Uczono mnie, że sprawiedliwość zakłada opaskę na oczy, aby nie móc rozróżnić kolorów, a tym samym zrównać wszystkich w oczach prawa. Proponuję zdjąć opaskę z oczu Pani Sprawiedliwości, aby po raz pierwszy naprawdę mogła zobaczyć, co się dzieje i sprawdzić, gdzie kryje się prawda, a gdzie kłamstwa. To byłby początek. Viva, dzieci wszystkich kolorów! Punto!
– Piri Thomas, W dół tych wrednych ulic
Część I: Opowieść o dwóch przemówieniach
Dlaczego prezydent Obama pojechał do Las Vegas, aby nagrać film pt przemówienie o imigracji? Las Vegas to miasto związkowe. Miasto jest siedzibą jednego z najpotężniejszych związków zawodowych w obu Amerykach, organizacji zbudowanej i kierowanej głównie przez Latynoski, Afroamerykanki i Azjatki, które pracują jako pokojówki, gospodynie domowe i pracownice gastronomii w Las Vegas Strip i nie tylko.
Wielu szeregowych członków komórki nr 60,000 Związku Pracowników Kulinarnych liczącego 226 226 członków to samotne matki i bez ich wsparcia Obama nie zostałby prezydentem Stanów Zjednoczonych. Prezydent to rozumie iw tym właśnie kryje się symboliczna siła jego przemówienia, a także przemiany w amerykańskim życiu, jakie ono ukazuje. Nowym prezesem komórki 1991 została znakomita organizatorka Geoconda Arguello-Kline. Była kapitanką pikiety podczas epickiego strajku w hotelu Frontier (1998–550), podczas którego żaden z XNUMX pracowników hotelu nie przekroczył linii pikiety. Strajk „pokazał nam wszystkim, czym jest jedność i wytrwałość” – wspomina. Arguello-Kline pochodzi z Managui w Nikaragui i mieści się w dawnym hotelu gospodyni domowa.
W latach 1990. komórka 226 stała się najszybciej rozwijającym się związkiem zawodowym sektora prywatnego w Stanach Zjednoczonych. Na jej czele stanęła legendarna afroamerykańska związkowiec Hattie Canty, która wyemigrowała do Las Vegas z wiejskiej Alabamy. W przeciwieństwie do George’a Meany’ego z AFL-CIO, który przechwalał się, że nigdy nie brał udziału w pikietach, Canty był jednym z największych przywódców strajku w historii Stanów Zjednoczonych. Jej cierpliwe przywództwo pomogło połączyć związek zawodowy złożony z członków z 84 krajów. „Pochodząc z Alabamy” – zauważył Canty – „wyglądało to na walkę o prawa obywatelskie… ruch robotniczy i ruch na rzecz praw obywatelskich, nie można ich rozdzielić”.
Niezależnie od tego, czy pochodzą z Alabamy, Tajlandii, Ameryki Środkowej, czy skądkolwiek indziej, członkowie komórki 226 reprezentują przyszłą obietnicę obu Ameryk. Tu nie chodzi o demografię; to jest o serce (serce), chęć wspólnej walki i odwaga rzucenia wyzwania korporacyjnej Ameryce, gdy inni się poddali.
Miejsce, w którym prezydent zdecyduje się wygłosić ważne przemówienie, jest ważne. W 1980 roku Ronald Reagan udał się do hrabstwa Neshoba w stanie Mississippi – najmniej uzwiązkowionego stanu w kraju – aby wygłosić przemówienie na temat „praw stanów”. Próbował zbudować bazę białego poparcia na południu zgodnie z wyborami prezydenckimi w 1980 roku.
Wygłosił przemówienie kilka mil od miejsca, w którym w 1964 r. zamordowano trzech działaczy na rzecz praw obywatelskich. James Chaney, Andrew Goodman i Michael Schwerner zostali zabici przez ludzi, którzy uważali doktrynę „praw państwa” za świętą część ich konfederackiego dziedzictwa. Choć Reagan mógł nie mieć pojęcia o ruchu na rzecz praw obywatelskich, doskonale zdawał sobie sprawę z roli, jaką w jego szansach wyborczych odegrała „strategia południowa” Partii Republikańskiej. Celem była gra na białej dumie i osłabienie Partii Demokratycznej na Południu. Na krótką metę to zadziałało.
Analitycy twierdzą, że reelekcja Obamy może sygnalizować koniec epoki Reagana.
Ale wybory niczego nie rozstrzygają. Przypominający zombie uścisk, w myśl którego polityka wdrażana przez kohorty akolitów Reagana i Ayn Rand zostanie przełamana jedynie poprzez zbiorowe działania. Komitet Koordynacyjny ds. Pokoju Studenckiego i United Farm Workers nie czekali, aż John F. Kennedy lub Lyndon B. Johnson zrobią dla nich to, co sami mogą zrobić. Szkoły wolnościowe, strajki, bojkoty i kampanie dotyczące rejestracji wyborców były motorem zmian społecznych w latach sześćdziesiątych i owszem, czasami miały na celu popchnięcie Waszyngtonu do działania.
Strajk Generalny Latynosów w 2006 r. z okazji Międzynarodowego Dnia Pracy umożliwił wybór Baracka Obamy. Masowe strajki pokazały, że Latynosi potrafią zamknąć gospodarkę w obronie sprawiedliwości społecznej i równości. Nauczyło nas to, że prawdziwą siłą naszych społeczności są nasi opiekunowie, robotnicy fizyczni i pracownicy usług – a nie nasi intelektualiści, kadra kierownicza czy eksperci, którzy zdobywają poparcie korporacji za interpretację „kultury łacińskiej” dla Madison Avenue. W latach sześćdziesiątych ku naszemu zdziwieniu dowiedzieliśmy się, że przyszłość latynoskich aspiracji zależy od twórczej energii pracowników rolnych. Z kolei Bojkot Winogron przebudził i przeszkolił nowe pokolenie młodych organizatorów społecznych, którzy odegrali kluczową rolę w odbudowie postępowej polityki za pośrednictwem takich narzędzi, jak Tęczowa Koalicja, Federacja Pracy hrabstwa Los Angeles i wreszcie „fundusz Obamy” gra."
Strajk generalny zasygnalizował renesans kultury klasy robotniczej w USA, którego jeszcze w pełni nie zrozumieliśmy. Przypomniało narodowi, że polityka nie jest własnością bogatych; występuje na boiskach piłkarskich, w halach związkowych, w kościołach i w innych miejscach sklepy gdzie pracownicy-imigranci zbierają się, aby podzielić się informacjami na temat najnowszych działań amerykańskich organów imigracyjnych i celnych (ICE) w sąsiedztwie. Zarówno w 2008, jak i 2012 r. znaczna część rywalizacji na boisku wyborczym opierała się na energii lokalnych rad związkowych w zakresie akwizycji, wielojęzycznej bankowości telefonicznej i innych działań informacyjnych. Wielu z tych aktywistów odmłodziło się lub nawet zdobyło paski organizatorów podczas Międzynarodowego Dnia Pracy w 2006 roku. W południowej Florydzie, epicentrum strajku generalnego, Latynosi odegrali decydującą rolę w dniu wyborów. Według Gihana Perery: „W Homestead nieudokumentowani pracownicy, którzy nie mogli nawet głosować, rozbijali się przy muzyce mariachi i grillu”, aby zachęcić tysiące Afroamerykanów, Latynosów i postępowych białych, aby pozostali w kolejce i głosowali. Czarna i brązowa moc zrobiła różnicę na Florydzie.
„Polityka to aktywność” – powiedział słynny CLR James. „To nie jest sala wykładowa, w której ludzie powinni słuchać wszystkiego, co rząd dla nich zrobił. Im bardziej aktywni są ludzie, tym bardziej aktywny może być rząd”. Prawie 300,000 XNUMX Latynosów, Afroamerykanów i pracowników pochodzenia azjatycko-amerykańskiego dołączyło do związków w miesiącach poprzedzających wybory powszednie. Nawet media głównego nurtu odnotowały, że w okresie kampanii wyborczej aktywność strajkowa znacznie wzrosła. „Liczba przestojów w pracy ze względów związkowych, w których wzięło udział ponad 1,000 pracowników, która w 2009 r. osiągnęła najniższy w historii poziom zaledwie pięciu, wzrosła w tym roku do 13 w październiku. A związkom jeszcze się nie udało” – podaje dziennik „Los Angeles”. Czasy.
Ludzie są w ruchu.
Wierzę, że przemówienie prezydenta w Las Vegas to mikrokosmos większego ruchu, który może spowodować ekspansję demokracji. Wszystko zależy od dalszego aktu tego dramatu. Jeśli prezydent USA jest popychany przez oddolną presję, aby stworzyć szansę na zmianę społeczną, i stosuje kwiecistą retorykę, aby ułatwić ten proces, nie zatrzymuje się przed bramą historii, aby krytykować tę retorykę: szarżuje się przez te cholerne drzwi .
Afroamerykanie nie czekali w 1863 roku, żeby przekonać się, czy Abraham Lincoln poważnie traktował Proklamację Wyzwolenia. Ćwierć miliona z nich zaciągnęło się do armii amerykańskiej, aby wpędzić w zapomnienie Skonfederowane Stany Ameryki.
Czy prezydent Obama jest głęboko zaangażowany w reformę imigracyjną? To niewłaściwe pytanie. Wiemy, że obiecał Helen Chavez, wdowie po współzałożycielu United Farm Workers, Césarze Chávezie, że „zrobi coś" w tej kwestii. Lepiej zadać pytanie: Co jesteśmy gotowi zrobić, aby powitać miliony pracowników borykających się z trudnościami w naszym systemie politycznym? W ciągu ostatnich dwudziestu lat imigranci przybywali do Stanów Zjednoczonych z całego świata i przyczynili się do jednego z największe boomy gospodarcze w historii. Są rozwiązaniem dla starzejącego się pokolenia wyżu demograficznego, uzupełniają kasy podatkowe i przynoszą bardzo potrzebne zmiany w naszej archaicznej, jednojęzycznej kulturze. Co zrobimy, aby uczynić ich w pełni upełnomocnionymi obywatelami republiki ?
Energia imigrantów przyczynia się do odrodzenia postępowej amerykańskiej kultury politycznej. Znajduje swoje echa w bohaterstwie Aktywiści DREAMista (którzy mocno naciskali na rząd federalny w sprawie reformy imigracyjnej), Florydę Obrońcy marzeń, która zorganizowała się w następstwie morderstwa Trayvona Martina, a także powstań Occupy. Wszystkie te inicjatywy wpisują się w rosnącą falę nowych ruchów społecznych, które musimy pielęgnować, wspierać i podtrzymywać.
W niedawnym sondażu prasowym przeprowadzonym w uniwersyteckim mieście Gainesville na Florydzie, gdzie mieszkam, 62 procent respondentów głosowało przeciwko założeniu, że osoby „obecnie przebywające w USA nielegalnie” powinny mieć możliwość uzyskania obywatelstwa. To będzie bitwa.
Część II: Nowe stulecie
Dziesiątki milionów imigrantów pochodzących z Ameryka Łacińska, Azji, Afryce i Bliski Wschód zdecydowaną większością głosów za ponownym wyborem Baracka Obamy. Wybory dokonane w tych wyborach przez wyborców-imigrantów pierwszego i drugiego pokolenia mogą sygnalizować punkt zwrotny w historii Ameryki. Podobnie jak ich poprzednicy z początku XX wieku, wyborcy ci mogli zadowolić się tragicznym targiem bieli, który tak wymownie krytykowała Toni Morrison. W swoim eseju „On the Backs of Blacks” Morrison zauważyła, że „w rozmowach rasowych przejście do głównego nurtu Ameryki zawsze oznacza kupienie poglądu, że amerykańscy Murzyni są prawdziwymi kosmitami. Niezależnie od pochodzenia etnicznego i narodowości imigranta, jego Za nemezis uważa się Afroamerykanów”.
Zjawisko „białości”, jak nazywają je uczeni, oznaczało, że przybysze do kraju często odcinali się od demokratycznego dziedzictwa ruchu przeciw niewolnictwu, a także od bojowników o wolność, takich jak Frederick Douglass, Ida B. Wells Barnett i Mary McCleod Bethune, na rzecz asymilacji do Jima Crowa/Juana Kruka segregacja przed latami pięćdziesiątymi XX wieku.
Uczeni od dawna przewidywali masowy „zwrot w stronę bieli” wśród imigrantów końca XX wieku, ale jeszcze tak się nie stało. W rzeczywistości mogliśmy złamać starą klątwę. Niedawni imigranci, na przykład ci, którzy zostali członkami komórki 20 w Las Vegas, w coraz większym stopniu dostosowują swoją politykę, członkostwo w związkach zawodowych i swoje karty do głosowania z Afroamerykanami. W okresie poprzedzającym wybory prezydenckie w 226 r. każdy, kto miał dostęp do radia, telewizji i Internetu, rozumiał, że 2012 procent Afroamerykanów będzie głosować na Obamę. Jak zauważył pisarz Ishmael Reed w: Posuwając się za daleko: eseje o załamaniu nerwowym Ameryki:
Chociaż postępowcy wciąż trzymają się fantazji, do której są przywiązani co najmniej od lat dwudziestych XX wieku – ta klasa decyduje o statusie człowieka w społeczeństwie amerykańskim – wobec milionów białych, wszyscy należymy do klasy niższej. Zwróć uwagę, jak obrazy wrogie prezydentowi przedstawiają go jako chuligana z niższej klasy, kojarzą z bonami żywnościowymi lub fast foodami, takimi jak KFC, lub z e-mailem rozsyłanym przez kandydata na gubernatora Nowego Jorku, alfonsa i jego żonę dziwkę.
To nie jest tak, że nowsze pokolenia imigrantów są całkowicie odporne na wirusa rasizmu (i szczerze mówiąc, wielu z nas przywiozło rasistowskie postawy ze swoich ojczystych krajów). Jednak głosy zostały policzone: Latynosi, Amerykanie pochodzenia azjatyckiego i Amerykanie pochodzenia bliskowschodniego odrzucili dwa solidne lata prześladowań rasowych, ostrych pieszczot i zalotów ze strony Partii Republikańskiej, aby okazać solidarność z czarnym elektoratem.
Na Florydzie dano nam niezliczone możliwości zasymilowania się ze starszymi, nędznymi normami rasowymi obowiązującymi w tym kraju, aby, że tak powiem, „stać się białymi”. Doradcy Mitta Romneya bombardowali nasze fale rasistowską propagandą. W osławionym spocie wideo „Chinese Professor” zostaliśmy ostrzeżeni o rychłym przejęciu Stanów Zjednoczonych przez Azję, jeśli Obama wygra reelekcję. Zachęcano nas do wiary, że Afroamerykanie są leniwi, ale zawsze jest to trudne do sprzedania, biorąc pod uwagę niewolnictwo i stulecie systemu pracy Jima Crowa. Fakt, że nie można podróżować z jednej strony kraju na drugą bez polegania na czarnoskórych i brązowych pracownikach, którzy zajmują się bagażem, przygotowują posiłki lub sprzątają bałagan, sprawia, że „mniejszości muszą ciężej pracować i podnosić się na własnych siłach” argument bootstraps” jest absurdalny i obraźliwy.
Inne „łagodniejsze” wersje rasizmu lub dyskryminacji narodowej zostały odrzucone. Kilka dni przed dniem wyborów senator Marco Rubio schrzanił grę na rzecz głosowania Latynosów, mówiąc publiczności na Florydzie, że ludzie uciekli z „skorumpowanych” krajów w poszukiwaniu wolności w USA, a potem ku swemu przerażeniu odkryli, że Obama planuje import tych tutaj takie same zasady. Rubio pomocnie wyjaśnił, że miał na myśli Meksyk i Amerykę Łacińską jako skorumpowane miejsca, o których mowa. Gafa Rubio ilustruje zasadniczy powód, dla którego Partia Republikańska wpada w konflikt z wyborcami pochodzenia latynoskiego: większość Amerykanów pochodzenia meksykańskiego ma szczegółowe pojęcie o naszej ojczyźnie. Rozumiemy jego niedociągnięcia, ale jesteśmy także dumni z osiągnięć meksykańskiej wojny o niepodległość z początku XIX wieku oraz z faktu, że zniesienie niewolnictwa w Meksyku wyprzedziło zniesienie niewolnictwa w Stanach Zjednoczonych o około cztery dekady. Większość z nas wie również, że Stany Zjednoczone najechały Meksyk w celu szerzenia niewolnictwa, kradzieży ziemi i rabowania zasobów rdzennych Amerykanów. Który kraj jest więc bardziej skorumpowany? Dopóki GOP nie porzuci swojego przywiązania do amerykańskiej wyjątkowości, idei, że Stany Zjednoczone są czyste jak zepchnięty śnieg i że we wszystkich innych krajach brakuje charakteru, znaczenie tej partii będzie nadal maleć.
Pochodząca z Afryki, Ameryki Łacińskiej, Europy, Azji i największych skupisk światowej populacji, może to być najbardziej niezwykła kohorta imigrantów, jaka kiedykolwiek przybyła do Stanów Zjednoczonych. Wierzą w ciężką pracę i samopomoc, ale ze względu na miejsca, z których pochodzą i tradycje, którym składają hołd, wielu z nich głęboko wierzy w zasady równości, socjaldemokracji i wzajemnej pomocy.
Oczywiście są to tylko tego rodzaju nadrzędne uogólnienia, którym krytycy społeczni słusznie nie ufają, ale twierdzę, że pokolenia walk antykolonialnych, doświadczenia z postkolonialnymi rozczarowaniami i trwała nieufność do Konsensusu Waszyngtońskiego sprawiają, że to pokolenie obywateli świata jest bardziej światowo mądrzy niż ich piętrowy przodkowie z Ellis Island.
Na przykład kilku niedawnych imigrantów z Półwyspu Koreańskiego importuje do Stanów Zjednoczonych bojowe praktyki związkowe i mają bezpośrednią wiedzę o szkodliwości, jaką polityka w stylu MFW wyrządza pracownikom. Majowie z Highland wnoszą doświadczenia organizacyjne z teologią wyzwolenia z Gwatemali, a meksykańscy migranci są przesiąknięci egalitarnymi (choć niezrealizowanymi) tradycjami rewolucji meksykańskiej.
Te kohorty imigrantów rzadziej chwytają się słomki rasizmu, jak zrobiło to wielu ich poprzedników, ponieważ przybywają ze znacznie bardziej krytycznym zrozumieniem amerykańskiego społeczeństwa i większą zdolnością do zmiany świata bez wyzyskiwania innych.
Nie jest jeszcze całkiem jasne, co to wszystko może oznaczać z punktu widzenia politycznego. Jednak jedno jest pewne. Jeśli organizatorzy społeczności pozwolą tej początkowej koalicji – potencjalnie największej postępowej sile w historii Stanów Zjednoczonych – wymknąć się, stracimy szansę, która pojawia się tylko raz na pokolenie, aby zmienić trajektorię amerykańskiej polityki.
Związek Pracowników Kulinarnych Komórka 226 przedstawia nam wybitny model organizacji społeczności i pracy. Jest to związek, którego członkowie pozostają aktywni, i ta energia przyciągnęła prezydenta Obamę do Las Vegas.
Wiele osób, które są szeregowymi działaczami komórki 226, to zmywacze, kucharze i pokojówki. Pracują, jak to się określa w żargonie Las Vegas, „na tyłach domu”, co jest trafną metaforą pozycji amerykańskiej klasy robotniczej od lat 1980. XX wieku. Dzięki kobietom takim jak Canty, założycielka związku i Arguello-Kline, jego nowa przewodnicząca, pracownice te wysunęły się na awangardę zmian społecznych. Tysiące maszerowały na cześć święta Martina Luthera Kinga Jr. w zeszłym miesiącu z transparentami z napisem „Prawa pracownicze są prawami obywatelskimi”, mimo że zorganizowali kolejną pikietę przeciwko nieuczciwemu pracodawcy w Vegas Strip.
Arguello-Kline i Richard Trumka, przewodniczący AFL-CIO, pojawili się w lokalnej telewizji bezpośrednio po przemówieniu Obamy na temat imigracji. Obaj ślubowali zmobilizować członków Izby Pracy do wsparcia reformy imigracyjnej. Czekanie się skończyło. Można teraz wyobrazić sobie nowy ruch społeczny, w którym organizowanie pracy, muzyka mariachi i uroczystości MLK staną się integralną częścią odmłodzenia tego narodu. Czas się zająć.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna