Rezerwa Federalna podnosi stopy procentowe w historycznie szybkim tempie. I nawet gdy płace utrzymują się na stałym poziomie, bankierzy centralni laserowo skupiają się na sprawdzaniu wzrostu płac wśród pracowników usług, którzy należą do pracowników o najniższych zarobkach w Stanach Zjednoczonych.
W tym wywiad z historykiem Timem Barkerem, który po raz pierwszy ukazał się w książce Daniela Denvira Radia Jakobińskiego pokazać Digomawiają, co się dzieje z inflacją, różne wyjaśnienia podaży i popytu dotyczące rosnących cen oraz dlaczego u podstaw tego wszystkiego leży przeciąganie liny między pracownikami a pracodawcami. Transkrypcja została zredagowana pod kątem długości i przejrzystości.
Podstawy
Zacznijmy od bardzo podstawowego pytania. Co to jest inflacja?
Inflacja, w najogólniejszym sensie, to trwały wzrost cen w stosunkowo szerokim obszarze gospodarki. To także wskaźnik cen, który definiuje rząd, bo żeby mówić o poziomie cen w całej gospodarce, trzeba abstrahować od dziesiątek tysięcy różnych cen, żeby powiedzieć, że mamy inflację na poziomie 5 czy 7 procent.
Robisz to poprzez wybranie koszyka towarów i usług, które mają reprezentować to, na co ludzie wydają pieniądze. A potem ważysz te rzeczy, ponieważ niektóre z nich są w budżecie ważniejsze niż inne. Rezultatem jest wskaźnik cen, taki jak wskaźnik cen towarów i usług konsumenckich (CPI). Tempo zmiany tego wskaźnika cen to inflacja.
Powodem, dla którego tak to przedstawiam, jest to, że wiele osób w pewnym sensie reifikuje to i zachowuje się tak, jakby istniało coś poza wskaźnikiem cen, który jest rzeczywistością. Więc powiedzą: no cóż, zmierzona inflacja rośnie tak bardzo, ale są w tym pewne szczególne czynniki. A jeśli je usuniemy, to naprawdę wzrośnie tylko o tę kwotę. Ale kiedy zaczniesz uwzględniać czynniki specjalne, tworzysz po prostu nowy, inny wskaźnik cen. I nie jest do końca jasne, co należy liczyć jako czynnik specjalny, czy nie. Dlatego myślę, że w pewnym sensie najlepszym sposobem, aby zastanowić się, czym jest inflacja, jest po prostu zmiana tego wskaźnika cen. Możesz także zajrzeć pod maskę tego, co znajduje się w indeksie cen i zadawać pytania na ten temat.
Być może to wyjaśnienie jest nieco zbyt ogólne. Podam więc przykład głównego składnika Indeksu cen towarów i usług konsumenckich, który jest jednym z najważniejszych wskaźników, których używamy w Stanach Zjednoczonych: kosztów schronienia. Główną częścią składową schroniska jest coś, co nazywa się czynszem ekwiwalentnym dla właściciela lub OER, czyli ceną, której nikt nie płaci. W rzeczywistości jest to koszt kalkulacyjny, który reprezentuje koszt, jaki właściciel domu poniósłby, gdyby wynajmował własny dom, a nie był jego właścicielem. A to jest znacząca część indeksu, ale nie jest to koszt, który tak naprawdę nikt nie płaci. Jest to próba przedstawienia czegoś, co w rzeczywistości nie jest transakcją rynkową lub transakcją rynkową tego rodzaju.
Natomiast spłaty kredytu hipotecznego, które są realną rzeczą, z którą ma do czynienia każdy, kto jest właścicielem domu, nie są częścią wskaźnika cen. Można więc powiedzieć, że gdy spojrzysz pod maskę tych indeksów, zobaczysz, że dokonano wyboru dotyczącego tego, co należy uwzględnić w indeksie, a które można było podjąć inaczej.
Zanim przejdziemy do wszystkich opisów współczesnej inflacji, jakie są konwencjonalne teorie na temat przyczyn inflacji?
Podręcznikowy sposób myślenia jest taki, że inflacja to przypadek, w którym za dużo pieniędzy goni za niewystarczającą ilością dóbr. To wyjaśnienie zawiera zarówno elementy popytu, jak i podaży, ponieważ jest to za dużo pieniędzy, co jest sposobem mówienia o popycie, i za mało towarów, co jest sposobem mówienia o podaży, która jest w jakiś sposób ograniczona lub która nie rośnie w miarę szybki jak wydawanie.
Mówiąc o tym w ten sposób, można bardziej skoncentrować się na kwestiach popytu lub podaży. Po stronie popytu istnieje szkoła myślenia zwana monetaryzmem, kojarzona z postaciami takimi jak Milton Friedman, które naprawdę kładą nacisk na podaż pieniądza ponad wszystko inne. Myśleli, że gdyby rząd mógł po prostu kontrolować podaż pieniądza na stałym poziomie, nie byłoby problemów z inflacją i że nie ma pozapieniężnych przyczyn inflacji.
Istnieje inny pogląd skupiony na popycie, bardziej keynesowski, który głosi, że tak naprawdę to nie sama podaż pieniądza, ale wydatki powodują inflację. Można więc faktycznie zwiększyć podaż pieniądza, ale jeśli te pieniądze nie zostaną wydane, można mieć ogromny wzrost podaży pieniądza bez ogromnego wzrostu inflacji. Prawdopodobnie widzieliśmy tego przykład przez większą część dekady 2010 r., kiedy pod każdym względem podaż pieniądza znacznie rosła z powodu niskich stóp procentowych i luzowania ilościowego, ale inflacja była stabilna, a Fed miał nawet problemy ze spełnieniem swoich własnych cele inflacyjne.
Następnie istnieje pogląd, który w mniejszym stopniu skupia się na stronie popytu, a bardziej na konstrukcji podaży. Pomysł jest taki, że rosnące ceny są spowodowane niedoborami, wąskimi gardłami lub innymi sposobami ograniczania podaży czegoś. Przykładem tego w obecnej inflacji jest niedobór półprzewodników: ceny samochodów, nowych samochodów, a nawet samochodów używanych, znacznie rosły, ponieważ produkcja nowych samochodów była ograniczona, ponieważ produkcja półprzewodników potrzebnych do samochodu , był ograniczony.
Jest jeszcze co najmniej jedna analiza inflacji zaproponowana przez marksistowskiego ekonomistę Michała Kaleckiego. Co argumentował?
Kalecki zinterpretował inflację jako walkę dystrybucyjną o nadwyżkę wytwarzaną przez społeczeństwo. Zatem można postrzegać inflację jako walkę pomiędzy pracownikami, których płace reprezentują ich roszczenia pieniężne do towarów i usług, a kapitalistami, których zyski reprezentują zarówno dochody, które kapitaliści zwykli konsumować, jak i fundusz, z którego kapitaliści mogliby inwestować w celu osiągnięcia większych zysków. Zarówno płace, jak i zyski reprezentują roszczenia pieniężne do rzeczy faktycznie wytwarzanych przez gospodarkę.
Zatem gdy kapitaliści i pracownicy przeprowadzają próby siły, aby odpowiednio zwiększyć swoje płace lub zyski, może to prowadzić do roszczeń pieniężnych przekraczających wartość towarów i usług dostępnych przy obecnym poziomie cen, co doprowadzi do wzrostu cen .
Można sobie wyobrazić spiralę, w której inflacja prowadzi robotników i kapitalistów do prób obrony realnej wartości swoich płac i zysków przed inflacją. Następnie następuje kumulatywny proces, w którym oba podmioty gonią za rosnącymi cenami i w jakiś sposób przyczyniają się do tej spirali.
Inflacja i Fed
Wróćmy do miejsca, w którym rozmawialiśmy ostatni raz, w lipcu 2021 r. Argumentował pan wówczas, że Fed był wówczas błędnie postrzegany jako gołębi w kwestii inflacji tylko dlatego, że Fed uważał wówczas siłę pracy za historycznie słabą, co oznaczało, że miał pewność, że ciasny rynek pracy nie będzie stwarzał ryzyka wywarcia presji na podwyżkę płac i tym samym wzrostu inflacji.
Innymi słowy, twoim podstawowym argumentem było to, że pozornie niewiele zmieniło się w ortodoksji Fed i że Fed nadal był tak samo jak zawsze przeciwny dopuszczeniu wzrostu udziału pracowników w dochodzie narodowym. To, co się zmieniło, to nie sposób myślenia Fed, ale zorganizowana siła robocza, która od lat 1970. stała się znacznie, znacznie mniej potężna. I Fedowi to się podobało. Czy patrząc wstecz na lipiec 2021 roku, okazało się, że miałeś rację?
Naprawdę czuję, że słusznie oceniłem, co nowego w Fed. Nie lubię się narzucać, bo autor tego artykułu jest naprawdę genialnym ekonomistą, którego wiele się nauczyłem z lektury. Ale pamiętam blog Nowa lewa recenzja opublikował artykuł Cédrica Duranda zatytułowany „1979 w odwrocie”, przy czym rok 1979 odnosi się do roku, w którym prezes Fed Paul Volcker zainicjował swój słynny szok Volckera, który polegał na gwałtownym wzroście stóp procentowych, który celowo zwiększył bezrobocie i ostatecznie wyrządził wiele szkód zorganizowanej sile roboczej.
W artykule tym argumentowano, że obecnie, wraz z ekspansywną polityką biodynamiki i pozornie gołębim zwrotem w Fed, widzimy coś na kształt roku 1979 w odwrotnej kolejności. Argument ten był wyraźnie przesadzony. Widzieliśmy, że coś bardziej przypomina Volckera, ponieważ odniósł tak duży sukces, że ludzie w końcu mogli sobie pozwolić na mniej jastrzębią postawę niż Volcker. Myślę, że znalazło to potwierdzenie w sytuacji, gdy Fed zdecydował się na faktyczne podwyższenie stóp procentowych. Stopy procentowe nie są obecnie na szczególnie wysokim poziomie w przeszłości, a już na pewno nie w porównaniu z szokiem Volckera, ale tempo ich wzrostu jest dość niezwykłe. Nastąpiło więc bardzo, bardzo ostre zacieśnienie i ostry zwrot w kierunku. I kiedy to się stało, prezes Fed Jerome Powell i inni prezesi Zarządu Rezerwy Federalnej jasno wyrazili, że ich celem jest wysoka stopa na rynku pracy.
Powell mówi takie rzeczy, których wymyślenie marksista czułby się zawstydzony – można by odnieść wrażenie, że przypisywali konspiracyjne nastawienie temu, co Powell mówi na swoich konferencjach prasowych, a mianowicie, że istnieje brak równowagi w sile przetargowej pomiędzy osobami poszukującymi pracowników i osoby poszukujące pracy. I że Fed zamierza podnieść stopy procentowe, dopóki nie zostanie usunięta ta nierównowaga i obniżymy płace.
Bardzo wyraźnie widać, że w tej chwili relacja szef-pracownik jest zachwiana.
Jeśli chcesz być całkowicie uczciwy wobec Powella, powiedziałby też coś w rodzaju: inflacja jest zła dla wszystkich, więc musimy osłabiać pracowników dla ich własnego dobra. Powiedziałby, że stabilny wzrost płac może nastąpić jedynie w kontekście stabilności cen.
Co dokładnie dzieje się z płacami w ciągu ostatnich kilku lat i obecnie? Kiedy rozmawialiśmy przed wywiadem, zauważyłeś, że Fed wydaje się szczególnie zainteresowany obniżaniem cen „usług innych niż mieszkalnictwo”. Jest to oczywiście sektor zatrudniający jednych z najniższych ze wszystkich pracowników o najniższych zarobkach. Dlaczego Fed jest tak szczególnie zainteresowany wzrostem wynagrodzeń pracowników usług i co to mówi o dominującej polityce pieniężnej?
Zacznijmy od pierwszej części Twojego pytania, czyli od tego, co dzieje się z płacami. Odpowiedź jest prosta: średnie płace pozostają na stałym poziomie od dłuższego czasu. Płaca minimalna skorygowana o inflację jest znacznie niższa niż w latach sześćdziesiątych; udział pracy w dochodzie, będący sposobem pomiaru, jaki procent całkowitego produktu gospodarczego trafia do osób zarabiających, jest znacznie niższy niż w 1960 r. I nic się nie zmieniło. Można zatem pomyśleć, że Fed nie ma tak naprawdę powodu do obaw związanych z rynkiem pracy, a ich reakcja ma w sobie coś paranoicznego.
Jeśli spojrzeć na ostatnie dwa lata, czy ostatnie dwa i pół roku, widać, że płace nominalne (płace nieskorygowane o inflację) rosły, ale rosła też inflacja. Zatem ogółem płace realne nieco spadły w porównaniu z poziomem sprzed pandemii. Ale istnieje duża różnorodność, która jest ukryta w takiej zbiorczej liczbie. Rynek pracy składa się z wielu różnych segmentów i wielu różnych rodzajów pracowników.
Jedną z najciekawszych rzeczy związanych z ciasnym rynkiem pracy w ciągu ostatnich dwóch lat jest to, że najszybszy wzrost płac był najniższy. Pracownicy, którzy zarabiają najmniej, w tym ci pracownicy usług, o których mówiłeś, odnotowali najszybszy wzrost wynagrodzeń i rzeczywiście odnotowali rzeczywisty wzrost płac realnych – wzrost płac przekraczający inflację. To naprawdę interesujące, ponieważ pokazuje, że jednym ze skutków, jakie może mieć ciasny rynek pracy, jest kompresja płac. Zatem nie tylko wyrównywanie szans między kapitałem a pracą, ale także między pracownikami i osobami zarabiającymi, a którzy, jak wiadomo, stanowią niezwykle niejednorodną grupę. Można zastosować kompresję, dzięki której płace osób pracujących w restauracjach będą rosły szybciej niż płace osób pracujących w kancelariach prawnych, co spowoduje zmniejszenie nierówności dochodów w klasie robotniczej.
Nie tylko wzrost płac skoncentrował się na najniższym poziomie, ale także ustał. Ważną miarą ciasności rynku pracy i siły pracowników jest nie tylko stopa bezrobocia, ale także poziom rezygnacji, a widzieliśmy, jak liczba osób odchodzących osiągnęła szczyt. Przez ostatnie dwa lata w niektórych kręgach nazywano to „wielką rezygnacją”, która koncentrowała się także w sektorze usług. Widziałeś ludzi, którzy mieli pracę w usługach, której nie lubili, zostawiając ją na lepiej płatną pracę w innych sektorach.
A to ma znaczenie dla obecnej polityki Powella i Fed, ponieważ Powell tak naprawdę nie jest w stanie wskazać wielu oznak spirali płacowo-cenowej ani żadnego groźnego wzrostu siły roboczej. Może jednak wskazać na tę niesamowitą presję w sektorze usług, a następnie wskazać na wzrost cen i inflację w ostatnim czasie w sektorze usług niskopłatnych.
Co zdaniem Powella należy zrobić w sprawie pracowników usług? Czy uważa, że są odpowiednio opłacani, czy po prostu o tym nie myśli?
To dobre pytanie. Niedawno przeczytałem zapis pytań i odpowiedzi, które zadał po przemówieniu w Brookings Institution, podczas którego ktoś ze słuchaczy – przysięgam, że to nie byłem ja – zadał mu pytanie dotyczące udziału pracy w dochodach, a on w zasadzie je zignorował. Pytanie to zadano mu dwukrotnie, raz od publiczności, a następnie reporter moderujący wydarzenie powtórzył mu je. I za pierwszym razem całkowicie to zignorował, za drugim razem powiedział, że tak naprawdę nie o tym tutaj mówimy.
Myślę więc, że powiedziałby, że wzrost płac jest dobry, jeśli jest zgodny ze stabilnością cen. Jest bardzo ostrożny, jeśli chodzi o bezpośrednie mówienie o wpływie na dystrybucję. Inną rzeczą, którą powiedział w przemówieniu, jest to, że widzi rolę automatyzacji i nowych inwestycji w sektorze usług, które mogą potencjalnie pomóc złagodzić część presji na podaż pracy. Ale są z tym dwa problemy.
Po pierwsze, nawet na tak ograniczonym rynku pracy, jak ten, który obserwujemy, nie jest jasne, ile możliwości istnieją w zakresie inwestycji zastępujących siłę roboczą. W wielu przypadkach zastąpienie pracownika robotem w fabryce jest dość proste. W sektorze usług istnieją menu z kodami QR i kioski do samodzielnego składania zamówień, jest trochę nisko wiszących owoców, ale w przypadku wielu rzeczy, takich jak opieka nad dziećmi, bardzo trudno sobie wyobrazić całkowitą automatyzację tego. Zatem istnieje nieodłączna trudność w reagowaniu na problem podaży pracy za pomocą innowacji w sektorze usług.
Co więcej, jeśli celem Powella jest zmniejszenie napięcia na rynku pracy i ograniczenie wzrostu płac, wówczas zmniejszy to również motywację kapitalistów do wprowadzania wszelkich innowacji dostępnych w sektorze usług.
Kto może zyskać na krachu wywołanym przez Fed? Biznes oczywiście nienawidzi ciasnego rynku pracy w równym stopniu, jak pracownicy go witają, ale obecnie zyski przedsiębiorstw mają się dobrze i wątpię, czy finanse z radością powitałyby krach na giełdzie. Czy koalicje klasowe wokół polityki pieniężnej zmieniły się od przedednia szoku Volckera?
Pracodawcy pracochłonni, co obejmuje zarówno podmioty z sektora usług, do których mogą zaliczać się duże sieci, ale można sobie wyobrazić, że właściciele małych firm mają bardziej bezpośrednie i natychmiastowe poczucie władzy nad swoimi pracownikami, dlatego też bardziej bezpośrednio odczuwają tę nierównowagę sił i osobiście, niż mógłby to zrobić dział HR w korporacji. Myślę więc, że niektórzy z nich, no wiesz, albo pracodawcy o niskiej marży zysku, pracochłonni, albo mali przedsiębiorcy, będą w tym momencie największą i najsilniejszą frakcją antyinflacyjną.
Pytasz o finanse, co moim zdaniem jest jednym z najciekawszych pytań, ponieważ istnieje wiele dowodów na to, że finanse mają znacznie bardziej skomplikowany związek z inflacją niż miało to miejsce w przeszłości. Historycznie rzecz biorąc, finanse znajdowały się w centrum zdrowej polityki pieniężnej, polityki antyinflacyjnej.
Bo inflacja jest dobra dla dłużników i zła dla wierzycieli, bo wartość nominalna długu pozostaje taka sama, a jego rzeczywista wartość spada.
Dokładnie. Znaczące jest to, że Paul Volcker przyszedł do Fed z Chase Manhattan Bank i że David Rockefeller, który był szefem Chase Manhattan Bank, zaproponował go [Jimmy’emu] Carterowi na stanowisko przewodniczącego Fed.
Co ciekawe dzisiaj, z wielu powodów finanse wydają się mniej monomaniakalnie antyinflacyjne. Po pierwsze, faktyczna działalność finansowa stała się bardziej skomplikowana. Większość podmiotów finansowych to obecnie na dużą skalę zarówno kredytobiorcy, jak i pożyczkodawcy. Można więc sobie wyobrazić bank inwestycyjny, który wykorzystuje lub pożycza pieniądze, aby następnie dokonać określonych inwestycji. Inną częścią problemu jest to, że stosunkowo łatwe pieniądze, które widzieliśmy, łączono również z wysokimi cenami aktywów i historycznymi wzrostami na giełdzie. Na Wall Street panuje przekonanie, że zbyt szybkie lub zbyt wysokie podniesienie stóp procentowych będzie naprawdę niekorzystne dla giełdy i ogólnie dla stabilności finansowej.
Doprowadziło to niektórych ludzi do wniosku, że finanse są obecnie jednoznacznie łatwym obszarem pieniądza, ale moim zdaniem ujmowanie tego w tak prosty sposób jest pewnego rodzaju przesadą. Po pierwsze, Jerome Powell jest byłym inwestorem private equity, a Rezerwa Federalna jako instytucja jest bardzo blisko społeczności finansowej (choć ma wystarczający dystans, aby czasem narzucić dyscyplinę). Myślę, że trzeba byłoby przyjąć dość heroiczne założenia dotyczące względnej autonomii Fed, aby sądzić, że robi on coś, co nie ma związku z pragnieniami finansów. Co więcej, gdy spojrzysz na wypowiedzi wielu osób zajmujących się finansami, wydaje się, że są one sprzeczne. Myślę, że chcą, jeśli to możliwe, czegoś w rodzaju miękkiego lądowania Złotowłosej, podczas którego Fed będzie w stanie obniżyć inflację bez powodowania recesji.
Ciekawą postacią, na którą warto zwrócić uwagę, jest Bill Ackman, wielki finansista i zarządzający funduszami hedgingowymi. Jeśli spojrzeć na publiczne oświadczenia Ackmana z ostatnich dwóch lat, wszędzie go pełno. W jednym miesiącu będzie wzywał Powella, aby naśladował Volckera, a w następnym naprawdę się martwi, że na giełdzie zrobi się zbyt bałagan. A potem napisze na Twitterze, że musimy zwiększyć imigrację, ponieważ w ten sposób można obniżyć płace bez podnoszenia stóp procentowych.
Ostatnio – i to jest rzeczywiście znaczące – Ackman wzywał do dostosowania celu inflacyjnego Fed na poziomie 2 procent. Obecnie 2 procent to naprawdę niewiele, jak na historyczne standardy światowe. Jeśli Fed za cel inflacyjny wybierze 3 lub 4 procent, zamiast automatycznie 2 procent, ogranicza to szkody, jakie Fed będzie musiał wyrządzić, aby osiągnąć swój cel. Mniej więcej w tym samym czasie William Spriggs, główny ekonomista AFL-CIO, również wezwał do przyjęcia celu inflacyjnego na poziomie 3%. Jeśli chodzi o koalicje, naprawdę interesująco jest pomyśleć o Ackmanie i tym gościu z AFL-CIO, którzy wzywali do ustalenia celu inflacyjnego na poziomie 3%.
Zastrzeżenie dotyczące Ackmana jest takie, że przyjęcie nowego celu niekoniecznie oznacza, że nie martwi się inflacją. Myślę, że to oznacza, że chce go po prostu ustabilizować na poziomie, który nie będzie zbyt bolesny. Więc jeśli mógłbyś ustabilizować to na wyższym poziomie, chciałby tego. Myślę, że gdyby groziło mu wymknięcie się spod kontroli, mógłby powrócić do swojego bardziej jastrzębiego nastroju, jaki obserwowaliśmy w innych momentach w ciągu ostatnich kilku lat.
Przybliżyliśmy już trochę scenę krajową, ale zanim przejdziemy dalej, powinniśmy zauważyć, że kapitalizm jest z całą pewnością systemem światowym. Jak Fed i jego posunięcia odnoszą się do innych banków centralnych i tego, co robią na całym świecie?
Rezerwa Federalna Stanów Zjednoczonych jest de facto bankiem centralnym dla całego świata z kilku różnych powodów. Po pierwsze, dolar jest de facto walutą rezerwową. Jest to waluta, w której denominowanych jest wiele transakcji na całym świecie. Jest to bezpieczny aktyw, w którym ludzie posiadający bogactwa na całym świecie starają się przechowywać swoje pieniądze, jeśli chcą je chronić. Częścią tego jest po prostu znaczenie dolara.
Drugim, związanym ze znaczeniem dolara, jest to, że Fed ma pole manewru, którego nie ma wiele innych banków centralnych. Mają swobodę prowadzenia bardzo luźnej polityki, jeśli chcą, przez bardzo długi czas, ponieważ istnieją tak silne siły strukturalne, które wspierają rolę dolara w gospodarce światowej. Dlatego też szczególnie w ciągu ostatnich dziesięciu–piętnastu lat Fed zyskał na znaczeniu dla gospodarki światowej, zarówno bezpośrednio, jak i pośrednio.
Bezpośrednio zaobserwowaliśmy to po ustanowieniu tak zwanych linii swapowych po kryzysie w 2008 r., które nadal istnieją. Linie swapowe zasadniczo umożliwiają Rezerwie Federalnej zapewnienie płynności w dolarach innym bankom centralnym w innych krajach, co stanowi krok w kierunku oficjalnego przyjęcia na świecie roli bankiera centralnego.
Nawet pomijając linie swapowe, działania Fed mają wpływ na cały świat, ponieważ jeśli Fed podniesie stopy procentowe, inne banki centralne będą zmuszone do ich naśladowania, jeśli nie chcą, aby pieniądze wypływały z ich gospodarki do Stany Zjednoczone w pogoni za wyższymi stopami procentowymi. Mamy zatem do czynienia z kumulatywnym cyklem zaostrzania polityki pieniężnej, który Stany Zjednoczone pomogły rozpocząć.
To interesujące, ponieważ na lewicy często myślimy o istnieniu szerszego systemu kapitalistycznego, którym tak naprawdę nie kieruje nikt konkretny. Jednak w pewnym sensie ten system światowy jest w znacznej części zarządzany przez Fed.
Jeśli ktoś tym kieruje, to właśnie tak, prawda? To znaczy, chcemy być ostrożni, no wiesz, nie...
Moją największą pauzą było to, żeby nie brzmieć jak Ron Paul. Ale to z pewnością coś.
Nie to prawda. Fed wzbudził duże zainteresowanie zwolenników teorii spiskowych z bardzo dobrego powodu: jest to mała, niewybieralna grupa ludzi, która sprawuje być może większą kontrolę nad wydarzeniami gospodarczymi niż jakakolwiek inna grupa ludzi. Nie chcemy w pewnym sensie wyolbrzymiać ich kontroli. Ich impotencja jest również naprawdę uderzająca. Jesteśmy w sytuacji, w której rosną ceny żywności, energii i półprzewodników, a Fed nie może nic z tym zrobić. Sam Powell powiedziałby, że nie możemy wydobyć więcej ropy, nie możemy zmniejszyć presji na rynki zbóż i mięsa, nie możemy negocjować zakończenia wojny na Ukrainie.
Ale w zakresie, w jakim jakakolwiek grupa ludzi ma kontrolę nad wydarzeniami gospodarczymi, kontrolę nad wydarzeniami gospodarczymi ma Fed, a jeśli nie ma możliwości złagodzenia ograniczeń podaży, niewątpliwie ma władzę wywołania recesji, jeśli i kiedy chce. Co w rzeczywistości jest mocą boską.
Co powoduje inflację?
Przejdźmy do wielu konkurencyjnych rachunków dzisiejszej inflacji. Po pierwsze, zostało to spowodowane zakłóceniami w łańcuchach dostaw związanymi z pandemią wraz z pandemią przesunięcia w czasie konsumpcji z usług na towary, co z kolei wywarło niesamowitą presję na te łańcuchy dostaw, a całość została następnie pogorszona przez rosyjską inwazję na Ukrainę, która miał również szczególny wpływ na określone sektory, takie jak eksport zboża. Jak oceniasz tę analizę przyczynową?
Nastąpił ogromny wzrost zainteresowania wyjaśnieniami inflacji po stronie podaży. Wcześniej większość ludzi przypisałaby inflację nadmiernemu popytowi i na tym poprzestała. I nawet jeśli pomyślimy o tym, jak ludzie pamiętają lata 1970. XX w., które z pewnością były dekadą ważnych wstrząsów podażowych – szoków naftowych i cen zbóż – często były one wspominane jako czas, kiedy było za dużo pieniędzy lub płace były zbyt wysokie .
Myślę, że jednym z powodów takiego stanu rzeczy było to, że szczególnie w pierwszym roku było bardzo jasne, że podwyżki cen koncentrowały się w kilku sektorach. Najważniejsze były pojazdy silnikowe i niektóre inne dobra trwałe oraz ceny i czynsze za energię.
Od tego czasu nastąpiło pewne poszerzenie kategorii cen, które rosną. W związku z tym nastąpił powrót do bardziej konwencjonalnej opowieści o zagregowanym nadmiarze popytu, ponieważ ceny rosną w sektorach, które nie są tak wyspecjalizowane, które nie są tak bezpośrednio powiązane z pandemią lub ponownym otwarciem . Zmienia się większy odsetek cen w indeksie cen. To powiedziawszy, nadal uważam, że pogląd, że najważniejszymi czynnikami powodującymi inflację są szczególne warunki związane z pandemią, wojną i zakłóceniami dostaw, jest zasadniczo prawdopodobny.
I widać, że teraz, według niektórych miar, inflacja spada, a także ponownie się zawęża, jeśli chodzi o liczbę dotkniętych nią cen.
Jeśli więc tak jest, dlaczego Fed zareagował podwyższeniem stóp procentowych? A może Fed po prostu ma predyspozycje do poglądu monetarnego, biorąc pod uwagę, że kontroluje podaż pieniądza, a nie politykę fiskalną?
Myślę, że odpowiedzią jest druga rzecz, którą powiedziałeś – kiedy masz młotek, wszystko wygląda jak gwóźdź. A jeśli pomyśleć o tym od strony koncepcyjnej, istnieje pewna fałszywa dychotomia w mówieniu o podaży i popycie jako o tym, co jest przedmiotem sporu, ponieważ nawet jeśli istnieją ograniczenia podaży w określonej części gospodarki – powiedzmy, że napędzają one podaż energii lub półprzewodników inflacja — możliwe jest złagodzenie wąskiego gardła w danym sektorze poprzez zmniejszenie popytu w gospodarce do poziomu poniżej dostępnej podaży tych rzeczy.
Bo jeśli mnie zwolnią, to nie kupię ani nowego samochodu, ani nowej konsoli do gier.
Dokładnie. Ograniczenie podaży jest wiążące tylko wtedy, gdy istnieje popyt na dostarczaną rzecz. Zatem zawsze zachodzi interakcja tych rzeczy. Stawką jest jednak to, że jeśli zdecydujesz, że poziom popytu w całej gospodarce zostanie zredukowany do tego, co stanowi najwęższe ograniczenie podaży, zmniejszysz popyt na wiele innych rzeczy poniżej dostępnego poziomu dostarczać. Zatem, aby dostosować popyt do dostępności nowych samochodów, w efekcie stworzymy niewykorzystane moce produkcyjne na wielu innych liniach, na których faktycznie mogłyby zaspokoić większy popyt, gdyby tylko zlikwidowano to jedno wąskie gardło.
Myślę, że Fed przyjął ten pogląd. Myślę, że zasadniczo przekonują ich rachunki po stronie podaży i przyznają również, że tak naprawdę nie mogą nic zrobić w związku z różnymi kwestiami podaży. Uważają jednak, że mają obowiązek przywrócenia stabilności cen i rzeczywiście uważają, że jeśli wystarczająco zmniejszą popyt, nie będzie to miało wpływu na złagodzenie ograniczeń podaży, ale na uczynienie ograniczeń podaży mniej wiążącymi, ponieważ nikt nie prosi o już nowe samochody.
Popularne wyjaśnienie inflacji przez jastrzębia fiskalnego, powszechne wśród konserwatystów i centrystów, opiera się na bodźcach gospodarczych z pierwszych lat pandemii. Krótko mówiąc, było go za dużo, szczególnie w formie czeków wysyłanych do zwykłych ludzi, co przyczyniło się do powstania ciasnego rynku pracy i w ten sposób dało pracownikom zbyt duży wpływ na pracodawców, podnosząc płace.
Jaki jest status tego konta? Rozmawialiśmy o skupieniu się Fed na obniżaniu płac pracowników usług, ale moim zdaniem pogląd Powella w dalszym ciągu nie jest poglądem, powiedzmy, Larry'ego Summersa.
Proste wyjaśnienie monetarne – że problemem jest drukowanie zbyt dużej ilości pieniędzy – jest całkowicie nie do utrzymania z tego powodu, że polityka pieniężna była również bardzo luźna, a deficyty utrzymywały się przez dziesięć lat między 2008 a 2018 rokiem bez żadnych realnych dowodów na to, że powoduje to inflację.
Uważam, że należy przedstawić mocniejszy argument na rzecz twierdzenia, że wydatki przyczyniają się do wzrostu cen. Ma to związek z rozmową, którą właśnie odbyliśmy, a która mówi, że bez efektywnego popytu ograniczenia podaży nie są wiążące. Gdyby więc na pandemię zareagowano depresją i spadkiem dochodów wszystkich, nikt nie kupowałby nowych samochodów i nikt nie zauważyłby niedoborów półprzewodników.
Rodzi się jednak pytanie, czy powinniśmy zrobić coś inaczej? Czy lepiej byłoby zareagować na pandemię depresją, gdyby oznaczało to, że nie byłoby inflacji? Odpowiedź brzmi wyraźnie: nie. Pandemia zawsze wiązała się z pewnymi kosztami ekonomicznymi. A płacenie tych kosztów w postaci wzrostu cen wydaje się o wiele lepsze niż płacenie ich w postaci kryzysu.
Dodałbym jeszcze jedno: nawet jeśli przyjąć pogląd, że wydatki rządu i wydatki gospodarstw domowych w czasie pandemii były niezbędną częścią inflacji, to też nie należy tego przesadzać, ponieważ polityka fiskalna rządu zacieśniała się w okresie, gdy inflacja przyspieszyła i przybrała szerszy zakres. Jeśli więc rzeczywiście istniałby bezpośredni związek między tymi sprawami, można by się spodziewać, że będzie on zmierzał w przeciwnym kierunku.
W zakresie, w jakim polityka oparta na powszechnym dochodzie podstawowym może przyczyniać się do inflacji, czy istnieje argument za postępową polityką fiskalną skupiającą się na finansowaniu powszechnych podstawowych usług, a nie na wkładaniu ludziom pieniędzy do kieszeni, aby mogli je wydawać w dowolnym wybranym przez siebie sektorze kapitalistycznego rynku?
Myślę, że tak. Dobrym przykładem do myślenia o tym jest opieka zdrowotna, która stanowi ogromną część nie tylko wskaźnika cen, ale w rzeczywistości stanowi część wskaźnika cen, o której mówiliśmy, w przypadku gdy ceny rosną.
Sektor opieki zdrowotnej jest pod wieloma względami ściśle powiązany z rządem. Uważam, że próba kontrolowania cen w tym sektorze przy jednoczesnym zapewnieniu każdemu dostępu do tych usług byłaby skuteczniejsza niż po prostu dawanie ludziom pieniędzy, które mogliby przekazywać świadczeniodawcom nastawionym na zysk, którzy mogliby następnie zwiększyć swoje marże zasadniczo na zasadzie zasadzie koszt plus ze względu na żądanie rządu.
Jeśli pomyślimy o lewicowej strategii antyinflacyjnej, kontrolowanie kosztów w służbie zdrowia poprzez ograniczanie zysków podmiotów świadczących opiekę zdrowotną i farmaceutyczną miałoby zauważalny wpływ na CPI. Jest to coś, czego nie można osiągnąć, po prostu dając ludziom pieniądze do wydania.
Warto zauważyć, że wydatki na obronę nigdy nie wydają się być drastyczne. Przecież to wydatki na obronę podczas wojny w Wietnamie w tak dużym stopniu przyczyniły się do inflacji w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Dziś po raz kolejny jesteśmy świadkami rekordowego poziomu wydatków na obronę. Jaką rolę mogą obecnie odgrywać wydatki na obronność w napędzaniu inflacji? I ryzykując, że zadam ci prawdziwe pytanie związane z piłką T, dlaczego nie jest to częścią dyskusji?
Jesteśmy o krok od wydawania prawie biliona dolarów rocznie na budżet obronny. Był podręcznikowy przykład sposobu, w jaki omówiono to w artykule A New York Times historia pewnego dnia o budżecie obronnym. Wspomina, jak wysoki jest budżet i że Kongres przeznaczył więcej pieniędzy, niż nawet Joe Biden chciał na sfinansowanie systemów uzbrojenia, których nawet wojsko nie chce. Wyraźne oznaki nadmiaru i wzdęć. Wspomniano, że inflacja obniżyła realną wartość budżetu wojskowego. Wspomniano w nim, że Lockheed Martin, Raytheon i inni wielcy wykonawcy z branży obronnej narzekają, jak trudno jest im znaleźć wykwalifikowanych pracowników lub pozyskać komponenty takie jak półprzewodniki.
Jest więc mnóstwo rzeczy o wielkości budżetu i skutkach inflacji, ale nie ma ani jednego zdania sugerującego, że wydatki na obronę mogą przyczyniać się do inflacji. Wystarczy przeprowadzić eksperyment myślowy dotyczący tego, co by się stało, gdyby budżet Zielonego Nowego Ładu wynosił 850 miliardów dolarów rocznie (co stanowi znacznie więcej niż wydajemy na klimat). W każdym razie argument jest taki, że inflacja oznacza, że wydatki na obronę muszą wzrosnąć, aby zrekompensować utraconą realną wartość.
Mając to na uwadze, empirycznie otwartym pytaniem pozostaje, w jakim stopniu wydatki na obronę przyczyniają się do obecnej inflacji.
Uważam, że istnieją różne sposoby pomiaru wpływu wydatków na obronność na inflację. Na przykład, co by było, gdyby stworzyć model, jak wyglądałoby przesunięcie dużej części kapitału i specjalistycznej siły roboczej obecnie zatrudnionej w przemyśle obronnym do tych samych gałęzi przemysłu, które borykają się z problemami w łańcuchu dostaw, niedoborami lub niewystarczającymi mocami produkcyjnymi.
To świetny punkt. Zatem chcesz przez to powiedzieć, że nawet jeśli w większości przypadków wydatki na obronę nie powodują inflacji, zatrudnienie tych wszystkich inżynierów w Lockheed, zamiast zatrudniać ich do zapewnienia wystarczającej liczby pojazdów elektrycznych dla każdego, kto chce, wiąże się z kosztem alternatywnym jeden.
Władza monopolistyczna, akcjonariusze i neoliberalizm
Omówiliśmy więc niektóre rachunki inflacji po stronie podaży, choć nie wszystkie, a także teorie popytu, które koncentrują się na wydatkach rządowych i ich interakcjach z bardziej rygorystycznym rynkiem pracy.
Istnieje jednak jeszcze inny związek przyczynowy, na który wskazują niektórzy na lewicy – a czasami administracja Bidena – a mianowicie korporacyjna spekulacja możliwa dzięki władzy monopolistycznej. Co sądzisz o argumentacji?
To skomplikowane. Starałem się czytać mądrych ludzi, którzy o tym pisali, ale wydaje się, że nie zgadzają się między sobą co do tego, jak dokładnie myśleć o problemie. Wydaje się jasne, że według wielu mierników zyski przedsiębiorstw są na rekordowym lub bliskim rekordowym poziomie. Zatem możemy przynajmniej powiedzieć, że płace nie odbiegły znacząco od swego rodzaju długoterminowego wzorca depresji i zaobserwowaliśmy wiele zmian w zyskach przedsiębiorstw.
Pozostaje zatem osobne pytanie o to, w jakim stopniu zachowanie zysków przedsiębiorstw było przyczynowo kluczowe dla inflacji. A odpowiedź na to pytanie jest trudniejsza, częściowo ze względu na podstawowe pytania dotyczące danych, które w interesujący sposób mają rzeczywiście charakter polityczny. Po prostu nie wiemy zbyt wiele o tym, w jaki sposób podejmowane są decyzje cenowe przedsiębiorstw, ani o marżach zysku na poszczególnych produktach. Spółki publiczne publikują raporty o zarobkach, więc można sobie wyobrazić, ile zysków osiąga Johnson and Johnson, ale tak naprawdę nie wiemy, jaki zysk osiągają na konkretnym rodzaju pieluszek ani w jaki sposób podjęli tę decyzję.
Zatem jedną z odpowiedzi na to pytanie jest to, że trudno to stwierdzić, ale powinniśmy zwracać znacznie większą uwagę opinii publicznej na te potencjalnie bardzo ważne decyzje dotyczące cen i zysków.
Uważam jednak, że istnieje coraz więcej dowodów na to, że marże zysku przedsiębiorstw w jakiś sposób przyczyniły się do niedawnej inflacji. Jedno z najbardziej szczegółowych badań empirycznych na ten temat zostało przeprowadzone przez Mike'a Konczala, makroekonomistę w Instytucie Roosevelta, i przyjrzał się marżom na poziomie firm, a więc o ile firmy podwyższają ceny w stosunku do kosztów.
Odkrył, że w ciągu ostatnich kilku lat nastąpił znaczny wzrost marż i, co bardziej interesujące, że firmy, które dokonały najwięcej marż w ciągu ostatnich kilku lat, były także firmami, które notowały najwięcej marż przed 2020 rokiem. Zatem Sugeruje to, że podwyżki marż w czasie inflacji spowodowanej pandemią były spowodowane siłą rynkową, ponieważ firmy, które były w stanie to zrobić jeszcze przed niedawnym boomem, robiły to już. Dopiero podczas ostatniej inflacji zaczęli to robić intensywniej.
Jeszcze jeden dowód – który niektórzy mogą uznać za poszlakowy, ale moim zdaniem dość wymowny – jest taki, że Lael Brainard, członek Rady Gubernatorów Rezerwy Federalnej, wspomniał w kilku przemówieniach, że zaobserwował rosnące marże zysku z dużym wyprzedzeniem przed jakimkolwiek wzrostem kosztów, czy to kosztów pracy, czy innych nakładów w niektórych sektorach, w tym w handlu detalicznym. Jeśli wiesz cokolwiek o Rezerwie Federalnej, wiesz, że nie robi ona nic, co w jej mocy, aby krytykować przedsiębiorstwa za decyzje dotyczące cen lub kwestionować stopę zysku. Stanowi to wyraźny kontrast w porównaniu z ich bezczelną gadatliwością na temat tego, jak należy kontrolować płace.
Zatem fakt, że członek Zarządu Rezerwy Federalnej wymieniał konkretne branże i określał ich marże, sugeruje mi, że nie zrobiłby tego bez całkiem dobrego powodu. Trudno sobie wyobrazić, co Fed zyskuje na wymyślaniu historii o reflacji.
Istnieje organizacja o nazwie Groundwork, która przeanalizowała wiele rozmów telefonicznych dotyczących zysków przedsiębiorstw i znalazła mocne, niepotwierdzone dowody na to, że istnieją korporacje mówiące o robieniu tego rodzaju rzeczy — oportunistycznie wykorzystując sytuację ogólnych podwyżek cen do narzucenia podwyżki cen przekraczającej koszty, jakie faktycznie ponoszą.
Można by na to odpowiedzieć stwierdzeniem, że korporacje maksymalizują zyski, więc nie ma w tym nic skandalicznego. Wiesz, z jakiego powodu mieliby ograniczać wzrost kosztów do faktycznie zwiększonych kosztów?
Myślę jednak, że tym, co sprawia, że jest to kwestia polityczna, jest kwestia siły rynkowej. I coś w rodzaju kontroli cen, która w Stanach Zjednoczonych wydawała się politycznie niemożliwa, wydaje się niezwykle rozsądna — Kongres powinien zażądać pewnego rodzaju stałego nadzoru nad sposobem podejmowania decyzji cenowych i marżami zysku w branżach istotnych gospodarczo. I, no wiesz, mam nadzieję, że wiązałoby się to z prawdziwym wezwaniem do sądu, w ramach którego mógłbyś ich po prostu poprosić o otwarcie ksiąg i przedstawienie informacji, które pomogą nam to wyjaśnić.
Tak. Dochodzi także do faktu, że uważa się za uzasadnione sprawdzanie przez Fed ceny pracy, ale nie kontrolowanie przez rząd cen towarów i usług.
Prawidłowy. To naprawdę interesujące, że jednocześnie mówiąc, że kontrola cen jest niemożliwa, Jerome Powell ogłosił wyraźny cel w zakresie wzrostu płac. Ma więc politykę dochodową. Mówi, że chcemy wzrostu płac, ale musi on być zgodny z naszym celem inflacyjnym na poziomie 2%. Czymże to jest, jeśli nie rodzajem kontroli cen płac?
Można podać inny przykład, który w niektórych przypadkach przynosi korzyści właścicielom domów: mamy trzydziestoletnią stałą stopę oprocentowania kredytu hipotecznego, która stanowi rodzaj kontroli cen dla właścicieli domów, której nie mają najemcy. Zatem w systemie istnieje wiele rodzajów podwójnych standardów. Zarówno w przypadku właścicieli domów, jak i w przypadku porównania zysków w porównaniu z płacami, korzyści te zwykle przynoszą korzyści osobom będącym właścicielami nieruchomości, a nie osobom wynajmującym lub osobom pracującym.
Wracając do kwestii podaży. Wielu na lewicy twierdzi, że przyczyną inflacji jest brak zdolności produkcyjnych w gospodarce. Innymi słowy, zahamowanie produkcji towarów i usług w dowolnym sektorze, a może we wszystkich przypadkach, powoduje nagłe skoki cen. Radhika Desai pisze, Nowa lewa recenzja: „Prawdziwym winowajcą jest tutaj zmniejszenie zdolności produkcyjnej Stanów Zjednoczonych spowodowane czterema dekadami neoliberalnej polityki – dezinwestycji, deregulacji, outsourcingu – które uczyniły gospodarkę niezwykle podatną na zakłócenia w łańcuchu dostaw i uniemożliwiły wprowadzenie środków po stronie podaży mających na celu obniżenie cen”.
Jest to zatem argument dotyczący tego, co ogólnie czyni gospodarkę podatną na zakłócenia łańcucha dostaw. Co sądzisz o tym argumencie?
Wewnątrz lewicy istnieją wszelkiego rodzaju nieporozumienia dotyczące polityki pieniężnej, inflacji cen aktywów i roli zysków przedsiębiorstw. Jednak o ile wiem, wszyscy wydają się zgadzać, że inwestycje w środki trwałe, zarówno przedsiębiorstw, jak i inwestycji publicznych, są w Stanach Zjednoczonych od kilkudziesięciu lat naprawdę niskie. Zatem są tu dwie rzeczy do omówienia.
Po pierwsze, skąd pochodzi druga inwestycja? Po drugie, w jaki sposób przyczynia się to do inflacji? Zacznę od tego, jak to wpływa na inflację. Pomysł jest taki, że ograniczenia podaży, które przyczyniły się do niedawnej inflacji, nie są jedynie wynikiem tych wstrząsów zewnętrznych, takich jak pandemia czy wojna na Ukrainie. Wstrząsy te raczej ujawniają istniejące słabości, niż je tworzą.
W tym przypadku naprawdę niski poziom inwestycji w gospodarkę spowodował, że gospodarka nie miała zbyt wielu wolnych mocy produkcyjnych. Kiedy więc doszło do zakłóceń spowodowanych pandemią lub wojną, ograniczenia te stały się naprawdę wiążące. Jeśli wyobrazimy sobie system z większą wbudowaną wydajnością i większą odpornością (innym sposobem myślenia o tym byłaby większa redundancja), wówczas moglibyśmy zapewnić sobie te epizodyczne zakłócenia bez katastrofalnych skutków.
Jednak w neoliberalizmie istniało podejście do ładu korporacyjnego, które koncentruje się na cięciu tłuszczu i zwracaniu pieniędzy akcjonariuszom w formie dywidend i wykupów, unikając jednocześnie kosztownych i ryzykownych inwestycji kapitałowych. Nastąpiła także restrukturyzacja produkcji, która koncentruje się na produkcji odchudzonej lub łańcuchach dostaw just-in-time, gdzie głównym celem jest próba zwiększenia zysków poprzez wyeliminowanie wszelkich zbędnych elementów w systemie. Zatem nie tylko brakuje inwestycji, ale całe podejście do strukturyzowania produkcji i obrotu, które systematycznie usuwa wolne moce produkcyjne z systemu.
Druga część pytania, o które pytasz, brzmi: skąd bierze się to niedoinwestowanie? Jest tam kilka różnych historii, które w większości są ze sobą kompatybilne. Zatem jedną rzeczą, o której często się słyszy, jest kontrola akcjonariuszy i „rewolucja akcjonariuszy”. Pomysł jest taki, że zwłaszcza od lat 1980. XX wieku akcjonariusze spółek publicznych organizują się i stają się aktywistami, aby wywrzeć presję na menedżerów korporacji, aby realizowali określone strategie. Strategie te zwykle faworyzowały maksymalizację wolnych przepływów pieniężnych, które następnie wykorzystywane są albo do wykupu własnych akcji firmy i zawyżania ich wartości, albo do zwrotu akcjonariuszom w postaci dywidend lub hojnych wynagrodzeń kadry kierowniczej. Dzieje się to kosztem inwestycji w nową pojemność.
Wyraźnie to pokazaliśmy w kilku ostatnich nagłówkach gazet. Jeden dotyczy przemysłu naftowego i gazu ziemnego, gdzie, jak wiadomo, w odpowiedzi na gwałtowny wzrost zapotrzebowania zabrakło energii. Mimo wzrostu cen, zainteresowanie nowymi inwestycjami w tych sektorach nie było zbyt duże. Przeprowadzono ankiety, w tym przeprowadzone przez oddział Fed w Teksasie, w których zadano producentom pytanie, dlaczego nie reagujecie na wyższe ceny większymi inwestycjami?
Najważniejszą rzeczą, o której wspomnieli producenci energii, była tak zwana dyscyplina kapitałowa – presja ze strony akcjonariuszy, aby utrzymywali wydatki kapitałowe i inwestycje w nowe zakłady i sprzęt na niskim poziomie. W tym przypadku nie chodzi tylko o chciwość akcjonariuszy. Inwestycja wiąże się z realnym ryzykiem, które polega na tym, że nie będzie popytu na walidację inwestycji po jej zakończeniu. Inwestycja wymaga czasu: jeśli mam zamiar zbudować nową fabrykę lub nowy szyb naftowy, nie zrobi się tego jutro. Zatem kapitalista ryzykuje, budując, że będzie popyt i nie będzie kryzysu.
To, co wydarzyło się konkretnie w sektorze energetycznym, polega na tym, że nastąpił ogromny boom, ogromna ekspansja mocy produkcyjnych związanych ze szczelinowaniem w odpowiedzi na wcześniejszy wzrost cen. Wiele z tych firm faktycznie upadło, ponieważ nie było tam ostatecznego popytu i nastąpił rodzaj nadmiernej ekspansji.
OPEC [Organizacja Krajów Eksportujących Ropę Naftową] również przypuściła swego rodzaju skoordynowany atak na amerykański boom szczelinowania.
Dokładnie tak.
Kolejną branżą, w której wyraźnie to widzimy, jest kolej. W centrum niedawnego sporu pracowniczego leżała wersja tej strategii akcjonariuszy, która została narzucona przez akcjonariuszy-aktywistów, w tym Ackmana i ostatecznie Warrena Buffetta. Postanowili, że zwiększą rentowność kolei poprzez realną minimalizację kosztów operacyjnych, w tym kosztów pracy, aby móc zwrócić akcjonariuszom więcej pieniędzy. A to oznaczało kursowanie naprawdę długich pociągów. Lobbowali w Kongresie, aby móc prowadzić pociągi z jednym konduktorem.
Co program Bidena Build Back Better, przyjęcie ustawy o redukcji inflacji, ustawy CHIPS i ustawy o infrastrukturze mówią nam o tych konkurencyjnych teoriach w amerykańskiej polityce? Czy oznacza to, że część liberalnej elity tworzącej politykę nie jest przywiązana do pewnego rodzaju miękkiego monetaryzmu i hackowania deficytu w sposób, w jaki mogłoby to być dziesięć lat temu? Że decydenci w dużej mierze uważają, że inflację należy stawić czoła poprzez zwiększenie podaży, a nie dławienie popytu? I wreszcie, w jakim stopniu ustawa o ograniczaniu inflacji i inne środki faktycznie rozwiążą problemy po stronie podaży?
Myślę, że w Partii Demokratycznej i szerzej w liberalizmie zachodzą prawdziwe zmiany, co jest bardzo wyraźne, jeśli porówna się inicjatywy Bidena, o których wspomniałeś, z administracją Obamy. Bodziec [Baracka] Obamy obejmował kwotę, która w tamtym czasie była stosunkowo duża, jak na żałosne standardy amerykańskiej historii, ale z perspektywy czasu stanowiła naprawdę niewielką kwotę środków na jakikolwiek rodzaj ekologicznych inwestycji. Istotą reakcji Obamy na kryzys było przywrócenie funkcjonowania rynków finansowych, a następnie przejście do reformy uprawnień, nawet w czasie, gdy bezrobocie wciąż utrzymywało się na poziomie około 10 procent.
Myślę więc, że Obama nadal był przekonany, że odpowiedzialność i stabilność cen wymagają obniżenia składek na ubezpieczenie społeczne i podniesienia podatków. To co innego niż reakcja Bidena. Prawdziwe zaangażowanie wynika częściowo z uznania konieczności zielonej transformacji, ale także z rosnącego poczucia rywalizacji z Chinami. Z materiałów napisanych przez różne osoby, które weszły w skład administracji Bidena w okresie poprzedzającym rok 2020, jasno wynika, że tak naprawdę jest to przykład Chin jako gospodarki mieszanej ze znaczącymi inwestycjami kierowanymi przez państwo, co uczyniło je skutecznymi w pod względem polityki energetycznej, reagowania kryzysowego i militarnie. Myślę, że jest to dość ważne, jeśli chodzi o autentyczność takiego spojrzenia na stronę podaży.
Warto jednak również zauważyć, że administracja Bidena całkowicie popierała jastrzębi zwrot Powella. Biden nawet zrobił wszystko, co w jego mocy, aby powiedzieć, że nigdy nie będzie krytykował Fed, ponieważ ceni jego niezależność. Można więc o tym pomyśleć jako o strategii dobrego i złego gliniarza. Można też po prostu pomyśleć, że administracja Bidena uważa, że nie może sobie pozwolić na walkę z Fed ze względu na wpływ, jaki miałoby to na zaufanie przedsiębiorców. Nie jestem pewien, o co dokładnie chodzi, ale znów jest trochę mówienia z obu stron – aby promować ustawę o ograniczaniu inflacji, a potem nawet nie tchnąć wzmianką, że może to być sprzeczne z uzgodnionym wysiłki, aby spowolnić gospodarkę i spowolnić zatrudnienie.
Jeszcze jedną rzecz do powiedzenia jest to, że istnieje różnica między inwestycjami publicznymi a tym, co ekonomista Paul Samuelson nazywa „łapówką na rzecz tworzenia kapitału”, a to określenie, które uwielbiam. Rząd może podjąć różne działania, aby pobudzić inwestycje. Jednym z nich jest samo zostanie inwestorem, jak można to zobaczyć w władzach Tennessee Valley. Innym jest po prostu przekupywanie prywatnych producentów, aby inwestowali. Prawie wszystko, co widzieliśmy w administracji Bidena, to przykłady podejścia polegającego na przekupstwie.
Dlatego producenci ropy nie chcą prowadzić wierceń, ponieważ nie wiedzą, czy będzie na to popyt. Mówisz, że zagwarantujemy, że popyt będzie, idź, ciesz się studnią – i robisz to zamiast budować studnię rządową lub rafinerię rządową. I nie jest to zaskakujące, biorąc pod uwagę stan władzy i równowagę sił klasowych w społeczeństwie amerykańskim. Warto jednak nalegać, ponieważ inwestycje publiczne to inne podejście, którego – moim zdaniem – jeszcze nie próbujemy.
Co się dzieje w procesie kształtowania polityki gospodarczej Demokratów i co odpowiada za te zmiany?
Opowiedziałbym tę zmianę, która rozpoczęła się od wyborów w 2016 r., które były ogromnym szokiem dla wielu osób, w tym elity politycznej Partii Demokratycznej. Wybór [Donalda] Trumpa uświadomił im, że podejście Obamy do zarządzania gospodarką wiąże się z realnymi kosztami politycznymi.
Znamienne jest, że wybory w 2016 roku poprzedziła nie jawna recesja, a zauważalne spowolnienie gospodarki spowodowane podwyżką stóp procentowych przez Fed. Wpłynęło to na popyt w dużej części świata, a w niektórych częściach Stanów Zjednoczonych. Podjęto dość wiarygodne wysiłki, aby powiązać to spowolnienie z wyborami w 2016 r., które przyniosły dużą świadomość na temat tak zwanych „śmierci z rozpaczy” i poglądu, że duża część kraju nie radzi sobie dobrze gospodarczo. Na przykład miejsca takie jak Ohio, które było skłonne głosować na Obamę, a następnie stało się stanami solidnie czerwonymi.
Potem, za administracji Trumpa, przez jakiś czas mieliśmy łagodną politykę pieniężną i Trump faktycznie wprowadził nowy poziom polityki fiskalnej, co było dość nieoczekiwane. Jeśli cofniesz się i przeczytasz felietony Paula Krugmana z około 2018 r., w rzeczywistości ostrzega on, że obniżki podatków Trumpa i budżet wojskowy wepchną gospodarkę na terytorium przegrzania. Ale w rzeczywistości doprowadziło to do zepchnięcia gospodarki w stronę najniższego poziomu bezrobocia, jakiego nie widzieliśmy wcześniej. Przeprowadzono więc eksperyment, który być może łatwiej było przeprowadzić w pierwszej kolejności prezydentowi Republikanów niż Demokratom, który zmienił poczucie wszystkich na temat tego, co jest możliwe i jak niskie może być bezrobocie.
Jest jeszcze kwestia Chin, która jest istotna zarówno jako prawdziwy motyw, jak i sposób sprzedaży tej polityki. Istnieje pogląd, że zwłaszcza w niektórych strategicznych sektorach, takich jak półprzewodniki, amerykańskiemu kapitalizmowi, przynajmniej w obecnej strukturze, grozi ryzyko pozostania w tyle za kapitalizmem o chińskich cechach. No i oczywiście pandemia stworzyła także otwartość na wydatki i transfery do gospodarstw domowych, w tym na rozszerzone ubezpieczenie na wypadek bezrobocia, co było bodaj najważniejszą częścią ustawy CARES.
A co z limitami? Jednym z nich, o którym wspominaliśmy, jest Fed. Nie jest jasne, jak ostro zaostrzona polityka pieniężna Fed będzie sprzeczna z podejściem inwestycyjnym administracji Bidena, chociaż z pewnością zmniejszy to prawdopodobieństwo inwestycji. Równie ważna jest kwestia kontroli akcjonariuszy. Musi istnieć powód, dla którego inwestycja nie została zrealizowana samodzielnie. Jest oczywiste, że dużą częścią wyjaśnienia są preferencje osób kontrolujących decyzje inwestycyjne. A jeśli tak jest, czy administracja Bidena jest gotowa skonfrontować się z ludźmi, którzy podejmowali decyzję o niedoinwestowaniu?
Chciałbym być tutaj optymistą, ale rozstrzygnięcie sporu dotyczącego pracowników kolei wyraźnie pokazało, że jeśli jest coś, czemu akcjonariusze zdecydowanie się sprzeciwiają, nawet coś tak podstawowego jak płatne zwolnienie lekarskie, to cała światowa retoryka na temat odporności łańcucha dostaw czy odbudowa klasy średniej tak naprawdę na nic się nie liczyła. Biden i [Nancy] Pelosi dołożyli wszelkich starań, aby odmówić pracownikom tego podstawowego prawa. Nie chcę zbytnio uogólniać na podstawie jednego przykładu, ale naprawdę uznałem to za wyraźny test i nie widziałem zbyt dużego apetytu na konfrontację z ludźmi kontrolującymi korporacje.
Militaryzm i inflacja
Istnieje oczywiście poważne niebezpieczeństwo, że to ożywienie polityki przemysłowej będzie powiązane z nową zimną wojną z Chinami – największym z wielu niebezpieczeństw jest oczywiście konflikt militarny z Chinami. Ale chcę też zapytać, w jaki sposób nacisk na geopolitykę ogranicza miejsce i sposób, w jaki centrolewica jest skłonna interweniować w celu zwiększenia zdolności produkcyjnej?
To naprawdę interesujące pytanie. Wspomniałeś wcześniej o ustawie CHIPS, która dotyczy wysokiej klasy elektroniki stosowanej w zaawansowanych systemach uzbrojenia. Dzięki ustawie o ograniczaniu inflacji widać także pewną chęć zrobienia tego w sferze energii i transformacji energetycznej, co również jest czymś, co amerykańscy planiści obronni od wielu lat uznają za kwestię istotną dla bezpieczeństwa.
Przed wyborami śródokresowymi powszechnie wierzono, że inflacja skazuje Demokratów w Kongresie na tę tak przerażającą historyczną czerwoną falę. Ta fala oczywiście się nie zmaterializowała. Chociaż nie sądzę, że oznacza to, że ludzie nie martwią się inflacją, ponieważ jasne jest, że wiele osób martwi się inflacją, sugeruje to jednak, że inne rzeczy liczyły się bardziej. Poświęcono wiele uwagi, myślę, że słusznie Dobbs [przeciwko Organizacji Zdrowia Kobiet Jacksona] oraz fakt, że ludzie są generalnie zniechęceni wojennym ekstremizmem prawicy. Ale czy może zadziałały także siły gospodarcze, jak na przykład fakt, że bezrobocie nie wystrzeliło w górę tak, jak po krachu w 2008 roku?
Tak, myślę, że to był interesujący przypadek testowy tak zwanego popularyzmu, promowanego przez ludzi takich jak David Shor i Sean McElwee.
Finansowane przez SBF [Sam Bankman-Fried].
I finansowane przez SBF, ale które można również znaleźć na łamach jakobin — pogląd, że jest to niefortunne, ponieważ spowoduje bezrobocie wśród pracowników, ale jest to po prostu fakt, że nikt nie lubi inflacji, nawet pracownicy. Myślę, że to prawda, że ludzie nie lubią inflacji, zwłaszcza jeśli zadasz im pytanie w stylu: czy lubisz inflację? Jednak ujawniona preferencja sugerowała przynajmniej, że nie jest to całkowita katastrofa.
Generalnie jestem sceptyczny wobec prób nadinterpretacji wyborów, ale możemy przynajmniej powiedzieć, że uniemożliwia to twierdzenie, że inflacja, nawet w tempie, jakiego dosłownie nie widzieliśmy od lat 1980., jest z konieczności zabójcza dla polityków , co jest dość interesujące, ponieważ jest to swego rodzaju powrót do tego, co prawicowi ekonomiści polityczni w latach 70. uważali za aksjomatyczny – że wyborcy w pewnym sensie lubią inflację i dlatego ci prawicowcy nie lubili demokracji . Myśleli, że jeśli będzie to zależało wyłącznie od wyborców i polityków, inflacja będzie już na zawsze.
Już trochę o tym poruszaliśmy, ale jednym z obszarów, w którym centrolewicowy środek ciężkości w ogóle się nie przesunął, jest kontrola cen. Dlaczego kontrola cen, która była całkiem normalna w amerykańskiej polityce, okazała się tak niemożliwa do normalizacji w chwili kryzysu?
Z wykształcenia jestem historykiem, a moim kierunkiem studiów była amerykańska gospodarka wojskowa. Warto zatem zauważyć, że wiele, jeśli nie większość, amerykańskich eksperymentów z polityką cen płac miało miejsce w kontekście konfliktu zbrojnego. Najbardziej znana była II wojna światowa, ale podczas wojny koreańskiej panowała także kontrola cen płac. A potem kontrole Nixona, często przezabawnie określane jako pierwsze w historii Ameryki kontrole cen płac w czasie pokoju, kiedy oczywiście zostały wprowadzone w 1971 r., kiedy Stany Zjednoczone były aktywnie zaangażowane w konflikt zbrojny w kilku różnych krajach Azji Południowo-Wschodniej .
Zatem w historii amerykańskiej gospodarki występuje powtarzająca się dynamika, podczas której ludzie pytają: Zrobiliśmy to w czasie wojny, dlaczego nie możemy tego zrobić w czasie pokoju? Nie ma ku temu dobrego powodu. Często jednak trudno jest stworzyć moralny odpowiednik wojny. Widać to po wojnie z ubóstwem i Zielonym Nowym Ładzie. Ale w jakiś sposób nic nie zastąpi wojny, zmuszając potężnych ludzi do robienia rzeczy, których inaczej by nie zrobili.
Dotyczy to również kontroli cen. Myślę, że pomysł kontrolowania cen jest w zasadzie obraźliwy dla dominującej amerykańskiej ideologii dotyczącej władzy prywatnej w gospodarce i trudno było pokonać ten sprzeciw.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna