Zwracanie się do całej populacji i oferowanie nawet [przyjaznej] sugestii wydaje się nieco aroganckie. Jeżeli jednak ta populacja, Irakijczycy, ucierpiała [wraz z Palestyńczykami] bardziej niż jakakolwiek inna populacja w najnowszej historii i jeśli osoba przedstawiająca tę sugestię należy do populacji, ludności greckiej, która przeszła przez podobnego męczeństwa we wcześniejszym czasie, wówczas przyjacielska sugestia złożona z pokorą mogłaby przynajmniej okazać się przydatna.
 
Myśli wyrażone poniżej chodzą mi po głowie od dawna. Dzisiaj [grudzień 15], odważny i symboliczny czyn publiczny młodego irackiego dziennikarza, który rzucił butami na George'a W. Busha, domaga się, aby te myśli zostały wyrażone także publicznie.
 
To, czy amerykańska armia okupacyjna opuści Irak w 2011 roku, zgodnie z obietnicą Busha, czy w innym terminie, jest nieistotne dla rozpatrywanego tutaj problemu. Historia mówi nam, że barbarzyńscy okupanci zawsze albo wycofują się dobrowolnie, albo zostają wyrzuceni przez ruch oporu okupowanej ludności. W Iraku amerykański okupant jest w rzeczywistości wyrzucany przez bohaterski ruch oporu Irakijczyków.
 
Podczas każdej okupacji [zazwyczaj bardzo mała] część okupowanej ludności współpracuje z okupantami. Mężczyźni i kobiety, którzy wykazują tak nikczemne zachowanie, to w większości przypadków tchórzliwe, skorumpowane jednostki, które są służalcze wobec jakiejkolwiek władzy ze strachu, własnego interesu itp. W istocie są to na ogół niezbyt bystrzy ludzie, współpracując z okupantem, wiedząc, że pewnego dnia okupanci odejdą, a ich rodacy ich ukarzą. Chyba, że ​​kolaboranci będą wiedzieli, że okupanci nawet po ich wyjeździe będą mogli kontrolować rząd rzekomo wyzwolonego kraju.
 
Jak zatem Irakijczycy powinni traktować kolaborantów z amerykańskimi okupantami, kiedy okupanci wyjdą? Mogą zrobić to samo, co sandiniści zrobili z morderczymi jednostkami [wojskiem, policjantami itp.], którzy wykonali brudną robotę dla Somozy, dyktatora Nikaragui. Oznacza to, że pozwólmy im opuścić kraj i pozwólmy Stanom Zjednoczonym wykorzystać ich jako zabójców populacji, która pozwoliła im opuścić kraj. W końcu stali się „Contrasami”, osławionymi zastępczymi zabójcami wykonującymi brudną robotę dla Stanów Zjednoczonych.
 
Inną opcją jest zrobienie tego, co w historii zostało „wyryte” okropnym słowem: „gilotyna”. Oznacza to egzekucję współpracowników. Byłoby to najgorsze z możliwych rozwiązań trudnego problemu postępowania ze współpracownikami. Bezpośrednim rezultatem byłoby umożliwienie byłym okupantom [Stanom Zjednoczonym w przypadku Iraku] i ich towarzyszom podróży [Uni Europejskiej] twierdzenie, że ich barbarzyńska okupacja była uzasadniona.
 
Moralnie słusznym sposobem postępowania z irackimi kolaborantami byłoby pozwolenie istniejącemu systemowi sądowniczemu lub, jeśli jest on niewystarczający, nowemu systemowi sądowniczemu, wspólnie zatwierdzonemu przez ludność iracką, decydować o losie tych wstrętnych osób oznaczonych jako kolaboranci. „Legistyczny” trik [patrz także poniżej] polegający na twierdzeniu, że nie można kogoś osądzać na podstawie prawa ustanowionego po tym, jak popełnił on przestępstwo, spowodowałby, że Hitler kontynuowałby swoje życie jako szanowany „dżentelmen”, jak Brytyjczycy a przywódcy amerykańscy opisali Hitlera w połowie lat trzydziestych. Nie byłoby też Trybunału Norymberskiego.
 
W Iraku są setki tysięcy współpracowników. Wydaje się, że ten fakt pogłębia problem. Rozwiązanie problemu w oparciu o rozsądek i zgodnie z potrzebami lokalnej sytuacji należy do zwykłych Irakijczyków. Istnieją „stopnie” współpracy i powagi przestępstw popełnionych na „dobro” okupanta. Na przykład Irakijczycy, którzy w tej chwili torturują młodego dziennikarza, który rzucił butem w Busha, krzycząc, że zrobiono to „dla wdów i sierot”, które urodził syn Barbary Bush w Iraku, powinni ponieść karę proporcjonalną do kary stopni. Stopień współpracy z amerykańskim okupantem w tej sprawie jest bardzo wysoki, a stopień powagi jego zbrodni, czyli tortur, jest bliski maksymalnego. Z drugiej strony mężczyzna, powiedzmy, mający szóstkę dzieci, który pod rządami Amerykanów służył jako żołnierz lub policjant, aby wyżywić swoją rodzinę i który nie popełnił żadnego przestępstwa, powinien być traktowany zupełnie inaczej. I tak dalej…
 
Najważniejsze jest, aby Irakijczycy ukarali kolaborantów. Techniczne aspekty prawne, które zostaną zastosowane w procesie karania, są drugorzędne. Jeśli tego unikną, ci kolaboranci skończą jako narzędzia Stanów Zjednoczonych, a „wyzwolone” społeczeństwo irackie będzie odtąd zatrute.
 
Oto przykład tego, co może się wydarzyć, jeśli współpracownicy pozostaną bezkarni. Grecja, mój kraj, dwukrotnie w ciągu ostatnich 64 lat [1944–2008] przeżyła taką tragedię. Pierwsza trwała od 1944 do 1949 roku. W czasie okupacji hitlerowskiej [1941-1944] znikoma część społeczeństwa greckiego współpracowała z hitlerowskimi okupantami. Zwłaszcza dziwny gatunek ludzi, którzy utworzyli to, co naziści nazywali „batalionami bezpieczeństwa”, których zabijanie Greków było tak brutalne, że zaskoczyło nawet nazistów. Po odejściu hitlerowskich okupantów kolaboranci ci, znajdujący się pod ochroną najpierw Brytyjczyków do 1947 r., a następnie pod ochroną Stanów Zjednoczonych od 1947 r. do dnia dzisiejszego, zostali włączeni do klas rządzących greckiego społeczeństwa. Ich dzieci i wnuki są teraz członkami greckiej elity.
 
Druga tragedia miała miejsce podczas wszczętej przez USA dyktatury greckiej w latach 1967–1974. Członkowie dyktatury byli w rzeczywistości agentami zastępczymi obcego mocarstwa, Stanów Zjednoczonych. Nie tylko oni sami byli kolaborantami tego obcego mocarstwa, ale także zwykli Grecy, którzy wykonali brudną robotę za dyktatorów, uważani są za kolaborantów. Po „upadku” dyktatury naród grecki zażądał ukarania kolaborantów. To właśnie tam „legalistyczne sztuczki” zostały wrzucone Grekom do gardeł przez amerykańskich pełnomocników greckiego rządu. Sądownictwo ogłosiło, że masa kolaborantów nie może być ścigana, ponieważ ich zbrodnie były „natychmiastowe” [powtórz: „natychmiastowe”!], cokolwiek to znaczy, to znaczy, że jeśli ktoś zabija „natychmiast”, nie jest… winny. Masy współpracowników nie zostały pociągnięte do odpowiedzialności karnej. 
 
[Nawias: Wczoraj (15 grudnia 2008) prawicowa partia rządząca w Grecji, słusznie nazwana „Nową Demokracją”, jakby demokracja była nowym francuskim zapachem, doszła do wniosku, że jej członkowie, którzy byli uwikłani w skandal na milion euro z mnichami klasztoru chrześcijańskiego nie byli winni, ponieważ ponoszą jedynie odpowiedzialność „obiektywną”, a nie „subiektywną”, cokolwiek to znaczy. Koniec nawiasu]
 
Jednak naciski od dołu zmusiły władców po dyktaturze do postawienia przed sądem kilku czołowych dyktatorów wojskowych i najbardziej „wybitnych” oprawców. W rezultacie nawet dzisiaj istnieje niezliczona liczba byłych współpracowników dyktatury, rozproszonych po wszystkich częściach greckiego aparatu rządzącego; wojsko, policja, sądownictwo, służba cywilna itp., które wywierają znaczący, czasem decydujący wpływ na życie greckiego społeczeństwa. Dotyczy to zwłaszcza wymiaru sprawiedliwości.
 
Irakijczycy mogą uniknąć wpadnięcia w pułapkę, w którą wpadli Grecy. Już czas, aby Irakijczycy zaczęli zdawać sobie sprawę z wagi problemu kolaborantów i zainicjować między sobą szeroką dyskusję, aby nie spotkał ich los Greków, których nastolatki[!] zmuszone były dziś do buntu przeciwko temu nieuczciwemu społeczeństwu, po 64 latach kontroli Stanów Zjednoczonych i żądają: „Chleba Wolność Edukacji!”. Prosimy o włączenie telewizorów.
 
Ponadto rozsądne jest oczekiwanie, że ta dyskusja i wysiłek rozwiązania problemu współpracowników mogą zjednoczyć zwykłych Irakijczyków i pomóc im spojrzeć na sprawy w bardziej realistyczny, spokojny i uczciwy sposób. Przez ostatnie dwa stulecia Anglosasi stosowali swój niemoralny kanon „Dziel i rządź!”. I to właśnie gang przestępczy Busha stosuje dzisiaj wobec Irakijczyków. Nie pozwól im odnieść sukcesu!
 
 Wreszcie na Irakijczyków spadł obowiązek [lub przywilej] żądania, aby W. Bush, Cheney, Rumsfeld, Rice [czarna kobieta!] i wszyscy inni zbrodniarze wojenni przeszli przez „Trybunał Norymberski” i zapłacili za śmierć i tortury setek tysięcy irackich mężczyzn, kobiet i dzieci.
 
W przyjaźni,
 
Nikosa Raptisa
 
PS Kiedy dobiegnie końca męka Waszego, odważnego młodego rodaka, dziennikarza, który rzucił buty, i znów będzie wolny, proszę przekazać mu wyrazy najgłębszego szacunku.

Darowizna

Nikos Raptis urodził się w Atenach w Grecji w 1930 roku. Jest inżynierem budownictwa lądowego. Od 40 lat pisze o sprawach społecznych dla gazet i czasopism (głównie) w Grecji. Jest autorem książek „Porozmawiajmy o trzęsieniach ziemi, powodziach i… tramwaju” (1981) i „Koszmarze broni nuklearnej” (1986), obie w języku greckim. Przetłumaczył także na język grecki i opublikował „Rok 501” Noama Chomsky’ego, „Rethinking Camelot” oraz przetłumaczył książkę Michaela Alberta „Parecon: Life After Capitalism”. Był także współautorem książki „The Media and the Kosovo Crisis” pod redakcją Philipa Hammonda i Edwarda S. Hermama. Mieszka w Atenach w Grecji.

Zostaw odpowiedź Anuluj odpowiedź

Zapisz się!

Wszystkie najnowsze informacje od Z bezpośrednio do Twojej skrzynki odbiorczej.

Instytut Komunikacji Społecznej i Kulturalnej, Inc. jest organizacją non-profit o statusie 501(c)3.

Nasz numer EIN to #22-2959506. Darowiznę można odliczyć od podatku w zakresie dozwolonym przez prawo.

Nie przyjmujemy finansowania od sponsorów reklamowych ani korporacyjnych. Polegamy na darczyńcach takich jak Ty, którzy wykonują naszą pracę.

ZNetwork: lewe wiadomości, analizy, wizja i strategia

Zapisz się!

Wszystkie najnowsze informacje od Z bezpośrednio do Twojej skrzynki odbiorczej.

Zapisz się!

Dołącz do społeczności Z – otrzymuj zaproszenia na wydarzenia, ogłoszenia, cotygodniowe podsumowanie i możliwości zaangażowania.

Zamknij wersję mobilną