Zdjęcie: Cheryl Casey/Shutterstock
Zimą 1996 roku Monsanto i kilka innych firm zaczęło sprzedawać genetycznie modyfikowane nasiona hodowcom komercyjnym, a także podjęło ogromne wysiłki w zakresie public relations, aby przekonać ludzi o rzekomych korzyściach płynących z ich uprawy. Reklamowali swoje nowe GMO jako odpowiedź na głód na świecie, sposób na pomoc rolnikom znajdującym się w trudnej sytuacji w pozostaniu na roli oraz jako technologię, która zapewni wszystkim żywność wyższej jakości i bardziej pożywną. Sceptycy w wielu krajach zareagowali szybko: Greenpeace zablokował dostawy i umieścił symbole na polach rolników, podczas gdy zdecentralizowane sieci aktywistów zorganizowały Światowe Dni Akcji. W niektórych krajach sabotażyści zaatakowali pola testowe GMO w ciemności nocy, ale w Wielkiej Brytanii zaczęli to robić na otwartej przestrzeni, co doprowadziło do dramatycznych uniewinnień przez lokalne sądy. Niektórzy rolnicy w Indiach organizowali duże publiczne ceremonie palenia upraw GMO. W ciągu roku Unia Europejska zaczęła wymagać etykietowania produktów spożywczych zawierających składniki GMO.
Dwadzieścia pięć lat później genetycznie zmodyfikowane odmiany roślin uprawnych uprawia się na około 190 milionach hektarów na całym świecie – liczba ta jest stosunkowo stała od początku do połowy 2010 r. – a profil upraw i miejsca upraw nie różni się zbytnio od tej z końca lat 1990. . Połowa światowego areału GMO to soja, przy czym soja, kukurydza, bawełna i rzepak stanowią 99 procent wszystkich genetycznie modyfikowanych upraw. Czterdzieści procent całego areału GMO znajduje się w USA, a 95 procent areału znajduje się w zaledwie 7 krajach. Osiemdziesiąt pięć procent upraw GMO zaprojektowano tak, aby wytrzymywały wysokie dawki chemicznych środków chwastobójczych – najczęściej rodziny herbicydów „Roundup” firmy Monsanto/Bayer – a ponad 40 procent produkuje pestycydy bakteryjne, których celem jest atakowanie różnych gatunków „szkodników”, ale z długo udokumentowanymi szkodami dla wielu pożytecznych owadów. (Suma przekracza 100 procent ze względu na odmiany, które zawierają wiele cech technicznych, czyli „skumulowanych w sobie”.)
Jak wielu czytelników wie, technologia ta nie wykazała żadnych trwałych korzyści w zakresie plonów czy jakości żywności, ale pomogła w bezprecedensowej konsolidacji władzy korporacji w światowych sektorach nasion i agrochemii. Po cyklu fuzji z połowy 2010 roku – który znacznie spotęgował skutki pierwotnej fali fuzji i przejęć wywołanych GMO pod koniec lat dziewięćdziesiątych – trzy światowe imperia agrobiznesu przejęły kontrolę nad 70 procentami produkcji agrochemicznej i ponad 60 procentami komercyjnego materiału siewnego rynek. Niedawno połączone podmioty to Bayer-Monsanto, ChemChina-Syngenta i Corteva, spółka powstała w wyniku połączenia działów agrobiznesu Dow i DuPont. Cztery gigantyczne firmy zajmujące się handlem i przetwórstwem zboża (ADM, Bunge, Cargill i Louis Dreyfuss) kontrolują obecnie 90 procent światowych rynków eksportu upraw.
Chociaż znaczna część świata w dalszym ciągu odrzuca produkcję roślin GMO, odmiany te nadal dominują w światowym przetwórstwie żywności i na rynkach pasz dla zwierząt gospodarskich. Rolnicy w wielu krajach mają coraz większe trudności z uzyskaniem nasion o pożądanych cechach agronomicznych – prawie zawsze będących wynikiem tradycyjnej hodowli roślin – które nie są również genetycznie zmodyfikowane tak, aby były odporne na herbicydy i/lub wytwarzały toksyny owadobójcze. I chociaż sceptycy GMO są czasami określani mianem przeciwników nauki, badacze na całym świecie w dalszym ciągu dokumentują niezamierzone konsekwencje produktów GMO, często wbrew korporacyjnym atakom na ich reputację i źródła utrzymania.
Podczas gdy w wielu krajach utrzymuje się aktywny opór wobec GMO, wiele osób popadło w samozadowolenie w związku z naszym rozgałęzieniem dostaw żywności: ci, którzy są w stanie zapłacić więcej, coraz częściej preferują produkty uprawiane metodami ekologicznymi i wolne od GMO, podczas gdy inni mają do czynienia z coraz bardziej syntetyczną i często toksyczną żywnością dostarczać. Ostatnia fala poparcia dla etykietowania GMO na poziomie stanowym w USA została stłumiona przez projekt ustawy popierany przez administrację Obamy, który rzekomo nakazywał wprowadzenie jednolitych krajowych przepisów dotyczących etykietowania, ale który zasadniczo wprowadza w błąd, jest pełen luk i ma być powszechnie ignorowany. Mimo to ludzie w dużej części świata nadal odrzucają genetycznie modyfikowaną żywność i rolnictwo.
Godnym uwagi wyjątkiem jest Argentyna, trzeci co do wielkości producent GMO po USA i Brazylii. Produkcja soi GMO w coraz większym stopniu dominuje w argentyńskim rolnictwie, przy sporadycznych iskrach oporu. Ponad dziesięć lat temu spotkałem argentyńską socjolożkę Amalię Leguizamón, która wówczas była studentką studiów magisterskich w Nowym Jorku i starała się zrozumieć, jak do tego doszło. Zaczęła badać warunki panujące w centrach produkcji soi GMO w Argentynie i odkryła, że rzadkie głosy oporu były zazwyczaj przytłaczane przez coś, co wydawało się nierozerwalnym konsensusem narodowym. Obecnie jest profesorem na Uniwersytecie Tulane w Nowym Orleanie. Wydała skrupulatnie opracowaną i doskonale czytelną książkę, która opowiada historię jej badań i sięga do sedna widocznego zauroczenia Argentyny soją GMO.
Książka Leguizamóna „Nasiona mocy” przenosi czytelników do niektórych z najbardziej zależnych od soi miejsc w Argentynie, obejmujących słynne łąki pampasowe i zalesiony region Chaco, obejmujący łącznie północno-wschodnią część kraju. Pola soi GMO zależnej od herbicydów rozprzestrzeniły się jak okiem sięgnąć na wielu obszarach, wdzierając się prosto na podwórka ludzi i dominując na poboczach dróg. Wiele dużych plantacji soi jest zarządzanych zdalnie przez powiązanych z korporacjami przedsiębiorców i techników, którzy korzystają z najnowocześniejszych narzędzi i często mieszkają na obszarach miejskich i podmiejskich wiele godzin drogi od prowadzonych przez nich gospodarstw. Rozwinęli tradycję dużych gospodarstw zorientowanych na eksport, która sięga fali europejskich imigrantów z końca XIX wieku, których miliony werbowano, aby pomogli przekształcić pastwiska Argentyny w „el granero del mundo” – „spichlerz świat."
Jednak dopiero po pojawieniu się GMO region radykalnie przeszedł od produkcji pszenicy, kukurydzy, wołowiny, nabiału i szeregu innych produktów w kierunku coraz bardziej zmechanizowanych monokultur soi. Soja stanowi obecnie połowę produkcji rolnej Argentyny, a 80 procent wszystkich gruntów rolnych znajduje się na działkach o powierzchni większej niż 1000 hektarów (prawie 2500 akrów). Mieszkańcy wsi – obecnie mniej niż dziesięć procent populacji kraju – zazwyczaj pracują jako pracownicy kontraktowi, a ich życie jest zdominowane przez decyzje menedżerów korporacji i właścicieli odległych gospodarstw rolnych. Jednak mieszkańcy miast i miasteczek nadal powszechnie twierdzą, że „wszyscy żyjemy na wsi”, ponieważ polegają na względnej stabilności gospodarczej, jaką może zapewnić eksportowy przemysł sojowy. Dyktatura wojskowa lat 1970. i 1980. XX w. w dużej mierze spacyfikowała politycznie obszary wiejskie, a neoliberalna polityka lat 1990. XX w. jeszcze bardziej utrwaliła wzorce dominacji korporacji, wzmocnione wysokimi rabatami na nasiona i rozluźnionymi przepisami patentowymi, dzięki czemu soja GMO wydawała się jeszcze bardziej pożądana dla argentyńskich hodowców niż soja GMO dla swoich odpowiedników w USA Neopopulistyczne administracje Nestora i Cristiny Kirchnerów wspierały ekspansję gospodarki sojowej, a duzi plantatorzy skutecznie pokonali rządową próbę podniesienia podatków eksportowych podczas światowego kryzysu żywnościowego pod koniec XXI wieku, jeszcze bardziej wzmacniając swoje wpływy polityczne .
Leguizamón jednak spotkał się z pewnymi obawami i sceptycyzmem. W pewnym mieście uzależnionym od soi dowiedziała się o wysokim wskaźniku zachorowań na raka, poronienia i wady wrodzone, ale większość ludzi upierała się, że nie ma pojęcia, dlaczego tak się dzieje, i wyraziła ciągłe poczucie rezygnacji i fatalizmu, nawet pośród wszechobecnych ciężarówek do fumigacji . Choć od czasu do czasu pojawiało się kilka bardziej drażliwych kwestii – zwłaszcza gdy znalazła się w przestrzeniach tymczasowo przeznaczonych wyłącznie dla kobiet – ludzie zazwyczaj zamykali się w sobie, zanim ich rozmowy zaszły bardzo daleko.
Jednakże w jednym mieście, w głębi kraju, ciche obawy przerodziły się w zorganizowany opór, który doprowadził do lokalnego zakazu opylania upraw, słynnego w całym kraju procesu sądowego przeciwko głównemu sprawcy naruszenia i ostatecznie anulowania planów budowy nowego, ogromnego obiektu Roślina nasion kukurydzy Monsanto, która byłaby jedną z największych na świecie. Gmina ta na obrzeżach miasta Kordoba stała się miejscem blokady i obozu, który trwał kilka lat i gościł aż 200 osób, w tym kibiców międzynarodowych. Społeczności tubylcze w północnej części kraju, borykające się z powszechnym wylesianiem i przesiedleniami, również odnotowały pewne fale, ale odniosły mniej wymiernych sukcesów.
Seeds of Power zawiera wnikliwe refleksje na temat fascynującego problemu, który rzadko jest szczegółowo badany przez aktywistów-badaczy: „w jaki sposób władza działa, aby wywołać przyzwolenie”. To, co często określa się mianem publicznego wsparcia dla polityki przyjaznej korporacjom, często jest po prostu akceptacją ze strony tych, którzy czują, że mają niewielką władzę lub swobodę działania, aby zadawać trudne pytania. Ograniczenia kulturowe, historyczne, narzucone tradycyjne role płciowe i inne tego typu czynniki odgrywają potężną rolę wyciszającą. Wiemy, że tam, gdzie ludzie czują się bezsilni, często są znacznie bardziej podatni na formy demagogii politycznej i religijnej, które mogą skutkować ich akceptacją zagrożeń dla zdrowia i stresów ekonomicznych, których doświadczają na co dzień. Grupy matek, takie jak te w pobliżu Kordoby, czasami widzą najwyraźniej przez mgłę i często stają na czele walk o sprawiedliwość ekologiczną. Spostrzeżenia Leguizamóna na temat polityki przyzwolenia rzucają również światło na rzeczywistość, z jaką borykają się rolnicy na Środkowym Zachodzie Stanów Zjednoczonych, gdzie ciągła presja na dalsze rozszerzanie działalności tylko po to, aby utrzymać rodziny na roli, często zmusza do akceptacji technologii oszczędzających pracę, takich jak tolerujące herbicydy Uprawy GMO.
W ubiegłym roku pandemia koronawirusa i ogólnoświatowy wyścig w opracowywaniu i dystrybucji szczepionek przeciwko Covid-19 poprawiły reputację firm zajmujących się badaniami w zakresie biotechnologii medycznej, a ich odpowiedniki z agrobiznesu rozpoczęły ofensywę public relations, próbując podzielić się korzyściami. Systematycznie zacierają fundamentalną różnicę pomiędzy wykorzystaniem zaawansowanych metod genetycznych jako narzędzi badawczych a wypuszczaniem na otwarte środowisko żywych organizmów zmanipulowanych genetycznie. Chociaż genetycznie zmodyfikowane drożdże lub bakterie w zamkniętych warunkach laboratoryjnych są zazwyczaj zaangażowane w początkową fazę produkcji nowych środków farmaceutycznych, takich jak szczepionki mRNA, oczyszczone produkty końcowe niosą ze sobą znacznie mniejsze ryzyko niezamierzonych konsekwencji niż całe organizmy zmodyfikowane. Literatura naukowa na temat zakłócania regulacji genetycznej na poziomie komórkowym i molekularnym przez technologie GMO jest dość obszerna i przekonująca, pomimo przeciwnej dezinformacji branży. Chociaż biotechnologiczne podejście do monitorowania i analizy pomogło również zwiększyć szybkość i wiarygodność badań nad hodowlą roślin, istnieje podobnie wyraźne rozróżnienie między metodami diagnostycznymi w warunkach laboratoryjnych a niekontrolowanym uwalnianiem zmodyfikowanych nasion, roślin, a nawet owadów. Mówi się nam, że nowsze metody edycji genów za pomocą metod takich jak uhonorowana Nagrodą Nobla technologia CRISPR-Cas9 są z natury bardziej precyzyjne niż konwencjonalne metody inżynierii genetycznej, ale istnieje również coraz większa literatura zawierająca ostrzeżenia dotyczące niezamierzonych konsekwencji bardziej zaawansowanych manipulacji genetycznych.
Książka „Nasiona władzy” oferuje ważne spostrzeżenia na temat złożonej dynamiki władzy i podporządkowania się oraz tego, jak mogą one odgrywać rolę w szerokim kontekście narodowym. Pomaga nam zrozumieć, w jaki sposób jednostki ustawiają się w tej dynamice i docenić często nieświadome decyzje osobiste, które mogą służyć wzmocnieniu wzorców kontroli społecznej. Oferuje wyjątkową mieszankę wiedzy naukowej i opowiadania historii i zasługuje na szeroką lekturę przez każdego, kto chce lepiej zrozumieć, jak ewoluowała globalna debata na temat GMO w ciągu ostatnich 25 lat. Z
Artykuł ten ukazał się po raz pierwszy w czasopiśmie internetowym Green Social Thought.
Nasiona władzy: niesprawiedliwość środowiskowa i genetycznie modyfikowana soja w Argentynie, Amalia Leguizamón (Durham i Londyn: Duke University Press, 2020, 207 s.).
Najnowsza książka Briana Tokara to Climate Justice and Community Renewal: Resistance and Grassroots Solutions (Routledge, 2020), międzynarodowy zbiór, którego współredakcją jest Tamra Gilbertson. Jest wykładowcą Studiów Środowiskowych na Uniwersytecie w Vermont oraz członkiem wydziału i zarządu Instytutu Ekologii Społecznej.
Sprawiedliwość klimatyczna i odnowa społeczności: https://www.routledge.com/Climate-Justice-and-Community-Renewal-Resistance-and-Grassroots-Solutions/Tokar-Gilbertson/p/book/9780367228491
Instytut Ekologii Społecznej: https://social-ecology.org
Zielona myśl społeczna: http://greensocialthought.org/