„O śmierci, gdzie jest twoje żądło? O grobie, gdzie jest twoje zwycięstwo?”
Tak zadaje pytanie List do Koryntian 15:55, do którego Johnny Cash zdecydował się nawiązać w jedynym oryginalnym utworze, który pojawia się na American VI: Ain't No Grave. To, że Człowiek w Czerni znajdował się w tym momencie w obliczu nieuchronnej śmierci, nie powinno nikogo dziwić. Dziesięć piosenek składających się na ostatnią część serii American Recordings zostało nagranych z Rickiem Rubinem zaledwie kilka miesięcy po śmierci żony Casha, June. Był tak słaby, że większość sesji spędzał w pozycji siedzącej.
A jednak trudno sobie wyobrazić innego artystę, który byłby w stanie powitać żniwiarza z tak pełnym wdzięku wyzwaniem. To prawda, że śmierć zawsze odgrywała dużą rolę w repertuarze Casha. Jednak wraz z pogarszającym się stanem zdrowia powaga sytuacji zdaje się słabnąć Amerykanin VI. Oszczędne aranżacje, wyblakły, śpiewający głos Casha, a nawet data premiery – przypadająca na jego 78. urodziny – wszystko to wywołuje zapadające w pamięć poczucie śmiertelności.
A może jest to nieśmiertelność? Album piosenka tytułowa widzi porywającą pieśń gospel przekształconą w powolną, mozolną pieśń żałobną. Jednak ton utworu nie jest wcale pełen rezygnacji. Brzmi to raczej tak, jakby Cash przeciwstawiał się samej śmierci, aby utrzymać go z dala od tej śmiertelnej spirali, deklarując, że „nie ma grobu, który byłby w stanie utrzymać moje ciało”.
To liryczny utwór mrożący krew w żyłach w swojej głębi. Od śmierci Casha w 2003 roku nie brakuje sił, które próbowały zmanipulować i odzyskać dla siebie jego dziedzictwo. Może się to wydawać łatwym zadaniem. Przecież zmarli nie mogą się kłócić, a przedstawiciele konserwatywnej prawicy byli szczególnie zadowoleni z przekształcenia tej najbardziej buntowniczej z wiejskich legend w jedną ze swoich.
Łatwo jednak sobie wyobrazić, jak Glenn Beck wije się przy tej serii piosenek. Podobnie jak inne części tworzące amerykańskie płyty, Amerykanin VI to głównie covery. Jednak szczególnie brakuje unikalnego podejścia do twórczości współczesnych artystów (pomimo wersji „Dnia odkupienia” Sheryl Crow). Poczesne miejsce zajmują tutaj stare ulubione utwory – utwory, które Johnny od dawna uwielbiał wykonywać i nagrywać. I na swój sposób ujawniają oszałamiającą odpowiedź na wszelkie wątpliwości, po której stronie stał ten artysta.
Jedna rzecz, która nigdy nie ulega wątpliwości, to głęboka miłość i wiedza, jaką Cash żywił do amerykańskiej muzyki. Kilka utworów zaczerpnięto bezpośrednio z bogatej historii złotego wieku muzyki country – „A Satisfied Mind” Portera Wagonera i „I Don’t Hurt Anymore” Hanka Snowa. Inni odzwierciedlają, jak prawdziwie eklektyczny i dalekosiężny może być wpływ Casha.
W maju 1962 roku, po strasznym występie w Carnegie Hall, do przygnębionego Casha podszedł Ed McCurdy, socjalista i piosenkarz folkowy, który ledwo wyrwał się z uścisku maccartyzmu i wkroczył na kwitnącą scenę folkową w Greenwich Village. McCurdy zabrał Casha do Gaslight Cafe, ulubionego miejsca w Village.
McCurdy był główną postacią sam w sobie. W 1949 roku, w następstwie drugiej wojny światowej, napisał „(Last Night) I Had the Strangest Dream”, poruszające przesłanie antywojenne, które stało się takim hitem, że inni ludzie, tacy jak Pete Seeger i Guy Carawan, nagrywali swoje własne wersje.
„Strangest Dream” również odbił się szerokim echem wśród Casha i pojawia się w dalszej części Amerykanin VI. Jego najsłynniejsze wykonanie tej piosenki miało miejsce w Madison Square Garden w 1969 roku, gdzie przypomniał publiczności niedawną rozmowę między nim a reporterem, który pytał o jego wizytę u żołnierzy w Wietnamie. – To czyni cię jastrzębiem, prawda? zapytał reporter. „Nie, nie, to nie czyni ze mnie jastrzębia” – Cash powiedział tłumowi. „Ale powiedziałem, że jeśli zobaczysz, jak helikoptery przywożą rannych chłopców, a potem pójdziesz na oddziały, zaśpiewasz dla nich i spróbujesz zrobić wszystko, co w Twojej mocy, aby ich rozweselić, aby mogli wrócić do domu, może to sprawić, że będziesz gołąb z pazurami.”
Johnny nigdy nie powiedział, co myśli na temat wojny z Irakiem, ale piosenki takie jak ta, nagrane w kilka miesięcy po pierwszej inwazji, dość jasno pokazują, co myślał.
Jest też wersja „Can't Help But Wonder Where I'm Bound”, łagodna włóczka napisana pierwotnie przez Toma Paxtona. Paxton, kolejny gracz sceny Village, zyskał uznanie w filmie „Dylan przed Dylanem”. Do dziś pisze piosenki, ale zręcznie wykorzystuje swoje umiejętności podczas protestów przeciwko wojnie, rasizmowi, biedzie i korupcji. Świadomość tego stawia utwory takie jak „Can't Help But Wonder” w innym świetle, jakby Cash sam pytał nie tylko dokąd zmierza, ale szerzej, co się z nami stanie, ludzkością.
We wszystkich tych aspektach Amerykanin VI stanowi jednoznaczne stwierdzenie, jakim naprawdę artystą był Cash. Daleko poza granicami głównego nurtu country, był żywym, oddychającym przykładem niestrudzonego człowieczeństwa amerykańskiej muzyki. To tradycja, która była przed nami ukryta, co do tego nie ma wątpliwości. Podobnie jak dziedzictwo Casha, zostało ono przyćmione półprawdami i przeoczeniami.
Sam Cash patrzył na te manipulacje z wyraźną pogardą. Ale z drugiej strony nigdy nie miał zbyt wiele czasu na przyjętą ortodoksję. American VI: Ain't No Grave pokazuje, że nawet po śmierci Johnny Cash nie może znieść uciszania.
Alexander Billet, dziennikarz muzyczny, pisarz i aktywista mieszkający w Chicago, prowadzi portal Rebel Frequequenes (http://rebelfrequencies.blogspot.com). Jego artykuły ukazywały się w Z Magazine, New Politics, International Socialist Review, CounterPunch, PopMatters.com i SocialistWorker.org.
Skontaktuj się z nim lub zapisz się na jego listę mailingową pod adresem [email chroniony].
Artykuł ten pojawił się po raz pierwszy na stronie internetowej Towarzystwa Kina i Sztuki.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna