Czy możemy mieć ciastko i je zjeść?
Czy lewica może wejść w 2004 rok z czymś więcej niż tylko zamążpójściem z partią Clintona? Z tej propozycji wynika, że mogą.
Wyrzucić Busha za wszelką cenę?
Pokonanie George'a Busha jako cel lewicy jest niemal oczywiste. Chociaż jest to proste i prawie nie wymaga prób, warto wymienić listę powodów, dla których stało się to niemal pojedynczym celem: „wojna o niskiej intensywności” z pracą; skrajnie prawicowa kontrola nad sądownictwem; z inwazją na Irak, splotem globalizacji gospodarczej z globalizacją militarną i polityczną państwa amerykańskiego (czyli Imperium); wymazanie przez prawicę państwa opiekuńczego oraz ochrony praw i swobód obywatelskich; ciągła wojna ze środowiskiem i chroniącymi je przepisami; inicjatywa „oparta na wierze”, promocja bonów edukacyjnych; wyposażenie płodów w prawa człowieka; oligopolistyczna kontrola nad mediami i systemami komunikacji. Podsumowując, lista ta sugeruje, że Bush próbuje nie tylko „uchylić wiek XX”, ale także dwa poprzednie stulecia, zacierając rozdział kościoła od państwa, a przy zmroku Republikanów na wszystkich gałęziach rządu (i mediach) , podział władzy.
Gdzie zatem znajdują się wcześniejsze aspiracje lewicy do zbudowania postępowej alternatywy politycznej dla duopolu sprzed 2000 roku? Dla wielu obecna sytuacja oznacza, że powinniśmy (1) wspierać tego, kogo wybiorą Demokraci, (2) nie stawiać Demokratom żądań, które mogłyby zrazić „centrum”. Jeśli weźmie się pod uwagę rzeczywistą strategię lewicy, proponuje się w najlepszym przypadku szereg rozwiązań hybrydowych:
– przeprowadzić szereg kampanii na szczeblu stanowym; nie kandyduj na prezydenta
– kampanię w stanach bezpiecznych, a nie w stanach wahadłowych
– negocjować z Demokratami na ich platformie; upewnij się, że zawiera niektóre rzeczy, których chcemy
– wspierać wyłącznie kandydatów, którzy przejdą pokojowy test lakmusowy
Biorąc pod uwagę wysokie stawki wynikające z bezkrólewia Busha, Demokraci otrzymują czek in blanco. Nawet wyścigi do Izby Reprezentantów i Senatu będą podlegały tej samej logice: głosowanie na Zielonych zapewni Republikanom siedzibę/stan, Izbę/Senat.
Co prawda, nadal istnieje niewielka liczba osób, które twierdzą, że Demokrata nie będzie lepszy od Busha. Spróbujmy sami. W końcu to Clinton zbombardował Serbię, spuścił rakiety Cruise na Afganistan, Irak i Sudan, prowadził kampanię na rzecz NAFTA, poddał dyskusję nad FTAA, spartaczył reformę opieki zdrowotnej, wprowadził oszustwo związane z bronią masowego rażenia w odniesieniu do Iraku, uchwalił ustawę o terroryzmie, wprowadził afirmatywną ustawę action-lite” (podobne skargi można składać na Jimmy’ego Cartera).
Chociaż emocjonalnie i intelektualnie podzielam powyższe stanowisko, ekstremizm Busha pozostawia mnie z pytaniem: czy istnieje rozwiązanie, które wyrzuci Busha, ale pozostawi nas silniejszymi i niezależnymi od Demokratów? Wierzę, że tak, ale najpierw jakie są problemy z opisanymi już rozwiązaniami hybrydowymi?
Co jest nie tak z hybrydami?
Pozostawiają nas one na łasce systemu wyborczego sfałszowanego przeciwko małym partiom politycznym. Kwestionowanie bezpiecznych stanów pozostawia nas bez możliwości dokonania zmian. Krótko mówiąc: cały wysiłek, brak możliwości wygranej, brak wpływu na system polityczny. Co gorsza, w mocno spornej Izbie i Senacie możemy w rezultacie rzucić te wybory Republikanom.
Nakłonienie Demokratów do zmiany platformy w celu dostosowania się do żądań lewicy może mieć wartość symboliczną. Ale na tym się kończy. Jest mało prawdopodobne, aby platforma z 2004 r. dostarczyła jakichkolwiek wskazówek dotyczących programu politycznego partii.
Być może gorszy jest brak biegania: rezygnujemy z rozwijania kapitału ludzkiego, umiejętności i obecności potrzebnych do opracowania alternatywy w dłuższej perspektywie. Co więcej, przy braku prawdziwej kampanii i poza cyklem wyborczym nie robimy rzeczy, które wzmocniłyby nas w dłuższej perspektywie. Porzucamy arenę polityczną na rzecz innej działalności ruchu społecznego. Na przykład nigdy nie rozważano naprawdę interesujących propozycji, które powinniśmy byli podjąć już na początku panowania Busha.
Wyjście
Lewica ma opcje, bo ma władzę. System wyborczy w USA uniemożliwia zmierzenie siły liczb lewicy – czyli głosów tych, którzy poprzeliby lewicową platformę, gdyby miała ona szansę na zwycięstwo. W rezultacie władza lewicy wyraża się w jej roli potencjalnego spoilera – jej zdolności do odmówienia Demokratom prezydentury i być może kluczowych miejsc w Senacie i Izbie Reprezentantów.
Lewica również ma władzę w 2004 roku, ponieważ Demokraci znajdują się w punkcie zwrotnym. Mając republikańską kontrolę nad fantastycznymi sumami pieniędzy na kampanię, obiema izbami, Białym Domem i masą wyborczą z 2000 r., Sądem Najwyższym, Demokraci ryzykują, że staną się trwałą partią opozycyjną.
Dziś Demokraci potrzebują lewicy. Tylko autentyczna lewica pomoże Demokratom przezwyciężyć twierdzenia, że są skrajną lewicą.
Demokraci – a przynajmniej ci, którzy nie mają wśród nich wyzwań poznawczych – są gotowi na znaczące porozumienie.
Jak będzie wyglądać transakcja?
Dobra umowa pozwoli każdej ze stron wziąć odpowiedzialność za swój własny los wyborczy: żadna ze stron nie będzie miała wpływu na przesłania drugiej; żaden z nich nie odda swojego imprimatur drugiemu.
Będzie także sprzyjać praktycznej współpracy między stronami zawierającymi porozumienie, karząc jednocześnie brak współpracy. Innymi słowy, towar, który ma zostać dostarczony, musi być konkretny, możliwy do sprawdzenia i natychmiastowy. Obietnice przyszłych nagród lub reform tego nie spowodują.
Porozumienie powinno być również proporcjonalne do rzeczywistego wkładu każdej ze stron. Wszystko inne będzie wydawać się oportunistyczne, a beneficjenci będą zwykłymi szantażystami.
Porozumienie powinno pobudzić zwolenników każdej ze stron, dostarczając im inspiracji do przebudzenia baz, zmobilizowania zasobów i zdobycia głosów.
Oto porozumienie, które może spełniać te kryteria: lewica zgadza się nie wystawiać kandydata na prezydenta, a zamiast tego energicznie prowadzić kampanię na rzecz kandydata Demokratów, czy to Liebermana, Clarka, czy Sharptona. W zamian Demokraci zgadzają się nie startować w wyścigach do Izby Reprezentantów w 5–10 bezpiecznych okręgach w wahadłowych stanach, zapewniając wsparcie lewicowym Zielonym lub innym kandydatom.
To porozumienie pobudzi lewicę do prowadzenia kampanii w wahadłowych stanach i uzyskania głosów na kandydatów na prezydenta i senatorów Demokratów. Zapewnia lewicy reprezentację w Kongresie mniej więcej proporcjonalną do głosów, jakie otrzymałaby, gdyby to ona wystawiła kandydata w obu konkursach. Obie strony mogą monitorować przestrzeganie umowy przez drugą stronę.
Dla lewicy będzie to szansa na zbudowanie strategii większościowej i zdobycie doświadczenia w kampaniach wyborczych. Pozwala także lewicy skoncentrować swoje zasoby i skoncentrować energię narodową.
Pozwoli także Demokratom skoncentrować zasoby na bardziej spornych miejscach w wahadłowych stanach, bez konieczności martwienia się o lewą flankę.
Jest oczywiste, że wybory skupione na kandydatach – w przeciwieństwie do wyborów kierowanych przez partie – stanowią wyzwanie dla tego rodzaju porozumienia. W końcu jak Demokraci mają sugerować aspirującym kandydatom, aby dla dobra partii jako całości nie kandydowali w okręgach, w których panuje pewność wygranej? Co więcej, pomimo szerokiej obecności narodowej, Zieloni nie reprezentują całej lewicy i nie mówią jednym głosem. Perspektywy zawarcia transakcji wraz z trzeźwym rozważeniem stawek mogą pomóc w procesie zawierania transakcji.
Porozumienie, które może zjednoczyć lewicę, a także niektóre mniejsze partie prawicowe, przewidywałoby pomoc Demokratów w sponsorowaniu i wspieraniu referendów/głosowań w stanach wahadłowych, które umożliwiają natychmiastowe głosowanie, być może pod tytułem „Making Wszystkie głosy się liczą.” To porozumienie wymaga mniejszej dyscypliny partyjnej niż nasze głosy w zamian za porozumienie w sprawie mandatów; przedstawia się również jako mniej wyraźne quid pro quo i dlatego Republikanom trudniej jest scharakteryzować go jako „brudny układ” (zagrożenie, przed którym stoi pierwsza sugestia).
Być może możliwe będą inne, bardziej kreatywne układy, niestety na razie wygląda na to, że Demokraci prawdopodobnie będą mieli ciastko (bez lewicowej konkurencji) i je zjedli (bez ustępstw na lewicy).
Oto dlaczego lewica powinna być zainteresowana zawarciem porozumienia. Sprawujący władzę Demokraci szybko rozwiewają wszelkie złudzenia co do ich rzekomo postępowego programu. Daje to szansę na wykucie ruchu lewicowego i zbudowanie raczkujących lewicowych formacji politycznych. Przeciwnie – Republikanie u władzy – pozostawiają lewicowe okręgi wyborcze jako zakładników Demokratom, za którymi jednoczą się, aby złagodzić politykę prawicy.
Porozumienie z lewicą wyłoni wyborców ze stanu wahadłowego, którzy być może nigdy wcześniej nie głosowali, lub tych, którzy być może nigdy nie chcieli głosować w tych wyborach. Może zwiększyć liczbę głosów potrzebnych Demokratom na urząd prezydenta i wykorzystać energię lewicy w sposób, jakiego Demokraci nigdy nie będą w stanie.
Przede wszystkim pozwala Demokratom wziąć odpowiedzialność za wybory. Usuwa piętno lewicy, której jedyną rolą jest spoilerowanie i której jedynym obowiązkiem jest nie być.
Bez porozumienia pójdziemy do urn lub pozostaniemy w domu i w obu przypadkach pozostaniemy nieistotni dla politycznej przyszłości kraju. Za cztery lata będziemy mieli takie same bezsensowne wybory, jakich dokonujemy dzisiaj, w 2000 r., a nawet kilkadziesiąt lat temu.
Dotarcie do porozumienia
„Biorąc pod uwagę alternatywę w postaci prezydentury Busha” – może zapytać Demokrata – „dlaczego mielibyśmy robić cokolwiek, aby uzyskać poparcie lewicy? I tak na nas zagłosują”. To może być prawdą. Jedynym sposobem, aby nakłonić Demokratę do przystąpienia do porozumienia, jest maksymalizacja władzy lewicy w roli spoilera. Powinna rozpocząć poważną walkę o prezydenturę (i inne ważne stanowiska) oraz skoncentrować swoją energię na stanach wahadłowych. Umożliwiłoby to lewicy rozwój infrastruktury dla poważnych kampanii politycznych i zapewniłoby Demokratom zachętę do konstruktywnego zawierania umów z lewicą.
Kto będzie pośrednikiem w transakcji? Niektórzy Demokraci reprezentują duże bloki bazy Demokratów i pokazali, że mają skłonność do narzucania partii układów lub odstąpienia od niej. Należą do nich dobrze rozumiany Jimmy Hoffa Jr. i wielebny Jesse Jackson. Obaj są bardzo zainteresowani wynegocjowaniem porozumienia, co daje Demokratom szansę na zdobycie Białego Domu. Ze strony Zielonych Ralph Nader wydaje się być najbardziej zainteresowany sukcesem kandydata Demokratów, nawet kosztem jego (Nadera) znaczenia.
Udane porozumienie wzmocni Zielonych i może nawet wprowadzić Demokratę do Białego Domu. Bez porozumienia lewica będzie musiała stawić czoła niemal pewnemu zwycięstwu w postaci mandatu Republikanów za 200 milionów dolarów, a przez ostatnie kilka lat nie będzie miała nic do pokazania.
Dzięki porozumieniu Zieloni po raz pierwszy zyskają ogólnokrajową platformę, za pośrednictwem której będą mogli rozmawiać z większością wyborców popierających wiele kwestii proponowanych przez Zielonych. I historia może zacząć się od nowa.
Rzuć Busha, głosuj na Zielonych!
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna