Jerozolima: Powrót do Izraela po dłuższej nieobecności może być niepokojącym doświadczeniem. W drodze powrotnej z lotniska do mojego mieszkania w Jerozolimie zauważyłem nowe plakaty przyczepione do słupów i mostów wzdłuż autostrady. Czytają: Transfer = Pokój i Bezpieczeństwo. Znaczenie było jednoznaczne: Izrael musi wypędzić 3 miliony Palestyńczyków mieszkających na terytoriach okupowanych – a być może nawet swoich własnych obywateli palestyńskich – aby osiągnąć pokój i bezpieczeństwo.
Choć rasistowskie hasła stały się wszechobecne w Izraelu, to właśnie to przesłanie:koncepcję wydalenia jako rozwiązania politycznego– to mnie wytrąciło z równowagi. Nie trzeba być ocalałym z Holokaustu, aby rozpoznać śmiertelne implikacje tego wyrażenia. Hasło to jednak nie tylko podkreśla moralne bankructwo niektórych elementów izraelskiego społeczeństwa; pomaga także odkryć pewne nieodłączne sprzeczności leżące u podstaw polityki Izraela na terytoriach okupowanych.
Od skrajnej prawicy (tych za plakatami) po radykalną lewicę Izraelczycy są zgodni co do co najmniej dwóch punktów: należy uporać się z obecnym kryzysem, a ziemia jest główną kwestią, wokół której toczy się konflikt izraelsko-palestyński. Po ponad dwóch latach konfliktu zbrojnego, w wyniku którego zginęło blisko 2,500 osób – w tym 300 Palestyńczyków i XNUMX izraelskich dzieci – większość Izraelczyków uważa sytuację za beznadziejną, co, jak na ironię, podziela wielu Palestyńczyków.
Beznadziejność Izraela nie wynika jedynie z przedłożenia przez rząd Szarona działań militarnych nad dyplomację (która pomimo swojej bezwzględności nie ustabilizowała sytuacji), ale także z faktu, że dyskurs publiczny został skolonizowany przez kalkulacje wojskowe, które podważają możliwość nawet wyobrażenia sobie pozytywna zmiana. Obecny brak horyzontu politycznego wyjaśnia, dlaczego zapowiedź rządu o przedterminowych wyborach nikt nie przyjął z entuzjazmem.
Większość Izraelczyków wydaje się rozumieć, że doktryna wysunięta przez byłego premiera Menachema Begina i przyjęta przez Szarona nie jest już do utrzymania, a mianowicie, że Zachodni Brzeg, Strefa Gazy i Wschodnia Jerozolima pozostaną pod zwierzchnictwem Izraela, podczas gdy ludność palestyńska otrzyma jakąś formę autonomię bez otrzymania pełnego obywatelstwa. Lewica izraelska odrzuciła to rozwiązanie ze względów pragmatycznych i etycznych, uznając, że w dążeniu Izraela do utrzymania kontroli nad terytoriami stał się reżimem apartheidu.
Izrael wprowadził na terytoriach system segregacji dróg, przekształcając wszystkie główne arterie w drogi wyłącznie dla Żydów. W konsekwencji palestyńskie wsie i miasta zamieniły się w wyspy, utrudniając ludności dostęp do placówek medycznych, pracy i edukacji. (Według UNICEF blisko ćwierć miliona palestyńskich dzieci nie może dotrzeć do szkół). Nic dziwnego, że załamanie gospodarki palestyńskiej również się załamało – z niedawnego izraelskiego raportu wojskowego wynika, że od 60 do 80 procent populacji żyje za mniej niż 2 dolary dziennie .
Izraelczycy na lewicy i prawicy zdają sobie teraz sprawę, że konfliktu nie da się rozwiązać w obecnych warunkach, niezależnie od ilości siły militarnej, jaką Izrael zatrudnia. Oczekuje się, że nowy rząd będzie miał nowe pomysły. Choć sytuacja jest złożona, będą tylko trzy opcje do wyboru, jeśli mamy przełamać obecny impas.
Pierwsze to rozwiązanie dwupaństwowe. Nawet jeśli nowy przywódca Partii Pracy, były gen. Amram Mitzna, utworzy kolejny rząd, co jest mało prawdopodobne, nie jest jasne, czy będzie miał odwagę radykalnie zmienić format z Oslo. Opcja ta będzie jednak wykonalna tylko wtedy, gdy Izrael wdroży całkowite wycofanie się do granic z 1967 r. i likwidację wszystkich osiedli żydowskich, w których obecnie mieszka prawie 400,000 XNUMX mieszkańców. Choć może się to wydawać przedsięwzięciem niemożliwym, należy pamiętać, że kiedy Francja ostatecznie oddała kontrolę nad Algierią, udało jej się ewakuować znacznie większą liczbę obywateli francuskich.
Drugą opcję proponuje skrajna prawica: wypędzenie wszystkich Palestyńczyków z ich ziem i przymusowe przeniesienie ich do Jordanii, Libanu, Syrii lub Egiptu. Pomysł ten, do niedawna marginalizowany, zyskuje coraz szersze poparcie wśród ówczesnych władz. Sondaże wskazują, że prawicowa partia opowiadająca się za wydaleniami, Unia Narodowa, w nadchodzących wyborach otrzyma 10 proc. głosów i nie tylko jej członkowie opowiadają się za takim rozwiązaniem.
Trzecią opcją dla Izraela jest aneksja Zachodniego Brzegu i Strefy Gazy, nadając pełne obywatelstwo ludności palestyńskiej i w ten sposób przekształcając się w państwo dwunarodowe, a nie żydowskie. Rozwiązanie to, postrzegane przez Palestyńczyków jako zdrada walki o samostanowienie, zyskało ostatnio legitymizację w palestyńskim establishmentu. Chociaż opcja dwunarodowa jest w pewnym sensie najbardziej demokratyczna z całej trójki, w Izraelu nadal jest uważana za obrzydliwość nie tylko przez prawicę, ale także przez Partię Pracy i liberalnego Meretza.
Jeśli następny przywódca Izraela ma przezwyciężyć obecny kryzys, będzie musiał zdecydować, czy porzucić koncepcję państwa żydowskiego, zastosować politykę stosowaną przez najciemniejsze reżimy (w szczególności Trzecią Rzeszę), czy też zlikwidować osady i sprowadzić żydowskich osadników z powrotem do domu. Każda z tych opcji neguje pewne elementy projektu syjonistycznego, sugerując, że osiedla stanowią sprzeczność; teraz niszczą sam projekt, który ich zainicjował i podtrzymał. Wrócili, aby zamienić syjonistyczny sen w koszmar.
Neve Gordon wykłada politykę na Uniwersytecie Ben Guriona i jest współautorem książki The Other Israel: Voices of Refusal of Dissent (New Press 2002). Można się z nim skontaktować pod adresem [email chroniony]
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna