Mam całkiem niezłe pojęcie, gdzie Osama bin Laden będzie 14 czerwca, 19 czerwca i jeszcze raz 23 czerwca. Nie jest to dokładna lokalizacja, ale można się założyć, że będzie przed telewizorem nastawionym na telewizję Arabii Saudyjskiej. Mecze piłkarskie Pucharu Świata odpowiednio z Tunezją, Ukrainą i Hiszpanią. Legenda to ma że piłka nożna jest jedną z grzesznych przyjemności bin Ladena. Jest mało prawdopodobne, że przegapi spektakl, w którym mężczyźni z krainy Proroka walczą z niewiernymi z Al-Andalus. Prawdopodobnie ma też słabość do Tunezji, która jest jak dotąd jedynym krajem, w którym jeden z zawodowych piłkarzy próbował dokonać dołącz do męczenników Al-Kaidy.
Bin Laden nie będzie też sam wśród wrogów Ameryki, spędzając czerwiec pochłonięty odbywającym się co cztery lata spektaklem Pucharu Świata, tym razem wystawianym w Niemczech. Prezydent Iranu Mahmoud Ahmedinajad nawet to zrobił zagroził, że się pojawi jeśli Iran wyjdzie poza pierwszą rundę. Chcąc ugruntować swoją populistyczną pozycję we własnym kraju, Ahmedinajad pozwolił się ostatnio sfotografować w dresie, jak kopie piłkę z irańską drużyną podczas sesji treningowej. Można się założyć, że Kim Dzong-il też będzie oglądał, mimo że to Korea Południowa reprezentuje tegoroczne nadzieje jego narodu.
Prezydent Bush może przegapić to wydarzenie – można się tylko zastanawiać co by zrobił gry, w której USA mają znikome szanse na zostanie mistrzem świata; Z kolei dla Amerykanów mających wątpliwości co do imperialnej roli swojego kraju, wspieranie odważnych i raczej lubianych outsiderów z Team USA jest okazją do uwolnienia się od poczucia winy i patriotycznego zapału. Ale możesz być pewien, że sojusznicy Busha, tacy jak Tony Blair, Angela Merkel, Jacques Chirac, Junichiro Koizumi i Silvio Berlusconi (który faktycznie jest właścicielem AC Milan, jednej z najlepszych drużyn Włoch) będą oglądać każdy mecz swoich krajów.
Żadne wydarzenie o zasięgu globalnym nie przykuwa uwagi, jaką poświęca się Pucharowi Świata na wszystkich pięciu kontynentach. Oczekuje się, że aż 3 miliardy ludzi obejrzy niektóre programy w telewizji, a kolejne 250 milionów skupi się wokół radia, aby śledzić każdy spektakl. Po obejrzeniu turniejów z 1974 i 1978 r. przez radio z Republiki Południowej Afryki bez transmisji telewizyjnej, mogę współczuć dzisiejszym Angolczykom, Togo, Ghańczykom i mieszkańcom Wybrzeża Kości Słoniowej pozbawionym telewizji. (Oglądałem transmisję na żywo na falach krótkich w BBC, a potem czekałem dwa tygodnie na wizualizacje, dzięki uprzejmości White House Hotel, burdelu w Kapsztadzie, który dywersyfikował swoje źródła przychodów, pokazując importowane pirackie filmy z gier.)
Miliardy oglądające Puchar Świata oglądają mecz, który na najwyższym poziomie w dużej mierze neguje wszelkie zalety klasy społecznej, a nawet wzrostu fizycznego — połączenie szybkości, umiejętności, wyobraźni i organizacji wymagane do zwycięstwa świetnie wyrównuje poziom. Jednak na mistrzostwach świata piłka nożna to znacznie więcej niż tylko gra.
„Co o krykiecie wiedzą ci, którzy wiedzą tylko krykiet” – napisał legendarny historyk i socjalista z Trynidadu CLR James, podkreślając, że spektakl mężczyzn w białych flanelach na trawiastym owalu biorących udział w pięciodniowych zmaganiach kija i piłki, ze ściśle przestrzeganymi przerwami na lunch i podwieczorek, można właściwie zrozumieć jedynie w kontekście konfliktów politycznych i kulturowych Imperium Brytyjskiego. Gdyby James żył wystarczająco długo, aby zobaczyć, jak reprezentacja jego ukochanego Trynidadu zakwalifikowała się do elitarnych 32 drużyn, które wezmą udział w Mistrzostwach Świata w 2006 roku, z pewnością powiedziałby to samo na temat piłki nożnej (nawet jeśli, podobnie jak większość ludzkości, nazwałbym to „piłką nożną”).
James uważał sport za zrytualizowaną walkę, dorównującą jedynie wojnie pod względem zdolności do kanalizowania narodowych namiętności. Te pasje są powiązane, na dobre i na złe, z niemal mitycznym związkiem, jaki fani łączą swoją drużynę z narracją narodową — podczas meczów z Niemcami angielscy kibice rutynowo skandują wersety w rodzaju: „Dwie wojny światowe i jeden Puchar Świata” (łącząc swoje porażki z Niemcy na polu bitwy i na boisku piłkarskim).
Według Jamesa rozgrywanie meczów krykieta przeciwko Anglii dało swoim byłym poddanym kolonialnym, przynajmniej rytualnie, szansę na zburzenie twierdzeń o wyższości kulturowej, dzięki której Brytyjczycy przez tak długi czas racjonalizowali rządy imperialne. Podobnie jest z piłką nożną: ryk, jaki słychać w irlandzkiej diasporze, gdy drużyna Republiki Irlandii zdobywa bramkę przeciwko Anglii, wyraża pasję, która na długo poprzedza grę w piłkę nożną – bardziej szowinistyczni angielscy kibice odpowiadają mrożącymi krew w żyłach piosenkami skierowanymi przeciwko IRA. Miliony Afrykanów podniosło się nieco tego letniego dnia cztery lata temu, kiedy Senegal pokonał swojego byłego mistrza kolonialnego, Francję, ówczesnego mistrza świata.
James zauważył również tendencję ludów skolonizowanych do rozwijania własnego idiomu zabawy, ewoluując stylami w oparciu o ich umiejętności i wzorce organizacji społecznej, które miały tendencję do dezorientowania kolonizatora nawet wtedy, gdy grał zgodnie z jego zasadami.
W ostatnim finale Pucharu Świata Brazylia zmierzyła się z Niemcami, drużynami reprezentującymi globalne przeciwieństwa Północ-Południe pod względem sposobu gry. Tak jak Muhammad Ali słynął nie tylko ze swoich wyjątkowych umiejętności na ringu, ale także ze swojego ikonicznego oporu wobec porządku rasowego, tak powszechna popularność Brazylii opiera się nie tylko na jej niezwykle poetyckim stylu – „Joga Bonito” (piękna gra) – ale także na temat jej roli jako zastępczego przedstawiciela Globalnego Południa.
Niemiecka gra uosabia uprzemysłowiony Zachód: siłę fizyczną, nieugięty zapał, niewzruszoną organizację i maszynową skuteczność w karaniu błędów przeciwników. To rodzaj Blitzkriegu — współczesnej niemieckiej gry, as Szymon Kuper zauważył, ma swoje korzenie w nazistowskiej kulturze sportowej i militarystycznych cnotach, które wielbiła – które przytłaczają przeciwników siłą fizyczną na ziemi i w powietrzu, często wygrywając „paskudnie” jednym golem. Najbardziej znanymi niemieckimi zawodnikami ostatniego półwiecza byli bramkarze, dowódcy terenowi w obronie i pomocy, a także klinicznie, choć bez sztuki, kłusownicy atakujący. W niemieckiej drużynie nigdy nie było Pelé; Z kolei w Brazylii każdy rok przynosi nową grupę niezwykle utalentowanych nastolatków z faveli którego zuchwałe umiejętności i talent nieuchronnie namaszczają ich jako „następnego Pelé”.
Brazylijski styl przypomina bardziej zaawansowaną wojnę partyzancką, w której powstańcy mają impet i pewność siebie. Łączą w sobie niemożliwe umiejętności z zapierającą dech w piersiach śmiałością i przebiegłością, umiejętnością strzelania z dużych odległości i uderzania butem w piłkę w sposób, który w nieprawdopodobny sposób „zagina” jej trajektorię. Telepatia, z jaką potrafią antycypować swoje ruchy, pozwala im olśnić zarówno opozycję, jak i publiczność płynnością mijanych ruchów i skłonnością do robienia tego, co nieoczekiwane. Przeciwnik dosłownie nigdy nie wie, skąd nadejdzie następny atak i jaki będzie. A uśmiechy Brazylijczyków, nawet w kluczowych meczach, mówią, że dobrze się bawią. Na boisku rzadko można zobaczyć uśmiechniętego niemieckiego zawodnika.
Kiedy Ronaldinho, obecnie uznawany za najlepszego zawodnika świata, dostrzegł angielskiego bramkarza Davida Seamana dwa metry od linii bramkowej podczas starcia w Pucharze Świata w 2002 roku, wykonał rzut wolny z 40 jardów, który przeleciał nad wyciągniętymi rękawiczkami Seamana, niegodziwie zanurzając się i podkręcając. w górny róg bramki Anglii. Komentatorzy angielskiej telewizji byli tak zaskoczeni, że upierali się, że strajk był fuksem, podaniem, które przypadkowo się nie powiodło. Dla takich chwil żyją kibice piłki nożnej z Globalnego Południa.
Globalizacja gry lokalnej
Narodowe idiomy związane z grą mogą jednak zanikać, ponieważ europejskie profesjonalne ligi klubowe, w których grają prawie wszyscy czołowi gracze na świecie, tworzą niemal przez cały rok rodzaj widowiska dla widzów telewizji satelitarnej z całego świata, niegdyś ograniczającego się do mistrzostw świata . Obecnie w wielu krajach rozwijających się (w tym w Brazylii) coraz mniej osób uczestniczy w meczach lig krajowych, rezerwując czas poświęcony piłce nożnej na transmisje telewizyjne z najlepszych lig europejskich, gdzie jest większe prawdopodobieństwo zobaczenia najlepszych zawodników ze swoich krajów.
Dziś w londyńskim meczu pomiędzy Arsenalem a Manchesterem United biorą udział gracze z Ameryki Łacińskiej, dużej części Afryki Zachodniej, świata arabskiego, Europy Północnej, Południowej i Wschodniej oraz Azji. Globalna publiczność telewizyjna, którą przyciąga, to dobra wiadomość dla sprzedawców koszulek zawodników i innych akcesoriów piłkarskich, nawet jeśli nieco dziwne jest to, że oddział armii brytyjskiej patrolujący Basrę w południowym Iraku napotkał milicjanta armii Mehdiego w koszulce Arsenalu, „lokalnej” londyńskiej drużyny żołnierza — koszulka, którą on i jego koledzy mogliby założyć podczas wieczoru w domu, aby podkreślić swego rodzaju tożsamość plemienną. Ale w Arsenalu nie ma już nic „lokalnego”: kiedy na początku tego roku grał z Realem Madryt w Lidze Mistrzów, na boisku było tylko dwóch Anglików, obaj grający dla drużyny hiszpańskiej.
Wraz z szybką globalizacją „lokalnej” gry następuje ujednolicenie stylów: obecnie Anglia ma jednego lub dwóch zawodników, którzy lubią biegać w obronie z piłką u stóp i potrafią odchylić strzał z 40 jardów; Brazylia gra obecnie jednym lub dwoma „utrzymującymi” pomocników, tradycyjnym europejskim człowiekiem od burzy, którego zadaniem jest po prostu przerywanie ataków przeciwnika i zdobywanie piłki dla bardziej kreatywnych kolegów z drużyny.
Według niektórych szacunków ponad 4,000 Brazylijczyków gra obecnie profesjonalną piłkę nożną za granicą, dlatego też wyjściowy skład Brazylii w Niemczech będzie się składał wyłącznie z zawodników z Europy. (W rzeczywistości Brazylia mogłaby prawdopodobnie wystawić na turniej dwie drużyny, z których każda składałaby się z wielu czołowych europejskich graczy klubowych). Natomiast drużyna Niemiec jest prawie w całości rodzima, choć nawet w lidze niemieckiej wielu czołowych zawodników są brazylijskim importem.
To łączenie różnych stylów zostało przyspieszone przez migrację trenerów i zawodników. W zeszłym sezonie trenerami pięciu najlepszych klubów angielskiej Premier League byli Portugalczycy, Szkoci, Hiszpanie, Francuzi i Holendrzy. Trzej holenderscy trenerzy sprowadzają na Puchar Świata drużyny spoza Holandii; większość drużyn afrykańskich trenuje Francuzi i Niemcy, angielską drużynę Szwed, a Portugalii Brazylijczyk.
Kopanie ludzi, a nie piłek
Pomimo pragnienia fanów, aby przywoływać mitologie narodowe z odległej przeszłości, wiele europejskich drużyn narodowych odzwierciedla obecnie coraz bardziej kosmopolityczny charakter kontynentu. Dzięki powojennej migracji zarobkowej do Europy z byłych kolonii wielu najlepszych zawodników dostępnych w europejskich drużynach narodowych to imigranci w drugim, a nawet trzecim pokoleniu. Francja wystawia drużynę, w której wszyscy oprócz jednego, czasem dwóch zawodników są pochodzenia afrykańskiego lub arabskiego. W 1998 r. rasistowski polityk Jean Marie Le Pen poskarżył się, że zwycięzcami Pucharu Świata „nie jest prawdziwa francuska drużyna”. Niektórzy angielscy fani bardziej akceptują swój kosmopolityczny los, co odzwierciedla jedna z ich pieśni wychwalających nową narodową kuchnię Wielkiej Brytanii: „And we all love vindaloo…”
Światowa władza piłkarska FIFA umożliwia graczom grę w kraju, którego są obywatelami lub z którego pochodzą. Stwarza to pewne osobliwości: urodzony w Dakarze Patrick Vieira kieruje francuskim pomocnikiem, a urodzony w Paryżu Khalilou Fadiga występuje w Senegalu. Ponadto zdolność wschodzących zawodników do migracji zawodowych w poszukiwaniu sławy i fortuny czasami kusi federacje piłkarskie do rekrutacji do reprezentacji narodowej w drodze szybkiego sprawdzania obywatelstwa obiecujących zawodników. W ostatnich tygodniach holenderskie wysiłki mające na celu przyspieszenie procesu uzyskania obywatelstwa dla napastnika Wybrzeża Kości Słoniowej Salomona Kalou popadły w konflikt z nowym schłodzeniem imigracji w tym kraju.
Gdyby się to udało, Kalou znalazłby się w dziwacznej sytuacji, grając przeciwko drużynie z Wybrzeża Kości Słoniowej, w której skład wchodzi jego brat Bonawentura. Tymczasem najszczęśliwszym Brazylijczykiem udającym się do Niemiec jest z pewnością Francileudo Dos Santos, napastnik z Francji, który nie zająłby nawet dziesiątego miejsca wśród pretendentów do miejsca w brazylijskiej drużynie; ale szybko uzyskał obywatelstwo Tunezji, jest teraz czołowym strzelcem tego kraju. (Miejmy nadzieję, że nauczy się unikać obrażania fanów swojego adoptowanego kraju, tak jak zrobił to dwa lata temu, owijając się brazylijską flagą, aby uczcić zwycięstwo).
Chociaż wiele gwiazd niemal każdej ligi krajowej od Rosji na zachód pochodzi z afrykańskiej diaspory (w tym Brazylii), wśród kibiców, a nawet trenerów na najwyższym poziomie utrzymuje się zdumiewający poziom rasizmu. Na przykład trener Ukrainy Oleg Błochin tak ubolewał nad globalizacją swojej krajowej ligi: „Im więcej Ukraińców gra w lidze krajowej, tym więcej przykładów dla młodego pokolenia. Niech się uczą od [naszych zawodników] a nie od jakiegoś zumby-bumby, któremu zdjęli drzewo, dali dwa banany i teraz gra w lidze ukraińskiej”.
Następnie w telewizji przyłapano trenera hiszpańskiej drużyny Luisa Aragonesa, który mówił napastnikowi Jose Antonio Reyesowi, że jest lepszy od swojego kolegi z drużyny francuskiego Arsenalu, Thierry’ego Henry’ego. Tyle że Aragones nie powiedział imienia Henryka, powiedział „to czarne gówno”. Kilka dni później upierał się, że w tej uwadze nie ma nic rasistowskiego: „Reyes jest etnicznie Cyganem” – stwierdził Aragones. „Mam wielu cygańskich i czarnych przyjaciół. Ja tylko zmotywowałem Cygana, mówiąc mu, że jest lepszy od czarnego.
Obecnie na wielu europejskich stadionach czarni gracze stają się ofiarami rasistowskich wyzwisk w postaci wydawania małp i wyrzucania bananów z trybun. W rzeczywistości mistrzostwa świata oferują szereg możliwości rasistowskim ksenofobom w szeregach „ultra” kibiców piłki nożnej z wielu krajów – tych, którzy chodzą na mecze nie tylko po to, aby wspierać swoją drużynę w rytuale walki, ale także w celu faktycznej walki przeciwko ultrasom drugiej strony. Przez lata mecze w Anglii były punktem zbornym i awanturą rasistowskiej skrajnej prawicy. Niemniej jednak wyglądali na pozytywnie oswojonych w porównaniu z serbskimi ultrasami pierwotnie skupionymi wokół fanklubu Red Star Belgrad. Pod ich dowództwem Arkanstali się trzonem okrytej złą sławą bojówki „Tygrysa”, oskarżonej przez Trybunał ds. Zbrodni Wojennych w Hadze o jedne z najbardziej brutalnych aktów przemocy w ramach „czystek etnicznych” w Bośni w latach 1991–1993.
W miarę jak Europa staje przed wyzwaniem integracji milionów imigrantów, od których pracy zależy przetrwanie gospodarek dobrobytu, mecze piłki nożnej w coraz większym stopniu stają się okazją do politycznego rytuału innego typu – kanalizowania szalejącego rasizmu. Nie bez powodu władze niemieckie obawiają się, że odradzający się w kraju neonaziści wykorzystają Puchar Świata jako okazję do zadeklarowania swojej obecności obserwującemu światu. Jeśli tak się stanie, będą mieli wielu sojuszników w „ultrach” Serbii, Polski, Włoch, a nawet Anglii.
Marka gry
Chociaż „narracja narodowa”, która wiąże kibiców z ich drużynami, może zostać zawłaszczona przez postępowe lub reakcyjne zawłaszczenie, nie jest już ona siłą napędową gry. Dzisiejsza piłka nożna to wielomiliardowy światowy przemysł, którego centra władzy stanowią ponadnarodowe korporacje — zamożne kluby Europy, których dobrobyt finansowy zależy od zdolności ich „marki” do sprzedaży towarów z Bagdadu do Pekinu. Manchester United może mieć siedzibę w mieście, którego dobrobyt spadł wraz z dobrobytem brytyjskiego przemysłu tekstylnego, ale większość młodych mężczyzn noszących jego koszulkę od Gazy po Guangdong niewątpliwie miałaby trudności ze zlokalizowaniem na mapie siedziby „swojej” drużyny. Można się założyć, że ekwadorski pomocnik kelnera i taksówkarz z Bangkoku w niebiesko-czerwonej koszulce Barcelony są w błogiej nieświadomości centralnego miejsca „ich” drużyny dla katalońskiego nacjonalizmu.
Lokalne ikony stały się markami globalnymi. Mancunianie być może podczas mundialu odłożą koszulki Manchesteru United i przywdzieją barwy Anglii, ale większość gwiazd ich drużyny tak naprawdę będzie grać przed Anglia w koszulkach Holandii, Portugalii, Argentyny, Serbii i Francji. Jednak dla kierownictwa Manchesteru United problemem jest posiadanie swoich gwiazd reprezentujących drużynę dowolnego kraju. Na przykład Wayne Rooney, gwiazdor drużyny United, wraca do formy po kontuzji stopy, ponieważ od niego zależą nadzieje Anglii. Jeśli kontuzja pogłębi się podczas występów na mundialu, Manchester United – który zapłacił za Rooneya prawie 40 milionów dolarów – może ponieść potencjalnie ogromne straty finansowe po wznowieniu sezonu ligowego we wrześniu.
Właśnie dlatego Manchester United i 17 innych czołowych klubów w Europie agitują, aby otrzymać część przychodów generowanych przez mistrzostwa świata. Twierdzą, że przychody generują ich „aktywa”, co stanowi ogromne ryzyko dla klubów, które posiadają kontrakty. Jako pracodawcy większości najlepszych graczy na świecie, zbiorowe kierownictwo korporacji piłkarskiej ma znaczny wpływ kwestionując suwerenność federacji narodowych w organizacji gry.
Nie ma takiego problemu w przypadku innych głównych korporacji zainteresowanych grą, czyli producentów sprzętu i odzieży. Sponsorowanie przez nich Pucharu Świata i jego drużyn może przynieść im dochody rzędu miliardów dolarów. Nike ma przewagę, sponsorując między innymi drużynę Brazylii, a także Holandię, Portugalię, Meksyk, Koreę Południową i USA. Adidas ma swoją pozycję w Niemczech, Francji, Hiszpanii, Argentynie, Japonii i Trynidadzie (którego koszulki bez wątpienia staną się standardem w nocnych klubach i zostały już przyjęte jako fetysz wybierany przez szkockich kibiców, których własnej drużynie nie udało się zakwalifikować). Puma sponsoruje głównie podmioty z zewnątrz, takie jak Wybrzeże Kości Słoniowej i Iran, chociaż Włochy pozostają wiarygodnym kandydatem.
Można jednak powiedzieć, że Adidas ma zabójczą przewagę. Dostarcza piłkę turniejową, której atrakcyjność przekracza wszelkie powiązania. Sprzedawszy już 10 milionów piłek na Mistrzostwa Świata i spodziewając się, że do końca roku kolejne 5 milionów wyjedzie ze sklepów, mogliby zarobić prawie miliard dolarów na sprzedaży, po prostu zaspokajając pragnienie reszty z nas, by kopnąć „ taki sam bal, jaki robią gwiazdy.
Od współczesnych konfliktów geopolitycznych i kulturowych (lub ich historycznych ech) po wpływ globalizacji, Puchar Świata oferuje obraz stanu naszego świata w czasie rzeczywistym. Tego lata, kiedy Portugalia zagra z Angolą lub Anglia z Trynidadem, fani dawnych kolonizacji nie zapomną historii kolonialnej. Ilekroć Anglia grała z Argentyną w ciągu ostatnich 24 lat, kibice obu krajów byli proszeni o ponowne przeżycie wojny o Falklandy i Malwiny – i byłbym zaskoczony, gdyby wspomnienia z II wojny światowej umknęły uwadze, gdy Australia gra z Japonią. Jednak gra będzie także nasycona współczesnym dramatem politycznym, jeśli los zadecyduje, że USA spotkają się z Iranem.
Puchar Świata to czasem coś więcej niż tylko mecz, ale mimo wszystko zawody, których wynik nigdy nie jest pewny. O zwycięzcach nadal decyduje alchemia baletu i poetyki, umiejętności i współpracy, atletyzmu i czystego szczęścia. Koordynowanie ruchu piłki i jedenastu graczy po boisku z taką szybkością byłoby wystarczająco trudne, nawet gdyby jedenastu innych graczy nie próbowało im przeszkadzać. Relacje władzy panujące w prawdziwym świecie niewiele znaczą przez te 90 minut gry i niezależnie od tego, jak zacięta jest „walka”, na koniec meczu, w ramach uświęconego tradycją rytuału Pucharu Świata, gracze obu stron wymieniają się koszulkami wyraz szacunku i przyjaźni. Zatem migawka nie tylko świata pogrążonego w konflikcie, ale także możliwości rozwiązania go środkami innymi niż wojna.
Tony Karon jest starszym redaktorem TIME.com, gdzie analizuje Bliski Wschód i inne konflikty międzynarodowe. Urodzony i wychowany w Republice Południowej Afryki, ale będący przez całe życie fanem Liverpoolu, zamieszcza komentarze i analizy – a także blog o mistrzostwach świata – na swojej własnej stronie internetowej Kosmopolita bez korzeni. Redaguje także Globalny rytm, cotygodniowe podsumowanie relacji z międzynarodowych konfliktów z komentarzami.
[Ten artykuł ukazał się po raz pierwszy w dniu Tomdispatch.com, blog internetowy Nation Institute, który oferuje stały dopływ alternatywnych źródeł, wiadomości i opinii Toma Engelhardta, wieloletniego redaktora działu wydawniczego, Współzałożyciel Projekt Imperium Amerykańskiego i autor Koniec kultury zwycięstwa, historię amerykańskiego triumfalizmu w czasie zimnej wojny i powieści, Ostatnie dni wydawnictwa.]
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna