Spółdzielnie w epoce postwzrostu: Tworzenie ekonomii spółdzielczej
Pod redakcją Sonji Novkovic i Toma Webba
Londyn: Zed Books, 2014, 312 s.
Recenzja Erica Laursena
Spółdzielnie – żeby nie być niepoważnym – to wielki biznes. Istnieją w 100 krajach, mają ponad 800 milionów członków i zapewniają około 100 milionów miejsc pracy. Spółdzielnie sprzedają połowę światowej produkcji rolnej, a 120 milionów ludzi w 87 krajach zwraca się do kas oszczędnościowo-kredytowych w celu zaspokojenia potrzeb w zakresie usług bankowych i finansowych. Spółdzielnie opieki zdrowotnej obsługują około 100 milionów ludzi w ponad 50 krajach. W samych Stanach Zjednoczonych około 30,000 2 spółdzielni zapewnia ponad 63 miliony miejsc pracy; w Kenii XNUMX procent populacji utrzymuje się bezpośrednio lub pośrednio ze spółdzielni.
Gospodarka spółdzielcza jest ogromna, ale generalnie jest niewidoczna w korporacyjnych mediach informacyjnych, gdzie albo jest ignorowana, albo gdzie spółdzielnie są identyfikowane mniej lub bardziej ogólnie jako przedsiębiorstwa, pomijając ich charakterystyczną metodę rządzenia i wyznaczania sobie celów. Jednak niektóre badania pokazują, że w okresach kryzysu gospodarczego spółdzielnie są solidniejsze niż standardowe przedsiębiorstwa będące własnością udziałowców. Zatrudnienie w spółdzielniach wzrosło we Włoszech o 8 procent od 2007 do 2011 roku – w czasie, gdy usługi, jedyny sektor przemysłu, który zwiększył zatrudnienie, wzrosło zaledwie o 3.2 procent.
Spółdzielnie wykraczają poza „albo-albo odgórnego zarządzania w porównaniu z leseferyzmem”, które „przez wieki sprowadziło ludzkość na zły kierunek” – argumentuje Spółdzielnie w erze postwzrostowej, nową książkę, z której pochodzą powyższe liczby. Są bardziej skuteczne w promowaniu równości i powszechnego dobrobytu niż państwo opiekuńcze, lepiej w dystrybucji towarów i usług niż gospodarka kapitalistyczna i skuteczniejsze w długoterminowym planowaniu gospodarczym niż którekolwiek z tych państw. Są kontrolowane i skupione lokalnie, a nie kierowane przez globalną elitę menedżerską. Spółdzielnie są mniej podatne na tworzenie baniek zadłużeniowych i niestabilności finansowej, które mogą załamać gospodarkę, lepiej reagują na względy pozafinansowe, takie jak stan ekosystemu, i nie są zależne od nieustannego wzrostu w celu poprawy standardów życia.
Czym są spółdzielnie? Sonja Novkovic i Tom Webb, profesorowie na Uniwersytecie Saint Mary's w Winona w stanie Minnesota i redaktorzy nowej książki, nie podają precyzyjnej definicji, ponieważ spółdzielnie przybierają różne formy w różnych miejscach. Różnią się jednak od innych przedsiębiorstw tym, że ich celem jest zaspokajanie potrzeb zarówno członków, jak i społeczności, a nie tylko potrzeb akcjonariuszy. Mogą być własnością pracowników, konsumentów, rodzin lub członków społeczności. Są one zwykle zarządzane w sposób bardziej demokratyczny niż przedsiębiorstwa będące własnością udziałowców.
W przeciwieństwie do przedsiębiorstw kapitalistycznych, spółdzielnie cenią dobro każdego członka, a nie tylko przepływ zysków do akcjonariuszy. „To model biznesowy, który odzwierciedla pełnię ludzkiego ducha, a nie tylko nabytą cząstkę indywidualizmu” – piszą Novkovic i Webb.
Redaktorzy oraz 16 innych naukowców i członków spółdzielni, którzy przyczynili się do powstania Spółdzielnie w erze postwzrostowej, chcą, aby spółdzielnie rosły i rozmnażały się, przejmując w większym stopniu funkcje przedsiębiorstw prywatnych i państwowych, które dominują w większości gospodarek. Chociaż nie używają tego słowa, model, który nakreślają, jest bardzo zbliżony do tego, który ponad 150 lat temu nakreślił Pierre-Joseph Proudhon, pionier francuski anarchista, i który stał się znany jako „mutualizm”. Proudhon wyobraził sobie gospodarkę złożoną z małych spółdzielczych producentów, kolektywów społecznych i innych grup podobieństwa, zarządzanych w sposób demokratyczny, które mogłyby również zrzeszać się na poziomie regionalnym i krajowym w celu realizacji projektów na dużą skalę, których nie są w stanie zrealizować na swoim poziomie. własny. Wyobraził sobie „bank ludowy”, który udzielałby kredytów tym małym podmiotom, zamiast faworyzować największych kapitalistów i spekulantów.
Proudhon w pełni zgodziłby się z jedną z ich autorek, Verą Negri Zamagni, profesor historii gospodarczej na Uniwersytecie w Bolonii, że „podstawową teoretyczną wadą” marksizmu-leninizmu było „pomieszanie kapitalizmu z rynkiem jako takim, co jest błędnym przekonaniem które sami stworzyli teoretycy kapitalizmu, mówiąc o „żelaznych prawach” rynku, które w rzeczywistości były prawami kapitalizmu”. Rynek poprzedzał kapitalizm i „jest niezbędnym warunkiem postępu gospodarczego” – pisze Negri Zamagni – „ale rynek może być zinstytucjonalizowany na wiele różnych sposobów, a sposób kapitalistyczny jest tylko jedną z możliwych form”. Proudhon upierał się jednak, że społeczeństwo zbudowane na wzajemnej pomocy – nawet takie, które zachowało rynki – musiałoby wyeliminować kapitalizm i państwo. Novkovic, Webb i ich współpracownicy nie posuwają się tak daleko.
„Nie chodzi tu o «eliminację» przedsiębiorstw kapitalistycznych” – argumentuje Negri Zamagni – „mogą one nadal działać w obszarach charakteryzujących się wysokim poziomem standaryzacji i mechanizacji w sektorach kapitałochłonnych”. Trzeba jedynie „nie dopuścić do przejmowania przez kapitalistyczną przedsiębiorczość tych dziedzin działalności gospodarczej, w których kluczowa jest jakość stosunków międzyludzkich i rola czynnika ludzkiego”. Czy to oznacza, że im bardziej kapitałochłonna działalność, tym mniej powinna uwzględniać „czynnik ludzki”? Zamagni nie mówi. Jeszcze inny autor, Stefano Zamagni, profesor ekonomii w Bolonii, sugeruje, że menedżerów spółdzielni można „ogarnąć mania naśladowania i poczucie niższości i podkreślać jedynie zachęty pieniężne” w przypadku członków spółdzielni – czyniąc ich, bardziej i nie tylko, w zwykłych pracowników.
Wielokrotnie widzieliśmy, jak to się dzieje: spółdzielnia stopniowo przekształca się w standardową firmę napisaną na zysk, w miarę jak jej struktura kierownicza staje się bardziej hierarchiczna i profesjonalizowana. Rozwiązaniem, twierdzi Negri Zamagni, jest wprowadzenie formy ładu korporacyjnego – „demokratycznego udziału w spółdzielni” – która prawdopodobnie obejmuje osoby niebędące członkami, na które wpływa działalność spółdzielni. Nigdy jednak nie definiuje terminów „interesariusz” ani „interesariusz”, ani też nie są one wyjaśnione w innej części książki. Dlatego autorzy nigdy tak naprawdę nie zajęli się problemem utrzymania spółdzielni na prostej ścieżce demokracji bezpośredniej i odpowiedzialności społecznej.
Albo, jeśli już o to chodzi, jak rozwinąć kulturę, która będzie w stanie przeciwstawić się presji wywieranej przez znacznie większą gospodarkę kapitalistyczną: konsumpcjonizmowi, atomizacji społecznej i odpolitycznieniu towarzyszącemu stale rosnącej presji na utrzymanie akceptowalnego poziomu życia. Czytając tę książkę, wiele osób będzie zaskoczonych, gdy dowie się, że spółdzielnie stanowią tak samo dużą część dzisiejszej gospodarki, jak one. Jeśli jednak ich rolą jest przekształcenie się w coś przekształcającego gospodarkę, muszą one stać się czymś więcej niż tylko stosunkowo życzliwymi, demokratycznymi miejscami pracy. Na początku XX wieku uprzemysłowione gospodarki, związki zawodowe, towarzystwa wzajemnej pomocy i partie polityczne skupiające pracowników stworzyły alternatywną kulturę od kołyski po grób, która obejmowała uzwiązkowione miejsca pracy, spółdzielnie oraz rozbudowane systemy świadczeń dla pracowników i ich gospodarstw domowych. Ludzie żyjący w tych sieciach stowarzyszeń nie musieli czuć się zależni od szerszej gospodarki kapitalistycznej – w każdym razie nie w takim stopniu. Czy dzisiejsze spółdzielnie tworzą coś takiego? Nie znając odpowiedzi, nie możemy dowiedzieć się prawdopodobnie najważniejszej rzeczy o miejscu spółdzielni w dzisiejszej gospodarce: czy odgrywają one rolę w kreowaniu pożądań. Tym, co umożliwia kapitalizmowi dalsze generowanie dużych zysków, jest jego zdolność do zaszczepiania w społeczeństwie nowych pragnień – postrzeganej potrzeby posiadania najnowszego gadżetu, zabawki, mody, instrumentu finansowego lub wyboru „stylu życia”. Spółdzielnie mogą umożliwiać pracownikom lepsze zarobki w bardziej demokratycznym otoczeniu, ale czy pod jakimkolwiek innym względem ci pracownicy żyją inaczej niż reszta ludzi? Czy mają więcej czasu wolnego, który jest potrzebny, aby odgrywać aktywną rolę w podejmowaniu decyzji w imieniu swojej społeczności? A może wykorzystują swoje zarobki, aby poprawić wyniki w gospodarce konsumenckiej? Czy spółdzielnie, innymi słowy, tworzą nowe społeczeństwo, czy tylko ułatwiają życie w obecnej wersji?
Biorąc pod uwagę wielkość gospodarki spółdzielczej, warto także zadać sobie pytanie, co powstrzymuje ją przed coraz większą dominacją. Negri Zamagni mówi nam, że wysokie wymagania kapitałowe utrudniają spółdzielniom konkurowanie na przykład w sektorze produkcyjnym, podczas gdy przedsiębiorstwa państwowe i duże korporacje mające dostęp do kapitału i władzy politycznej wypierają nawet te spółdzielnie, które w przeciwnym razie mogłyby konkurować.
Inna autorka, Neva Goodwin, współdyrektor Instytutu Globalnego Rozwoju i Środowiska na Uniwersytecie Tufts, proponuje pewne ogólne reformy, które mogłyby skorygować równowagę: większe wsparcie rządowe dla spółdzielni, bardziej progresywna struktura podatkowa, priorytetowe traktowanie zrównoważonego rozwoju, uznanie wartość nieodpłatnej pracy, wyciąganie pieniędzy z polityki.
Środki te mogłyby pomóc w przywróceniu części (ograniczonego) zaangażowania na rzecz sprawiedliwości społecznej i gospodarczej, które Stany Zjednoczone przyjęły w epoce Nowego Ładu i Wielkiego Społeczeństwa. Może to jednak wymagać wiele, biorąc pod uwagę, że dzisiejsze państwo jest bardziej zdominowane przez kapitał niż kiedykolwiek. Nie jest również jasne, w jaki sposób miałoby to zwiększyć gospodarczą rolę spółdzielni.
Czego brakuje Spółdzielnie w erze postwzrostowej czy istnieje sugestia, że same spółdzielnie muszą się zmienić, jeśli mają przyjąć większą rolę społeczną – na przykład stać się bardziej włączające osoby ze społeczności znajdujących się w niekorzystnej sytuacji i wykorzystać swoją wyjątkową zdolność do współpracy i zwiększania skali, przy jednoczesnym zachowaniu lokalnej kontroli? wyrwanie kluczowych projektów infrastrukturalnych z rąk państwa lub gospodarki korporacyjnej. Jeżeli tego nie zrobią, ale ich ślad gospodarczy będzie się zwiększał, istnieje większe prawdopodobieństwo, że znajdą się w bezpośredniej konkurencji ze sobą. Czy następnie przejdą w kierunku podejścia bardziej opartego na współpracy, czy też będą konkurować bardziej agresywnie, przybierając w ten sposób bardziej „korporacyjny” profil?
Nie oznacza to jednak, że spółdzielnie nie radzą sobie dobrze takimi, jakie są. Novkovic, Webb i ich współpracownicy stanowczo udowadniają, że różnica między spółdzielniami a sektorem korporacyjnym nie jest kosmetyczna: mają one odmienną motywację i zachowują się zasadniczo odmiennie. Gospodarka z większą obecnością spółdzielni byłaby bardziej sprawiedliwa, humanitarna i przyjazna dla środowiska. Jednak pozostawiają mój sceptyczny pogląd, że spółdzielnie, jeśli nie przyjmą większej roli społecznej i świadomie nie będą działać na rzecz wyparcia sektora korporacyjnego, mogą stworzyć elementy składowe postkapitalistycznej gospodarki postpaństwowej opartej na wzajemnej pomocy.
Z
Eric Laursen to niezależny dziennikarz i aktywista, którego artykuły ukazywały się w W tych czasach, Huffington Post, Z.