Thej, to thrasher, punk i polityka. Dzięki prawie 20-letniemu doświadczeniu na scenie muzycznej kanadyjski zespół punkrockowy Propagandhi wyrobił sobie coś więcej niż tylko muzyczną markę. Propagandhi przeszło długą drogę polityczną i artystyczną od czasu założenia zespołu w połowie lat 1980., kiedy Chris Hanahh zamieścił ogłoszenie w lokalnym sklepie z płytami: „zespół progresywnego thrasheru szuka basisty”. Członkowie zespołu — wokalista/gitarzysta Hanahh, basista Todd Kowalski i perkusista Jord Samolesky postanowili oddać zespół w służbę zmian społecznych, co zainspirowało ich teksty, występy charytatywne i wolontariat w ich rodzinnym mieście Winnipeg w Ontario .
W październiku zespół wyruszył w swoją pierwszą trasę koncertową po Ameryce Łacińskiej. Podczas pobytu w Buenos Aires Propagandhi zatrzymał się w hotelu BAUEN, który od czterech lat znajduje się pod kontrolą pracowników, w samym sercu miasta. Entuzjastycznie nastawieni do pobytu w 19-piętrowym hotelu bez szefa i właściciela, zadawali wszelkiego rodzaju pytania dotyczące organizacji spółdzielni. Wiele pytań wynikało z ich własnych doświadczeń w samodzielnym zarządzaniu zespołem i wytwórnią płytową, G7 Welcome Committee. Wieloletni Parecon [Ekonomia Partycypacyjna] jest zwolennikiem i Z czytelnicy Hanahh i Kowalski usiedli w piwnicy hotelu BAUEN, w biurze kolektywu wideo Grupo Alavío, aby porozmawiać o politycznym rozwoju i artystycznej przyszłości Propaghandi.
TRYGONA: Co to jest propaganda?
HANAHH: Imię wymyśliliśmy, gdy mieliśmy 16 lat. Może nadal ma znaczenie, ale teraz jest dla nas w zasadzie imieniem. Zespół opiera się na wartościach.
KOWALSKI: Myślę w kategoriach tego, czym jest zespół – piosenek, tekstów, rzeczy, które wspieramy, korzyści, które gramy.
Jak produkujesz muzykę?
HANAHH: Zespół nie ma określonego zestawu kompleksów zawodowych. To całkiem naturalna ewolucja tego, jak rzeczy się dzieją. Staramy się, żeby wszystko było wspólne. Staramy się uzyskać wkład od wszystkich, jeśli robimy to w taki sposób, że produkt końcowy jest lepszy, gdy każdy wnosi swój wkład. Na szczęście wszystko jest tak naturalnie, że nie musieliśmy na siłę wymuszać tego procesu. Myślę, że to świadczy o naturalnej tendencji do tego, jak może być. Sytuacja może być lepsza, gdy każdy wniesie swój wkład, a nie jedna osoba będzie mówić wszystkim, co mają robić, i w rezultacie otrzymasz ich produkt, a nie produkt wszystkich.
Jaka jest filozofia leżąca u podstaw protokołów Komitetu Powitalnego G7?
HANAHH: Przede wszystkim mieć do czynienia z artystami lub muzykami, których naprawdę lubimy i których naszym zdaniem są ignorowani przez przemysł muzyczny, który jest bardziej nastawiony na zysk niż na wartości. To pewien aspekt. Drugim aspektem jest struktura miejsca pracy, należy zawsze uważać, aby nie powielała ona moim zdaniem niedojrzałego sposobu organizacji miejsca pracy, czyli posiadania prezesa lub szefa. Następnie wszyscy inni podążają za hierarchią dowodzenia, w której wskazówki pochodzą z góry na dół. Widzieliśmy to w przypadku naszej byłej amerykańskiej wytwórni Fat Records i innych wytwórni. Jest król i wszyscy robią, co im każą.
Moim zdaniem zrujnowało to projekty, za które odpowiadała wytwórnia. Natomiast G7 – pomimo tego, co dzieje się z muzyką, gdzie płyty się nie sprzedają, a pobieranie jest bardziej popularne – przetrwa dzięki strukturze naszego miejsca pracy. Jest bardziej odporny pod wieloma względami. Wszyscy – cóż, teraz jest nas tylko dwóch – ale nawet gdy pracowało nad tym pięć osób, ludzie byli tam, ponieważ byli zainteresowani wartościami, a nie możliwością szybkiego zarobienia pieniędzy. To dla nas ważne.
Jak bycie zespołem posiadającym własną wytwórnię wpłynęło na dystrybucję?
HANAHH: W przeliczeniu na mieszkańca wykonaliśmy lepszą robotę niż odgórnie bogate firmy. Struktura miejsca pracy jest wewnętrznym, praktycznym zastosowaniem pomysłu. Poza tym dostarczamy dystrybutorom dokumentację na czas. Poza strukturą naszego miejsca pracy nadal jesteśmy niewolnikami rynku.
Jakie ruchy społeczne i polityczne zainspirowały twórczość Propagandhiego?
KOWALSKI: Ostatnio Sisters in Spirit z siedzibą w Winnipeg. Graliśmy dla nich na korzyść. Sisters in Spirit współpracuje z rdzennymi Kanadyjczykami. Próbują znaleźć zaginione aborygeńskie kobiety w Kanadzie, które zostały zamordowane, a gliniarze nie robią wystarczająco dużo, aby je odnaleźć. Ponadto, aby zwiększyć świadomość na temat wykorzystywania aborygeńskich kobiet w społeczeństwie kanadyjskim. Również dla mnie istnieje miejsce zwane Welcome Place, ośrodek dla niedawnych uchodźców do Kanady, gdzie spędziłem dużo czasu jako wolontariusz. Oprowadzanie ludzi po okolicy, zdobywanie kart bibliotecznych, pokazywanie im, jak korzystać z Y.
HANAHH: Naprawdę, w ciągu ostatnich 15 czy 20 lat współpracy z organizacjami najbardziej słyszalne są grupy, które robią coś innego niż istniejące instytucje, które wyraźnie zawodzą wszystkich na niemal każdym poziomie. Kiedy byliśmy dziećmi, nasze uszy słuchały anarchizmu i socjalizmu, wszystkiego, co wydawało się bardziej związane z wartościami niż czystym zyskiem. To doprowadziło nas do miejsca, w którym jesteśmy dzisiaj, wciąż próbując znaleźć to, co jest skuteczne i wydajne w ludziach, dzięki czemu staje się to rzeczywistością.
Teraz, kiedy jesteś w Ameryce Łacińskiej, co cię zainspirowało?
KOWALSKI: Część dzieł sztuki, które widzimy na ulicy.
HANAHH: Jeśli chodzi o ludzkie instytucje społeczne, ten [Hotel BAUEN] jest prawdopodobnie dość wyjątkowy w porównaniu z tym, co widzieliśmy do tej pory. Inną rzeczą, która wywarła na mnie wrażenie, niezbyt pozytywne, szczególnie w Ameryce Środkowej, było to, jak wiele ludzie wiedzieli o kulturze Ameryki Północnej, niemalże aż do przesady. Spodziewałem się, że przyjadę do Ameryki Środkowej i zostanę zalany różnymi dźwiękami i ludźmi, którzy nie wiedzą, co się dzieje w Ameryce Północnej, i pokażą nam, co dzieje się z tutejszymi zespołami. Jest bardzo zamerykanizowany. To naprawdę mnie zaskoczyło. To ulica jednokierunkowa – kultura północnoamerykańska do Ameryki Łacińskiej. Jednokierunkowa ulica z wymianą kulturową nie jest zdrowa.
KOWALSKI: Przychodzisz tutaj i nie chcesz ludzi okraść. Boisz się także, że jeśli trasa wypadnie w miarę pomyślnie, otworzysz drzwi zespołom z dickweed, które będą chciały przyjechać i spróbować zarobić na dzieciach. Może to być więc miecz obosieczny.
Jaka jest rola artysty w zmianach społecznych?
HANAHH: Nie wstydzę się powiedzieć na scenie czegoś, co jest uważane za polityczne lub wykorzystać scenę jako platformę polityczną. Zwykle mówimy coś na koncertach.
Osobiście, i prawdopodobnie podzielamy tę perspektywę, ponoszę odpowiedzialność jako ktoś, kto urodził się na tym świecie i widzi świat w określony sposób. I kto widzi świat w tak szalenie błędny sposób, [muszę] to skomentować. Dzięki zespołowi przynajmniej tyle możemy zrobić, aby być odpowiedzialnymi… jak możesz chodzić po świecie i widzieć to, co widzisz, czy to w wiadomościach, czy na ulicy, a zamiast tego spotykać się z grupą ludzi i komentować to udawania, że go nie ma.
KOWALSKI: Myślę, że ludzie reagują, kiedy ludzie słuchają, reagują na to, z czym mogą się utożsamić. Różne tłumy reagują na różne fragmenty tekstu. Jeśli dostaniesz tę część, jeśli nie, to nie.
HANAHH: Nie mówimy rzeczy, żeby wyglądać inaczej niż wszyscy. Naszym założeniem jest, że obowiązuje zasada przeciętności. Większość ludzi może na przykład odnieść się do tego, jeśli uważam, że relacja szef-pracownik jest niewłaściwa. Jeśli czuję, że jest coś zasadniczo nie tak i że nigdy w całym moim życiu zawodowym nie podobała mi się ta relacja, to zakładam, że większość ludzi również podziela to doświadczenie posiadania negatywnej relacji szef-pracownik. Nie jestem jakąś szczególnie wyjątkową osobą. Kiedy więc przedstawisz te pomysły i zaczniesz to dostrzegać, tak, wszyscy mieli podobne doświadczenia. Jeśli poprosisz o podniesienie rąk w związku z czymś takim, wszystkie ręce podniosą się. Po prostu większość ludzi nie organizuje się lub ma wrażenie, że nie potrafi się zorganizować. Każdy czuje się odizolowany i dlatego wydaje się, że nic nigdy się zbytnio nie zmienia.
Czy uważasz, że muzyka może przekazać wiadomość lepiej niż inne media?
HANAHH: Mogłaby, ale tak się nie dzieje, ponieważ wiele zespołów – zwłaszcza na scenie muzyki punkowej – tego nie robi. Cieszą ich istniejące relacje społeczne, cieszą się przepaścią między bogatymi i biednymi, którą mogą wykorzystać na swoją korzyść. Wbrew temu, co mówią, uważam, że większość uznanych zespołów punkowych w Ameryce Północnej nie jest zainteresowana wprowadzaniem zmian. Muzyka może być potężnym narzędziem.
KOWALSKI: Muzyka ma to do siebie, że sprawia, że coś czujesz, albo możesz zrozumieć, co czuje ktoś inny w związku z czymś. Słyszysz to i mówisz: „Tak.
HANAHH: Kultura „zrób to sam” zdecydowanie wpływała na to od samego początku. Kiedy Todd był w Eye Spy, swoim poprzednim zespole, a Propagandhi i Eye Spy rozwijały się razem, etyką, do której dążyliśmy, było majsterkowanie. Do dziś każdy praktyczny, każdy niepraktyczny aspekt staramy się stworzyć w naszym własnym królestwie.
KOWALSKI: Któregoś razu mieliśmy 5,000 płyt CD, do każdej płyty siadaliśmy i wycinaliśmy kawałki kartonu, próbując zrobić okładki.
HANAHH: Zrób to sam w niektórych przypadkach aż do absurdu.
KOWALSKI: Potem tusz ściera karton na płytę i niszczy ją.
HANAHH: Ale logicznym rozszerzeniem majsterkowania jest to, że ludzie współpracują, a nie ktoś narzuca swoje pomysły wszystkim innym.
Jakie są ogólne cele polityczne?
KOWALSKI: Jednym z naszych głównych celów jako muzyków jest tworzenie jak najlepszych piosenek, kiedy wrócimy do domu. Twórz dobre teksty i dobre piosenki. Chciałbym, aby nasze działania miały większy wpływ na naszą stronę internetową. Czasem brniemy dalej i znikamy w cieniu. Byłoby miło być cały czas na bieżąco z nowymi pomysłami i innymi rzeczami, które się dzieją.
HANAHH: Czasy się zmieniają dla muzyki i zespołów. Tworzenie piosenek, które czynią nas niesamowicie szczęśliwymi – nie możesz tego stracić, ponieważ ludzie usłyszą i powiedzą: „Tak, mogę to zaakceptować”. A to ma znaczenie również dla pomysłów i muzyki. Możesz mieć świetne pomysły, ale jeśli masz całkowicie beznadziejną muzykę, ludzie w ogóle jej nie kupią.
Jak rozwinąłeś się artystycznie i politycznie?
KOWALSKI: Artystycznie dorośliśmy absurdalnie. Kiedy myślę o mojej własnej grze na przestrzeni lat, nie mogę uwierzyć, że mieliśmy do czynienia z publicznością w jakiejkolwiek formie. Mam filmy z moimi starymi zespołami i wyraźnie staliśmy się lepsi.
Jako weteran punk rocka, z czego jesteś najbardziej dumny w swojej karierze?
KOWALSKI: Trudno powiedzieć. Niektóre utwory lub części utworów.
HANAHH: Może nawet po prostu trzymajmy się prawdy tak długo, jak to możliwe. Obserwuję, jak wielu naszych rówieśników albo się sprzedaje, albo staje się coraz bardziej gównianych. Nigdy nie zdecydowaliśmy się na perwerbalny mosiężny pierścień. Utrzymaliśmy to w realu. To czwórka przyjaciół, którzy dosłownie siedzą w piwnicy i tworzą muzykę, którą każdy facet lubi.
KOWALSKI: Czasami możesz być dumny, wiedząc, że zespół, w którym grasz, jest tym, czym chciałbyś się cieszyć jako dziecko, ale jako dziecko nie mogłeś sobie wyobrazić muzyki, którą tworzysz, ponieważ dokładnie dźwięków i stylów nie było, gdy byłeś dzieckiem. Wziąłeś muzykę i uczyniłeś ją nową.
HANAHH: Na poziomie bardziej abstrakcyjnym i bardziej banalnym, uzyskiwanie informacji zwrotnych od ludzi, nie tylko od młodych ludzi, ale od ludzi w ogóle. Twierdzenie, że zespół wywarł wpływ na ich życie w sposób odzwierciedlający nasze wartości, jest ogromne. Wbrew całemu systemowi, który uczy pewnych wartości, zespołowi udaje się nakłonić człowieka do wartości, które Twoim zdaniem mają o wiele większy sens. Można powiedzieć, że to uzasadnienie twojego życia, nawet jeśli jest to tylko anegdota.
Jaka jest piosenka, która jest Ci najbliższa?
KOWALSKI: Jeśli miałbym się zdecydować na taki, który sam stworzyłem, to „Bringer of Greater Things”, do którego napisałem tekst. Dorastałem w Reginie. To było takie rasistowskie. Moja rodzina była rasistowska. Udało mi się to zmienić w swoim życiu i zdać sobie sprawę, że kiedy miałem 17-18 lat, wszyscy mieliśmy przejebane. Widzieć moją mamę, która się wczepia i mówi: „Tak, mamy przejebane”, a mój brat wczepia się w to i mówi: „Tak, mamy przejebane”. Napisać o tym piosenkę, która nie będzie kiepska, ale ma dla mnie jakieś znaczenie i niesie ze sobą ciężar, który widzę w głowie jako pełny obraz. Piosenka opowiada o policjantach z Saskatoon, którzy wywożą rdzennych mieszkańców z miasta i każą im wracać do domu przy 40 stopniach mrozu. Kilku chłopaków przez to zmarło. Wiesz, że to się zdarza. Jestem dumny, że udało mi się wyrzucić coś z siebie w sposób, który sprawia mi przyjemność artystyczną.
Co nas czeka w przyszłości?
KOWALSKI: Wracam do domu, żeby powalczyć tak mocno, jak tylko możemy.
HANAHH: Kolejna płyta w formacie, na jaki pozwalają siły rynkowe. Więcej grania, więcej rockowania w piwnicy, utrzymywania rzeczywistości, łączenia tekstów zespołów z tym, co robimy w prawdziwym życiu. Staram się wspierać ludzi, którzy robią także rzeczy związane z wyznawanymi przez zespół wartościami. Ogromna część zespołu wspiera ludzi, którzy faktycznie wykonują brudną robotę.
KOWALSKI: Próbujemy wykonywać tę samą pracę. Jest zespół i próbujemy wykonywać tego rodzaju pracę. Wszystko to sprawia przyjemność. Nic z tego nie wygląda na pracę. Żadna z nich nie jest pracą zarobkową.
Marie Trigona jest pisarką, producentką radiową i reżyserką.