W przededniu rewolucji w 2011 r. turystyka zatrudniała około 12% siły roboczej Egiptu i przynosiła 11 miliardów dolarów rocznie, co stanowiło krytyczny wkład w rezerwy walutowe. Od tego czasu liczba turystów gwałtownie spadła. Przebłysk ożywienia dobiegł końca w listopadzie wraz z ogólnoświatowymi doniesieniami o przemocy między rządem a demonstrantami, a odwiedzających będzie dodatkowo odstraszać ostatnia runda konfliktu ulicznego, który rozegrał się podczas naszej dwutygodniowej wizyty.
Turystyka w Egipcie to branża budowana przez wiele lat, aby sprostać zapotrzebowaniu, które obecnie uległo załamaniu. Efekty są wyraźnie widoczne w niegdyś popularnych obiektach turystycznych, gdzie taksówkarze, przewodnicy wycieczek i sprzedawcy bibelotów podcinają się i odsuwają sobie nawzajem na bok, walcząc o ograniczone zwyczaje.
To bolesny widok, ale dla nas brak innych turystów był dobrodziejstwem. Mogliśmy cieszyć się niezatłoczonymi grobowcami i świątyniami, meczetami i mauzoleami, oszczędziliśmy rozpraszającego zgiełku imprez turystycznych pędzących z jednego miejsca do drugiego. Czasami mieliśmy szczęście, że byliśmy zupełnie sami i wtedy można było usłyszeć głos zmarłych.
W Kairze zatrzymaliśmy się w centrum „dzielnicy islamskiej”, średniowiecznego, otoczonego murami miasta zbudowanego przez Fatymidów, rozbudowanego przez Salahuddina i bogato zdobionego za czasów mameluków. Z naszego balkonu spoglądaliśmy na ruchliwą centralną arterię, biegnącą od bram Bab Zuwayla na południu do Bab El Futuh na północy. To Bayn al Qasrayn, „spacer po pałacu”, w którym powieściopisarz Naguib Mahfouz stworzył swoją epicką trylogię.
Zbiór monumentalnej architektury w okolicy jest niezwykły: szereg meczetów, madras, mauzoleów, bram, murów, przyczep kempingowych i elegancko udekorowanych sabil-kuttab (publiczne cysterny finansowane ze środków prywatnych, na których szczycie znajduje się sala szkoły koranicznej), w dużej mierze zbudowane w latach 1100–1520, kiedy Kair był centrum świata muzułmańskiego. Rozległe kamienne fasady, wiele z pasków z naprzemiennymi pasmami różowego i białego marmuru, strzeliste wejścia otoczone przeplatającymi się zielonymi i czarnymi ablaq dekoracje, kopuły wzorzyste jak dywany, minarety wznoszące filigran złotego kamienia w błękitne niebo. Widok z poziomu ulicy jest jedną rewelacją po drugiej.
Wokół wszystkich tomów i kształtów biegną poziomo wstęgi elegancko wyrzeźbionego tekstu Koranu, co czyni całą okolicę skansenem kaligrafii. To także skarbnica sztuki zdobniczej: rzeźbione i inkrustowane drewno, polichromowane mozaiki, witraże, chrupiące sztukaterie, mosiężne latarnie, drzwi z brązu.
Gdyby zostało odrestaurowane i oczyszczone, otoczone murami miasto mogłoby konkurować z Pizą, Sienną czy Rzymem jako monumentalna atrakcja miejska. Ponieważ jednak nie zostało ono odrestaurowane i uprzątnięte, życie codzienne, ze swoimi dźwiękami, zapachami i rytmami, wiruje wokół pomników i nadaje im ludzki kontekst. Jest to wciąż dzielnica biednej i niższej klasy średniej, pełna ulicznych sprzedawców, małych sklepików, kawiarni pełnych mężczyzn wciągających sheeszę, rzemieślników i pracowników usług, a wszystko to zmiażdżone wśród rozpadających się budynków i nieodpowiedniej infrastruktury.
Wszędzie w Kairze słyszeliśmy głos Oum Kalthoum, wiejskiej dziewczyny z wioski w Delcie, która stała się „głosem Egiptu”, “Kawkab al-Sharq” (Gwiazda Wschodu) i czołowa arabska piosenkarka XX wieku. W taksówkach i kawiarniach lub po prostu wynurzając się z otwartych okien, czasami wydawało się, że „All Oum cały czas”. Wspaniały i dostojny, skrupulatny w przygotowaniach i zaangażowany w występy, Kalthoum zdominował egipską kulturę popularną przez dziesięciolecia. Jej styl był neoklasyczny, oparty na tradycji maqamy i instrumentach, ale z tekstami zamówionymi od współczesnych poetów i szerokim zakresem orkiestrowym inspirowanym muzyką zachodnią. Była symbolem zarówno tradycji, jak i nowoczesności, a jako bliska współpracownica Nasera była kojarzona z jego populistyczną polityką. Na jej pogrzebie w 1975 r. miliony ludzi wyszły na ulice Kairu, czyli bardziej równomiernie niż na pogrzebie Nasera pięć lat wcześniej.
Fakt, że 40 lat po jej śmierci głos i wizerunek Oum Kalthoum są nadal wszechobecne w Kairze, musi coś mówić o odporności szczególnego rodzaju współczesnej tożsamości egipskiej, która przetrwała pomimo trzydziestu lat dyktatury i wzrostu islamizmu.
Nie znaleźliśmy nikogo, kto byłby gotowy powiedzieć dobre słowo o Morsim, łącznie z wieloma, którzy na niego głosowali i spodziewali się znacznie więcej. Wśród nich był muezzin w meczecie w Kairze, pobożny muzułmanin, który przyłączył się do protestów w Tahrir, które obaliły Mubaraka, ale był zbulwersowany koncepcją islamistycznego monopolu na władzę. Upierał się, że państwo egipskie musi reprezentować Koptów i „liberałów”, a także muzułmanów. Inni, którzy głosowali na Morsiego, postrzegali teraz Bractwo Muzułmańskie jako gang egoistycznych oportunistów. Przed rewolucją pewien młody człowiek powiedział nam: „człowiek Bractwa miał tylko jeden telefon komórkowy; teraz ma cztery.”
Nieuchronnie bieżące wydarzenia towarzyszyły nam wszędzie, gdziekolwiek się udaliśmy, nawet do piramid. Sama skala i starożytność czynią je imponującymi, ale pozostawiły mnie zmarzniętego, a raczej lekko zmrożonego. Te sztywno geometryczne kondensacje ludzkiej pracy są wytworem pierwszego państwa na świecie, jego pierwszej religii państwowej, jego pierwszego zinstytucjonalizowanego monopolu na bogactwo i władzę. Włożono wiele wysiłku w rozszyfrowanie ich znaczenia, ale przesłanie wydaje mi się dość dosadne: jest to brutalnie abstrakcyjne stwierdzenie dominacji. (Czy ma znaczenie fakt, że wielkoformatowe, pozbawione ozdób piramidalne konstrukcje zostały odrodzone dopiero w naszych czasach?)
W Luksorze odkryliśmy jednak inne oblicze sztuki starożytnego Egiptu, które wcześniej znałem jedynie z fragmentów znajdujących się w muzeach. Jak każda sztuka, zyskuje na doświadczeniu in situ, przywróceniu jej funkcji, względnej skali i kontekstu wizualnego.
Większość pozostałości to dzieła sztuki nagrobnej, grobowce i świątynie grobowe, ukształtowane przez egipski kult zaświatów. Szczególną cechą jest wysyłanie ogromnych ilości skarbów do wspaniale zdobionych grobowców, które następnie zamykano i ukrywano przed publicznością. Była to forma konsumpcji, która miała być widoczna tylko dla bogów. Nie pełniła zatem, przynajmniej bezpośrednio, zwykłych funkcji ideologicznych sztuki starożytnej. Tutaj zmarli są naprawdę centrum, a żywi peryferiami.
Jednak to, czego żywi oczekiwali w zaświatach, to głównie lepsza wersja tego życia, wypełniona dobrymi rzeczami tego świata. Jedzenie i picie, śpiew i taniec, miłość i przyjaźń, piękno natury, flory i fauny – zwłaszcza ptactwa, ukazanego w cudownej różnorodności, fruwającego, nurkującego, gniazdującego. W grobowcach i świątyniach odkryliśmy sztukę witalności, wyrafinowania technicznego, śmiałości konceptualnej i drobnej delikatności.
Jest to sztuka słynąca ze schematów, odtwarzająca te same typy i kanony z niewielkimi zmianami przez około trzy tysiące lat. Powtarzanie motywów samo w sobie jest kluczową cechą estetyczną, wykorzystywaną z wyobraźnią przez twórców. W najlepszym wypadku jest to swobodna i płynna seria odmian. W większy wzór wpleciony jest wątek subtelnych obserwacji naturalistycznych, czy to w płaskorzeźbach, czy malowanych detalach, których kolory pozostają ciepłe i świeże 3000 lat po ich zastosowaniu. Sposób, w jaki to osiągnęli, pozostaje dla mnie tajemnicą, podobnie jak naleganie na oddanie ludzkiej postaci z profilu. To nie tak, że Egipcjanie nie doceniali siły pełnej pozycji czołowej: to ona jest podstawą ich wolnostojących rzeźb, w tym kolosalnych postaci faraonów o opływowych ciałach i tępym, ponadczasowym spojrzeniu.
Najbardziej odkrywcze ze wszystkich miejsc w Luksorze może być najmniej spektakularne. Są to ruiny skromnej osady, w której pracowali robotnicy budujący wielkie grobowce i świątynie, znane jako Deir el Medinah. Ich małe, solidne jednostki domowe są ułożone na wzór siatki. Tutaj mieszkał kamieniarz z rodziną; tam malarz grobowy; tam powroźnik lub cieśla. Wśród ruin rozsiane są minipiramidy i wejścia do podziemnych krypt, niewielkie w skali, ale ozdobione z taką samą starannością, z takim bogactwem kolorów i szczegółów, jak grobowce królewskie w pobliskiej Dolinie Królów. Pracownicy ci mieli własne wizje życia po śmierci, lepszego życia. I mieli poczucie własnej wartości.
To miejsce pierwszego odnotowanego strajku w historii. Robotnikom płacono w zbożu, z którego wytwarzano chleb i piwo, które od tysiącleci były bliźniaczymi filarami diety Doliny Nilu. Jednak około 1150 roku p.n.e. skarb państwa, wyczerpany wojnami cesarskimi Ramzesa III, nie spłacił długów. Robotnicy zrzucili narzędzia i zorganizowali protest okupacyjny na placu budowy świątyni grobowej faraona. Co ciekawe, kronikarze nie traktują tego jako zdarzenia bezprecedensowego czy katastrofalnego, z czego należy wnioskować, że broń uderzeniowa była już znana. Co jeszcze bardziej niezwykłe, wydaje się, że spór wygrali robotnicy. Ich dźwignią był strach ich panów przed śmiercią bez odpowiednich przygotowań do pochówku i wejściem w życie pozagrobowe niedostatecznie wyposażonymi, pozbawionymi skarbów i odsłoniętymi. Kult zmarłych choć raz przyniósł korzyść żywym.
Deir El Medinah przypomniało, że walka o sprawiedliwość społeczną, o uwolnienie od biedy i ucisku ma starożytne korzenie i może wynieść swój szczyt nawet w społeczeństwach tak skostniałych jak starożytny Egipt. Dwa lata temu na placu Tahrir zmiotła pozornie niezmienny reżim Mubaraka. Tutaj zakończyliśmy naszą podróż, składając hołd ręcznie wykonanym, tymczasowym pomnikom młodych ludzi zabitych podczas rewolucji w 2011 r., podczas gdy tysiące ludzi protestowało przeciwko zdradzie tej rewolucji przez obecny rząd.
Demonstranci chcą usunięcia Morsiego i zmiany islamistycznej konstytucji. Ostrym punktem jest niekontrolowana przemoc policji wobec protestujących, będąca kontynuacją notorycznych praktyk z czasów Mubaraka. Morsi przyjął także główne założenia reżimu Mubaraka: sojusz z USA i Izraelem w połączeniu z przyjazną polityką gospodarczą MFW. Dla czterdziestu procent Egipcjan, którzy żyją za mniej niż dwa dolary dziennie, rewolucja jeszcze nie zrobiła różnicy. Bezrobocie i inflacja obniżają poziom życia w całym kraju.
Na placu Tahrir Obama został potępiony za „przekazanie pieniędzy i władzy” Bractwu Muzułmańskiemu i nie bez powodu. W zeszłym roku Stany Zjednoczone przekazały Egiptowi 1.3 miliarda dolarów, głównie na pomoc wojskową, skutecznie zabezpieczając umowę między armią a Bractwem. Nowa konstytucja gwarantuje siłom zbrojnym niekontrolowaną autonomię, za co ludzie nie oddali życia w 2011 roku. Podczas naszej wizyty minister obrony i były szef wywiadu wojskowego, generał Abdul Fattah al-Sisi, ostrzegł, że Egipt „jest w na skraju upadku” – oświadczenie, które mówiło więcej o utrzymujących się ambicjach politycznych armii niż o faktycznym stanie rzeczy w Egipcie.
Po dziesięcioleciach stagnacji życie w Egipcie stało się nieprzewidywalne, a nowa niepewność dla wielu osób dezorientująca. Niektóre siły, w tym zwolennicy starego reżimu w wojsku, wyraźnie starają się to wykorzystać.
Rewolucja, która rozpoczęła się dwa lata temu, wciąż trwa; jest to żywy proces, którego wynik jest jeszcze nieokreślony. Jak przypomniał nam pewien Egipcjanin, odwołując się do klasycznych przykładów Francji i Rosji, rewolucje to procesy przeciągające się.
Na placu Tahrir duża liczba kobiet pojawiła się w buntowniczej odpowiedzi na niedawne próby wykorzystania molestowania seksualnego w celu odciągnięcia kobiet od protestów. Wiele z nich nosiło hidżab, wiele miało odkrytą głowę, ale wszystkie dały jasno do zrozumienia, że są zdeterminowane, aby przeciwstawić się zagrożeniu dla wolności kobiet wynikającemu zarówno z dziedzictwa powszechnego molestowania seksualnego za czasów Mubaraka, jak i antykobiecej polityki prawicy religijnej. Ich wokalna obecność, obok sztandarów z wizerunkiem Nasera, karykatur ośmieszających sędziów i generałów, pomników poległej młodzieży z 2011 r., świadczyła o tożsamości egipskiej o głębokich korzeniach, a jednocześnie wciąż kształtującej się: świeckiej, demokratycznej, antyimperialistycznej i zróżnicowane kulturowo.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna