Zdjęcie: Michael Scott Milner/Shutterstock.com
Jak głęboko sięga amerykański rasizm?
I czy da się to wykorzenić?
A może po prostu – w nieskończoność – zmieni kształt, owinie się w ówczesną poprawność polityczną i przekształci się, powiedzmy, z niewolnictwa w Jima Crowa, od Jima Crowa do niezachwianych praw, manipulacji terenami i tłumienia wyborców?
W pewnym momencie siły rozsądku i przetrwania muszą zwyciężyć i musimy stawić czoła tej plamie na duszy narodowej z przerażającą i transcendentną szczerością – i wyeliminować ją. Ale jak, o Boże, jak?
Każde „legalne” morderstwo – dokonane przez policję, przez prywatnych obywateli – kolorowej istoty ludzkiej rodzi takie pytania. Najnowsze morderstwo na tle rasowym, które nagle trafiło na pierwsze strony gazet, dotyczy Ahmauda Arbery’ego, 25-letniego mężczyzny, który został postrzelony i zabity 23 lutego podczas joggingu w Brunszwiku w stanie Georgia. Dwóch białych mężczyzn – ojciec (były pracownik biura lokalnego prokuratora okręgowego) i jego syn – widzieli go biegającego po ich okolicy, uznali, że jest przestępcą, chwycili za broń i prześladowali go. Miejscowy prokurator okręgowy, George Barnhill, odmówił wszczęcia śledztwa w tej sprawie. Przez 74 dni obu mężczyznom nie postawiono żadnych zarzutów – do czasu upublicznienia nagrania wideo ze strzelaniny.
Jak zauważył niedawno Adam Serwer w The Atlantic, „łagodność Barnhill ma charakter selektywny”. Spędził lata, próbując (bezskutecznie) postawić przed sądem czarną kobietę, która pomogła innemu czarnoskóremu wyborcy po raz pierwszy skorzystać z elektronicznego urządzenia do głosowania. Serwer napisał: „Przestępstwo nie ma miejsca, gdy biali mężczyźni prześladują i zabijają czarnego nieznajomego. Kiedy czarni głosują, rzeczywiście dochodzi do przestępstwa”.
Zdjęcie: Michael Scott Milner/Shutterstock.com
To jest amerykański rasizm w czystej postaci: cesarz bez ubrania. A takim opowieściom nie ma końca. Na przykład rodzina Breonny Taylor, ratownika medycznego, złożyła niedawno pozew – z pomocą tego samego prawnika zajmującego się prawami obywatelskimi, który współpracuje z rodziną Ahmauda Arbery’ego – przeciwko trzem funkcjonariuszom policji z Louisville w stanie Kentucky, którzy włamali się do jej mieszkania o godzinie 1:00 w nocy 13 marca podczas śledztwa w sprawie narkotyków. Taylor, lat 26, została zamordowana.
Nie znaleziono żadnych narkotyków, poszukiwana przez policję osoba tam nie mieszkała, nie zapukała ani nie przedstawiła się. Jednak według „Louisville Courier-Journal” podczas bójki „policja wystrzeliła ponad 20 strzałów w dom Taylor, uderzając w przedmioty w salonie, jadalni, kuchni, łazience, obu sypialniach oraz w sąsiednim domu, w którym przebywał pięcioletni - obecne było starsze dziecko i matka w ciąży.”
I, o tak, Taylor został postrzelony osiem razy.
Nie są to odosobnione przypadki. Ich sytuacja jest normalna: stanowi część pandemii rasizmu, która gryzie duszę tego kontynentu od chwili przybycia tutaj Europejczyków. Rasizm narodu objawiał się na przestrzeni wieków na niezliczone sposoby, politycznie, społecznie i ekonomicznie. Rasizm jest głęboko osadzony w instytucjach kraju, jego systemie prawnym i – jakże dyskretnie i między wierszami – w naszych dokumentach założycielskich.
Serwer, omawiając idee urodzonego na Jamajce filozofa Charlesa Millsa, wskazuje, że założenia o niewinności białych i winie czarnych – podstawowe amerykańskie instytucjonalne rozumienie porządku społecznego – są częścią tego, co Mills w swojej książce pod tym samym tytułem nazywa „ kontrakt rasowy.” Serwer wyjaśnia: „Jeśli umowa społeczna jest dorozumianą zgodą członków społeczeństwa na przestrzeganie zasad – na przykład postępowanie zgodnie z prawem, przestrzeganie wyników wyborów i kwestionowanie ustalonych zasad w sposób pokojowy – wówczas umowa rasowa to kodycyl napisany niewidzialnym atramentem, stwierdzający, że zasady w formie, w jakiej zostały zapisane, nie mają zastosowania w ten sam sposób do osób innych niż biała. Deklaracja Niepodległości stwierdza, że wszyscy ludzie zostali stworzeni równymi; umowa rasowa ogranicza to do białych mężczyzn posiadających majątek. Prawo stanowi, że morderstwo jest nielegalne; kontrakt rasowy mówi, że biali ludzie mogą ścigać i mordować czarnych, jeśli uznają, że ci czarni ludzie ich przerażają”.
Esau McCaulley, pisząc w „New York Times” o zabójstwie Arbery’ego, ujął to w ten sposób: „Czarni ludzie potrzebują czegoś więcej niż procesu i wyroku. Nasze problemy są głębsze i nie wynikają ze szczegółów konkretnej sprawy, ale z braku zaufania do systemu, którego zadaniem jest ochrona nas i karanie tych, którzy wyrządzają nam krzywdę. Ten cynizm jest w pełni zasłużony i wynika z powtarzających się rozczarowań. Aby zacząć leczyć tę nieufność, potrzebujemy, aby ten kraj wziął odpowiedzialność za swoją dewaluację czerni i współudział w przemocy wobec czarnych ciał”.
Zdjęcie: AustenRisolvato/Shutterstock.com
Oczywiście konieczne jest radykalne podejście do zmian. Czy ten kraj może w końcu dorosnąć? Nie „zakończymy” rasizmu. Nie położymy kresu strachowi, nienawiści, projekcji, głupocie i chorobom psychicznym, ale czy nie możemy przynajmniej zacząć dezynfekować naszej struktury prawnej i politycznej od straszliwych konsekwencji rasizmu? Czego potrzeba, aby zdeinstytucjonalizować rasizm?
Po pierwsze, wymagałoby to przekonania, że takie działanie nie jest po prostu konieczne, ale możliwe. Poza tym odpowiedź wydaje się niemal nieosiągalna. . . coś wielkości społecznego Wielkiego Wybuchu. Z pewnością odpowiedź nie jest biurokratyczna: jakieś nowe prawo, w którym „umowa rasowa” wciąż niewidocznie kipi między wierszami.
Prawdziwa zmiana prawdopodobnie musiałaby zacząć się od ogromnej publicznej dyskusji na zlecenie Komisji Prawdy i Pojednania w Republice Południowej Afryki po okresie apartheidu oraz narodowego uznania naszej historii, w tym niewolnictwa i ludobójstwa – kradzieży ludzi, kradzieży kontynentu… po nich następują pokuta, zadośćuczynienia i zmiany instytucjonalne.
Pierwsza zmiana instytucjonalna musiałaby dotyczyć naszego systemu sądownictwa karnego i naszej podstawowej teorii dotyczącej utrzymania porządku społecznego. Rozbroić policję. Przemyśl sprawiedliwość. To nie jest kwestia kary, ale uzdrowienia. Wymagałoby to przejścia od prostego do złożonego, tj. od uwięzienia i dalszej dewastacji zubożałych rodzin i społeczności do procesów takich jak sprawiedliwość naprawcza, w ramach której ofiary i przestępcy – wierzcie mi, to nie jest proste – mogą rozmawiać i osiągnąć pojednanie.
Nie utrzymujemy porządku groźbą i dominacją. Porządek wynika z zaufania i zrozumienia. Potrzebna jest cała transformacja społeczna, która to potwierdzi. Bez tego najgorsi z nas znajdą sposób, jak zawsze, aby wkraść się z powrotem i odzyskać kontrolę. Z
Robert Koehler ([email chroniony]), rozpowszechniany przez PeaceVoice, jest wielokrotnie nagradzanym dziennikarzem i redaktorem z Chicago. Jest autorem książki „Odwaga rośnie w siłę przy ranie”.