W 1996 roku w Cojimar, niedaleko Hawany, spotkałem starszego chłopca – Manolina! Oczywiście w prawdziwym życiu nie miał na imię Manolin i szczerze mówiąc zapomniałem jego prawdziwego imienia, ale był to ten sam chłopiec, który wieki temu towarzyszył staremu Santiago przez epicką bitwę z gigantycznym marlinem, opisaną w jednej z najwspanialszych książek napisanych przez Ernesta Hemingway – „Stary człowiek i morze”.
Zanim się poznaliśmy, „chłopiec” Manolin musiał mieć około 70 lub 80 lat i był umiarkowanie wkurzony. Do portu dotarłem wraz z kolegami z Asiahi Shimbun – jedna z największych gazet w Japonii i na świecie. Braliśmy także udział w naszej epickiej misji. Peruwiański marksistowski ruch partyzancki – MRTA – wziął zakładników w rezydencji ambasadora Japonii w Limie w Peru, a my próbowaliśmy spojrzeć na całą historię z odpowiedniej perspektywy, przeprowadzając wywiady z krewnymi Che Guevary w Buenos Aires, sędziami w Montevideo, biznesmenami, którzy zostali kiedyś porwani przez MRTA w Boliwii.
Na Kubę sprowadziły nas pogłoski, że peruwiański dyktator Alberto Fujimori próbował przekonać rząd kubański, aby wywarł presję na MRTA, aby uwolniła zakładników ubiegających się o azyl na wyspie. Jeśli były jakieś negocjacje, nigdy niczego nie osiągnęły i 22 kwietnia 2007 r. peruwiańskie siły bezpieczeństwa wspierane przez Stany Zjednoczone ostatecznie wymordowały wszystkich bojowników, w tym jedną ciężarną dziewczynę.
Ale stało się to później, kilka tygodni po tym, jak weszliśmy do pubu niedaleko mariny i odkryliśmy, że samotny mężczyzna siedzący przy drewnianym stole przy oknie to Manolin, który kilkadziesiąt lat wcześniej zainspirował Ernesta Hemingwaya i jego niezapomnianą powieść.
Mój japoński zespół składał się z zatwardziałych intelektualistów, w tym jednego byłego skrzypka koncertowego. Nie było wątpliwości, że trzeba opowiedzieć historię „chłopca” Hemingwaya. Ale wcześniej, a dokładniej – w trakcie tworzenia opowieści – poszliśmy śladami wielkiego mistrza prozy i upiliśmy się do łez.
Blisko północy jeden z japońskich reporterów zadał istotne pytanie: „Manolin-san, kto był najbardziej ukochanym obcokrajowcem na Kubie: Che Guevara czy Hemingway?”
Manolin otarł pianę z ust i zamyślił się długo: „Hemingway!” Powiedział.
„Hemingwaya? Kubańczycy kochają Hemingwaya bardziej niż „Che'? "
„Najbardziej ukochanym przez Kubańczyków obcokrajowcem jest Hemingway” – upierał się, uderzając szklanką o stół. „Ponieważ dla nas Że była Cubano! "
*
Miłość Hemingwaya do Kuby jest dobrze udokumentowana, podobnie jak obsesja Kuby na punkcie Hemingwaya. Wiadomo też, że większość swoich funduszy z Nagrody Nobla przyznanej mu w 1954 roku przekazał Kubańczykom i wspierał zarówno walkę o sprawiedliwość społeczną, jak i późniejszą rewolucję kubańską.
Oblegany przez media w 1960 r., przez chwilę słuchał oszczerstw pod adresem Kuby, po czym odpowiedział: „Skończyliście, panowie? Wierzę, że tam jest wszystko spokojnie. Ludzie honoru wierzą w rewolucję kubańską!” Przed śmiercią podarował swój dom, bibliotekę i przedmioty, które tam przechowywał, rewolucyjnej Kubie.
Naturalnie w Stanach Zjednoczonych te wielkie gesty nie zostały dobrze przyjęte. A jego stwierdzenia typu: „Nie ma nic złego w senatorze Josephie McCarthym z Wisconsin, czego nie wyleczyłaby bryła kalibru 577” nie pomogły mu w popularności w kręgach establishmentu.
FBI śledziło Hemingwaya, był prześladowany i do tej pory istnieje wiele pytań bez odpowiedzi w związku z jego śmiercią. Niektórzy sugerują, że jego leczenie w 1960 r. faktycznie było nadzorowane przez władze rządowe i że poddano go nadmiernym dawkom wstrząsów elektrycznych, które zniszczyły mu pamięć i doprowadziły do samobójstwa.
AE Hotchner, przyjaciel Hemingwaya, napisał: „Kilkadziesiąt lat później, w odpowiedzi na petycję o wolność informacji, FBI udostępniło akta Hemingwaya. Okazało się, że począwszy od lat czterdziestych XX wieku J. Edgar Hoover obserwował Ernesta, ponieważ był podejrzliwy co do jego działalności na Kubie. Przez kolejne lata agenci składali na niego raporty i podsłuchiwali jego telefony. Obserwacja trwała przez cały okres jego pobytu w Szpitalu Mariackim”.
*
W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych zachodni ideolodzy, wspierani przez machinę propagandową, byli zajęci wywieraniem wpływu na scenę artystyczną i literacką w Ameryce Północnej i Europie – desperacko próbując ją „odpolitycznić”, zamieniając ją w masowo produkowaną, łagodną rozrywkę (dowodem jest spektakularny wyznanie pana Matthiessena, że „wynalazł”. Przegląd paryski jako przykrywkę” dla jego działalności CIA. Podobne podejście można dostrzec w obecnych działaniach kilku głównych europejskich instytucji kulturalnych działających na całym świecie: „finansują” młodych utalentowanych artystów i pisarzy z krajów rozwijających się, aby ich uciszyć politycznie).
Hemingway – zagorzały powieściopisarz polityczny – był jednym z niewielu wielkich pisarzy północnoamerykańskich, którzy przeciwstawiali się temu trendowi, przynosząc wstyd establishmentowi, ponieważ jego twórczość i jego stanowiska stawały się coraz bardziej polityczne, popularne i znane na całym świecie. Może nie był socrealistą, ale w swoich niezliczonych dziełach był zarówno „socjalistą”, jak i „realistą”.
*
Po śmierci Hemingwaya rozpoczęła się ogromna kampania: kampania mająca na celu zredukowanie go do „pijaka macho”, bełkoczącego i potykającego się globtrotera, który do każdej większej powieści potrzebował przynajmniej jednej nowej żony.
Próbując zmniejszyć jego wpływy, wydano książki i artykuły w ilościach przemysłowych, jak ten napisany przez felietonistkę Op-Ed Maureen Dowd i opublikowany przez The New York Times 15 października 2011 r. pod tytułem „Pożegnanie z Macho”:
"Żadna kobieta nie chce być bohaterką Hemingwaya, która całkowicie zwierza się kochankowi. Jak powiedziała Catherine Barkley w „Pożegnaniu z bronią”: „Tak bardzo cię pragnę, że też chcę być tobą”. Wolelibyśmy raczej nosić zwiewne jedwabie i popijać szampana na tarasie Jaya Gatsby’ego”.
Diliberto twierdzi jednak, że kobiety mylą się, sądząc, że Hemingway nie ma im nic do zaoferowania. Zwłaszcza teraz, gdy liczba kobiet rośnie, a liczba mężczyzn spada, jak zauważył „The Atlantic” w dwóch artykułach z okładki, kobiety mogą czuć się wystarczająco bezpiecznie, aby „zrelaksować się i cieszyć się nim”, jak to ujął Diliberto.
Pani Maureen Dowd wolałaby być ubrana pływający jedwab, ale większość kobiet, o których pisał Hemingway, miała do załatwienia znacznie pilniejsze, można by rzec, egzystencjalne sprawy. W "Mieć i nie mieć”, a zwłaszcza w monumentalnym dziele fikcji i głębokiego humanizmu „Komu bije dzwon".
Możliwe, że w świecie pani Dowd mężczyźni zmywają naczynia i zapalają świeczki przed każdym obiadem, a kobiety traktowane są jak księżniczki. Ale w świecie Komu bije dzwon, głowa bohaterki – Marii – została ogolona; została rozebrana do naga, a następnie zgwałcona zbiorowo przez hiszpańskich faszystów. A jej kochanek – jej miłość – Robert Jordan, młody amerykański nauczyciel, był w szeregach międzynarodowych brygad, walcząc z faszyzmem, umierając na końcu. I był gotowy umrzeć nie dlatego, że był macho ale po prostu dlatego, że niektórzy mężczyźni i niektóre kobiety czują się zobowiązani do zrobienia lub do zrobienia: walka do końca ze bestialskimi i bezlitosnymi siłami kolonializmu, neokolonializmu, faszyzmu lub wszystkich razem wziętych.
Zastanawiam się też, ilu z tych dzisiejszych politycznie poprawnych mężczyzn odważyłoby się zakochać w kobiecie, która niedawno została zgwałcona, zdewastowana, gorsza niż zamordowana! Dla większości byłaby „zbyt skomplikowana”, niepasująca do tego, co stereotypowo postrzegane jest jako atrakcyjna, a nawet przerażająca.
Wybory Roberta Jordana są całkowitym przeciwieństwem tych, które przeprowadziłby machismo – są to niewątpliwie pokorne, głęboko poruszające i odważne wybory: wybór miłości do Marii oraz wybór walki i śmierci za republikańską Hiszpanię. A Robert Jordan jest męskim bohaterem najwspanialszej powieści, jaką kiedykolwiek napisał Ernest Hemingway.
W rzeczywistości Hemingway – jeden z mistrzów formy opowiadania – na równi z Antonem Czechowem i Guyem de Maupassantem (choć w dzisiejszych czasach rzadko można przeczytać taki opis) – w swojej twórczości był o krok od machismo, okazując najgłębszy szacunek i współczucie dla swoich postaci kobiecych. Trzeba tylko przeczytać Wzgórza jak Białe słonie lub inne jego legendarne opowiadania.
Warto zdawać sobie sprawę z jednego interesującego faktu: w całej tej zaporze skierowanej przeciwko Hemingwayowi prawie nie ma wzmianki o jego największych dziełach! Te, które sam napisał i które zatwierdził. Omawiane są jego najnowsze dzieła, książki zrekonstruowane na podstawie jego notatek przez jego rodzinę i kilku drugorzędnych pisarzy: książki, których nigdy nie uznałby za nadające się do publikacji; Ogród Edenu (zredagowany i opublikowany pośmiertnie w 1986 r.) or Prawda od pierwszego światła (zbudowane w 1999 roku na podstawie jego notatek z podróży po Afryce, nieporównywalnie słabsze od jego najważniejszych afrykańskich dzieł literackich, jak np. Połączenia Śniegi Kilimandżaro i non-fiction Zielone Wzgórza Afryki).
Publikuje się dziesiątki biografii, a większość z nich próbuje podnieść ego biografów: na przykład pokazać, jak blisko byli z Hemingwayem i ile rzeczy o nim wiedzieli, których nie wiedział nikt inny. Większość to tanie gadaniny o przeciętnościach w stylu „ja-ja-ja”, które od czasu do czasu wpuszczano do salonów, barów i pokładów statków „Papy”. Prawie żadna z tych biografii nie mówi o głębokim humanizmie Hemingwaya, zdecydowanym antyfaszyzmie i sympatii dla marksizmu. Przykładem jest najnowsza książka: „Łódź Hemingwaya: wszystko, co kochał w życiu i utracone, 1934-1961”.
Potem dziesiątki artykułów w mediach establishmentu, jak ten niedawno opublikowany przez The Economist, oferują recenzje takich biografii, podsycając błędne koło.
Na koniec wielkie dzieło zostaje zapomniane lub przecenione. A ludzie, którzy walczyli z nazistami, ścigając ich łodzie podwodne, przeszli Hiszpańską Drogę Cywilną, wspierali rewolucję kubańską i zostali ciężko ranni podczas I wojny światowej, są dyskontowani jako szepczący playboy i tak, ucieleśnienie macho!
Jego przeciwnicy poruszają zawsze te same tematy: seksualność, machismo, polowania i walki byków, nie mają nic wspólnego z istotą jego twórczości.
The Economist z 15 października 2011, recenzując książkę Hendricksona: „Czasami mówi się, że fikcja Hemingwaya wyraża niepokój amerykańskich mężczyzn o ich męskość… Pomysł, że ten mężczyzna mógł w rzeczywistości być gejem… Możliwość pewnego odgrywania ról seksualnych pomiędzy Hemingwayem i jego żonami…
Ale potem The Economist przyznaje: „…Obsesyjne spekulacje biograficzne zdołały przyćmić znaczące osiągnięcia literackie Hemingwaya…”
Co dziwne, te same bzdury, które nie wiadomo kogo rozpowszechniały od dziesięcioleci na temat Fidela Castro i innych przywódców znienawidzonych przez Nowy Porządek Świata. Ulubionym tematem jest przebieranie się. Osobiście znałem jednego kubańskiego pisarza na wygnaniu mieszkającego w Nowym Jorku, który wymyślił całą historię o burdelu w Hawanie specjalizującym się w przebieraniu się. Twierdziła, że Fidel bywał tam przed rewolucją. Powieść została dobrze sfinansowana, z dużym wyprzedzeniem, ale była to farsa i nigdy nie zainspirowała krytyków ani szerokiej publiczności.
Ernest Hemingway wraz z innymi wielkimi pisarzami amerykańskimi, takimi jak Richard Wright (Rodzimy Syn) i Baldwina (Obcy kraj), były głównym powodem, dla którego po długich poszukiwaniach na początku lat 1990-tych w końcu zdecydowałem się ubiegać o obywatelstwo Stanów Zjednoczonych. Ileż było odwagi, siły i internacjonalizmu w prozie amerykańskiej, w porównaniu z cyniczną zarozumiałością i prowincjonalnym intelektualizmem autorów europejskich.
Propaganda neokonserwatywna udoskonaliła się; wypuszcza swój potężny strumień trujących strumieni kłamstw i półprawd przeciwko wszystkiemu i każdemu, kto odważy się stanąć jej na drodze: od alternatywnych systemów politycznych i społeczno-gospodarczych w Azji i Ameryce Łacińskiej po tych nielicznych myślicieli, którzy odważą się stanąć na drodze i przedkładaj prawdę ponad osobiste zyski i karierę; tych współczesnych i tych, którzy przemawiają do nas z przeszłości. Hemingway, bez wątpienia, jest jednym z nich.
*
W lipcu 2011 roku wraz z moją ekipą i producentem – Scottem Erlinderem, zacząłem montować ogromny film dokumentalny o reżimie w Rwandzie i grabieży zasobów naturalnych w Kongo/DRK. Moja podróż do Chicago obejmowała oczywiście wizyty w kilku klubach jazzowych, w pierwszych studiach, w których Charlie Chaplin kręcił swoje filmy, a także w Oak Park – na przedmieściach, gdzie urodził się Hemingway.
W Muzeum uderzyła mnie rzecz oczywista: choć wędkarstwo Hemingwaya, jego udział w walkach byków i inne „nałogi” były dobrze udokumentowane, podczas gdy były dziesiątki zdjęć „jego kobiet”, o tyle nie znalazłem prawie nic związanego z Kubą. Poszedłem do pani, która wydawała się być odpowiedzialna za to miejsce:
– Wiesz, że kochał Kubę?
Wydała neutralny dźwięk.
„I wiesz, że przeznaczył pieniądze z Nagrody Nobla dla kubańskiego państwa rewolucyjnego?”
Przestała wydawać dźwięki i zaczęła się koncentrować. Posłała mi spojrzenie mówiące: „wróg nigdy nie śpi” albo „dasz mi więcej swoich brudnych, komunistycznych sztuczek?”
„Dlaczego więc w tym muzeum nie ma prawie nic związanego z Kubą?” Zapytałam.
Bardzo powoli odpowiedziała: „Może powinieneś iść i zapytać rząd kubański, dlaczego nie przysłałby nam jakichś datków?”
Powiedziałem jej, że tak i kupiłem kilka pocztówek przedstawiających Hemmingwaya z jego kotem.
*
Nie jestem pewien, czy faktycznie stworzyło to starego chłopca Manolina macho, ale kiedy się żegnaliśmy, był pijany. Zanim wszedłem do drzwi, wyznał: „Jeśli ktoś obrazi Hemingwaya, rozwalę mu czaszkę tą butelką piwa”. Właściwie to pomyślałem, że to cholernie dobry pomysł. Rozstaliśmy się przyjaźnie, machając pustymi butelkami w stronę ciemności Cojimaru, odstraszając potencjalnych wrogów Hemingwaya.
Tej nocy dotarło do mnie, że Manolinowi należy pozwolić na zasłużony odpoczynek i że tak naprawdę to od nas – autorów – a nie starego człowieka z Cajimaru na Kubie, zależy ochrona dziedzictwa jednego z najwybitniejszych amerykańskich ludzie literatury. Reżimowi i jego propagandzie udało się wypaczyć sposób, w jaki postrzegamy świat, teraz bez przerwy pracował nad kształtowaniem sposobu, w jaki postrzegamy własną kulturę.
Zamiast geniusza Hemingwaya – wspaniałego powieściopisarza, człowieka zasad i bojownika z faszyzmem – oferujemy niekończące się karykatury seksualne, po których następują obraźliwe teksty w niezliczonych książkach i artykułach.
Nadszedł czas, aby wyrzucić wszystkie śmieci intelektualne niskiej jakości tam, gdzie ich miejsce – do kosza – i wrócić do tego, co naprawdę ważne: do wspaniałych powieści i opowiadań Hemingwaya.
Żegnam zatem Maureen Dowd, jej wyimaginowany jedwab i Wielkiego Gatsby'ego, którego zawsze, może niesłusznie, uważałem za egocentryczną przechwałkę. Żegnamy wszystkich, którzy propagują płytkość jako cnotę, próbując zniesławić wszystko, co naprawdę niezwykłe. Hemingway wiedział i wielokrotnie pisał o tym, że dla niego liczy się tylko praca; reszta to jego własne cholerne życie, które będzie żył jakkolwiek i gdziekolwiek zechce. A dzieło, które po sobie pozostawił, jest fenomenalne!
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna