Czasami argument pojawia się z taką regularnością, że niezależnie od tego, jak głupi jest, mimo wszystko wymaga odpowiedzi. Rzeczywiście, im częściej się to powtarza, tym częściej wymaga obalenia, ponieważ jego powtarzanie wskazuje, że ktoś po prostu tego nie rozumie.
Tak jest w przypadku często powtarzanego, zwykle przez białych, twierdzenia, że akcja afirmatywna napiętnuje czarnych i inne osoby kolorowe, które czerpią korzyści z jej domniemanej hojności. W związku z tym zauważają – ze względu na ich głęboką troskę o dobrostan psychiczny swoich ciemnoskórych braci i sióstr – wyeliminowanie takich programów leżałoby w najlepszym interesie osób, którym miały pomóc.
Przedstawiając swój sprzeciw wobec akcji afirmatywnej w tak pozornie altruistycznych kategoriach, krytycy starają się uniknąć wrażenia, że motywuje ich niechęć rasowa w związku z otwieraniem możliwości dla grup od dawna marginalizowanych.
Widzisz, zdaje się, że mówią: „Nie mamy nic przeciwko czarnym ludziom”. Do cholery, kochamy czarnych ludzi i chcemy dla nich jak najlepiej. Prawdopodobnie najlepsze dla nich będzie koniec „preferencyjnego traktowania” w zakresie przyjęć na studia, pracy i zawierania umów.
Pomijając prostą rzeczywistość, że całe to tak zwane preferencyjne traktowanie prawie nie nadszarpnęło gmachu białej dominacji – biali mężczyźni nadal otrzymują 93% wszystkich dolarów z kontraktów rządowych, zajmują ponad 90% najwyższych stanowisk i 85% pracowników najemnych profesorów – pogląd, że akcja afirmatywna stygmatyzuje beneficjentów i w związku z tym powinna zostać odrzucona na rzecz zdrowia psychicznego czarnych i brązowych, jest nieszczera, a nawet rasistowska na kilku poziomach.
Po pierwsze, ponieważ akcja afirmatywna otworzyła możliwości, które w przeciwnym razie pozostałyby niedostępne dla osób kolorowych (a niewielu temu zaprzecza, pomimo powyższych danych wskazujących, że biali mężczyźni są nadal wielcy i sprawują władzę), takie argumenty wydają się sugerować, że ludzie o kolor byłoby lepiej, gdyby nie otrzymali pracy, miejsc na studiach ani kontraktów, które otrzymali.
Prosi się nas, abyśmy uwierzyli, że lepiej byłoby, gdyby otrzymali, powiedzmy, jeden procent zamiast trzech procent dolarów z kontraktu federalnego; lub może pół procent zamiast czterech procent etatowych stanowisk wykładowców.
Innymi słowy, powinniśmy wierzyć, że mniejsza możliwość zademonstrowania swoich umiejętności byłaby lepsza dla poczucia własnej wartości Czarnych i Brązowych, podczas gdy więcej możliwości dzięki akcji afirmatywnej byłoby szkodliwe. Fakt, że niewielu kolorowych ludzi oddałoby dodatkowe możliwości, jakie otrzymali, w imię własnego wizerunku, świadczy o tym, jak całkowicie głupi jest taki argument.
Po drugie, ta udawana troska białych (czasami powtarzana jak papuga przez czarnych konserwatystów, których wypłaty prawie zawsze są podpisywane przez białych) wydaje się szczególnie hipokryzją, jeśli weźmie się pod uwagę, że ci sami ludzie, którzy wysuwali ten argument, nic nie powiedzieli, gdy opublikowano „The Bell Curve” i wesoło przywitano je przez konserwatywną prawicę.
W końcu była tam książka, w której stwierdzono, że czarni są genetycznie mniej inteligentni od białych, skłonni do przestępczości, pozamałżeńskich porodów i wszelkich form patologii społecznej. Jeśli prawica wierzy, że akcja afirmatywna powoduje zwątpienie lub sugeruje, że ludzie kolorowi są mniej zdolni i potrzebują specjalnej pomocy, aby odnieść sukces, to o ile bardziej szkodliwa musi być książka taka jak The Bell Curve, co nie oznacza, że taka ludzie są mniej zdolni, ale raczej krzyczą to całkiem otwarcie?
Jednak nie tylko biali nie potępili tej książki po jej publikacji – i żaden prominentny konserwatysta nie powiedział krytycznego słowa, a kilku, takich jak William Bennett, otwarcie ją pochwaliło – ale rzeczywiście biali konsumenci w ciągu kilku tygodni uczynili z niej bestseller, a jej główny autor, Charles Murray, stał się gwiazdą mediów. Taka jest troska białych o poczucie własnej wartości Czarnych.
Po trzecie, fakt, że sami Czarni w przeważającej mierze popierają akcję afirmatywną, pozostawia zwolenników argumentu na temat piętna z tylko jednym z dwóch możliwych przekonań do wyboru: albo że czarni są zbyt głupi, aby wyczuć własne interesy, albo zbyt tępi, aby dostrzec, jak źle są traktowani zniszczone przez akcję afirmatywną, lub alternatywnie, że czarni są tak łatwowierni (a przez to także głupi), że dali się oszukać i poparli akcję afirmatywną przez spiskujących działaczy na rzecz praw obywatelskich.
Tak czy inaczej, argument ten wymaga wiary w ignorancję Czarnych i ich całkowitą niezdolność do racjonalnego myślenia. Takie stanowisko jest oczywiście kategorycznie rasistowskie, nie wspominając o całkowicie nudnym.
Co więcej, wszelkie piętno, jakie można by nawet teoretycznie wiązać z korzystaniem z akcji afirmatywnej, z pewnością znika, gdy ktoś będzie musiał sprawdzić się w pracy lub w szkole.
Rzeczywiście, osoby kolorowe dobrze wiedzą, że prawdopodobnie będą musiały pracować dwa razy ciężej, aby osiągnąć połowę tego celu lub zostać uznane za połowę tak dobre jak białe; i wiedzieli o tym na długo przed pojawieniem się akcji afirmatywnej. Ale przynajmniej dzięki akcji afirmatywnej dostają szansę na pracę dwa razy cięższą i zademonstrowanie swoich możliwości.
Co więcej, jeśli otrzymają tę szansę, osoby kolorowe staną na wysokości zadania. Kompleksowa analiza ponad 200 badań na temat wyników pracy beneficjentów akcji afirmatywnej, opublikowana kilka lat temu w czasopiśmie Journal of Economic Literature, wykazała, że wspomniani beneficjenci radzili sobie równie dobrze, a często lepiej, niż ich biali mężczyźni. To tyle, jeśli chodzi o piętno.
Gdyby ci pracownicy zaczęli wątpić we własne możliwości z powodu uderzenia w wyniku akcji afirmatywnej, z pewnością to zwątpienie przełożyłoby się na słabszą wydajność w pracy.
Co więcej, w zakresie, w jakim tacy beneficjenci radzą sobie w pracy na równi lub lepiej niż biali mężczyźni, wszelkie utrzymujące się uprzedzenia ze strony białych, takie jak przekonanie, że czarni są mniej zdolni i wykwalifikowani, nie mogą być obwiniane za akcję afirmatywną, lecz są raczej wina białej ignorancji i samego rasizmu.
Jeśli chodzi o wyniki w college'u, to samo jest prawdą. Tak, kolorowi uczniowie nie kończą szkół wyższych w tym samym tempie, co ich biali koledzy, ale to wcale nie oznacza, że byli mniej wykwalifikowani i dlatego zwątpili w swoje umiejętności po przyjęciu do szkół, które „przewyższyły ich poziom” dzięki akcja afirmatywna. W końcu na kilku czołowych uczelniach, w tym we wszystkich szkołach należących do Ivy League, wskaźniki ukończenia studiów przez osoby czarnoskóre i białe prawie się nie różnią.
Co więcej, nawet jeśli wskaźniki immatrykulacji znacznie się różnią, nie ma powodu podejrzewać, że ci kolorowi studenci zostaną napiętnowani pod względem akademickim.
Na przykład nawet czarni studenci z wynikami SAT 1400 lub lepszymi (z 1600) – mający „kwalifikacje” akademickie do uczęszczania do jakiejkolwiek szkoły – nie kończą wybranych przez siebie uczelni ze wskaźnikiem nawet dziewięciokrotnie wyższym niż ich biali koledzy .
Ponieważ byli to niewątpliwie zdolni studenci, należy winić za to inne czynniki, między innymi wrogi klimat rasowy lub poczucie izolacji na kampusach, w których dominują biali (oba przypadki zostały udokumentowane latami studiów) oraz częstsze problemy finansowe koloru.
Rzeczywiście, jak dokumentuje Dalton Conley w swojej przełomowej książce „Being Black, Living in the Red”, gdy status ekonomiczny rodziny, w tym majątek i pochodzenie, zostanie poddany kontroli (a zatem porównywani będą tylko naprawdę podobni czarnoskórzy i biali uczniowie), nie ma różnice rasowe między czarnymi i białymi pod względem liczby absolwentów szkół wyższych.
Zatem wszelkie luki w ukończeniu studiów można wytłumaczyć ekonomią, a nie piętnem związanym z akcją afirmatywną.
I na koniec należy zadać sobie pytanie, dlaczego nie ma podobnych obaw dotyczących poczucia własnej wartości białych?
Przecież historia białej Ameryki była historią akcji afirmatywnej; taki, w którym byliśmy nieprzerwanie traktowani preferencyjnie i nadal to robimy. Czy jednak ci, którzy wylewają krokodyle łzy nad stygmatyzującymi skutkami akcji afirmatywnej wobec osób kolorowych, również twierdzą, że biali, którzy czerpią korzyści z preferencji lub robili to w przeszłości, zostali napiętnowani?
Czy George W. Bush jest napiętnowany, ponieważ tata wysłał go do Yale?
Czy biali przedstawiciele pokolenia wyżu demograficznego, którzy obecnie dziedziczą po swoich rodzicach majątek i majątek wart prawie 10 bilionów dolarów – majątek zgromadzony w warunkach formalnego apartheidu i towarzyszącej mu preferencji dla białych – są napiętnowani otrzymaniem tego bogactwa?
Jeśli tak, kiedy zrzekną się bogactwa w imię zdrowia psychicznego, a jeśli nie, to dlaczego nie, skoro „preferencje” z natury są stygmatyzujące? Czy konserwatyści będą teraz dążyć do podniesienia podatku od spadków, być może do 100%, aby zaoszczędzić dzieciom z funduszy powierniczych lat kosztownej terapii z powodu ich zniszczonego obrazu siebie?
Konkluzja: jeśli czarni i brązowi ludzie są napiętnowani przez akcję afirmatywną, to my, biali, musimy być najbardziej nienawidzącą siebie grupą w okolicy. Lata przywilejów rasowych z pewnością doprowadziły nas do punktu bliskiego paraliżu, tak że dosłownie kręci nam się w głowie, gdy zastanawiamy się, jak w ogóle udaje nam się utrzymać w naszych codziennych obowiązkach.
Na szczęście istnieje rozwiązanie — sposób, w jaki biali mogą chronić swój wizerunek, co jasno wynika z niedawnego badania, które wykazało, że kandydaci do pracy o biało brzmiących nazwiskach są o pięćdziesiąt procent bardziej skłonni do zaproszenia na rozmowę kwalifikacyjną niż osoby o białych nazwiskach. czarno brzmiące nazwiska, nawet jeśli kandydaci mają identyczne kwalifikacje.
Biorąc pod uwagę nieuczciwe preferencje dla osób wyglądających na białych i piętno, jakie musi w związku z tym spotkać każdego Biffa, Skyler czy Chloe, zmuszone do zastanawiania się, czy dostali pracę ze względu na swoje liliowo-białe imiona, być może krytycy preferencji rasowych powinni zacząć kampanię na rzecz białych, mającą na celu zmianę naszych nazwisk na Tamika, Shamika, Andre i Tyrone, aby trochę wyrównać sytuację i uniknąć szkód, które w przeciwnym razie wyniknęłyby z nieuczciwego startu.
Lamonta Busha. Tak, to powinno wystarczyć.
Tim Wise jest antyrasistowskim pedagogiem, eseistą, aktywistą i ojcem. Można się z nim skontaktować pod adresem [email chroniony]