Ponieważ ziejąca ogniem religia na nowo pojawia się w globalnych konfliktach, a dyskusje polityczne w kraju często zdominowane są przez szaleńców chrześcijańskiej prawicy, możesz odnieść wrażenie, że czyjś bóg jest gotowy cię okraść na każdym rogu ulicy. Jeśli jednak należysz do osób, które nie lubią chować kapelusza przed zorganizowaną religią, mamy dobrą wiadomość: w Ameryce ich liczba rośnie.
W USA jest dziś więcej osób niezwiązanych z religią niż kiedykolwiek wcześniej. Począwszy od lat 1980. XX w. różnorodne sondaże przeprowadzane przy użyciu różnych metodologii doprowadziły do tego samego wniosku: liczba osób, które nie identyfikują się z etykietami religijnymi, rośnie, a być może nawet podwoiła się w tym okresie.
Niektórzy nazywają ich „żadnymi”: agnostycy, ateiści, deiści, świeccy humaniści, humaniści ogólni i ludzie, którym po prostu nie zależy na identyfikowaniu się z jakąkolwiek grupą religijną. Nazywanie ich niewierzącymi nie jest do końca poprawne, ponieważ niektórzy nadal w tym czy innym sensie mają wiarę i duchowość. Badanie Pew z 2012 roku wykazało, że 30 procent tych ludzi wierzy w „Boga lub ducha uniwersalnego”, a około 20 procent nawet modli się codziennie. Jednak według najnowszych badań Amerykanie zaznaczający „żadne z powyższych” będą stanowić coraz ważniejszą siłę w kraju. Inne grupy, takie jak narodzeni na nowo ewangelicy, wzrosły bardziej procentowo, ale w przypadku żadnej z nich nie zostały pobite w liczbach bezwzględnych.
Bezpartyjny Instytut Badań nad Religią Publiczną udokumentował tę radykalną zmianę w swoim amerykańskim atlasie wartości, który opublikował w ubiegłą środę. Fascynujące badanie zapewnia dane demograficzne, religijne i polityczne na podstawie ankiet przeprowadzonych w 2014 r. Według dyrektora ds. badań PRRI, Dana Coxa, „krajobraz religijny w USA przechodzi dramatyczną transformację, która zasadniczo zmienia amerykańską politykę i kulturę”.
W ubiegłym roku protestanci po raz pierwszy w rocznym raporcie Instytutu stracili status większości, stanowiąc zaledwie 47 procent ankietowanych. Osoby niezrzeszone religijnie, które stanowią 22 procent, mogą poszczycić się liczbą porównywalną z głównymi grupami religijnymi, takimi jak amerykańscy katolicy. Podsumowując, niezrzeszeni stanowią drugą co do wielkości grupę w kraju. Była to także najchętniej wybierana grupa przez mieszkańców 13 stanów, z największym udziałem (jedną trzecią lub więcej) w Waszyngtonie, Oregonie i New Hampshire. W Ohio i Wirginii ta grupa zajęła pierwsze miejsce. Jednakże niezrzeszeni nie znajdują zbyt wielu podobnie myślących ludzi w Mississippi, gdzie stanowią jedynie 10 procent populacji.
Badanie wykazało również, że istnieje 15 stanów, w których niezrzeszeni stanowią drugą co do wielkości grupę.
Co zatem wiemy o tych ludziach? Żadna z nich nie jest bardziej liberalna politycznie – trzy czwarte opowiada się za małżeństwami osób tej samej płci i legalną aborcją. Mają także wyższy poziom wykształcenia i dochodów niż inne grupy. Chociaż około jeden na pięciu Amerykanów nie jest wyznawcą religii, liczba ta jest znacznie wyższa wśród młodych ludzi: badania Pew pokazują, że jedna trzecia Amerykanów poniżej 30. roku życia nie jest wyznaniowa. Profesor Harvardu Robert Putnam, który studiuje religię, uważa, że tendencja wśród młodych ludzi wynika z ich ogólnego braku zainteresowania instytucjami społecznymi i instytucjami w ogóle.
W zeszłym roku „Washington Post” opublikował an artykuł cytując badania Allena Downeya, profesora informatyki w Olin College of Engineering w Massachusetts, który twierdzi, że ludzie stają się nikim głównie z dwóch powodów: braku wychowania religijnego (O mój Boże, ci hipisowscy rodzice!) i… Internetu. Według Downeya aż 20 procent braku przynależności można przypisać korzystaniu z Internetu. Odkrył, że między 1990 a 2010 rokiem odsetek Amerykanów deklarujących brak przynależności religijnej wzrósł z 8 do 18 procent, podczas gdy liczba Amerykanów surfujących po Internecie wzrosła z prawie zera do 80 procent. Przyznaje jednak, co szybko podkreślają jego krytycy, że korelacja nie tworzy związku przyczynowego.
Jedno jest pewne: zwolennicy głosowania na nikogo nie dają o sobie znać w polityce. Uważa się, że pomogli Obamie w wygraniu drugiej kadencji.
Jednak GOP nie wydaje się wykazywać wielu oznak zmniejszania nadmiernych wpływów białych ewangelików, którzy, przynajmniej publicznie, stanowią jedynie 18 procent populacji. Zaledwie kilka tygodni temu można było zobaczyć, jak kandydata na prezydenta Scotta Walkera odmawia odpowiedzi na pytanie dotyczące ewolucji, jak gdyby przyjęcie powszechnie akceptowanej nauki uczyniło go apostatą. Wyświęcony baptysta z Południa Mike Huckabee, również wydający odgłosy biegania, właśnie wydał książkę pt Bóg, pistolety, grys i sos, co sprawia, że Pan brzmi jak Wielki Bubba na niebie. Jednak na tajnym szlaku darczyńców dużych pieniędzy, którym muszą podążać wszyscy poważni kandydaci, jedyną religią, o której będą dużo mówić, jest fundamentalizm wolnorynkowy. Wasi libertarianie, wasi dostawcy i różni grubasy o wiele bardziej dbają o swoje konta bankowe niż o jakiekolwiek duchowe rachunki. Usunięcie rządu z drogi i pozostawienie ich z łupem jest ich świętym pismem.
Ale rozmawiając z wyborcami, GOP naprawdę nie może sobie pozwolić na złagodzenie swojej wypowiedzi, ponieważ choć zamożne elity są zazwyczaj świeckie, sprzedawanie wolnorynkowego łupu okradzionym ludziom nie jest zbyt skuteczną strategią. Dlatego nadal muszą maskować swój program za odwoływaniem się do religii popularnej, aby niebogaci głosowali przeciwko ich interesom gospodarczym w takich miejscach jak Tennessee, które ma najwyższy odsetek białych ewangelików wynoszący 43 procent. (Biali protestanci z głównego nurtu stanowią 14 procent populacji w kraju).
Jak można się spodziewać, fakt, że religia traci wpływ na codzienne życie Amerykanów, przeraża wielu ludzi. David Brooks z „The New York Times” jest całkiem niezły zaniepokojony, nie upominając nikogo, że „sekularyzm ma robić dla niewierzących to, co religia robi dla wierzących — wzbudzać wyższe emocje, wywyższać namiętności w dążeniu do moralnego działania”. Oczywiście sekularyści stanowią tylko jedną część niezrzeszonej grupy, ale biorąc pod uwagę, że pan Brooks lubi rozpisywać się o moralnej uczciwości założycieli Ameryki – waszego George’a Washingtona i tak dalej – mógłby zadać sobie pytanie, które pole mogli zaznaczyć.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna