Przemówienie prezydenta George'a W. Busha wygłoszone 6 października w National Endowment for Democracy ilustruje coraz bardziej desperackie wysiłki jego administracji mające na celu usprawiedliwienie coraz bardziej niepopularnej wojny Stanów Zjednoczonych w Iraku. Przemówienie skupiało się na twierdzeniu administracji Busha, że irackie powstanie przeciwko amerykańskim siłom okupacyjnym w jakiś sposób stanowiło poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych i całego cywilizowanego świata.
Przemówienie skupiło się prawie wyłącznie na wojnie w Iraku. A jednak zaczęło się od wymownego wspomnienia horroru z 11 września 2001 r., pomimo faktu, że Irak nie miał nic wspólnego z atakami z 9 września, których dokonała stacjonująca wówczas w Afganistanie grupa terrorystyczna pod przewodnictwem Arabii Saudyjskiej Al-Kaida. Następnie prezydent Bush wymienił serię ataków terrorystycznych dokonanych w innych częściach świata przez radykalnych islamistów w kolejnych latach, które również nie miały żadnego związku z Irakiem, poza możliwością, że niektórym z tych ataków można by było zapobiec, gdyby Stany Zjednoczone zamiast tego zdecydowały się postawić swoje zasobów na walkę z Al-Kaidą, zamiast najeżdżać Irak.
Pozytywnie Bush powtórzył fakt, że terroryzm w imię islamu jest sprzeczny z wiarą islamską. Przyznał w stopniu, w jakim nie zrobił tego jeszcze publicznie, że wiele z tych ruchów stanowi raczej część luźnej sieci lokalnych komórek niż centralnie kontrolowaną siłę zbrojną.
Jednak znaczna część jego przemówienia zawierała tę samą wprowadzającą w błąd retorykę dotyczącą polityki USA wobec Iraku i natury radykalnych islamistów, która doprowadziła Stany Zjednoczone do katastrofalnej konfrontacji w Iraku i posłużyła do osłabienia amerykańskiej obrony przed prawdziwym zagrożeniem, jakie stanowi Al-Kaida.
Kilka przykładów wprowadzających w błąd wypowiedzi prezydenta Busha „Ci ekstremiści chcą położyć kres amerykańskim i zachodnim wpływom na szerszym Bliskim Wschodzie, ponieważ opowiadamy się za demokracją i pokojem”.
Chociaż te grupy ekstremistyczne rzeczywiście chcą ograniczyć amerykańskie i inne zachodnie wpływy w regionie, a ich ideologia z pewnością nie wspiera instytucji demokratycznych ani pokojowych środków służących osiągnięciu ich celów, problemy, jakie radykalni islamiści mają z amerykańską rolą na Bliskim Wschodzie, nie są powiązane dla amerykańskiego stanowiska w sprawie poparcia demokracji i pokoju. Jak jasno wynika z ich manifestów i wywiadów z poszczególnymi przywódcami, radykalny islamistyczny sprzeciw wobec Stanów Zjednoczonych wynika przede wszystkim ze wsparcia USA dla autokratycznych rządów arabskich, inwazji na Irak, ciągłej obecności wojskowej USA w regionie, wsparcia USA dla izraelskiego rządu okupacją i związanymi z nią obawami, które nie mają nic wspólnego z demokracją i pokojem.
„Przywódca Al-Kaidy, Osama bin Laden, wezwał muzułmanów do przeznaczenia, cytuję, swoich „zasobów, synów i pieniędzy na wyparcie niewiernych z ich ziem”. Ich taktyka osiągnięcia tego celu jest niezmienna od ćwierć wieku: biją nas i oczekują, że uciekniemy. Chcą, żebyśmy powtórzyli smutną historię Bejrutu w 1983 r. i Mogadiszu w 1993 r. – tylko tym razem na większą skalę i z większymi konsekwencjami”.
Al-Kaida istnieje zaledwie kilkanaście lat. Sieć nie istniała ćwierć wieku temu. Nic też nie wskazuje na to, że po trafieniu „oczekują, że uciekniemy”. W każdym razie ich nadzieja i oczekiwanie są takie, że Stany Zjednoczone będą w dalszym ciągu przesadnie reagować, stosując nieproporcjonalną i niewłaściwie zastosowaną siłę militarną, co w dalszym ciągu przyczyni się do dramatycznego wzrostu antyamerykanizmu w całym świecie islamskim, a tym samym powiększy swoje szeregi.
„Smutna historia Bejrutu w 1983 r. i Mogadiszu w 1993 r.” nie polegała na spóźnionym wycofaniu sił amerykańskich, ale na tym, że USA w pierwszej kolejności interweniowały militarnie w tych krajach. Ruch oporu, który walczył z amerykańską piechotą morską w Libanie, składał się głównie z bojowników szyickich i druzyjskich, którzy nigdy nie mieli żadnych powiązań z Al-Kaidą, która jest organizacją salaficko-sunnicką. W Somalii siły amerykańskie walczyły z bojownikami powiązanymi z wieloma somalijskimi klanami, z których żaden nie miał powiązań z Al-Kaidą. Gdyby zamiast tego prezydent Reagan i prezydent Clinton zdecydowali się na utrzymanie sił amerykańskich zaangażowanych w podzielone na frakcje wojny domowe w Libanie i Somalii, prawdopodobnie zwiększyłoby to liczbę i wpływy islamskich ekstremistów w tych krajach i gdzie indziej, podobnie jak niepowodzenie w wycofaniu sił amerykańskich z Irak zrobił.
„Siatka bojowników chce wykorzystać próżnię powstałą po odwrocie Amerykanów, aby przejąć kontrolę nad krajem, będącym bazą do przeprowadzania ataków i prowadzenia wojny przeciwko nieradykalnym rządom muzułmańskim. W ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci radykałowie obrali za cel potencjalny przejęcie Egipt, Arabię Saudyjską, Pakistan i Jordanię. Na pewien czas osiągnęli swój cel w Afganistanie. Teraz skupili się na Iraku… Musimy uznać Irak za centralny front naszej wojny z terroryzmem”.
Chociaż w ostatnich latach małe grupy radykalnych islamistów brały udział w serii terrorystycznych zamachów bombowych i zabójstw w Egipcie, Arabii Saudyjskiej, Pakistanie i Jordanii, nigdy nie cieszyły się one dużym poparciem i nigdy nie stanowiły poważnego zagrożenia dla przetrwania któregokolwiek z nich. te reżimy.
W Afganistanie odnieśli sukces w dużej mierze dzięki temu, że rząd USA wysłał w latach 5. aż 1980 miliardów dolarów pomocy wojskowej radykalnym grupom islamskim podczas ich walki z komunistycznym rządem Afganistanu i jego sowieckimi zwolennikami.
„Próżnia”, która umożliwiłaby radykalnym islamistom rzucenie wyzwania rządowi irackiemu, powstała już jako bezpośredni skutek odsunięcia reżimu Saddama Husajna od władzy przez siły amerykańskie. Przed inwazją Stanów Zjednoczonych jedyną główną bazą operacyjną takich radykalnych islamistów było obozowisko Abu Musaba Al-Zarkawiego w północno-wschodnim krańcu Iraku, położone na autonomicznych obszarach kurdyjskich, nad którymi rząd Saddama nie miał kontroli. Obecnie, w wyniku inwazji Stanów Zjednoczonych, bojownicy Al-Zarkawiego działają w całym sercu sunnickim w środkowym Iraku, a ich liczba dramatycznie wzrosła.
„Bojownicy wierzą, że kontrolowanie jednego kraju zjednoczy masy muzułmańskie, umożliwiając im obalenie wszystkich umiarkowanych rządów w regionie i ustanowienie radykalnego imperium islamskiego rozciągającego się od Hiszpanii po Indonezję. Mając większą siłę gospodarczą, militarną i polityczną, terroryści byliby w stanie zrealizować swój ustalony program: opracować broń masowego rażenia, zniszczyć Izrael, zastraszyć Europę, zaatakować naród amerykański i szantażować nasz rząd w celu izolacji”.
Jest całkiem możliwe, że salaficcy sunnici rzeczywiście żywią takie fantazje, ale to tylko fantazje. Stany Zjednoczone mają w regionie kilkanaście sprzymierzonych rządów, które mają motywację i zdolność przeciwstawienia się tym fanatykom, którzy mają stosunkowo niewielu zwolenników w tym lub jakimkolwiek innym hrabstwie świata islamskiego poza Irakiem.
W Iraku istnieją dziesiątki grup zbrojnych walczących z amerykańskimi siłami okupacyjnymi i wspieranym przez USA rządem, do których należą zwolennicy byłego reżimu Saddama Husajna, inni Baas, niezależni nacjonaliści, różne frakcje szyickie, ugrupowania plemienne i pewna liczba sunnitów frakcje arabskie. Dżihadyści inspirowani Al-Kaidą, na których Bush skupił się w swoim przemówieniu, są prawdopodobnie odpowiedzialni za większość ataków terrorystycznych na iracką ludność cywilną, ale stanowią oni jedynie niewielką mniejszość rebelii.
Nawet w mało prawdopodobnym przypadku obalenia rządu irackiego jest niezwykle wątpliwe, czy te bardziej ekstremalne elementy przejmą kontrolę.
„Nasz wróg jest całkowicie oddany. Jak przyrzekł Zarkawi: „Albo osiągniemy zwycięstwo nad rodzajem ludzkim, albo przejdziemy do życia wiecznego”. A cywilizowany świat wie bardzo dobrze, że inni fanatycy w historii, od Hitlera, przez Stalina, po Pol Pota, pożerali całe narody w wojnach i ludobójstwie, zanim opuścili scenę historii”.
Pomysł, że Al-Zarkawi mógłby w jakiś sposób zdobyć władzę Adolfa Hitlera lub Józefa Stalina, jest całkowicie absurdalny. Brakuje mu zasobów, aparatu państwowego, poparcia społecznego, machiny propagandowej, zdyscyplinowanej partii politycznej, siły zbrojnej, bazy przemysłowej ani żadnego innego atrybutu, który mógłby zapewnić mu tego rodzaju władzę. Bush cynicznie gra na obawach narodu amerykańskiego i okazuje bezduszny brak szacunku milionom ludzi, którzy zginęli pod rządami totalitarnych władców.
„Pokonanie siatki bojowników jest trudne, ponieważ żeruje ona niczym pasożyt na cierpieniu i frustracji innych. . .”
Bush nie zauważa, że większość cierpień i frustracji odczuwanych przez naród iracki jest bezpośrednim skutkiem polityki USA. Naród iracki nie tylko ucierpiał w ciągu dziesięcioleci dyktatury Saddama Husajna (którą wspierały Stany Zjednoczone w szczytowym okresie jego represji w latach 1980.), Stany Zjednoczone poprowadziły w 1991 r. jedną z najbardziej intensywnych kampanii bombowych w Iraku przeciwko Irakowi, w wyniku której powodując poważne szkody w infrastrukturze cywilnej. Potem nastąpiło kilkanaście lat paraliżujących sankcji gospodarczych pod przewodnictwem USA, w wyniku których setki tysięcy Irakijczyków, głównie dzieci, zginęło z powodu niedożywienia i chorób, którym można było zapobiec. W wyniku inwazji Stanów Zjednoczonych co najmniej 20,000 XNUMX cywilów zginęło gwałtowną śmiercią, kraj stoi w obliczu wojny domowej na niskim szczeblu i bezprecedensowej fali przestępczości, podstawowe usługi komunalne nie są jeszcze przywracane na bieżąco, bezrobocie jest w ogóle od dawna narastają napięcia etniczne, które grożą rozerwaniem kraju, bezcenne artefakty narodowe zostały skradzione lub zniszczone z muzeów i stanowisk archeologicznych, a śmiertelność noworodków znacznie rośnie.
„Wpływ islamskiego radykalizmu jest również wzmacniany przez pomocników i wspomagaczy. Byli chronieni przez autorytarne reżimy, tanich sojuszników, takich jak Syria i Iran…”
Administracja Busha nie przedstawiła żadnych wiarygodnych dowodów na to, że Syria lub Iran wspierają radykalnych islamistów.
Wręcz przeciwnie, Iran aktywnie wspiera rząd iracki, który jest zdominowany przez proirańskie partie szyickie i którego przywódcy spędzili lata na wygnaniu w Iranie. Rząd irański popiera proponowaną konstytucję i poparł styczniowe wybory. W rzeczywistości Iran zapewnił rządowi irańskiemu pomoc w zakresie bezpieczeństwa i szkolenia w jego wysiłkach przeciw powstańcom. Reżim irański od dawna sprzeciwia się Al-Kaidzie i kilka lat temu omal nie rozpoczął wojny z reżimem talibów w Afganistanie.
Podobnie rząd syryjski jest świeckim reżimem nacjonalistycznym zdominowanym przez członków alawickiej gałęzi islamu, która jest znacznie bliższa szyitom niż sunnitom. Syria dostarczyła Stanom Zjednoczonym cenne dane wywiadowcze przeciwko Al-Kaidzie oraz wyśledziła, więziła, torturowała i zabijała podejrzanych o Al-Kaidę.
„Niektórzy argumentowali również, że działania naszej koalicji w Iraku wzmocniły ekstremizm, twierdząc, że nasza obecność w tym kraju w jakiś sposób spowodowała lub wywołała wściekłość radykałów. Przypominałbym im, że 11 września 2001 roku nie byliśmy w Iraku, a Al-Kaida i tak nas zaatakowała. Nienawiść do radykałów istniała, zanim Irak stała się problemem i będzie istnieć, gdy Irak nie będzie już wymówką. Rząd Rosji nie wspierał operacji Iraqi Freedom, a mimo to bojownicy zabili w Biesłanie ponad 180 rosyjskich uczniów”.
Nikt nie twierdził, że radykałowie islamistyczni odpowiedzialni za masakrę w Biesłanie byli w jakikolwiek sposób motywowani inwazją Stanów Zjednoczonych na Irak. Ci terroryści byli czeczeńskimi nacjonalistami walczącymi przeciwko rosyjskiej okupacji ich ojczyzny. Nawet CIA, najwyżsi urzędnicy Pentagonu i inne agencje rządowe USA przyznali, że inwazja Stanów Zjednoczonych na Irak i krwawe operacje przeciw powstańcom, które po niej nastąpiły, znacznie zwiększyły atrakcyjność radykalnych grup islamistycznych i zwiększyły ich rekrutację.
„Przez lata ci ekstremiści używali litanii wymówek dla przemocy – izraelskiej obecności na Zachodnim Brzegu, amerykańskiej obecności wojskowej w Arabii Saudyjskiej, klęski talibów lub krucjat sprzed tysiąca lat… Żadnych działań z nas wywołało wściekłość zabójców i żadne ustępstwa, łapówki ani akt uspokojenia nie zmieniły ani nie ograniczyły ich planów morderstwa”.
Żaden główny przeciwnik amerykańskiej wojny w Iraku i innej polityki USA na Bliskim Wschodzie nie wzywa do ustępstw, łapówek lub ustępstw w celu wywarcia wpływu na zachowanie Al-Kaidy i podobnie myślących ekstremistów. Można jednak przedstawić mocny argument, że wiele polityk Stanów Zjednoczonych wzmocniło te ruchy, zachęcając do wzrostu antyamerykanizmu w świecie islamskim, zwiększając w ten sposób atrakcyjność ideologii ekstremistycznych w świecie islamskim.
Stany Zjednoczone powinny zaprzestać bezwarunkowego wsparcia wojskowego, dyplomatycznego i gospodarczego dla autokratycznych reżimów na Bliskim Wschodzie i izraelskich sił okupacyjnych nie w celu uspokojenia terrorystów, ale dlatego, że żaden kraj opowiadający się za wolnością i rządami prawa nie powinien wspierać rządów, które angażują się w rażące i brutalne systematyczne łamanie praw człowieka.
„Stany Zjednoczone nie czynią rozróżnienia między tymi, którzy dopuszczają się aktów terroru, a tymi, którzy je wspierają i udzielają im schronienia, ponieważ są oni w równym stopniu winni morderstwa. Każdy rząd, który decyduje się być sojusznikiem terroru, staje się także wrogiem cywilizacji. A cywilizowany świat musi pociągnąć te reżimy do odpowiedzialności”.
Jeśli Bush naprawdę w to wierzy, wypadałoby zacząć od rządu, nad którym ma największą kontrolę: rządu Stanów Zjednoczonych. Niektórzy znani terroryści szukali schronienia w USA, a administracja Busha odmówiła postawienia ich przed wymiarem sprawiedliwości w drodze ekstradycji lub procesu. Niedawna głośna sprawa dotyczy kubańskiego terrorysty Luisa Posady Carrilesa na wygnaniu, którego Stany Zjednoczone odmawiają ekstradycji do Wenezueli w celu postawienia mu zarzutów za kierowanie zamachem bombowym na kubański samolot pasażerski w 1976 r., w wyniku którego zginęło wszystkich 73 pasażerów i załogi.
„Niektórzy obserwatorzy twierdzą również, że dla Ameryki byłoby lepiej, gdyby ograniczyła nasze straty i opuściła teraz Irak. Jest to niebezpieczna iluzja, którą można obalić prostym pytaniem: czy Stany Zjednoczone i inne wolne kraje byłyby bezpieczniejsze, czy mniej bezpieczne, gdyby Zarkawi i bin Laden kontrolowali Irak, jego ludność i zasoby? Po usunięciu dyktatora, który nienawidził wolnych narodów, nie będziemy stać bezczynnie, gdy nowa grupa zabójców, oddana zniszczeniu naszego własnego kraju, przejmuje przemocą kontrolę nad Irakiem”.
Jest to całkowicie fałszywy argument. Praktycznie ze wszystkich relacji naukowców i dziennikarzy zaznajomionych z różnymi elementami irackiego powstania wynika, że zdecydowana większość powstańców nie jest oddana zniszczeniu Stanów Zjednoczonych. Chcą jedynie, aby obce siły okupacyjne opuściły ich kraj. Radykalne elementy islamistyczne pod przywództwem Al-Zarkawiego i innych zwolenników bin Ladena praktycznie nie były obecne w Iraku aż do inwazji Stanów Zjednoczonych na ten kraj i rosły w kolejnych miesiącach w reakcji na masowe straty cywilne w wyniku amerykańskiej taktyki przeciwdziałania powstańcom. W rezultacie można przedstawić mocny argument, że dalsze prowadzenie wojny w rzeczywistości zwiększa szanse na przejęcie kraju przez Al-Zarkawiego i podobnie myślących radykałów.
„Jeśli narodom tego regionu pozwolono wybrać własny los i osiągnąć postęp dzięki własnej energii i swemu udziałowi jako wolni mężczyźni i kobiety, wówczas ekstremiści zostaną zmarginalizowani, a napływ brutalnego radykalizmu do reszty świata będzie zwalniać i w końcu się zakończy. Stojąc w obronie nadziei i wolności innych, zwiększamy bezpieczeństwo naszej wolności.”
W rzeczywistości Stany Zjednoczone robią bardzo niewiele, aby wspierać sprawę samostanowienia, praworządności, wolności religijnej i równych praw kobiet na Bliskim Wschodzie, w Afryce Północnej i Azji Środkowej. Na przykład Stany Zjednoczone szkolą represyjny aparat bezpieczeństwa wewnętrznego Arabii Saudyjskiej i co roku sprzedają broń wartą miliardy dolarów rodzinnej dyktaturze rządzącej tym krajem. Arabia Saudyjska nie ma konstytucji ani organów ustawodawczych. Zakazuje praktykowania jakiejkolwiek wiary poza islamem, stosuje tortury ze względów administracyjnych i jest prawdopodobnie najbardziej mizoginicznym krajem na świecie.
Podobnie egipska dyktatura Hosniego Mubaraka pozostaje drugim co do wielkości odbiorcą amerykańskiej pomocy gospodarczej i wojskowej pomimo ciągłych represji wobec ruchów prodemokratycznych i ich przywódców.
Stany Zjednoczone w dalszym ciągu utrzymują także bliskie powiązania wojskowe i polityczne z reżimami autokratycznymi, między innymi w Omanie, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Bahrajnie, Katarze, Kuwejcie, Azerbejdżanie, Pakistanie, Tunezji i Maroku. Stany Zjednoczone są największym na świecie dostawcą szkoleń wojskowych i policyjnych dla reżimów autokratycznych i armii okupacyjnych na Bliskim Wschodzie, w Afryce Północnej i Azji Środkowej.
Całkowicie fałszywe jest także twierdzenie, że Stany Zjednoczone popierają prawo do samostanowienia na Bliskim Wschodzie, ponieważ administracja Busha w dalszym ciągu wspiera izraelską okupację Palestyńskiego Zachodniego Brzegu i Wzgórz Golan w Syrii, a także okupację Maroka Sahary Zachodniej. Okupacje te są utrzymywane z pogwałceniem w wyniku ciągłych naruszeń międzynarodowego prawa humanitarnego, Karty Narodów Zjednoczonych i szeregu rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ.
W Iraku Stany Zjednoczone w dalszym ciągu odmawiają rządowi irackiemu pełnej suwerenności poprzez ciągłą kontrolę nad ważnymi obszarami polityki fiskalnej, bezpieczeństwa i gospodarczej. Ponadto proponowana konstytucja forsowana przez administrację Busha w rzeczywistości zapewnia kobietom mniej praw i mniej wolności religijnej niż ta za dyktatury Saddama Husajna.
Wnioski
Biorąc pod uwagę dużą liczbę wprowadzających w błąd stwierdzeń zawartych w tym kluczowym przemówieniu dotyczącym polityki zagranicznej, głęboko rozczarowujące jest to, że media głównego nurtu wydają się traktować to tak poważnie. Niewiele było krytycznej analizy uwag prezydenta, a nagłówki zamiast tego skupiły się na bezpodstawnym twierdzeniu zawartym w przemówieniu, że Stany Zjednoczone w ostatnich latach udaremniły 10 planowanych ataków Al-Kaidy.
Podobnie rozczarowujące jest to, że czołowi Demokraci w Kongresie nie podjęli próby zdemaskowania błędnych argumentów zawartych w tym przemówieniu. Takie postępowanie mogłoby zwiększyć szanse ich partii na odzyskanie Izby Reprezentantów, Senatu i Białego Domu. Ponieważ jednak przywódcy Demokratycznego Kongresu oraz zdecydowana większość demokratycznych senatorów i przedstawicieli zdecydowały się kontynuować swoje poparcie dla wojny w Iraku, być może nie jest zaskakujące, że nadal nie chcą kwestionować mitów, które ją utrwalają.
W rezultacie do Amerykanów należy nie tylko kwestionowanie kłamstw i wprowadzających w błąd stwierdzeń administracji Busha, ale także rzucanie wyzwania tym w mediach i Kongresie, którzy pozwalają im na unikanie tak niebezpiecznej i nielegalnej polityki.
Stephen Zunes, redaktor ds. Bliskiego Wschodu w „Foreign Policy In Focus” (online pod adresem www.fpif.org), jest profesorem nauk politycznych na Uniwersytecie w San Francisco i autorem książki Tinderbox: US Middle East Policy and the Roots of Terrorism (Common Courage Press, 2003).
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna