Nowa książka Jody Williams nosi tytuł Nazywam się Jody Williams: Kręta droga dziewczyny z Vermont do Pokojowej Nagrody Nobla, i jest to niezwykła historia niezwykłej osoby. To także bardzo dobrze opowiedziana autobiografia, zawierająca rozdziały z wczesnego dzieciństwa, w których niewiele jest wskazówek na temat nadchodzącego aktywizmu.
Można by przeczytać tę książkę i wyjść z myślą: „Każdy naprawdę może zdobyć Pokojową Nagrodę Nobla”, gdyby ludzie rzeczywiście powiedzieli swoim dzieciom, że mogą to zrobić, zamiast wmawiać im, że mogą zostać prezydentami, i gdyby pomyślano o laureatach Pokojowej Nagrody Nobla jako o laureatach Pokojowej Nagrody Nobla. święte istoty. W pewnym sensie oczywiście każdy mogą zdobyć Pokojową Nagrodę Nobla, ponieważ często jest ona przyznawana dobrym ludziom, którzy nie mają nic wspólnego z pokojem, a innym razem jest przyznawana podżegaczom wojennym. Zdobyć Pokojową Nagrodę Nobla i zasłużyć na nią tak, jak zrobił to Williams – to inna historia. To wymaga nie świętości, ale aktywizmu.
Aktywizm to zwykle w 99% pot i zaangażowanie, które nim kieruje, zupełnie jak geniusz. Jednak w przypadku Pokojowej Nagrody Nobla i tego rodzaju szybkiego sukcesu, jaki zapewnia, gdy zostanie przyznana zgodnie z wolą Alfreda Nobla, pocenie się wynosi 49%. Pozostałe 50% to czas. Aktywiści, którzy zwerbowali Williamsa do poprowadzenia kampanii na rzecz zakazu stosowania min przeciwpiechotnych, trafili w idealny moment. Williams wykorzystał coś potężnego. Zaaranżowała kilka początkowych sukcesów, przekazała informację o wykonalności i znaczeniu projektu, pracowała dzień i noc i obserwowała, jak wiele innych osób w wielu krajach angażuje się w kampanię w sposób, w jaki ludzie robią to tylko wtedy, gdy wierzą, że coś dramatycznie i szybko się zakończy. ulepszyć świat.
Jak wybrać właściwy problem we właściwym czasie? Idąc za przykładem kampanii dotyczącej min lądowych, trzeba wybrać temat, w którym reszta świata może bez udziału rządu USA zrobić coś dobrego i faktycznie odnieść sukces pomimo ostrego sprzeciwu rządu USA, a następnie przeciągnąć USA rząd, kopiąc i krzycząc, gdy reszta świata ruszy do przodu.
To, co najbardziej uderza mnie w mniej więcej pierwszej połowie książki Williamsa, to to, jak bardzo zawsze utrudniamy każdemu, kto chce pracować na rzecz lepszego świata, znalezienie odpowiedniego zatrudnienia. Wrzucamy miliardy w rekrutację młodych ludzi do wojska lub do kariery w biznesie. Wyobraźcie sobie, że młodzi ludzie musieliby szukać tych ścieżek sami. Wyobraźcie sobie, że reklamy telewizyjne, gry wideo, filmy i spektakle podczas dużych wydarzeń sportowych byłyby wykorzystywane do rekrutacji młodych ludzi do pokojowych działań na rzecz pokoju i sprawiedliwości. Williams i wielu innych mogło znaleźć drogę szybciej.
Williams kłóciła się z ojcem w sprawie wojny Stanów Zjednoczonych z Wietnamem. Zaczął pokazywać, że incydent w Zatoce Tonkińskiej jest fikcyjny i że grozi mu powołanie syna do wojska – bez wątpienia także dzięki perswazji Williamsa.
Wiele lat później Williams zaangażowała się w płatną działalność na pełen etat dzięki ulotce wręczonej jej na stacji metra w Waszyngtonie. Nagłówek brzmiał: „Salwador: kolejny Wietnam?” W końcu Williams zaangażowała się w działalność aktywistyczną, która „nie przypominała pracy”. Rozumiem, że oznacza to, że aby coś „wydawało się pracować”, musiało być stratą czasu. Aktywizm oczywiście nie. Pomyśl o tym, jakie skonstruowaliśmy społeczeństwo, w którym normą jest bezużyteczność.
Znalezienie aktywizmu nie oznacza oczywiście znalezienia łatwego życia. Oznacza to poświęcenie i ryzyko, ale spełnianie poświęcenie i ryzyko. Williams ryzykował śmiercią i obrażeniami w Ameryce Środkowej i doznał między innymi gwałtu. Wiele lat później publicznie opowiedziała tę historię przed 2,000-osobową publicznością w ramach wydarzenia Monologi waginy. „Uznałam, że nadszedł czas, aby użyć tego przykładu i powiedzieć kobietom, że nie muszą pozwalać, aby okropne doświadczenia zrujnowały im życie. Nie pozwoliłam, żeby to zrujnowało moje”. Nie pozwoliła, aby powstrzymały ją także inne okropne doświadczenia.
Kiedy Williams zaczęła organizować Międzynarodową Kampanię na rzecz Zakazu Min Przeciwpiechotnych (ICBL), sukces zaczął przychodzić znacznie szybciej, niż się spodziewała. Wraz z nim narastał opór. Miny lądowe nie zabijają ludzi, stwierdziły rządy, ludzie zabijają ludzi. Stany Zjednoczone były najgorsze, proponując użycie „inteligentnych min lądowych”, które wyłączałyby się po zakończeniu wojny, zabijając w ten sposób właściwych ludzi, ale nie niewłaściwych, zabijając żołnierzy, ale nie rolników i dzieci. Williams wspomina, jak przeklinała i potępiała amerykańskiego dyplomatę, który próbował ją przekonać o zaletach „inteligentnych min lądowych”. Williams nie znalazła pokoju „w swoim sercu” ani w swoich osobistych interakcjach, aby szerzyć pokój na świecie. Poprzez pasję i mądrą strategię szerzyła pokój na świecie. Ludzie na świecie nie byli przygotowani na to, aby pasjonować się pracą na rzecz wprowadzenia zakazu stosowania głupich min przeciwpiechotnych. Kampania mająca na celu zakaz stosowania głupich min przeciwpiechotnych nie przyniosłaby żadnego skutku.
Williams nie ustąpił ani na krok w odpowiedzi na przemówienia ówczesnego prezydenta Billa Clintona przeciwko minom lądowym, które towarzyszyły jego polityce zaciekłej obrony min przeciwpiechotnych. „Podnosząca się retoryka w niczym nie ratuje życia” – zauważyła – jest to rada o potencjalnie nieskończonej wartości dla zwolenników przemówień prezydenta Obamy przeciwko jego własnej polityce.
Z pomocą Williamsa w wielu krajach rozwinęły się kampanie przeciwko minom lądowym. We Włoszech aktywiści na siłę rozgłosili tę kwestię w mediach i zwrócili się do ministra obrony z prośbą o poparcie zakazu. Przekonali także związki zawodowe, których członkowie zarabiali na życie produkcją min, do poparcia zakazu. Williams wzięła udział w długim marszu do miasta fabrycznego, gdzie cztery pracownice trzymały transparent z napisem: „Nie będziemy karmić naszych dzieci budując miny lądowe, które zabijają dzieci innych ludzi”. Wyobraź sobie, że w Stanach Zjednoczonych powstała kultura, w której ludzie robili ten krok w znacznej liczbie! Może to startowy.
ICBL połączyła dyplomację z presją aktywistów. Na spotkaniu z urzędnikami rządowymi w Genewie działacze zaaranżowali emisję odgłosów eksplozji miny lądowej co 20 minut oraz licznik wyświetlający rosnącą liczbę ofiar na całym świecie (jedna co 20 minut). Pokazano zdjęcia ofiar. Reklamy i naklejki były wszędzie. We Francji i Austrii działacze dostarczali stosy pustych butów do znanych lokalizacji. W niektórych krajach Afryki ICBL pomogła rozwinąć aktywistyczne społeczeństwo obywatelskie tam, gdzie jeszcze takiego nie było.
Williams musiał uporać się ze wszystkimi typowymi podziałami, które pojawiają się w ruchu. Niektórzy sprzeciwiali się kosztom spotkań, gdy potrzebne były pieniądze na „prawdziwą pracę” polegającą na usuwaniu min przeciwpiechotnych. „Jakoś udało im się uniknąć zrozumienia, że gdyby nie presja wywołana spotkaniami, zainteresowanie gromadzeniem pieniędzy na usuwanie min byłoby w ogóle niewielkie”.
W 1996 r. Kanada objęła inicjatywę, proponując podpisanie w 1997 r. traktatu zakazującego stosowania min przeciwpiechotnych. Popełniali to narody za narodami. Jednak Stany Zjednoczone dołożyły wszelkich starań, aby sabotować ten proces. Na spotkaniu w Oslo aktywiści zaaranżowali wejście dyplomatów do budynku przez symulowane pole minowe i konfrontację z ofiarami min lądowych, gdy już tam dotarli. Nacisk rósł we właściwym kierunku, ale „stopień i brutalność amerykańskiego zastraszania trudno było to pojąć.”
Williams nabrał rozmachu, formułując bardzo wyraźne żądanie: „żadnych luk prawnych, żadnych wyjątków i żadnych zastrzeżeń”. Ale Stany Zjednoczone wzmocniły narody i prawie zwróciły Kanadę przeciwko własnej inicjatywie. ICBL zaczęła nazywać Kanadę 51. stanem. Rekwizyty kpili z Kanady, nawet gdy obok przechodzili kanadyjscy dyplomaci popierający zakaz. „Co, do cholery, robi wasz rząd?” Williams zażądał od kanadyjskiego urzędnika. „Wy zaczęliście to wszystko! Jeśli Kanada ustąpi, publicznie usmażymy waszego ministra spraw zagranicznych”.
Potem przyszła Pokojowa Nagroda Nobla i słynne nazwanie prezydenta Clintona kretynem za odmowę poparcia zakazu przez Williamsa. Była to nagroda pokojowa, która faktycznie pomogła ruchowi, i nagroda pokojowa, na którą odbiorca zareagował odpowiednio, ponownie poświęcając się pokojowi.
Potem przyszedł traktat zakazujący stosowania min przeciwpiechotnych. Potem nastąpiło praktycznie całkowite jej przestrzeganie, w tym przez Stany Zjednoczone, które nadal się nie podpisały.
W swoim przemówieniu noblowskim Williams stwierdziła, że po raz pierwszy przywódcy rządów zastosowali się do żądania społeczeństwa. To oczywiście nieprawda. Wyjątkiem jest dzień 27 sierpnia 1928 r., kiedy to narody świata zakazał wojny. Jednak takie zdarzenia zdarzają się bardzo rzadko i pojawia się pytanie, jak sprawić, by zdarzyły się ponownie. Oślepiająca broń laserowa została zakazana w 1996 r., a bomby kasetowe w 2008 r.
Obecnie tworzy się ruch, który próbuje zakazać autonomicznych dronów. Istnieje tu analogia do min lądowych, jeśli pomyślimy o obu przypadkach jako o zabijaniu bez ludzkiej dyskrecji. Jednak rodziny nawiedzonej przez piekielne pociski po prostu nie będzie obchodziło, czy przycisk nacisnął człowiek. A wstręt, jaki żyjący pod dronami odczuwają szczególnie w stosunku do bezzałogowych samolotów, nie ma już miejsca na rozwój, gdyby te drony stały się autonomiczne. Morderstwa za pomocą dronów już wyglądają na morderstwa, nawet dla wielu Amerykanów, w sposób, w jaki większość zabójstw na wojnie tak nie wygląda. Zastanawiam się, dlaczego ten ruch nie miałby mieć miejsca zakazać uzbrojonych dronów?
A może ruch powinien mieć na celu egzekwowanie zakazu wojny? Być może w jakiś sposób częściowe ruchy przeciwko elementom wojny powinny po drodze zacząć pogłębiać zrozumienie całkowitego zniesienia kary śmierci. Na przykład ruch na rzecz zakazu tworzenia baz wojskowych w obcych krajach mógłby być realizowany z filozofią zasadniczo antywojenną. W każdym razie z pewnością możemy dowiedzieć się, jakie jest najlepsze rozwiązanie, sięgając po książkę Williamsa i stosując odrobinę praktyki, którą tak gardzi prezydent Obama: patrzenia wstecz.
Książki Davida Swansona obejmują „Wojna to kłamstwo”. Bloguje pod adresem http://davidswanson.org i http://warisacrime.org i działa dla http://rootsaction.org. Gospodarz Radio Talk Nation. Śledź go na Twitterze: @davidcnswanson i FaceBook.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna