Ponurą Wigilię Bożego Narodzenia, niosącą wieści o rozpaczy w Betlejem i zabójstwach w pobliżu Jenin, pogorszyła jeszcze wiadomość o śmierci Joe Strummera, wokalisty legendarnego brytyjskiego zespołu punkowego „The Clash”, w wieku 50 lat. .
Jak na ironię, on i pierwotni członkowie grupy, która napełniła punk palącą poezją polityczną w nudnej i przeciętnej prawicowej erze politycznej w Wielkiej Brytanii pod rządami Thatcher i w Stanach Zjednoczonych pod rządami Reagana, mieli ponownie spotkać się na występie w przyszłym miesiącu, upamiętniającym wprowadzenie grupy do Galeria sław rock and rolla.
Jak na ironię, codzienne wiadomości z Bliskiego Wschodu brzmią jak tytuły piosenek The Clash: „Washington Bullets” latają w Afganistanie, Jenin, Ramallah i Rafah, a wkrótce będą latać, być może ponownie ze zubożonym uranem, w Iraku . „Ktoś został zamordowany” – dzisiaj, wczoraj i codziennie w okupowanej Palestynie.
Tak wiele nagłówków dzisiejszych wiadomości przypomina sytuację polityczną sprzed dwudziestu lat. Ci sami niesmaczni ludzie znów są u władzy w USA: Nicholas Negroponte, Richard Perle, Dick Cheney, admirał Poindexter i Elliott Abrams to po raz kolejny „honorowi ludzie”, którzy popierają politykę USA niesamowicie podobną do tej, która rozgniewała i przeraziła postępowców na początku lat 1980. . Inicjatywa obrony strategicznej „Gwiezdne Wojny”, lekceważenie praw człowieka w dążeniu do jednostronnej polityki USA na całym świecie oraz amerykańskie sojusze z przywódcami bandytów – wszystko to znów jest w modzie.
A w 2002 r., podobnie jak w 1982 r., Stany Zjednoczone po raz kolejny stoją z boku, współuczestnicząc w swoim milczeniu, podczas gdy Ariel Szaron popełnia zbrodnie wojenne, wykorzystując dolary z amerykańskich podatków i uzbrojenie dostarczane przez USA, aby realizować politykę stopniowych czystek etnicznych na Zachodnim Brzegu i Gaza.
Ale obecnie rzadko widujemy lub słyszymy protesty tak wymowne, mocne, treściwe – lub tak taneczne – jak piosenki The Clash, które pozostają niezwykle nieaktualne, brzmią dziś równie świeżo, energetyzując i wywrotowo, jak za pierwszym razem dwie dekady temu.
Za każdym razem, gdy słucham albumu The Clash „Sandinista!” Automatycznie pamiętam dzień, w którym dowiedziałem się o masakrach w Sabra i Shatila. W sierpniu 1982 roku właśnie wróciłem z mojej pierwszej w życiu podróży na Bliski Wschód — wyprawy archeologicznej do południowo-wschodniego obszaru Jordanii nad Morzem Martwym, po której odbyły się niezapomniane wycieczki do Izraela, na Zachodni Brzeg i do Syrii.
W drodze do domu spędziłem tydzień w Nowym Jorku i mając kilka dolarów pozostałych z letniej przygody, dokonałem jednego zakupu w sklepie z płytami na Times Square: „Sandinista!” — niezwykły, składający się z trzech albumów zestaw potężnych protest songów z beatami reggae i rockabilly, a także sprytnymi parodiami riffów Motown. Każda piosenka z trzech albumów „Sandinista!” w ostry sposób komentuje stosunki rasowe w Wielkiej Brytanii, awanturnictwo Stanów Zjednoczonych w Ameryce Środkowej i pojawiające się wówczas zagrożenie nuklearną rozgrywką między USA a ZSRR.
Wracając do domu z zajęć w college'u w pewien piątkowy wieczór we wrześniu 1982 roku, w drzwiach powitała mnie moja współlokatorka Janine. „Myślę, że nie powinieneś oglądać wiadomości!” – powiedziała ponuro, kiedy wszedłem do domu. Na ekranie telewizora zaczęły pojawiać się pierwsze relacje i obrazy z masakr w Sabrze i Szatili.
W 1982 roku, kiedy brakowało poczty elektronicznej, telefonu komórkowego, list aktywistów i stron internetowych takich jak ta, najlepszym ujściem dla mojego przerażenia, smutku i złości z powodu tego, co wydarzyło się w tych obozach w Bejrucie, było podkręcenie The Clash do pełnej głośności gdy wściekle sprzątałem dom.
Szczególnie jedna piosenka wyostrza ten mroczny dzień: „The Call Up”, prawdopodobnie jedna z najbardziej wymownych antywojennych i przeciw zabijaniu ballad, jakie kiedykolwiek napisano. Piosenka wykracza poza zwykłe potępianie wojny i zabijania; podkreśla, na czym polega odpowiedzialność za okrucieństwa: każda osoba musi odmówić współudziału. Mógłby to być hymn odważnych izraelskich „Refusników” – ponad 500 izraelskich żołnierzy, którzy odmówili współudziału w zbrodniach wojennych Szarona i codziennych sponsorowanych przez USA zabójstwach na terytoriach okupowanych.
Na cześć zmarłego, wielkiego Joe Strummera i jako ostrzeżenie przed tym, co może wydarzyć się w Iraku, a także w Izraelu/Palesstynie w najbliższej przyszłości, oto tekst „The Call Up”, aby przypomnieć nam o tym, co musimy zrobić w nadchodzącym, prawdopodobnie przerażającym, nowym roku:
Wywołanie
To od Ciebie zależy, czy nie usłuchasz wezwania
i nie wolno ci zachowywać się tak, jak cię wychowano
Kto zna powody, dla których dorosłeś?
Kto zna plany i dlaczego zostały sporządzone?
To od Ciebie zależy, czy nie usłuchasz wezwania
Nie chcę umierać!
To od Ciebie zależy, czy nie usłyszysz wezwania
Nie chcę zabijać!
Dla tego, który umrze
Czy on zabije
Może chcę zobaczyć pola pszenicy
Przez Kijów i w dół do morza
Wszyscy młodzi ludzie na przestrzeni wieków
Z radością pomaszerowali na śmierć
Oglądali je dumni ojcowie miast
Łzy w oczach
Jest róża, dla której chcę żyć
Chociaż, Bóg jeden wie, może jej nie spotkałem
Jest taniec i powinienem z nią być
Jest takie miasto – inne niż wszystkie
To od Ciebie zależy, czy nie usłyszysz wezwania
i nie wolno ci zachowywać się tak, jak cię wychowano
Kto dał ci pracę i dlaczego powinieneś ją wykonywać?
Pięćdziesiąt pięć minut po jedenastej
Jest róża…
Tak!
Laurie King-Irani, była redaktorka Raport o Bliskim Wschodzie, jest jednym z czterech założycieli Elektronicznej Intifady i północnoamerykańskim koordynatorem ds Międzynarodowa Kampania na rzecz Sprawiedliwości dla Ofiar Sabry i Szatili. Obecnie wykłada antropologię społeczną w Kolumbii Brytyjskiej.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna