Do czasu, gdy Donald J. Trump rzucił ręcznik, kto z nas nie widział ani wysłuchany mrożące krew w żyłach filmy, na których amerykańscy funkcjonariusze graniczni bezwstydnie wyrywają nierozumiejące dzieci i małe dzieci ich błagającym matkom i ojcom? Niektórym powiedziano, że są zabierani brać kąpiel lub prysznic przez ludzi, którzy nie mają większego wyczucia rezonansu historii. Tworzyli oczywiście sceny, które nie mogły nie przywodzić na myśl tych chwil, gdy Żydom przywożonym do nazistowskich obozów koncentracyjnych powiedziano, że wysyła się ich na „prysznice”, a potem masowo mordują w gazie kancelaria. Część z tych dzieci nawet nie zdawała sobie sprawy, że straciła szansę na pożegnanie się z mamą lub tatą. Te płaczące małe dzieci, niemowlęta pozbawione piersi i zmartwione nastolatki to tylko najnowsze oznaki wojny administracji Trumpa z przyzwoitością, współczuciem i sprawiedliwością.
Ponieważ jednak ofiarami były dzieci, łatwo było zignorować jedną rzeczywistość: choć wszystko to mogło się wydawać nowe, w rzeczywistości takie nie było. Odczłowieczone, przerażone i przestraszone te dzieci – ich położenie – zszokowały wielu Amerykanów, którzy upierali się, podobnie jak była Pierwsza Dama Laura Bush, że było to naprawdę nieamerykańskie. Jak ona napisał Washington Post:
„Amerykanie są dumni z tego, że są narodem moralnym, narodem, który wysyła pomoc humanitarną do miejsc zniszczonych przez klęski żywiołowe, głód lub wojnę. Jesteśmy dumni z wiary, że ludzi należy postrzegać ze względu na ich charakter, a nie kolor skóry. Szczycimy się akceptacją. Jeśli naprawdę jesteśmy takim krajem, naszym obowiązkiem jest ponowne połączenie tych przetrzymywanych dzieci z rodzicami, a przede wszystkim zaprzestanie rozdzielania rodziców i dzieci”.
Jej esej zasadniczo zawierał jedno pytanie: kim się staliśmy? Były dyrektor CIA Michael Hayden publikuje na Twitterze zdjęcie obozu koncentracyjnego Birkenau z napisem „Inne rządy rozdzieliły kobiety i dzieci” zasugerował odpowiedź: zasialiśmy ziarno, które mogło uczynić z nas nowe nazistowskie Niemcy.
Zapewniam jednak, że wiele z tego, co widzieliśmy w ciągu ostatnich tygodni w przypadku tych dzieci, miało swoje korzenie w polityce i „prawach” o wiele bliższych ojczyźnie niż Niemcy trzy czwarte wieku temu. Jeśli chciałeś zobaczyć, gdzie naprawdę zaczęło się ich niszczenie, musiałeś poszukać gdzie indziej (czego, co zaskakujące, nikt tego nie zrobił), a konkretnie tych, którzy utworzyli Ośrodek Więzienny w Zatoce Guantanamo. Od samego początku poza zasięgiem amerykańskich sądów lub, w jakimkolwiek normalnym sensie, sprawiedliwości, ten obóz jeniecki przygotowywał strukturalnie, instytucjonalnie i prawnie grunt pod to, czego właśnie byliśmy świadkami na granicy.
Hodowla dzieci
W całej tej polityce były odciski palców tych, którzy utworzyli i utrzymywali to więzienie na wyspie na morzu dla więźniów biorących udział w wojnie z terroryzmem. Nic dziwnego, że szef sztabu Białego Domu i emerytowany generał John Kelly, były szef SOUTHCOM, amerykańskiego dowództwa wojskowego nadzorującego Guantanamo, został pierwszy urzędnik w administracji Trumpa, aby publicznie przedstawić ideę takiej polityki separacji na granicy. W marcu 2017 r., odpowiadając na pytanie Wolfa Blitzera z CNN dotyczące oddzielania dzieci od matek, powiedziany„Zrobiłbym prawie wszystko, żeby powstrzymać ludzi z Ameryki Środkowej” przed przyjazdem tutaj.
Właśnie takie separacje stały się oczywiście szeroko nagłośnioną esencją administracji Trumpa politykę „zero tolerancji”. na granicy i aż do prezydenta zarządzenie wykonawcze wydanym w zeszłym tygodniu, liczba dotkniętych dzieci rosła wykładniczo — ponad 2,000 z nich w ciągu ostatnich sześciu tygodni, niektóre nadal w pieluchach. (I pamiętaj, że już były 11,000 dzieci-migrantów przebywających wówczas w areszcie w USA.)
Zatrzymane na granicy dzieci zabrano do ośrodków przetwórczych, oddzielono od rodziców zgodnie z wytycznymi Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Departamentu Zdrowia i Opieki Społecznej oraz Departamentu Sprawiedliwości, a następnie zamknięto. Od chwili przybycia do tych obiektów echa Guantanamo były oczywiste (przynajmniej dla tych z nas, którzy długo przestrzegane rozwoju sytuacji na przestrzeni lat). Po pierwsze, były najbardziej widoczne znaki; przede wszystkim umieszczanie dzieci w drucianych klatkach, które – jak potwierdzili dziennikarze i inne osoby, które je widziały – bardziej przypominały cele dla zwierząt w zoo lub psy w hodowli niż dla ludzi, nie mniej dla dzieci. Oczywiście dokładnie w ten sposób przetrzymywano pierwszych więźniów Gitmo w 2002 roku, kiedy budowano to więzienie.
Prezydent Trump zapowiedział przyszłe leczenie. „To nie są ludzie” powiedział w maju, odnosząc się do nielegalnych migrantów przekraczających granicę: „to są zwierzęta”. Aby jeszcze bardziej pogorszyć życie dzieci w klatkach, światło było włączone przez całą dobę, a dzieciom przeszkadzano przez całą noc, przypominając sobie Brak snu oraz stałe światło stosowane w ramach polityki wobec więźniów w Zatoce Guantanamo. Ponadto opiekunom nie wolno było dotykać dzieci. Nawet pracownicy schroniska byli zabroniony aby to zrobić, co oznaczało, że dorośli również nie byli w stanie ich pocieszyć. I jakkolwiek źle to wszystko brzmiało, takie warunki były jedynie preludium do znacznie głębszej opowieści o molestowaniu ze strony rządu.
Podobnie jak w Guantanamo, te dzieci również były ofiarami umyślnego znęcania się. Okrutne i nieludzkie traktowanie zaczęło się oczywiście od traumy rozłąki z rodzicami, a często także z rodzeństwem, gdyż dzieci różnej płci trafiały do różnych placówek (a przynajmniej do różnych części tej samej placówki). Taka polityka, według pediatra i profesor Uniwersytetu Columbia, dr Irwin Redlener, czołowy autorytet w dziedzinie porządku publicznego i dzieci znajdujących się w niebezpieczeństwie, jest równoznaczny z „znęcaniem się nad dziećmi przez rząd”. Innymi słowy, wszystko to składało się na nową formę tortur, tym razem na dzieciach.
Zwracając się do Kongresu i Białego Domu o zaprzestanie polityki separacji, członkowie Amerykańskiej Akademii Psychiatrii Dzieci i Młodzieży Ważone o szkodach, jakie może wyrządzić trauma przymusowej separacji: „Oddzielenie tych dzieci od rodzin w chwilach stresu powoduje niepotrzebną traumę obarczoną wysokim ryzykiem, właśnie wtedy, gdy najbardziej potrzebują opieki i wsparcia”. Ponadto „dzieci, które doświadczają nagłej separacji od jednego lub obojga rodziców, zwłaszcza w przerażających, nieprzewidywalnych i chaotycznych okolicznościach, są w grupie zwiększonego ryzyka rozwoju chorób, takich jak stany lękowe, depresja, zespół stresu pourazowego (PTSD) i inne reakcje wywołane traumą.” (Jak na ironię, jedną z niewielu cech, które prawnicy Departamentu Sprawiedliwości w administracji George'a W. Busha uznali za tortury, była „przedłużająca się szkoda psychiczna”. ich słowa, aby dotkliwy ból lub cierpienie można było uznać za torturę, wymagałoby, aby „czyny powodujące szkodę musiały powodować trwałą, choć niekoniecznie trwałą szkodę”.
Wymień mi rodzica, który nie uważa, że jego dziecko dozna trwałej krzywdy, jeśli zostanie oddzielone od najbliższych osób. Jednak na konferencji prasowej sekretarz Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego Kirstjen Nielsen otwarcie to powiedziała nalegał na to „Twierdzenie, że te dzieci i ich rodzice są traktowani w sposób nieludzki, nie jest prawdą”. Przy okazji warto wspomnieć, że torturowano także rodziców dzieci, nie wiedząc, dokąd ich dzieci są wysyłane lub przetrzymywane i kiedy (i czy w ogóle) je jeszcze kiedykolwiek zobaczą.
Przewrotnie rzecznicy administracji zdawali się uważać, że nastąpił kompromis: utrata podstawowych praw człowieka przynajmniej dla pozoru przyjemnych rekwizytów kosmetycznych. Przynajmniej część dzieci dostała zabawki i gry. Nawet Nielsena przechwalali się że urzędnicy administracji Trumpa mieli „wysokie standardy”. Zapewniamy im posiłki, zapewniamy edukację, zapewniamy opiekę medyczną. Są filmy, są telewizory.
To także powinno przypominać logikę Guantanamo. Im bardziej tamtejsi więźniowie byli pozbawieni praw i praw człowieka, tym bardziej administracja Busha przechwalała się oferowanymi im wygodami, takimi jak filmy, jedzenie halal, a nawet wygodne krzesła (kiedy byli karmieni na siłę) — jakby obecność zabawek mogła przeciwdziałać bolesnej rozłące z rodzicem (lub wygodnym krzesłem, karmieniem na siłę).
Dr Colleen Kraft, prezes Amerykańskiej Akademii Pediatrii, złapany hipokryzję tego wszystkiego, twierdząc, że dzieci, które widziała, były otoczone „zabawkami, książkami i kredkami”, ale uderzały w podłogę i krzyczały z bólu.
Tworzenie Gitmosa
Oprócz deprywacji fizycznej i emocjonalnej istniały także deprywacje prawne. Pobyt tych dzieci był nieokreślony, co jest cechą charakterystyczną Gitmo. Przed wprowadzeniem polityki separacji Trumpa dzieci, jako nieletnie, których rodzice czekali na decyzję w sprawie statusu imigracyjnego, mogły być przetrzymywane przez rząd jedynie przez 20 dni. Przy „zero tolerancji” ich saga nagle stała się nieskończona.
Z prawnego punktu widzenia, podobnie jak ich rodzice, również zostali przeklasyfikowani. Nie były to już dzieci migrantów ani osób ubiegających się o azyl przed sądem imigracyjnym, dla których obowiązywały rygorystyczne zasady i ograniczenia czasowe dotyczące zatrzymania. Byli teraz dziećmi rzekomych przestępców i w zasadzie zostali sierotami. W Guantanamo zmiana kategorii prawnych w podobny sposób – to znaczy zdefiniowanie przetrzymywania więźniów jako o charakterze wojskowym, a nie karnym – przyniosła ten sam efekt, unikając stosowania należytego procesu i praw zatrzymanych.
Co przywołuje kolejną fundamentalną paralelę między więźniami Gitmo a dziecięcym Gitmo na granicy. Przetrzymywanych w obu miejscach określano tym samym kluczowym terminem: zatrzymany. Guantanamo na zawsze napiętnowało to słowo jako wykraczające poza granice normalnej legalności, ponieważ urzędnicy administracji Busha, którzy stworzyli ten system, chcieli mieć pewność, że normalna ochrona prawna wynikająca z prawa krajowego i międzynarodowego nie zostanie rozciągnięta na osoby schwytane i przetrzymywane. Rząd upierał się, że Guantanamo tak nie więzienie. Był to jedynie „ośrodek zatrzymań”. Mimo upływu lat nadal tak jest, podczas gdy osadzeni tam więźniowie często odsiadywali „wyroki” trwające dziesięć lat i dłużej, mimo że tylko garstka z nich została kiedykolwiek faktycznie skazana przez jakikolwiek sąd. W 2018 r. tę samą etykietę odebrano osobom oskarżonym o bycie wrogami na polu bitwy i przyklejono dzieci osób ubiegających się o azyl.
Podobnie jak w przypadku Guantanamo, prawnicy, którzy chcieli reprezentować rodziców, od których los miał zadecydować los ich odseparowanych dzieci, mieli utrudniony dostęp do przetrzymywanych dorosłych. Nikt zaznajomiony z Gitmo nie mógł przeoczyć analogii. Prawników pragnących zapewnić pomoc więźniom zaangażowanym w wojnę z terroryzmem trzymano z dala od Guantanamo przez ponad dwa lata od jego otwarcia.
Niedawno Centrum Prawa Ubóstwa Południowego złożony pozew twierdząc, że w dwóch ośrodkach detencyjnych władze ograniczyły dostęp nielegalnych imigrantów do prawników, co stanowi naruszenie należytych procedur. Co gorsza, ostatnio Departament Sprawiedliwości prokuratora generalnego Jeffa Sessionsa postanowiła nie przedłużać dwóch programów oferujących pomoc prawną prawnikom nieposiadającym dokumentów imigrantom stojącym przed deportacją. Tymczasem departament ten wprowadził nową politykę, zgodnie z którą prawnicy pro bono (ci z grup pozarządowych pragnących reprezentować zatrzymanych) muszą teraz przejść proces certyfikacji, zanim zostaną zatrudnieni na własny koszt.
Podobnie ograniczone zostały media. Dostarczenie zdjęć „obozów” dla tych dzieci pozostawiono wyłącznie rządowi. Podobnie po otwarciu Guantanamo dziennikarzom wizytującym nakazano zostawić aparaty fotograficzne. Ograniczenia te pozostały w mocy zgodnie z oficjalną polityką, zintensyfikowane przez nikt inny jak John Kelly. (Jak na ironię, sam Pentagon rozesłał kultowe zdjęcia z początku 2002 roku, przedstawiające klęczących więźniów w pomarańczowych kombinezonach, klęczących).
Od 16 lat przeciwnicy amerykańskiego ośrodka zatrzymań na Kubie, co zrozumiałe, ostrzegają, że niezwykłe lekceważenie praworządności nieuchronnie wkradnie się do amerykańskich instytucji. W większości ich obawy skupiały się na systemie sądów federalnych i możliwości, że pewnego dnia oskarżeni mogą utracić podstawowe prawa. Teraz wiemy, że Guantanamo znalazło przyszłość w obozach zatrzymań na naszej południowej granicy. Nie myśl, że będzie to ostatnie miejsce, w którym pojawi się wpływ tego niesławnego więzienia.
Chociaż ten moment kryzysu mógł już minąć, potraktuj ten utwór w najlepszym razie jako requiem za tragedię, która ledwo się skończyła (jeśli w ogóle) – a także ostrzeżenie. Dziedzictwo Guantanamo w dalszym ciągu nawiedza nasze prawa, naszą wyobraźnię i nasz sposób życia. Czas zrobić to, czego nie udało nam się zrobić przez tak długi czas: zdecydowanie odeprzeć prawdziwie nieamerykańską politykę zrodzoną przez to więzienie i widoczną w wielu innych obszarach Ameryki Donalda Trumpa. Musimy to zrobić teraz, zanim sposób życia, który znaliśmy, zostanie w dużej mierze wymazany. Nadszedł czas, aby nalegać na prawo do wychowania naszych dzieci w Ameryce pełnej współczucia, prawa i poszanowania praw wszystkich, a nie w takiej, której przywódcy zamierzają okraść je – i tak wiele innych dzieci – z przyszłości.
Karen J. Greenberg, a TomDispatch regularny, jest dyrektorem Centrum Bezpieczeństwa Narodowego w Fordham Law (CNS) i autor Łotrzykowa sprawiedliwość: tworzenie państwa bezpieczeństwa. Ona też napisała Najmniej najgorsze miejsce: pierwsze 100 dni Guantanamo. Letni stażyści w CNS wnieśli wkład w badania do tego artykułu.
Artykuł ten pojawił się po raz pierwszy na TomDispatch.com, blogu internetowym Nation Institute, który oferuje stały dopływ alternatywnych źródeł, wiadomości i opinii autorstwa Toma Engelhardta, wieloletniego redaktora działu wydawniczego, współzałożyciela American Empire Project, autora książki Koniec kultury zwycięstwajak z powieści, Ostatnie dni wydawnictwa. Jego najnowsza książka to Naród nieurodzony przez wojnę (Książki Haymarket).
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna