Ale te wynalazki nie wyzwoliły społeczeństw, które je wymyśliły. W przypadku biedy, nierówności i zniewolenia nie ma technofixu.
Nie jest to oficjalna ortodoksja, jaką słyszymy od polityków, ekonomistów i technokratów. Chcieliby, abyśmy wierzyli, że przy odpowiedniej ilości czasu i zastosowaniu odpowiednich zasad te szalone gadżety zapewnią dobrobyt, szczęście i łączność.
Może dla nielicznych szczęśliwców te nowe, błyszczące rzeczy będą działać tak, jak się twierdzi. Jednak większość planety czeka inny los.
Internet jest klasycznym przykładem, ikoną rewolucji technologii informacyjno-komunikacyjnych, ostatecznym symbolem transformacyjnego potencjału późnego kapitalizmu monopolistycznego.
Zmiany postępują nadal: w 2001 r. jednym kablem można przesłać w ciągu sekundy więcej informacji niż przez cały Internet w ciągu miesiąca w 1997 r.
W krajach członkowskich Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju o wysokich dochodach 28.2% osób korzysta z Internetu; w USA jest jeszcze wyższy i wynosi 54.3%. Ale w Azji Wschodniej i na Pacyfiku jest to 2.3%, w krajach arabskich 0.6%, w Afryce Subsaharyjskiej 0.4%.
I nie, nie jest to tylko problem braku czasu, aby ta konkretna technologia mogła się rozprzestrzenić, po prostu rozprzestrzenić się samoistnie.
Penicylinę odkryto w 1928 r. i po raz pierwszy wprowadzono na rynek w 1943 r., ale wciąż 2 miliardy ludzi nie ma do niej dostępu.
Wytwarzanie energii elektrycznej i dostarczanie jej do sieci po raz pierwszy udostępniono w 1831 r., a w Pierwszym Świecie energia elektryczna jest obecnie tak powszechna, że nikt nawet nie zastanawia się, skąd pochodzi. Jednak energia elektryczna nie dotarła do około dwóch miliardów ludzi, czyli jednej trzeciej światowej populacji. W 1998 r. zużycie energii elektrycznej na mieszkańca w Azji Południowej i Afryce Subsaharyjskiej stanowiło mniej niż jedną dziesiątą zużycia w krajach OECD.
Dlaczego tak jest? Nazwijmy to „technoimperializmem”.
W tym tylko dla pieniędzy korporacje te nie widzą sensu w kierowaniu zasobów i produktów do biednych ludzi. Widzą jedynie śmiertelne niebezpieczeństwo w zapewnianiu techniki i kapitału, aby biedni ludzie mogli samodzielnie tworzyć i kontrolować technologię.
Na kraje OECD napłynęło 86% z 836,000 1998 nowych wniosków patentowych dotyczących technologii złożonych w 85 r. i 437,000% z 1999 54 artykułów w czasopismach naukowych i technicznych wydrukowanych na całym świecie. Z ogólnoświatowych opłat licencyjnych i licencyjnych zapłaconych w 12 r. XNUMX% trafiło do Stanów Zjednoczonych, a XNUMX% do Japonii.
Tymczasem biedne kraje, borykające się z ogromnymi długami wobec zachodnich banków i instytucji, mają trudności nawet z odpowiednim finansowaniem edukacji na poziomie podstawowym i średnim, nie wspominając o skomplikowanych badaniach: wydatki na edukację na mieszkańca w Pierwszym Świecie w 4992 r. wynosiły średnio 1997 USD, ale tylko 150 USD w Trzecim Świecie.
W 1998 r. światowe wydatki na badania w dziedzinie zdrowia wyniosły 70 miliardów dolarów, ale 90% tych badań dotyczy 10% obciążenia chorobami, a mianowicie chorobami najbardziej rozpowszechnionymi w efektywnym popytowo Pierwszym Świecie.
Nawet jeśli korporacje produkują towary przeznaczone bezpośrednio dla Trzeciego Świata, często celowo wyceniają biednych ludzi z rynku.
Choć twierdzą, że zróżnicowanie cen umożliwiłoby powrotny import, tak naprawdę korporacje farmaceutyczne obawiają się, że przeceny leków w jednej części świata ujawnią, skąd czerpią nienormalnie wysokie (około 19%) zyski: mają monopol chroniony patentem, więc pobierają skandaliczne marże.
Rozpowszechnianie produktów zaawansowanych technologii wśród biednych jest wystarczająco ograniczone; rozpowszechnienie technik wytwarzania tych produktów jest prawie niemożliwe.
W okresie industrializacji Francja, Niemcy, Stany Zjednoczone i inne kraje mogły swobodnie przejąć technologię innych (głównie Wielkiej Brytanii) i dostosować ją do swoich potrzeb bez strachu i przychylności. Na przykład Stany Zjednoczone nie uznawały praw autorskich przysługujących obcokrajowcom aż do 1891 roku.
Liczba zgłoszonych patentów wzrosła dramatycznie w ciągu ostatnich 15 lat – w USA z 77,000 1985 w 169,000 r. do 1999 XNUMX w XNUMX r. Ogłoszenie Traktatu o współpracy patentowej Światowej Organizacji Własności Intelektualnej oznacza, że patent zaakceptowany w jednym kraju jest automatycznie ważny w większości innych, a wraz z pojawieniem się porozumienia Światowej Organizacji Handlu dotyczącego handlowych praw własności intelektualnej (TRIPs) egzekwowanie patentów stało się niemal powszechne.
Dało to korporacjom ogromną broń zapewniającą im monopol. Na przykład amerykański gigant chemiczny DuPont jest tak bezpieczny dzięki swojej fortecy „praw własności intelektualnej”, że odmówił producentom w krajach takich jak Indie i Korea prawa do produkcji substytutów chlorofluorowęglowodorów niszczących ozon – ponieważ posiada patenty na takie zastępuje i nie chce konkurentów.
Patenty nie są jedynymi obowiązującymi środkami ograniczającymi transfer technologii.
W „strefach przetwórstwa eksportowego” rozwijających się na całym świecie brak takich narzuconych środków transferu technologii jest jedną z głównych atrakcji dla zachodniego kapitału.
Na przykład miasto Bangalore w południowych Indiach dzięki pasji zachodnich firm do outsourcingu urosło do rangi jednego z najważniejszych ośrodków technologicznych na świecie i centrum rozwijającej się branży IT w kraju, której przychody z eksportu wzrosły ze 150 milionów dolarów w 1990 r. do 4 miliardów dolarów w 1999 r.
To samo dotyczy innych krajów Trzeciego Świata, takich jak Malezja i Meksyk, które zbudowały „sektory eksportu zaawansowanych technologii”: zachodnie firmy importują prefabrykowane komponenty, montuje je tania krajowa siła robocza, a następnie produkty (oraz techniki i zyski ) zostają odesłani na Zachód.
Rozbij jednak „technoimperializm” i otworzą się zupełnie nowe horyzonty.