Jeśli Palestyńczycy i ich zwolennicy mieli jakąkolwiek nadzieję na pełne współczucia wysłuchanie ze strony nowego rządu Rudda w sprawie licznych łamań praw człowieka popełnianych przez Izrael na okupowanych terytoriach palestyńskich, nadzieje te zostały teraz całkowicie rozwiane.
W tym roku przypada 60 lat wywłaszczenia i wysiedlenia Palestyńczyków oraz dzikiej, bezlitosnej okupacji, która dławi krew w żyłach Palestyńczyków, podczas gdy Izrael świętuje swoje nieuczciwie zdobyte zdobycze. Palestyńczycy głodują w Gazie, Palestyńczycy są wyprzedawani na Zachodnim Brzegu, Palestyńczycy umierają. Samo ich istnienie jest zagrożone. To takie proste i tak okropne.
Każdy Australijczyk powinien zadać sobie pytanie, dlaczego nasz premier i parlament czują się tak upokarzająco zobowiązani wobec Izraela, że muszą dołożyć wszelkich starań, aby okazać przyjaźń obcemu krajowi, który konsekwentnie łamie prawo międzynarodowe, rezolucje Organizacji Narodów Zjednoczonych i konwencje praw człowieka? Jeśli wspieranie sprawy palestyńskiej to zbyt wiele, o co prosimy, to odmowa wyróżnienia Izraela w celu jakiegokolwiek uznania byłaby przynajmniej drażliwa w stosunku do mieszkających tutaj Palestyńczyków. Palestyńczyków nigdy nie pytano, czy zgodziliby się na obcy imperialny podział ich kraju: większości z nich domy rodzinne i ziemie zostały odebrane przez siły syjonistyczne bezlitośnie nawołujące do Wielkiego Izraela, którego nie zamierzył Podział Palestyny podjęty przez ONZ w 1947 roku. Wszyscy cierpią nieopisany ból, wiedząc, że ich naród wiedzie piekielną egzystencję pod okupacją izraelską. To właśnie na tym ludzkim wraku palestyńskich istnień Izrael świętuje swoją niepodległość, tak bezinteresownie uhonorowaną przez nasz rząd.
Takie przejawy uczuć nie są niczym nowym. Nasz były premier John Howard już pielęgnował tę niezwykłą więź, kiedy ogłosił Australię najbliższym przyjacielem Izraela. Wielu jego ministrów poszło w jego ślady i żaden nie był bardziej przychylny niż były minister spraw zagranicznych Alexander Downer, gdy powiedział, że nosi Izrael jako „odznakę honoru”, nawet gdy izraelskie samoloty wojenne zdziesiątkowały libański krajobraz w 2006 roku.
Zgodnie z formą Izrael nagrodził swoich przyjaciół łatwymi zaszczytami. John Howard otrzymał dwa w ciągu jednego roku. Został uhonorowany Nagrodą Jerozolimską od Światowej Organizacji Syjonistycznej, a jego imieniem na Negewie nadał las od Żydowskiego Funduszu Narodowego, który specjalizuje się w pozyskiwaniu majątku „w celu osiedlania Żydów na takich ziemiach”. Ziemie te są przedmiotem postępowania sądowego wszczętego przez obecnie wysiedlonych rdzennych Beduinów z Negewu, którzy są „wyprowadzani” na wyłączną korzyść Żydów na całym świecie, którzy chcą mieszkać w Izraelu. Chociaż ci Beduini mieszkają na terenie dzisiejszego Izraela, 45 ich wiosek nie jest uznawanych przez izraelski rząd i nigdy nie otrzymało nawet najbardziej podstawowych udogodnień.
Wszystko to bezpośrednio wiąże się z poruszającymi przeprosinami nowego premiera skierowanymi do naszych rdzennych mieszkańców i rodzi wiele pytań o szczerość tego doniosłego gestu. Podobieństwo pomiędzy dotkliwymi stratami, jakie poniosły oba narody – Aborygeni i Palestyńczycy – nie jest fantazyjne. Obydwa narody były nieszczęsnymi ofiarami wielkiego białego przedsięwzięcia kolonialnego i w obu przypadkach odniosłoby to znakomity sukces, gdyby ci ludzie po prostu zniknęli. Ale nie jest łatwo zabić ludzi i ich marzenia.
Na całym świecie jest około 11 milionów Palestyńczyków, których zbiorowa pamięć jest naznaczona narracjami o ich narodzie, który uciekł w przerażeniu podczas izraelskiej czystki w Palestynie w 1948 roku. Około dwie trzecie ludności palestyńskiej nigdy więcej nie zobaczyło swoich domów. Wielu z nich wciąż ma klucze do swoich drzwi wejściowych, akty własności i grunty, zdjęcia szczęśliwszych chwil i niekończące się znajome wspomnienia zapachów i dźwięków, które nie zatarły się wraz z upływem czasu. Około 7.2 miliona uchodźców marnieje dziś w obozach dla uchodźców, czekając na powrót do domu i otrzymanie odszkodowania za wykalkulowane zdziesiątkowanie ich społeczeństwa – takiego, które z sukcesem rozwijało się kulturowo i gospodarczo przez stulecia, pomimo czterystu lat pod panowaniem osmańskim.
Palestyna nie była krajem bez ludzi, jak starali się promować izraelscy twórcy mitów, szczególnie poprzez emocjonujący hollywoodzki film „Exodus”. W rzeczywistości Palestynę zamieszkiwali odnoszący sukcesy kupcy obywatelscy i urzędnicy, którzy dodali ożywiony gospodarczo wymiar zasadniczo chłopskiej populacji, aktywnie zaangażowanej w pracę na roli. Palestyńczycy nie tylko byli właścicielami ziemi, ale nawet tam, gdzie nie było tytułu prawnego, ziemię uważano za należącą do Palestyńczyków na podstawie ich historii użytkowania gruntów i nieprzerwanego posiadania.
Wszystkie niedawne postawy zwolenników Izraela mające na celu ukazanie Izraela jako pierwszego na świecie kraju znajdującego się w awangardzie nauki i technologii oraz najnowocześniejszej sztuki w celu uzyskania legitymacji w krajach zachodnich mogą przemawiać do naszych polityków, ale tak nie jest ludzi, którzy znają okropną sytuację w zakresie praw człowieka w Izraelu. Coraz więcej ludzi zaczyna się budzić, gdy nieustraszeni dziennikarze donoszą o odbiegającym od różowego obrazie okupowanych terytoriów palestyńskich. Jednak w naszych australijskich mediach są to wciąż samotne głosy, które nie wystarczą, aby dotrzeć do szerszej populacji. Przez dziesięciolecia Izrael wygrywał bitwę o serca i umysły ludzi, pomimo oficjalnych raportów każdej organizacji praw człowieka – od Amnesty International po izraelskie B'Tselem – dokumentujących szczegółowo litanię łamania praw człowieka przez Izrael. Większość z nich zbiera kurz, ale dostarczają więcej niż wystarczających dowodów, aby zakwestionować zasadność sprzymierzenia się z Izraelem. W naszych kościołach, na uniwersytetach, we wspólnocie prawniczej, w grupach zajmujących się sprawiedliwością społeczną i w sumieniach ogółu ludzi pojawiają się poruszenia, aby dotrzeć do Palestyńczyków.
W odpowiedzi Izrael utworzył w Australii Centrum Pokoju Peresa, które stara się kreować wizerunek Izraela jako rozjemcy. Zamiast zwykłych rund dialogu i rozwiązywania konfliktów, odbywa się to na poziomie populistycznym poprzez zajęcia sportowe i kulturę. Centrum przekonało już Australijską Ligę Piłkarską (AFL) do włączenia przyjaznej drużyny Izraelczyków i Palestyńczyków do swojego 18-zespołowego składu na tegoroczny Międzynarodowy Puchar AFL. W ten sposób Izrael ma nadzieję normalizować swój wizerunek w oczach australijskiej opinii publicznej i za pośrednictwem garstki podmiotów pokazać swoją gotowość do pracy na rzecz pokoju – czego nie udało mu się zrobić przy stole negocjacyjnym.
Jednakże izraelskie czołgi i żołnierze w dalszym ciągu ostrzeliwują Gazę, a Izrael w dalszym ciągu zaostrza oblężenie tego maleńkiego skrawka ziemi, którego populacja jest prawie w punkcie krytycznym. Niedawne rozbicie muru, podczas którego setki tysięcy zdesperowanych Palestyńczyków tłoczyły się do Egiptu w poszukiwaniu żywność i inne podstawowe artykuły pierwszej potrzeby dały światu wgląd w nędzę ich życia. A na Zachodnim Brzegu Izrael zwiększa – a nie zmniejsza, jak obiecał podczas ostatnich negocjacji pokojowych – liczbę punktów kontrolnych, które całkowicie dławią zwykły codzienny ruch kolejnej rosnącej populacji.
Najpewniejszą oznaką prawdziwych intencji Izraela jest jednak rażące lekceważenie prawa międzynarodowego i wszelkie prośby o zaprzestanie projektu nielegalnego osadnictwa, który dosłownie wyrzuca na ulice tysiące Palestyńczyków – bezdomnych i bezpaństwowców zmuszonych do polegania na żałosnej światowej pomocy humanitarnej które nigdy nie zapewni im niezależności gospodarczej ani politycznej.
W miarę jak pogarszają się warunki życia Palestyńczyków, a słowa „apartheid” i „czystki etniczne” zaczynają docierać do głównego nurtu świadomości po tym, jak wypowiedział je były prezydent USA Jimmy Carter i arcybiskup Tutu, Izrael stosuje nowe strategie public relations, aby zabezpieczyć swoją legitymację w społeczeństwie globalna społeczność. W Australii, gdzie sport dominuje w tak dużej części naszego życia kulturalnego i interakcji społecznych, wykorzystywanie sportu jako narzędzia pokoju ma mocny wizerunek. To najnowsze przedsięwzięcie The Peres Center – nazwane na cześć jednego z bardziej znanych syjonistycznych architektów czystek etnicznych w Palestynie – już olśniewa administratorów AFL koncepcją, że ludzie przekraczają wszelkie granice „z prostej miłości do gry” – poglądem, który nigdy nie należy się przejmować rządem prowadzącym wojnę z wrogim państwem i rządem, który został odrzucony, gdy konieczna jest presja polityczna poprzez bojkoty sportu, aby powstrzymać kraje od opresyjnych zachowań. Nigdzie indziej nie było to tak skuteczne jak w walce z apartheidem w Republice Południowej Afryki.
Nie ma usprawiedliwienia dla naszych przywódców politycznych i biznesowych, aby dać się nabrać na to oszustwo, skoro wiedzą, że około 4 milionom Palestyńczyków odmawia się sprawiedliwości i podstawowych praw człowieka pod nielegalną izraelską okupacją wojskową, bez oznak ulgi. Gdyby nie tchórzliwi politycy Zachodu, którzy nieprzyzwoicie spieszyli się, by dołączyć do izraelskiego cyrku, Izrael dawno temu musiałby znaleźć rozwiązanie, aby przywrócić Palestyńczykom sprawiedliwość i godność.
Niestety, nasi przywódcy będą nadal prowadzić swoją egoistyczną politykę, aż stanie się zwyczajna i przyzwoita ludzie zmuszają ich do zaakceptowania faktu, że nasza wspólna ludzkość jest warta więcej niż lukratywne transakcje, które przynoszą tak ogromne zyski międzynarodowym korporacjom i z których korzysta wiele rządów. W żadnym wypadku nie jest to niemożliwe. Tak jak ludzie obalili reżim apartheidu w Republice Południowej Afryki, tak ludzie mogą obalić dzielący etnicznie reżim syjonistyczny w Izraelu. To dlatego słowo „apartheid” tak wstrząsa zwolennikami Izraela.
Jednak mamy przed sobą długą drogę, zwłaszcza gdy rządy nalegają na kontynuowanie swoich romansów z Izraelem. W międzyczasie al-Nakba – palestyńska katastrofa wywłaszczeń i wysiedleń – nabiera tempa. W naszym parlamencie należy uznać tę zbrodnię przeciwko ludzkości, a nie wniosek na cześć Izraela. Australijskie „fair go”, które tak czule popiera nasz premier, nigdy nie brzmiał tak pusto i tak nisko.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna