. Stany Zjednoczone, niezależnie od tego, czy ich posłuszni akolici w Londynie udzielą retorycznego poparcia, czy nie, mogą wytyczyć pewne czerwone linie: ani Izrael, ani Syria nie powinny mieć pozwolenia na używanie siebie nawzajem jako pretekstu do igrania z Libanem. Stany Zjednoczone mogłyby pójść o krok dalej i sponsorować traktat między Izraelem a Syrią w sprawie okupowanych Wzgórz Golan.
Bliski Wschód przechodzi od kryzysu do kryzysu – często na podatnym podłożu Libanu – ponieważ nikt w Waszyngtonie nie ma na tyle uczciwości i mądrości, aby wymusić pokój, który zapewni Palestyńczykom miejsce do niezależnego życia, a Izraelowi szansę bycia czymś bardziej interesującym niż lokalne supermocarstwo wojskowe. Kiedy izraelscy żołnierze przestaną wyrywać drzewa oliwne na Zachodnim Brzegu i chronić osadników na Wzgórzach Golan, Libańczycy nie będą żyli w strachu, że ktoś ponownie podżega ich do wojny.
Karol Szkło mieszkał w Libanie od 1972 do 1976 i od 1983 do 1995. W latach 1983 do 1993 był głównym korespondentem ABC News na Bliskim Wschodzie, a w 1987 został porwany przez Hezbollah. Jego nowe książki o Bliskim Wschodzie to: Plemiona triumfują (Harper Collins) i Front Północny (Książki Saqi). Jego strona internetowa jest www.charlesglass.net. ]
© Charles Glass 2006
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna