Carakas. To tak, jakby przez ostatnie dziesięć lat byli zamknięci w krypcie. Ministrowie finansów wszystkich krajów Ameryki Łacińskiej podpisali w zeszłym tygodniu uchwałę o zasadniczym przystąpieniu do Strefy Wolnego Handlu Obu Ameryk (FTAA), czyli półkulistej ekspansji NAFTA.
Był tam chodzący trup gospodarki Argentyny, a także dawno zmarły organizm Ekwadoru i kilku innych krajów Ameryki Południowej, których gospodarki zostały dawno temu zamordowane i pogrzebane przez nostrum wolnego handlu i wolnego rynku Banku Światowego i MFW.
A jednak nadeszli. Ze sztywnymi nogami, pokryci gnijącymi bandażami, oficjalne zombie pomaszerowały do Miami, aby wszyscy i wszyscy zobowiązali się do zapisania się na kolejną dawkę wolnorynkowej trucizny.
Każdy naród oprócz jednego: Wenezuela, jedyny i samotny naród, który powiedział „nie, dziękuję” w związku z traktatem z Miami w sprawie gospodarek żywych trupów.
Spotkałem się dzisiaj z głównym negocjatorem Wenezueli w sprawie umowy FTAA. Victor Alvarez został uratowany przed zombie dzięki swojemu poczuciu humoru. Zauważył, że podczas gdy administracja Busha głosiła o wolnym handlu swoim ciemnoskórym rodakom na południe od granicy, samym Stanom Zjednoczonym groziła jedna z największych kar w historii Światowej Organizacji Handlu za podnoszenie ceł na wyroby stalowe. Roześmiałby się głośno w Miami, gdyby nie bolało tak bardzo: nielegalne amerykańskie bariery handlowe zamknęły dwie huty stali w Wenezueli.
Wenezuelski „negociador jefe” Alvarez przeszedł przez dobrze znaną sytuację
dane: w ciągu dziesięciu lat wolnego rynku i dostępności dla wszystkich industrializacja w Wenezueli spadła z 18% PNB do 13%. Najlepiej wypadła Wenezuela.
W innych częściach Ameryki Łacińskiej gospodarki po prostu się załamały. A NAFTA stworzyła miejsca pracy jedynie w cuchnącym rowie wzdłuż Rio Grande, w zakładach produkcyjnych „maquiladora”, które wysysają płace po obu stronach granicy Meksyk-USA.
Zakończyliśmy rozmowę, gdy wszedł Prezydent. Hugo Chavez nie przepada za subtelnościami. „FTAA to DROGA DO PIEKŁA” – powiedział Chavez.
Miał na myśli to w najgłębszym sensie teologicznym. Stawką dla Chaveza jest śmiertelna dusza Ameryki Łacińskiej. „Widziałem dzieci zastrzelone” – powiedział prezydent – „nie przez najeźdźczą armię, ale przez żołnierzy naszego narodu”.
Chavez miał na myśli 27 lutego 1989 r. Podczas gdy na półkuli północnej świętowano zbliżający się upadek muru berlińskiego, „wznosił się kolejny mur” – wyjaśnił – „mur globalizacji”. Tego dnia armia dokonała masakry Wenezuelczyków, młodych i starych, podczas demonstracji przeciwko dyktatom Międzynarodowego Funduszu Walutowego narzuconym temu narodowi.
Prezydent przejrzał jeszcze tuzin przykładów, od Boliwii po Chiapas w Meksyku, gdzie z lufy pistoletu wyszedł cud rynku.
FTAA to znacznie więcej niż dokument handlowy. Nie chodzi tylko o owoce i samochody, które sprzedajemy za granicę. FTAA to cały nowy, wielostanowy rząd w przygotowaniu, z sądami i władzami wykonawczymi, niewybieralnymi, mającymi władzę błogosławienia lub potępiania praw dowolnego kraju, które utrudniają zagraniczne inwestycje, sprzedaż zagraniczną, a nawet zagraniczne zanieczyszczenie.
FTAA jest rewolucyjna w tym sensie, że rządy są obalane.
A najłatwiejszym sposobem na osiągnięcie tego jest oczywiście przekonanie rządów do obalenia się. Stąd proces zombie.
Chavez oferuje alternatywę dla FTAA. Po odrętwiającym, godzinnym dyskursie na temat filozofii dziewiętnastowiecznych ojców założycieli Ameryki Południowej (mogłem współczuć studentom tego byłego profesora historii), porzucił Wielkiego. Zamiast ALCA [hiszpański akronim FTAA] proponuje ALBA, czyli Boliwariańską Alternatywę dla Ameryki. Nazwany na cześć swojego bohatera Simona Bolivara, Chavez utworzyłby fundusz „kompensacyjny”, z którego bogatsze narody Ameryki Północnej i Południowej finansowałyby rozwój biedniejszych stanów.
Jeśli to brzmi jak andyjska mrzonka, przypomina nam, że Unia Europejska utworzyła właśnie taki fundusz redystrybucyjny, aby ożywić gospodarki swoich najbiedniejszych krajów. (Powinienem dodać, ku złości Anglików, którzy widzieli, jak Irlandia wykorzystuje fundusze, aby wyprzedzić swoją pierwszą
panów do wyższego standardu życia dzisiaj.) Jeśli propozycja Chaveza
na pierwszy rzut oka wydaje się mieć szansę na kulę śnieżną w piekle NAFTA, pamiętam, kiedy faktycznie przyjęto ewangelię: Sojusz na rzecz Postępu Johna Kennedy’ego.
W tych latach, kiedy Sojusz JFK obiecywał północną stolicę pod rozwój na południu, dziwna grupa zamożnych i dobrze uzbrojonych rewolucjonistów w Chicago pod dowództwem Miltona Friedmana spiskowała, by obalić wizję Kennedy'ego. Osiągnęli sukces.
Przez trzydzieści lat Chicago Boys i ich neoliberalna kohorta wspięli się na szczyt wahadła historii, ogłaszając, że historia sama w sobie dobiegła końca w wyniku konsensusu wolnorynkowego.
Ale kiedy wahadło się cofnie, profesor historii w Caracas będzie czekał ze swoim boliwariańskim eliksirem, aby ponownie podnieść się z martwego punktu gospodarczego.
*****
Greg Palast ma zlecenie w Caracas dla magazynu Rolling Stone. Zdjęcia i więcej informacji o Wenezueli można znaleźć na stronie www.GregPalast.com. Palast jest autorem książki „Najlepsza demokracja, jaką można kupić za pieniądze” (Penguin 2003).
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna