Nie da się sformułować rozsądnej międzynarodowej polityki gospodarczej bez podstaw: helikopterów, snajperów, policji, psów bojowych, czołgów i kilometrów płotów. Gdziekolwiek spotykają się ministrowie finansów, zawsze można znaleźć niezbędne akcesoria do kontroli tłumu i represji społecznych. Jednak nawet biorąc pod uwagę historyczny poziom nieodpowiedzialności, rozrzutności i tchórzostwa obserwowany na spotkaniach najbogatszych gospodarek świata, organizowane w ten weekend kanadyjskie spotkania G8/G20 podnoszą poprzeczkę. Zanim zęby ostatniego protestującego zostaną wyrwane z podeszew ostatniego Mountiego, rachunek za ochronę przekroczy miliard dolarów. Samo sześciokilometrowe ogrodzenie w centrum Toronto kosztowało 5 milionów dolarów, ale większość pozostałej kwoty rachunku jest tajna – „bezpieczeństwo narodowe” zapewnia alibi dla bekhendów i białych słoni.
Co więc Kanadyjczycy (i reszta świata) dostaną za swoje pieniądze? Bardzo mało. Efektem spotkania będzie letnia deklaracja „wielkiego namiotu”, której język będzie wystarczająco elastyczny, aby objąć sprzeczane interesy oszczędnych Europejczyków, zapobiegliwych Amerykanów, chodzących po linie Chińczyków i niespokojnych Saudyjczyków. Wszystko gotowe.
Najgorsze będzie jednak to, czego nie uda się osiągnąć na spotkaniu G20. Uniemożliwi otwartą debatę na temat alternatyw, pozwoli zachować pozory legitymizacji osobom odpowiedzialnym za kryzys finansowy i odbije się na instytucjach, które nadal oferują alternatywę dla objazdowego cyrku G20. Oto, tak dla porządku, trzy powody, dla których G20 już jest porażką.
1. G20 jest nielegalne
Na stronie internetowej G20 czytamy:
„G-20… skupia ważne kraje uprzemysłowione i kraje rynków wschodzących ze wszystkich regionów świata. Kraje członkowskie reprezentują łącznie około 90 procent światowego produktu narodowego brutto, 80 procent światowego handlu (w tym handlu wewnętrznego UE), a także dwie trzecie światowej populacji. Znaczenie gospodarcze i szerokie członkostwo G-20 zapewniają jej wysoki stopień legitymizacji i wpływu na zarządzanie światową gospodarką i systemem finansowym”.
Powtórzę: ponieważ rządy G20 są bogate, a wśród nich są także Indie i Chiny, ludne, są one prawowitymi menedżerami globalnej gospodarki i systemu finansowego. Po pierwsze, oczywiście G20 reprezentuje sumę 46 deficytów demokracji (27 członków Unii Europejskiej liczy się jako jeden członek G20). Oczywiście Chiny i Arabia Saudyjska w ogóle nie kalają się pozorami demokracji.
Czy wiele zyskujemy na rozwodnieniu klubu krajów byłych kolonizatorów (G8) z krajami wcześniej skolonizowanymi? Nie bardzo. Donosi o tym „Financial Times”. liczba milionerów w Azji w końcu przewyższyła liczbę milionerów w Europiei nie ma powodu sądzić, że rządy na Wschodzie są mniej tchórzliwe niż rządy na Zachodzie. Na szczycie G20 będzie szansę dla ministrów na uzyskanie porad od przedsiębiorstw – tzw. B20. Wskazuje to raczej na orientację klasową przywódców G20.
Oczywiście jest jedna rzecz gorsza od obecności swojego rządu na G20, a jest nią brak rządu na G20. G20, choć niezręcznie, przyznaje, że może być coś nie tak z tym, że największe gospodarki świata decydują o tym, co jest najlepsze dla całego świata, zwłaszcza dla stu krajów, które nie są zaproszone. Dlatego też grupa G20 podjęła działania mające na celu zwiększenie reprezentacji biednych krajów na swoich ulubionych forach międzynarodowych: MFW i Banku Światowym. Oni też poczynili postępy. Ponownie, gratulują sobie dla
… reforma głosu Banku Światowego mająca na celu zwiększenie siły głosu w krajach rozwijających się i w okresie przejściowym o 3.13%.
To prawda! Więcej głosów mają Chiny, Indie i Arabia Saudyjska. Jednak w części Banku Światowego, która udziela tak zwanych pożyczek preferencyjnych, jedenaście krajów afrykańskich odnotowało spadek swojej względnej siły głosu, a Bangladesz stracił w wyniku przetasowań większą siłę głosu niż Wielka Brytania. Nazywanie pożyczek preferencyjnymi jest trochę naciągane – technicznie rzecz biorąc, ulga ma oznaczać niskie oprocentowanie, to zawsze kraje rozwijające się muszą pójść na ustępstwa w swojej polityce gospodarczej, aby się do nich zakwalifikować.
Oczywiście, że istnieje taka organizacja robi obejmuje każdy kraj na świecie – Organizację Narodów Zjednoczonych. Jest to jedyna organizacja, o której G20 robi wszystko, co w jej mocy, nigdy o niej nie wspominając. Ponieważ członkowie G20 wydają się zastępować ONZ.
Zatem niezbyt duża legitymizacja, nawet jeśli chodzi o wskaźniki, których G20 lubi się trzymać. A jeśli chodzi o metrykę, której nie lubi się trzymać, jest to jeszcze mniej legalne. Która grupa w końcu została bardziej dotknięta recesją niż kobiety? Organizacja Narodów Zjednoczonych wie o tym wszystko dzięki szeregowi dostępnych badań, raportów i polityk dotyczących płci i skutków kryzysu finansowego tutaj. Strona G20 w ogóle nie wspomina o płci. Ani razu.
2. G20 jest niekompetentna
Oto jak G20 przedstawia siebie:
„Aby stawić czoła kryzysowi finansowemu i gospodarczemu, który rozprzestrzenił się na całym świecie w 2008 r., członkowie G20 zostali wezwani do dalszego wzmacniania współpracy międzynarodowej”.
Jakby grupa G20 znajdowała się w Jaskini Batmana, gdy nagle zadzwonił Batphone i komisarz Gordon poprosił ich o uratowanie planety. Tak jakby ich polityka w rzeczywistości nie ułatwiła rozwiązania problemu.
Pomimo kilku zmian w kierownictwie od 2008 r., jest to w dużej mierze ta sama załoga, uzbrojona w ten sam zestaw narzędzi i tę samą instrukcję obsługi gospodarki. Myśleniem życzeniowym jest mieć nadzieję, że te rządy będą w stanie rozwiązać te same problemy, które zrodziły.
Jednak istniało i nadal istnieje solidne myślenie o gospodarce poza korytarzami banków centralnych i ministerstw finansów. Dziekan Bakerzauważa na przykład, że:
„W ciągu trzech dekad po drugiej wojnie światowej gospodarka kwitła, a sektor finansowy stanowił proporcjonalnie jedną czwartą swojej obecnej wielkości. Nie ma powodu, aby sektor finansowy miał dziś zużywać większą część zasobów gospodarki niż trzydzieści lat temu. Skuteczna regulacja przywróci sektorowi finansowemu jego właściwą rolę w gospodarce.” (Biorąc ekonomię na poważnie, 2010, s. 79)
Organizacja Narodów Zjednoczonych od jakiegoś czasu myśli o kryzysie finansowym i w zeszłym roku zorganizowała konferencję, podczas której nobliści tacy jak Joseph Stiglitz współpracowali z przedstawicielami wszystkich rządów (legalnych i innych) podczas Konferencji w sprawie Światowy kryzys finansowo-gospodarczy i jego wpływ na rozwój w celu wytworzenia Plan akcji . Poparłby ją niemal każdy rozsądny ekonomista. Nie jest to rozwiązanie szczególnie rewolucyjne, choć potrzeba rewolucji, aby zostało zaakceptowane, ponieważ zaleca takie elementy, jak bodźce fiskalne, silne regulacje i inwestycje w zieloną gospodarkę. Pod względem zakresu i siły zawartych w nim zaleceń znacznie przewyższa ono oświadczenie rozpowszechniane obecnie na forum G20. Jest to jednak wizja konieczna, aby stawić czoła problemom długu państwowego, bezrobocia, zmian klimatycznych, nierówności płci i ubóstwa.
3. G20 nie ma kontroli
Być może największym problemem jest to, że ministrowie G20, pod wielkim wrażeniem rynków finansowych, nie widzą sposobu, aby zareagować bez kapitulacji. Nie jest wcale jasne, czy rynki finansowe kontrolują członkowie G20, czy też odwrotnie. Ale robi się coraz wyraźniej. Wielka Brytania pod rządami nowego konserwatysty ( i liberał!) rząd zdecydował, że tak naprawdę krajem rządzą finansiści. Aby przywrócić zaufanie rynku, od dziesięcioleci w ramach niedawnego „budżetu nadzwyczajnego” obywatelom zaproponowano najbardziej rygorystyczne cięcia. Zaciśnięcie pasa jak dotąd cieszy rynki. Funt brytyjski odnotował krótkotrwałe wzrosty, a kurs waluty OECD określił go jako „odważny budżet”.
John Maynard Keynes, cytowany przez jego biografa w: Niedawno „Financial Times”., miał coś do powiedzenia na temat budżetów takich jak ten:
Kiedy koalicja konserwatywno-liberalna, która zastąpiła rząd laburzystów, wprowadziła we wrześniu 1931 r. budżet nadzwyczajny, Keynes ponownie wyróżnił się na tle chóru aprobaty. Budżet był, jak napisał, „pełen szaleństwa i niesprawiedliwości”. Wyjaśnił amerykańskiemu korespondentowi, że „każdy człowiek w tym kraju o supergłupich skłonnościach, każdy, kto nienawidzi postępu społecznego i kocha deflację, czuje, że nadeszła jego godzina i triumfalnie ogłasza, jak powstrzymując się od wszelkich form działalności gospodarczej, możemy wszyscy znów zaczną prosperować”.
Jak więc sprawić, by osoby o supergłupich skłonnościach słuchały? Na dłuższą metę dobrzy ludzie w miejscach takich jak Amerykańskie Forum Społeczne będziemy organizować na przyszłość. Jednak w ten weekend wielu dobrych ludzi w Toronto będzie starał się zrobić trochę hałasu, przedstawić alternatywy i unikać butów Królewskiej Kanadyjskiej Policji Konnej.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna