Jestem wielkim fanem twórczości Glenna Greenwalda i mam wielką nadzieję, że jego nowe przedsięwzięcie medialne, Intercept, odniesie sukces – nie tylko ze względu na niego, ale ze względu na nas wszystkich, którzy chcą, aby krajobraz medialny otworzył się dla niezależnych dziennikarzy .
To powiedziawszy, jego odpowiedzi udzielone Michaelowi Albertowi w wywiadzie na temat problemów dziennikarstwa całkowicie rozczarowały mnie. Zapytany o ideologiczne ograniczenia nakładane na dziennikarzy przez charakter komercyjnych i korporacyjnych interesów mediów, wydaje się zadowolony z siebie i zadowolony. Szczerze mówiąc, brzmi jak Margaret Thatcher nowych mediów.
Zacznijmy od najlepszego fragmentu. Greenwald zgadza się z Albertem, że na dziennikarzy wywierana jest presja instytucjonalna i strukturalna. Oto co mówi:
Tego rodzaju uprzedzenia [w organizacjach medialnych] mają charakter kulturowy i uogólniony, a nie absolutny. The Guardian wielokrotnie publikował Noama Chomsky’ego [sic!]. Podobnie jak Salon. Charakter teorii stronniczości mediów nie polega na tym, że niemożliwe jest wszczepienie im pewnych idei. To po prostu nieprawda. Wyjątki się zdarzają. Ale w zakresie, w jakim sugerujesz, że krytyczne pisanie na temat pracodawców byłoby dla większości dziennikarzy niewygodne, a nawet szkodliwe dla ich kariery, jest to oczywiście prawda. Tak jest wszędzie, nie tylko w dziennikarstwie.
Niestety, to właśnie jest najważniejszy punkt. Stamtąd idzie już szybko w dół.
Jako przykład podam własne doświadczenia, ale jest wiele innych osób, które mogłyby zgłosić podobnie. Kiedy pracowałem w Salonie i w Guardianie, byli właściciele, fundatorzy itp. Każdy miał swoje interesy. Ale wynegocjowałem umowę, aby móc pisać, co chcę i publikować bezpośrednio w Internecie, tak aby nikt nawet nie patrzył na to, co piszę, a tym bardziej nie mając możliwości edytowania lub zmiany, z wyjątkiem najbardziej ekstremalnych okoliczności. Myślę, że jedną z rzeczy, które obserwujemy, jest to, że obecnie są dziennikarze, którzy są w stanie korzystać z zasobów instytucji i czerpać z nich pewne korzyści, takie jak czytelnicy i ruch, a jednocześnie bardzo mocno trzymają te instytucje na dystans, więc dynamika które opisałeś, nie ograniczają ani nie ingerują w rodzaj dziennikarstwa, które uprawiają – i myślę, że poszczególni dziennikarze muszą znaleźć sposoby, aby tak się stało.
Uważam to za więcej niż trudne do zniesienia. Przez wiele lat pracowałem w „Guardianie” i jeśli w ciągu ostatniej dekady nic się radykalnie nie zmieniło, Greenwald opowiada kompletne bzdury, sugerując, że porozumienie, które zawarł z gazetą, jest powszechne lub nawet możliwe dla przeważającej większości dziennikarzy.
Słowo, którego użyłem w przeszłości na temat umowy zawartej przez Greenwalda z Guardianem, było „wyjątkowe”. Teraz jestem skłonny dać się przekonać, że w ostatnim czasie sytuacja zmieniła się na tyle, że w umowach są inni dziennikarze, którzy mają taką całkowitą niezależność, ale chciałbym mieć jakieś dowody. A jeśli jest ich kilku – niewielka elita w „Guardianie”, jak na przykład George Monbiot, Polly Toynbee, Simon Jenkins – chodzi o to, że prawie wszyscy są bezpiecznie objęci konsensusem „Guardiana”. Większość z nich to doświadczeni dziennikarze, którzy udowodnili, że nigdy nie odejdą od szerokiego konsensusu, któremu Guardian odpowiada.
W przypadku Greenwalda – co dla wielu z nas jego nominacja była tak ekscytująca – polegało na tym, że zrozumieliśmy, że nie pasował on do tego bezpiecznego konsensusu. Decyzja „Guardiana” o przyznaniu mu prawdziwej niezależności była z jego perspektywy przedsięwzięciem bardzo ryzykownym. Był to sygnał, jak bardzo go potrzebowali, jako sposobu na wzmocnienie swojej wiarygodności wśród radykalnych czytelników w USA (między innymi dlatego, że silna obecność w USA mogłaby w końcu sprawić, że ich strategia reklamowa w Internecie będzie opłacalna).
Krótko mówiąc, Greenwald był w stanie dyktować warunki. Jest to po prostu niemożliwe w przypadku 99% innych dziennikarzy, a już zwłaszcza dziennikarzy radykalnych. Sugerowanie przez Greenwalda czegoś innego jest moim zdaniem zdradą ich walki. W rzeczywistości jest to równoznaczne z obwinianiem ofiary. Niemożność większości radykalnych dziennikarzy zdobycia dobrze płatnej, prestiżowej pracy w Guardianie czy Huffpo nie jest, jak sugeruje Greenwald, związana z problemami strukturalnymi w branży; po prostu nie pracowali wystarczająco ciężko, jak on czy Jeremy Scahill, aby „znaleźć sposoby, aby to osiągnąć”.
Lub, jak Greenwald ujął to w innym miejscu,
Zgadzam się, że rzeczywiście spotykasz się z pewnym ostracyzmem [jeśli jesteś radykalny], ale znowu nie możesz się temu poddać i zamiast tego walczyć o niepodległość. Masz więc rację, że istnieją realne naciski instytucjonalne, ale myślę, że istnieją sposoby, aby odizolować się od nich, abyś mógł zajmować się dziennikarstwem, jakie chcesz, bez względu na to, co myślą o tym wszyscy, łącznie z tymi w twoich mediach.
Albert, trzeba przyznać, że się na to nie nabrał. Ostatecznie odpowiedzi Greenwalda w sposób niezamierzony potwierdzają tezę, którą Albert próbuje przedstawić na temat ograniczeń strukturalnych w mediach. Greenwald jest obecnie bardzo dobrze opłacanym starszym dziennikarzem w imperium nowych mediów Pierre’a Omidyara, założyciela eBay i multimiliardera. Autorka własnej filozofii przedsiębiorczego dziennikarstwa Greenwalda brzmi bardzo podobnie do tego, czego można by się spodziewać po Omidyarze na temat tej branży.
Albert zadaje bardzo ważne i przenikliwe pytanie:
Czy napisałeś kiedyś artykuł dla „Guardiana”, który ujawnia aspekty jego struktury, procesu decyzyjnego, podziału pracy, siatki wynagrodzeń i kultury wewnętrznej, a także pokazuje implikacje dla zaangażowanych osób i dla dziennikarstwa, a jeśli ktoś tak zrobiłem. Jak myślisz, jaka byłaby reakcja? Czy ktoś w „Guardianie” napisał kiedyś taki artykuł nawet o innej korporacji, a tym bardziej o samym Guardianie? Czy oni w ogóle mogą mieć takie myśli?
Oto odpowiedź Greenwalda:
Ponownie wiele zależy od indywidualnej sytuacji danej osoby. Przed dołączeniem do Guardiana nigdy nie pisałem zbyt wiele na temat wewnętrznych procesów decyzyjnych w mediach, ponieważ jedyna praca, jaką wcześniej wykonywałem z mediami, to praca w Salonie, gdzie miałem całkowitą niezależność redakcyjną i pracowałem sam. To samo dotyczyło „Guardiana”, dopóki nie zacząłem pisać o dokumentach NSA. Nie mam jednak wątpliwości, że – gdybym miał taką ochotę i uważał, że mam coś wartościowego do powiedzenia na ten temat – z łatwością mógłbym pisać o wewnętrznych procesach gazet, w tym „Guardiana”, bez przeszkadzania.
Gdyby ktoś powiedział Greenwaldowi coś takiego na jakikolwiek inny temat niż media, myślę, że – słusznie – rozerwałby ich argument na strzępy. Czy Greenwald twierdzi, że nie może o czymś pisać, jeśli nie ma z tym bezpośredniego doświadczenia? Czy on kiedykolwiek pracował dla służb bezpieczeństwa lub NSA? I czy naprawdę chce argumentować, że nie ma „nic wartościowego” do powiedzenia – nigdy – na temat roli korporacji w kontrolowaniu mediów, najważniejszego pryzmatu, przez który interpretujemy świat i otaczające nas wydarzenia?
Mam tylko nadzieję, że wystarczająca liczba czytelników i współpracowników w trakcie tego wywiadu zadzwoni do Greenwalda, że będzie zmuszony sprawdzić rzeczywistość. Tak, Glenn, wymagamy od ciebie wyższych standardów niż prawie ktokolwiek inny. Ale dzieje się tak dlatego, że jesteś na coś użyteczny tylko wtedy, gdy pozostajesz uczciwy. Strać to, a stracisz nas.
www.newleftproject.org/adversarial_dziennikarstwo_w_korporacji
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna
3 Komentarze
Poczekamy i zobaczymy. W chwili, gdy przeczytałem, gdzie Greenwald był w łóżku z miliarderem, przewidziałem, że może to jedynie doprowadzić do zniszczenia wszystkich zaangażowanych. Czy istnieje lepszy sposób, aby podbrzusze ludzkości (CIA) zwabiło tych ludzi w fałszywe poczucie bezpieczeństwa (Taibbi, Poitras i nie wiadomo kto jeszcze), umieszczając ich wszystkich w jednym miejscu, aby każdy ich ruch mógł zostać udokumentowany pod kątem zarzutów o terroryzm.
Zgadzam się z Johnem Kilkennym. „Wielka zdrada” byłaby odpowiednim opisem kogoś, kto potajemnie współpracował z państwem, ale nie kogoś, kto podejmując ogromne ryzyko osobiste w imię sprawiedliwości, nie rozwinął takich samych teoretycznych spostrzeżeń na temat ograniczeń instytucjonalnych jak Michael. To prawda, że Greenwaldowski model tworzenia indywidualnych nisz nie jest dobrą strategią tworzenia sprawiedliwego i wolnego dziennikarstwa, ale traktowanie jego historii i podejścia jako wielkiej zdrady odbierane jest jako pozytywnie sekciarskie.
Zdrada to ostatnia myśl, która przychodzi na myśl w związku z dziennikarzem, który ujawnił światu, jak rząd USA zdradził prawo całego świata do prywatności. Ale z pewnością rozumiem frustrację Jonathana związaną z ograniczeniami dziennikarskimi narzuconymi przez media korporacyjne. Zgadzam się również z Jonathanem, że Greenwald był zadowolony z rozmowy na ten temat. To rozwścieczyłoby większość dziennikarzy, którzy musieli radzić sobie z ograniczeniami korporacyjnymi. Wygląda na to, że emocje Jonathana dotyczące prawdziwego, podstawowego zagadnienia dziennikarstwa zwyciężyły nad nim. Prawidłowe uwypuklenie samozadowolenia Greenwalda nie równa się poziomowi typowych mediów korporacyjnych, sensacyjnych nagłówków, które chwytają za słowo „zdrada”, skutecznie reprezentując to samo, przeciwko czemu Jonathan się skarży.