W zeszłym tygodniu komik Michael Richards obrzucił kilkoma gniewnymi rasistowskimi epitetami kilku młodych czarnych mężczyzn, którzy nękali go w klubie komediowym w Los Angeles. Zaledwie tydzień później Sean Bell, 23-letni przyszły pan młody i jego dwaj przyjaciele (wszyscy czarni) zostali zastrzeleni przez pięciu nowojorskich funkcjonariuszy policji po cywilnemu, którzy poczuli się zmuszeni oddać w sumie ponad 50 strzałów do trzech nieuzbrojonych mężczyzn, którzy świętowali zbliżające się małżeństwo Bella. Chociaż niektórzy określili rzeź jako „błędną tożsamość”, cała trójka była niewątpliwie młoda, czarna i uważana za groźną – nawet jeśli nie posiadała broni. Najwyraźniej ci młodzi mężczyźni nie musieli być uzbrojeni, żeby uznać ich za niebezpiecznych.
Odtwarzając nagranie wideo przedstawiające bezlitosną serię przekleństw Richardsa skierowanych do dowcipnisiów na widowni, nie sposób nie zauważyć podobieństw do jednego z policjantów, który strzelił z broni 31 razy, opróżniając dwa pełne magazynki w stronę trzech nieuzbrojonych czarnych mężczyzn. On także musiał czuć się bardzo zagrożony. Wygląda na to, że rasizm nie ma uprzedzeń związanych z wybrzeżem, a oburzenie i publiczny protest, który wybuchł po „przemknięciu języka” Richardsa, były ogłuszające i z pewnością uzasadnione. A jednak po całej krytyce i licznych powtórkach wideo wyemitowanych w telewizji sieciowej Richards w wywiadzie dla gospodarza talk-show Davida Lettermana szczerze zapewnia: „Nie jestem rasistą” – jakby to była jedyna kwestia niepokojąca. Eksperci, artyści, aktywiści i dziennikarze spędzają godziny, zadając pytanie „czy on jest rasistą?” i ostrożnie wskazuje palcem wskazującym w kierunku sprawcy, a wokół niego pojawiają się spekulacje na temat tego, czy kariera Richarda dobiegła końca.
Dlaczego? Ponieważ w Ameryce nie tolerujemy jawnego rasizmu. Żadnego słowa, proszę pana. Nieważne, że nasze więzienia są nieproporcjonalnie wypełnione czarnymi mężczyznami i kobietami, że w szkołach obsługujących głównie społeczności czarne i brązowe nadal brakuje personelu i środków finansowych, a kolejne badania ujawniają, że osoby kolorowe otrzymują gorszą opiekę zdrowotną, możliwości zatrudnienia i wiele skazani są na życie w biedzie przez całe życie.
Czego więc nauczyliśmy się z porażek z ostatnich tygodni? Dowiedzieliśmy się, że po tym, jak biały, bogaty, bystry i uwielbiany komik poczuł się zagrożony przez kilku młodych czarnych hecklerów, sięgnął do swojej komediowej torby z narzędziami, wyciągnął zawleczkę z rasistowskiego granatu słownego i rzucił go na balkon. Przepraszające protesty Richardsa pod adresem Lettermana wskazują, że masowe zaprzeczanie zaraża cały kraj – zwłaszcza białą Amerykę. Kręcimy głowami z konsternacji, jakby to, co kryje się w Richardsie, nie żyło w każdym z nas. Jakby w jakiś sposób problem był „tam” i dzięki Bogu nie mieszka on we mnie.
Gdyby to była prawda, Sean Bell (i tysiące jemu podobnych) najprawdopodobniej wolałby cieszyć się miesiącem miodowym, niż zakopywać się sześć stóp pod ziemią. Po kilkukrotnym obejrzeniu filmu Richardsów okazało się, że witriol czai się tuż pod powierzchnią – i oczywiście tak było. Ponieważ dla większości z nas właśnie tam kryje się rasizm – tuż pod powierzchnią. Tuż pod powierzchnią, w sposób, w jaki instynktownie ściskamy torebki na ulicy, gdy podchodzi do nas czarny mężczyzna, gdy jesteśmy sami w windzie lub gdy czytamy najnowszy nagłówek o tym, co jest powszechnie znane jako „czarny na czarnym” przestępczość'.
Gdybyśmy tylko mniej przejmowali się etykietą „rasisty”
i bardziej zaniepokojeni systemowymi i instytucjonalnymi szkodami wyrządzanymi codziennie osobom kolorowym. Może wtedy moglibyśmy przekształcić nasze oburzenie i oburzenie z powodu jawnej bigoterii i przemocy w coś znaczącego. Być może nawet coś, co zapobiegłoby śmierci niewinnych młodych mężczyzn z rąk tych, którzy przysięgli chronić nas – nas WSZYSTKICH.
Kiedy zrozumiemy, że te wybuchy – takie jak ten, który Richards pokazał w zeszłym tygodniu – są raczej symptomatyczne niż typowe dla czegoś znacznie głębszego? Że słowa, które wyrzucił do publiczności, są w dużym stopniu powiązane z 50 śmiertelnymi strzałami oddanymi w kierunku Seana Bella i jego przyjaciół. Gdybyśmy tylko mogli zacząć od założenia, że tak, oczywiście, że Michael Richards jest rasistą – podobnie jak większość białych ludzi. Nie da się wychowywać w społeczeństwie, w którym biała supremacja jest jedną z podstawowych zasad, i nie żywić rasistowskich poglądów. Jest to zbyt głęboko zakorzenione, aby ktokolwiek z nas mógł się przechwalać odpornością. Po prostu niemożliwe.
Gdybyśmy w jakiś sposób mogli pojąć pogląd, że tylko w takim stopniu, w jakim uznamy i odkryjemy rasistowskie przekonania, które kryją się w każdym z nas – często tuż pod powierzchnią – staniemy się „mniej rasistowscy”. Jeśli tak, być może pewnego dnia będziemy w stanie ustalić korelację między słowami, które ranią, a kulami, które zabijają.
[Molly Secours jest pisarką, reżyserką, prelegentką i częstą współgospodarzką programów „Behind The Headlines” i „FreeStyle” w 88.1 WFSK w Nashville, Tennessee. Jej strony internetowe to mollysecours.com i myspace.com/mollysecours.]
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna