Mówi się, że Kolumbia kwitnie. Poprawa bezpieczeństwa, jaką nastąpiła w ciągu ostatniej dekady, otworzyła kraj na inwestycje, umożliwiając mu wykorzystanie bogactwa zasobów do finansowania tak potrzebnego rozwoju i inwestycji w infrastrukturę. Jednak chociaż ta narracja obiegła obecnie cały świat, dla wielu osób żyjących w sercu tej nowej, wspaniałej Kolumbii nie brzmi ona prawdziwie.
Zamiast tego, mówią, zagraniczne inwestycje i gospodarka wydobywcza nie przyniosły obiecanej pracy i bogactw, ale biedę i zanieczyszczenia. Ogromne projekty infrastrukturalne mogły przynieść rozwój – ale w przypadku miast i ośrodków przemysłowych, a nie tych zamieszkujących obszary wiejskie, gdzie płaci się prawdziwą cenę za takie konstrukcje.
W jednym z kluczowych strategicznych i bogatych w zasoby obszarów Kolumbii, Wschodniej Antioquia, rodzący się ruch społeczny jednoczy odmienne kwestie społeczne pod jednym sztandarem – obroną wody. W październiku ten nowy ruch ogłosił swoje przybycie, gdy organizacje z całego regionu przybyły do miasta El Carmen de Viboral, aby zorganizować „Festiwal Wody”.
Na festiwalu obecni byli aktywiści, przywódcy społeczności i zwolennicy ze wszystkich zakątków wschodniej Antioquii – 23 gmin w północno-zachodniej Kolumbii, charakteryzujących się naturalnym pięknem, bogactwem zasobów i najnowszą historią krwawej przemocy, gdy siły paramilitarne walczyły o wypędzenie lewicowych partyzantów z regionu . W porządku obrad znalazły się sprawy istotne dla całego kraju – górnictwo, megaprojekty infrastrukturalne oraz zagrożenie dla stylu życia tradycyjnych chłop (drobni rolnicy i pracownicy wiejscy).
„Wschód [Antioquia] to strefa, w której jest dużo lasów i dużo wody, a teraz, gdy do regionu zaczęły wkraczać prywatne i międzynarodowe firmy, chłop społeczności są bardzo zaniepokojone” – powiedziała Alba Gomez, koordynatorka El Carmen w kolumbijskiej organizacji pozarządowej Conciudadania i jedna z organizatorek wydarzenia. „Czujemy, że wojna się powtórzy, ponieważ tak było ostatnim razem – zaczynają od najazdów, aby wyprzeć campesinos".
Głównymi bohaterami tej nowej inwazji są firmy wydobywcze. W ciągu ostatniej dekady Kolumbia była świadkiem eksplozji w górnictwie, a powierzchnia gruntów przyznanych przedsiębiorstwom wzrosła z 1.13 mln hektarów do 8.53 mln hektarów za poprzedniego rządów prezydenta Alvaro Uribe (2002–2010), co było kontynuacją polityki obecna administracja prezydenta Juana Manuela Santosa.
Chociaż departament Antioquia od dawna był jednym z ośrodków wydobywczych Kolumbii, aż do niedawnego boomu, wschodnia Antioquia pozostała stosunkowo nietknięta, a jedynie niewielki nieformalny sektor wydobywczy wspierał gospodarkę opartą na rolnictwie, hodowli bydła i lokalnym przemyśle. Obecnie koncesje na wydobycie zostały już wydane lub czekają na zatwierdzenie w niemal każdej gminie.
Postęp wydobycia na dużą skalę poważnie zagroził ekosystemom wschodniej Antioquii praktykami, które zanieczyszczają glebę i wodę oraz zużywają większość zasobów wody w regionie.
„Polityka we Wschodniej Antioquii pozbawi nas wody, dzikiej przyrody i bogactw, pozostanie tylko pustynia” – powiedział Uber Sanchez, drobny górnik z gminy San Rafael. „Jedyne, co korporacje międzynarodowe wnoszą do tego kraju, to zniszczenie, zanieczyszczenie i bieda”.
Górnicy tacy jak Sanchez uważają, że pojawienie się dużych spółek wydobywczych jest także pogłosem pogrzebowym dla górnictwa na małą skalę, które jest praktykowane w regionie od pokoleń.
Chociaż rząd promował rozwój górnictwa na dużą skalę, nazywając je jednym z „motorów rozwoju” kraju, jednocześnie rozprawił się z nieformalnym i nielegalnym sektorem wydobywczym, który obwinia za większość zanieczyszczeń związanych z górnictwem. I nie bez powodu – w odróżnieniu od górnictwa na dużą skalę, nieformalni górnicy wykorzystują rtęć do przerobu rudy, co na terenach, na których panuje takie wydobycie, spowodowało katastrofę ekologiczną.
Jednakże, choć lokalni górnicy biorący udział w Festiwalu Wody przyznają, że techniki te powodują szkody dla środowiska, upierają się, że rząd robi z nich kozły ofiarne i że jedyna droga do zrównoważonego sektora wydobywczego leży po ich stronie, a nie przed międzynarodowymi koncernami dzielącymi obecnie kopalnie regionu i łupów kraju.
„Obecnie istnieją techniki czystej produkcji, które są opłacalne i ekonomiczne” – powiedział Sanchez. „Jedyne, czego potrzebujemy, to polityczne, gospodarcze i techniczne wsparcie rządu, a moglibyśmy praktycznie stać się naszą własną międzynarodową grupą działającą na rzecz dobra kraju”.
Chociaż zagrożenie ze strony górnictwa wynika z przekierowania i zanieczyszczenia zasobów wodnych, ekosystem wodny regionu stoi przed znacznie bardziej bezpośrednim wyzwaniem – energią wodną. Obecnie tamy wodne we wschodniej Antioquii wytwarzają około 35 procent energii elektrycznej w Kolumbii, przy czym obecnie działa sześć zbiorników i pięć ośrodków hydroelektrycznych. Liczba ta będzie się szybko rozwijać, a kilka nowych zapór ma zostać zbudowanych, a kolejne są rozważane.
Jednakże chociaż mieszkańcy ponieśli największy ciężar skutków tych projektów – przesiedlenia, utratę gruntów i szkody w ekosystemie – nie widzieli korzyści.
„Mieszkańcy doświadczyli tego, że ludzie z zewnątrz przychodzili po wodę” – powiedział Benjamin Cardona, dyrektor terytorialny Conciudadania na wschodnią Antioquię, który od kilkudziesięciu lat współpracuje ze społecznościami w regionie. „[Kolumbijskie państwowe przedsiębiorstwa zajmujące się infrastrukturą] EPM, Isagen, ISA utrzymywały się z wody na wschodzie, ale choć dostarczają wodę i energię do Medellin, usługi publiczne kosztują tutaj 300 razy więcej niż w mieście”.
Obecnie narastają obawy, że sytuacja może się jeszcze pogorszyć w związku z planami rządu sprzedaży 57% udziałów w spółce odpowiedzialnej za wiele z tych projektów – Isagen. Obecnie polityka Isagen wymaga, aby każdej inwestycji towarzyszyły konsultacje społeczne, zarządzanie środowiskiem i inwestycje społeczne wykraczające poza to, co jest wymagane przez prawo.
Według związkowców z Isagen prywatyzacja firmy nie tylko doprowadziłaby do dalszego wzrostu cen mediów, ale także drastycznie ograniczyłaby te inwestycje, ponieważ zobowiązania społeczne ustąpiły miejsca maksymalizacji zysków.
„Kiedy sprzedają Isagen, cała inwestycja społeczna zostanie utracona” – powiedział Helber Castaño, sekretarz związku zawodowego Sintraisagen.
Inwazja na projekty wydobywcze i infrastrukturalne nie tylko zagroziła ekosystemom i zasobom wodnym regionu, ale także zagraża już oblężonej społeczności – campesinos.
Tradycyjnie drobni rolnicy w regionie utrzymywali się z uprawy takich roślin, jak kukurydza, banany i fasola na rynek lokalny oraz kawy i cukru na eksport. Jednakże campesinos są obecnie atakowani ze wszystkich stron; w obliczu zwiększonej konkurencji z zagranicy wynikającej z niedawno podpisanych umów o wolnym handlu, spadających cen cukru, kryzysu w sektorze kawy oraz postępu rolnictwa na dużą skalę. Teraz, w obliczu utraty gruntów i zanieczyszczeń spowodowanych postępem megaprojektów, czują, że stoją w obliczu egzystencjalnego zagrożenia nie tylko dla swoich źródeł utrzymania, ale także dla swojego stylu życia.
„Firmy obciążają te terytoria, które są bogate w wodę” – powiedział Oscar Ure, lokalny działacz na rzecz suwerenności żywnościowej i różnorodności biologicznej. „Zagrażają wszystkim tym tradycjom i kulturom, ponieważ państwo i korporacje międzynarodowe chcą uruchomić te projekty, które nie mają nic wspólnego z tutejszymi ludźmi”.
Choć wezwaniem do zgromadzenia organizacji w El Carmen była woda, dla tych, którzy widzieli, jak pokolenie przywódców społeczności przegrało w wyniku brudnej przemocy wojennej prawicowych paramilitarnych szwadronów śmierci, oznacza to również krok w kierunku porzucenia strachu, który powstrzymywał mieszkańcy regionu przez tak długi czas byli zastraszeni i milczeli.
„Kiedy konflikt zbrojny dotknął wschodnią Antioquię, nie mogliśmy powstać” – powiedział Gomez. „Tkanina społeczna została zerwana, panowała nieufność i strach”.
Po zdemobilizowaniu sił paramilitarnych – chociaż ich następcy w dalszym ciągu terroryzują część kraju – i wyparciu partyzantów w wyniku ofensywy wojskowej i obecnie uczestniczących w rozmowach pokojowych, w regionie powróciły pozory normalności. Gomez jest optymistą, że społeczności mogą zapomnieć o strachu i sprzeciwić się nowej inwazji.
Kluczem do tego jest zaangażowanie lokalnej młodzieży – mówi. Aktywnymi uczestnikami ruchu są różne sieci młodzieżowe, co napawa optymizmem starsze głowy.
„Ja tam pokładam nadzieję, bo nie dźwigają tego samego bagażu, poznali historię swoich rodziców i dziadków, a teraz mają inny sposób myślenia” – powiedziała Gomez. „Oni też mają przed sobą długą drogę”.
James Bargent jest niezależnym dziennikarzem mieszkającym w Medellin w Kolumbii. Pisał o Kolumbii i Ameryce Łacińskiej dla różnych publikacji, w tym „Independent”, „Miami Herald”, „Toronto Star”, „In These Times”, „Times Education Suplement”, AlterNet, „Toward Freedom” i „Green Left Weekly”.