W roku 2042 zostanie opublikowana ustna historia istniejącej wówczas 25-letniej organizacji/projektu Revolutionary Participatory Society w USA. Książka składa się z piętnastu rozdziałów, w których zawarto fragmenty i uporządkowanie spostrzeżeń uzyskanych z osiemnastu wywiadów, aby przedstawić wydarzenia i pomysły w sekwencyjny, kompleksowy sposób.
Ze względu na nieznaną dynamikę wstęp do książki, zawarte w niej 18 wywiadów źródłowych, a nawet szkice rozdziałów zaczęły pojawiać się obecnie za pośrednictwem poczty elektronicznej. Strona internetowa pod adresem http://rps2044.org przedstawia więcej na temat projektu, jego celów i sposobów powiązania z nim, a także oferuje więcej na temat jego treści.
W każdym razie osoba przeprowadzająca wywiad nazywa się Miguel Guevara, a rozmówca w tym artykule nazywa się Mark Feynman. Rok ich spotkania to 2041. Wywiad jest niemal dosłowną transkrypcją. Ponadto, ponieważ wywiadów jest 18 i ponieważ Guevara będzie starał się unikać niepotrzebnego nakładania się tematów, żaden z wywiadów nie jest niczym więcej niż tylko aspektem większej całości.
– Michał Albert
Marku Feynmanie, urodziłeś się w 1990 roku i z zawodu zostałeś pielęgniarzem. Od początku byłeś bardzo zdecydowanym zwolennikiem polityki klasy robotniczej i podkreślania powiązań między pielęgniarkami i lekarzami oraz między pracownikami a członkami klasy koordynatorów. Działasz w RPS od samego początku i odgrywasz kluczową rolę zarówno w jej zobowiązaniach klasowych, jak i organizowaniu się w miejscu pracy i w środowisku pracowniczym. Dziękuję za spotkanie z nami i zastanawiam się, czy mógłbyś zacząć od opowiedzenia nam, w jaki sposób się zaangażowałeś i jakie były Twoje działania na początku po konwencji?
Na konwencję założycielską poszłam jako pielęgniarka z klasy robotniczej, już wrogo nastawiona do żądzy zysku i hierarchii korporacyjnej. Nie wiedziałem, czy konwencja w ogóle dostrzeże takie obawy, a tym bardziej uszanuje je i podniesie na duchu, ale i tak poszedłem. I byłem bardzo miło zaskoczony.
Pielęgniarki stanowczo mówiły, że nienawidzimy złej opieki zdrowotnej. Chcemy lepiej. Powinniśmy być częścią zapewniania czegoś lepszego. Powinniśmy być szanowani. Trzeba położyć kres absurdalnemu przydzielaniu większości władzy i dochodów lekarzom kosztem pielęgniarek, techników i osób wykonujących inną pracę w szpitalach.
Na konwencji pielęgniarki spotkały się, porozmawiały, a dzięki dzieleniu się naszymi poglądami nabrały pewności siebie i siły. Byliśmy podekscytowani programem, który się pojawił i szybko zdecydowaliśmy się założyć Health Care Workers United… ruch na rzecz lepszego zdrowia dla wszystkich, łącznie z nami.
Po konwencji HCWU stała się bojowym, wielokierunkowym ruchem mającym na celu organizowanie miejsc pracy i wygrywanie szerszych reform polityki zdrowotnej. Zbadaliśmy i dowiedzieliśmy się o naszej pracy i jej logice finansowej, a zwłaszcza o podejściu pracowników służby zdrowia do ich warunków. Zyskaliśmy poparcie i wkrótce rozpoczęliśmy pozytywne kampanie.
Jaki był Twój stosunek do lekarzy? Co Twoim zdaniem należy zrobić w związku z kontaktem między lekarzami i pielęgniarkami?
Lekarz omawiający wirusy lub nerki był prawdopodobnie dość bystry. Lekarz omawiający programy socjalne, a nawet charakter szpitala, w którym pracował, może być takim samym ignorantem jak inny facet, a nawet większym. Podczas kongresu miało miejsce jedno wydarzenie, które później powtórzyło się w szpitalach w całym kraju, i które szczególnie zapadło mi w pamięć i które odpowiada na Twoje pytanie. Po tym jak my, pielęgniarki, odbyliśmy kilka sesji i lekarze również, zaprosiliśmy lekarzy, aby przyszli i wzięli udział w jednej z naszych, abyśmy wszyscy byli razem. I to było intensywne.
Sztuka polegała na tym, żeby wykazać się uczciwością – inaczej nie byłoby z tego żadnej korzyści. Więc jedna pielęgniarka – OK, to byłam ja – wstała i zaczęła działać. Powiedziałem ogólnie: spójrz, oczywiście szanujemy twoją pracę, ale uważamy, że jesteś zbyt przepłacany, zbyt potężny, zbyt opiekuńczy wobec siebie i zbyt apodyktyczny wobec nas. Mógłbym być tu z Państwem i świętować nasz wspólny gniew z powodu chęci zysku szpitala, ale uważam za oczywiste, że możemy osiągnąć w tej sprawie jedność. Chcę wiedzieć, czy naprawdę myślicie, że jesteście lekarzami, a my pielęgniarkami, bo jesteście w jakiś sposób lepsi? Bo jesteśmy w jakiś sposób gorsi? Czy naprawdę myślisz, że zasługujesz na większe dochody, większy status i większą władzę? A może rozumiesz, że masz te świadczenia, bo je wziąłeś, mimo że nie było ku temu żadnego uzasadnienia?
To było odważne. Co się stało?
Rozpętało się piekło. Czy mieli lepsze dochody i większą władzę z powodu jakiejś różnicy w talentach i możliwościach zdobywania wiedzy, czy też z powodu luki w wysiłkach, czy też było to spowodowane monopolizującymi, wzmacniającymi okolicznościami?
Czy różnica w wykonywanych przez nas zadaniach uzasadniała różnicę w dochodach i władzy? A może różnica w zadaniach – i w naszych okolicznościach na wcześniejszym etapie życia – doprowadziła do różnic w umiejętnościach i środkach zdobywania wiedzy, co z kolei wymusiło różnice w dochodach i władzy? Czy różnica w naszych zadaniach podtrzymywała, ale nie uzasadniała różnicy w naszych dochodach i wpływach?
Ludzie rozmawiali. Było gorąco, ale poczyniono znaczne postępy. I coś stało się oczywiste w sposób, którego nikt z nas wcześniej nie doświadczył. Nie była to złość, napięcie, obrona i racjonalizacja. Każdy tego doświadczył. Była to świadomość, jak trudno będzie to wszystko przezwyciężyć, ale i jak bardzo będzie to ważne. Było zrozumiałe, że musimy wyeliminować ten podział klasowy. Musieliśmy zaangażować obecnych członków klasy koordynatorów w RPS, tak aby nie dominowali w RPS.
Właśnie tam tego dnia wiele pielęgniarek zdało sobie sprawę, że ten program może stanowić nasz główny wkład w RPS i że nie będzie to łatwe. Lekarze, a jeśli już o tym mowa, członkowie klasy koordynatorów, zazwyczaj bronili swoich zalet. Wierzyli, że zostali odpowiednio wzmocnieni i nagrodzeni. Myśleli, że pomogli tym na dole. Wielu nawet uważało, że ci na dole powinni być wdzięczni i nie należeć do ruchu na rzecz lepszego społeczeństwa. Uważali nas za zbyt głupich i zaściankowych. Uważali, że chociaż powinniśmy pomóc ruchowi na rzecz nowego społeczeństwa, nie powinniśmy mieć w nim żadnego wpływu na podejmowanie decyzji.
Równolegle przeszkodą na drodze do sukcesu było to, że my, pielęgniarki i inni pracownicy, często akceptowaliśmy naszą niezdolność do wykonywania pracy wzmacniającej jako wynikającą z biologii i akceptowaliśmy ją jako uzasadniającą mniejsze dochody. Albo jeśli nie byliśmy uległi, to często byliśmy tak wściekli na lekarzy, że nie tylko chcieliśmy, żeby nami nie rządzili, co było koniecznym pragnieniem, ale także poza RPS. Była to postawa zrozumiała, ale mało konstruktywna. Co gorsza, byliśmy tak źli na lekarzy, że czasami nawet odrzucaliśmy same szkolenia, wiedzę i umiejętności, a nie tylko ich monopolizację i wypaczanie.
Wiem, że nie było to zupełnie nowe zjawisko, ale czy tylko pielęgniarki zajęły się tym problemem, czy też pojawiło się to również w inny sposób i w innych obszarach?
To zderzenie i związane z nim spostrzeżenia istniały od wieków, były nazywane i omawiane przez dziesięciolecia, choć zawsze na marginesie lewicy. Myślę, że znaczące miejsce pielęgniarek w rozwoju tej kwestii wynikało z faktu, że chociaż pielęgniarki zostały zdegradowane do podporządkowania klasy robotniczej, w rzeczywistości ich praca nie była tak skuteczna, jak większość zawodów klasy robotniczej w pozbawianiu ich władzy. Role pielęgniarek obejmowały interakcje społeczne i odpowiedzialność za innych ludzi. Pielęgniarki, podobnie jak inni pracownicy, były podporządkowane, ale były też mniej uspołecznione i osłabione. Byliśmy mniej skłonni niż inni pracownicy do akceptowania naszego podporządkowania lub do fatalistycznego podejścia do niego.
Niemniej jednak trudność w poważnym zajęciu się tymi konkretnymi kwestiami była nieodłącznym elementem tematu. Z jednej strony jako aktywista nie chciałeś zrazić do siebie 20% populacji, która posiada niezwykle ważną wiedzę niezbędną do zmiany społecznej. Nie chciałeś zantagonizować ich, aby bojowo wspierali status quo i odrzucali zmiany. Często oznaczało to, że aktywiści przykrywali nasze prawdziwe uczucia. Ale nawet gdy niektórzy z nas wykraczaliby poza to i staraliby się zyskać widoczność dla swoich poglądów, naszym sposobem na zdobycie szerokiej uwagi była głównie publiczna wymiana pomysłów – a na lewicy odbywałoby się to głównie za pośrednictwem postępowych mediów. Jednak tego rodzaju dyskusja na temat różnic w klasie koordynatorów i klasie robotniczej była niezwykle trudna do osiągnięcia.
Dlaczego?
Analogia pomogła mi to zrozumieć. Nie widzimy, żeby media głównego nurtu często kwestionowały prywatną własność miejsc pracy. Potentaci medialni zawetowali tę kwestię jako główny temat, a nawet w ogóle. Samozachowawczość elit uniemożliwia poważne skupienie się na strukturach, które wywyższają elity. Uwaga mediów poświęcona bolączkom własności prywatnej pochodzi w znacznie większym stopniu od mediów alternatywnych niż od czegokolwiek głównego nurtu.
No dobrze, ale w lewicy, nawet w naszych alternatywnych mediach, przed RPS-em problem relacji klasowych robotnik-koordynator był prawie zupełnie nieobecny. Powód był taki sam, jak dla którego media głównego nurtu niemal całkowicie wykluczyły dyskusję na temat własności prywatnej. Ludzie rzadko przyjmują krytykę samych siebie, zwłaszcza gdy podważa ona ich bogactwo i władzę, a może jeszcze bardziej, gdy podważa ich wizerunek. Zatem lewicowe media, zazwyczaj prowadzone przez ludzi będących członkami klasy koordynatorów, zarówno ze względu na swoją pozycję w mediach, jak i ze względu na pochodzenie, nie miały oczu na własne, klasowe uprzedzenia.
Zjawisko to istniało od dawna, ale zainteresowanie opinii publicznej było minimalne. Jednak w miarę jak RPS nabrało kształtu, problem stał się bardziej widoczny. Było to częściowo spowodowane tym, że pierwsi organizatorzy RPS pracowali nad jego wprowadzeniem. Ale innym czynnikiem było wcześniejsze ujawnienie się tej kwestii klasowej w kampanii Trumpa/Clintona zaledwie kilka lat wcześniej.
Pamiętajcie, że lata 2016–2017 to czas, w którym w USA i Europie powstawali reakcjoniści, a nawet faszyści. W Wielkiej Brytanii brexit podsycił i rozbudził nienawiść. Faszyści zwyciężyli lub prawie zwyciężyli w Austrii, na Węgrzech, w Polsce, Włoszech, Francji i innych krajach. A w USA Trump zyskał w sondażach, a następnie wygrał. Syriza rosła w Grecji, Podemos w Hiszpanii, Corbyn w Wielkiej Brytanii i Sanders w USA, ale potem każdy z nich również poniósł porażki.
Niewłaściwie umiejscowiony sprzeciw wobec imigrantów i rażący rasizm wywołał reakcyjny sprzeciw, podobnie jak złość na elity za ich narzucające upadek usług, podczas gdy gromadziły one niezliczone bogactwa. Obłudne kłamstwa z góry konfrontują się z uzasadnionymi pragnieniami z dołu. Elity zorganizowane, aby odeprzeć lub zmiażdżyć opozycję. Radykałowie zastanawiali się, czy produkt końcowy będzie reakcyjny czy rewolucyjny? Próbowaliśmy zrozumieć, jak pokonać ten podział.
Wiedzieliśmy, że postępowe idee i siły przez dziesięciolecia odnosiły poważne sukcesy w kwestiach rasy, płci i seksualności. Nie wygraliśmy wszystkiego, czego chcieliśmy, ale wygraliśmy całkiem sporo. Ale wiedzieliśmy też, że osiągnęliśmy znacznie mniej pod względem klasowym. Jeśli chodzi o zajęcia, nie poruszyliśmy niczego porównywalnego pod względem zakresu i złożoności do zakresu kwestii, o które regularnie toczyli działacze antyrasistowscy i antyseksistowscy.
Wiele osób, które pracowały w RPS, a także wiele innych osób, stanęło przed pytaniem. Jak wyjaśnimy poparcie klasy robotniczej dla Trumpa i równoległą względną nieskuteczność postępowców w pozyskiwaniu aktywizmu klasy robotniczej i co z tym zrobimy?
Wiedzieliśmy, że część poparcia Trumpa (i nieco wcześniejszego głosowania w sprawie Brexitu w Wielkiej Brytanii oraz wzrostu liczby partii faszystowskich w Europie) wynikała z nieuzasadnionej obawy przed imigracją oraz z rasistowskiej, imperialnej tęsknoty za przeszłym triumfalizmem. Wiedzieliśmy jednak również, że inna część wynikała z uzasadnionego gniewu pracowników, że ich sytuacja ekonomiczna jest gorsza niż przez pół wieku z powodu chciwości elit politycznych i gospodarczych.
Ale Donald Trump był miliarderem i ani przez sekundę temu nie zaprzeczał. Biorąc pod uwagę, że duża część gniewu podsycającego jego elektorat dotyczyła zubożenia gospodarczego, dlaczego jego zwolennicy z klasy robotniczej agresywnie związali się z jednym z głównych praktyków kapitalizmu zubożających innych?
Istnieją filmy, które pokazują, jak pierwsi zwolennicy Trumpa są pytani, co by musieli zrobić, aby na niego nie głosowali. Czy nie głosowałbyś na Trumpa, gdyby wycofał się z niektórych obietnic? Gdyby okazało się, że w przeszłości był oszustem? Gdyby okazało się, że był okropny wobec pracowników? Gdyby okazało się, że ma tatuaż ze swastyką? Wszyscy respondenci powiedzieli, że nie, nadal głosowaliby na niego.
OK, czy nie głosowałbyś na niego, gdyby okazało się, że w przeszłości kogoś zgwałcił? Jeśli zabił kogoś w miejscu publicznym? Gdyby powiedział, że pragnie użyć bomby atomowej? Pytania stały się bardziej agresywne, ponieważ odpowiedź od osoby do końca brzmiała: nie, nadal głosowałbym na niego. On jest moim facetem.
Eksperci wyśmiewali i wyśmiewali tę solidność poparcia, choć kiedy Trump wygrał i nastąpiły tylko nieco mniej dramatyczne rewelacje, okazało się, że wielu jego zwolenników przynajmniej przez jakiś czas przetrwało, tak jak zapewniali. Co gorsza, szydzenie i wyśmiewanie ich podsycało nieustępliwość ich poparcia dla Trumpa.
Musieliśmy zrozumieć, jak zwolennicy Trumpa mogli być tak wściekli na swoją osobistą trudną sytuację gospodarczą – a byli – oraz na media i rząd – a byli – a jednocześnie być tak niezłomnie, niezachwianie i nieustępliwie pozytywnie nastawieni do bigoteryjnego miliardera – co wielu uważało za . Co się stało ze świadomością klasową?
Odpowiedzią, która zaczęła przyciągać uwagę, był pomysł, że świadomość klasowa odgrywa dużą rolę, choć nie taką, jakiej oczekiwała większość lewicowców.
Namiętny gniew na elity, jaki przetaczał się przez znaczną część zwolenników Trumpa – widoczny w Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Francji, Austrii, Włoszech, Grecji i Polsce – był w rzeczywistości świadomą klasową wrogością wobec postrzeganego wroga klasowego. Ale wrogiem klasowym nie byli głównie kapitaliści.
Większość ludzi pracy nigdy osobiście nie spotkała kapitalisty, ale rutynowo spotykała lekarzy, prawników, księgowych, inżynierów i inne osoby, które wykonują bardzo dającą władzę pracę związaną z powiązanym statusem i bogactwem. Ci upełnomocnieni ludzie tworzą, jak RPS nazywa klasę koordynatorów, która stanowi około 20% populacji. Pracownicy codziennie służą tym ludziom, są im posłuszni i uzyskują od nich skromne, ale absolutnie niezbędne korzyści, choć w sposób paternalistyczny i muszą akceptować poniżające zasady i zawyżone wynagrodzenia. Przez tych ludzi jesteśmy rutynowo traktowani jak dzieci lub gorzej. I tak, kiedy mówimy o ogólnie uśrednionych postawach – zazwyczaj gardzimy tymi ludźmi, mimo że często musimy na nich polegać i być im posłuszni.
Sam się tak czujesz, nawet teraz i wtedy też?
Tak, absolutnie. Jako pracownicy widzimy korzyści, jakie czerpią członkowie klasy koordynatorów. Często chcemy, aby nasze dzieci uciekły z rodzinnego sąsiedztwa i lokalnych pracodawców, aby zostały lekarzem, prawnikiem, inżynierem lub kimkolwiek innym, niezależnie od tego, jak rzadko się to zdarza, biorąc pod uwagę społeczne definicje zawodów i niezwykle różne warunki, w jakich ludzie spotykają się dorastając. Mamy tendencję do gardzenia tymi ludźmi, a mimo to chcemy, aby nasze dzieci stały się nimi.
Kiedy chodzę po ulicach, w centrum handlowym, idę do lekarza lub w pracy, nie spotykam kapitalistów, ale spotykam typy koordynatorów, którzy ubierają się inaczej, mówią inaczej, lubią różne filmy i programy i którzy oczekują aby ludzie z klasy robotniczej schodzili im z drogi lub wykonywali ich instrukcje, gdy wykonujemy nasze poniżające zadania.
Pracownicy nienawidzą, gdy im się administruje, którymi się nimi kieruje, pozbawia się ich mocy, uważa się ich za gorszych i głupich oraz paternalizuje się – ale przyzwyczajamy się też do znoszenia tego wszystkiego, aby przetrwać. Aklimatyzacja przynosi efekty. W końcu wszyscy stajemy się tym, co robimy.
Tak, nienawidzę swojej nędzy materialnej i warunków pracy, ale grupa ludzi, których na co dzień doświadczam jako przynajmniej w części odpowiedzialnych za moją osobistą sytuację i czerpiących z niej korzyści, a która często jest wobec mnie surowo uwłaczająca i lekceważąca, bezpośrednio wobec mnie, uszy i oczy, to grupa uprawnionych aktorów w gospodarce, klasa koordynatorów, a nie właściciele.
Ale w jaki sposób oglądanie tego wszystkiego wyjaśnia cokolwiek na temat Trumpa, a nawet bardziej to, co nazwałeś lewicowcami względny brak powodzenia w dotarciu do okręgów wyborczych klasy robotniczej?
Wyborcy Trumpa wierzyli, że Trump jest dobrym człowiekiem, przyjaznym i nieubłaganie szczerym, chociaż w rzeczywistości – nawet jeśli odłożymy na bok jego poglądy polityczne – był okropnym facetem, tyranem i systematycznie nieuczciwym. Jednak w opinii wielu pracowników Trumpa wyróżniał fakt, że nie maskował się. Nie był kłamliwym hipokrytą. Nie emanował akademicką arogancją. Strzelił prosto. Był twardy i gotowy do walki. Nie był obłudnym, aroganckim, lekceważącym, akademickim typem koordynatora – jak Clinton – który schlebiałby pracownikom, mówił o ich bólu, twierdził, że ich wspiera, ale którego pracownicy wewnętrznie czuli, że po prostu go to nie obchodziło. ludzi pracy i która była tak klasowa, że było to widoczne w sposobie, w jaki chodziła, w sposobie, w jaki mówiła, w samym powietrzu, które ją otaczało, a wszystko to tak odmienne od sposobu chodzenia, mówienia i otaczającego powietrza Trumpa, nawet jeśli Nie przedstawiłem dodatkowych dowodów na to, że nazywam wyborców Trumpa – czyli ostatecznie jakieś 60 milionów ludzi – koszykiem godnych ubolewania.
I, co smutne, że to, jak postrzeganie go przez zwolenników Trumpa, a czasem nawet miłość do niego, było straszliwie niewłaściwie umiejscowione – chociaż, szczerze mówiąc, nie różniło się to zbytnio pod tym względem, że opierało się na osobistych wrażeniach, a nie na konkretnych dowodach niż na miłości, jaką wielu Czarnych współczucia dla Clintonów ze względu na osobowość Clintona – niechęć zwolenników Trumpa do menedżerów, lekarzy, prawników, inżynierów i księgowych, którzy zarabiają wielokrotnie więcej niż pracownicy i którzy mają władzę i wpływy przyćmiewające i podwładnych pracowników oraz którzy traktują pracowników jak dzieci lub głupców i którzy nie mają żadnej prawdziwej empatii dla pracowników, a jedynie namacalne poczucie własnego świętości, niż to, do czego się należy, było najczęściej więcej niż uzasadnione.
Chociaż wrogość klasy robotniczej wobec tego, co nazywali PC, czyli poprawnością polityczną, była niezaprzeczalnie czasami rasistowska lub seksistowska, prawie zawsze była wrogo nastawiona do klasy, która miała wszelkiego rodzaju zasady i normy, których pracownicy muszą przestrzegać. Nasza wrogość skupiała się na tych, którzy używali zasad, fantazyjnych manier i niejasnego języka, aby górować nad nami, panować nad nami i bronić swoich prerogatyw klasowych naszym kosztem.
Kierując się takimi poglądami, niektórzy z nas myśleli o wyborach na długo przed głosowaniem i zdecydowali, że gdyby Sanders kandydował przeciwko Trumpowi, mógłby i będzie apelował bezpośrednio do wyborców Trumpa, a kiedy zrobi to podczas bezpośredniej wymiany zdań z Trumpem, ci wyborcy go usłyszą. Sanders wydawał się im troskliwy, uczciwy i twardy – nie z powodu pozy, ale dlatego, że w rzeczywistości był opiekuńczy, uczciwy i twardy. Sanders miałby odpowiedzi, które zwolennicy Trumpa naprawdę chcieliby usłyszeć.
Z kolei w przypadku zwycięstwa Sandersa zwolennicy Trumpa nie odczuliby, że zostali zlekceważeni. Wręcz przeciwnie, skończyliby na wspieraniu Sandersa, a jeśli nie, to przynajmniej szanowaliby go i lubili. Ich świadomość klasowa wszelkiego rodzaju nadal byłaby żywa, co byłoby bardzo dobre, ale rozbudziłaby się w nich także nadzieja i skierowaliby się w stronę przeciwstawiania się rzeczywistym niesprawiedliwościom i szukaniu prawdziwych rozwiązań, zamiast robić z kozłów ofiarnych inne ofiary niesprawiedliwości.
Jednak w przypadku pokonania Trumpa przez Clinton obawialiśmy się, że może to przynieść zupełnie inny trend, mimo że z niezliczonych innych powodów pokonanie Trumpa było dla niej niezbędne. Dla białych facetów z klasy robotniczej, a także dla wielu kobiet z tej klasy, Clinton był pogardzanym archetypem, aroganckim, akademickim, szefem. Słyszeli, jak werbalnie celebrowała solidarność, ale widzieli styl i sposób bycia, który zadał kłam tej solidarności. To prawda, że seksizm wzmagał u niektórych nienawiść do Clintona, ale nawet bez seksizmu Clinton i znaczna część społeczeństwa to była ropa i woda.
O ile Clinton nie dokona niemal cudu w kwestii swojej treści, a jeszcze bardziej stylu, myśleliśmy, że mężczyźni z klasy robotniczej, a także wiele kobiet z klasy robotniczej, nie usłyszą niczego, co mówi, nawet gdyby próbowała się z nimi porozumieć. I to był najlepszy przypadek. Bardziej prawdopodobne było, że obawialiśmy się, że wyczuje ich wrogość i opracuje kampanię ukierunkowaną na głosy Czarnych, głosów Latynosów, głosów Azjatów, głosów kobiet i głosów młodych, która w zasadzie będzie ignorowana i stale wyśmiewana koordynatorskim i paternalistycznym tonem zwolenników Trumpa . I w takim przypadku, gdyby Clinton wygrała w ten sposób – a w tym koszmarnym horrorze, z którym mieliśmy do czynienia, musieliśmy mieć nadzieję, że rzeczywiście zwycięży – podczas gdy jej zwycięstwo pozbawiłoby Trumpa władzy i uniemożliwiłoby prawicowej machinie zdominowanie społeczeństwa życiu zwolennicy Trumpa poczują się jeszcze bardziej wściekli i bardziej gotowi do walki niż wcześniej. Po raz kolejny zostaliby zignorowani. I tak zjawisko prawicowego populizmu zmierzającego w stronę faszyzmu nie zostałoby odparte na zawsze, a jedynie utknęłoby w martwym punkcie, a jednocześnie się zaostrzyło.
Chodzi mi o to, że nasze myślenie w tamtym czasie, oczywiście na długo przed pierwszą konwencją RPS, a także przed głosowaniem Trumpa/Clintona i zwycięstwem Trumpa w kolegium elektorów, już orientowało nas na zwrócenie dużej uwagi na dynamikę klas koordynatorów w obszarach społecznych i ruchowych życie.
Jeszcze bardziej istotne w kontekście tego, co nastąpiło później, podczas kampanii, a więc na długo przed konwencją RPS, zastanawialiśmy się, dlaczego siły postępowe i radykalne nie miały większego zasięgu w społecznościach klasy robotniczej. Dlaczego znacznie dokładniejsze odpowiedzi, jakich od dawna udzielali lewicowi komentatorzy na temat stanu życia białej klasy robotniczej, oraz znacznie bardziej wspierająca historia działalności lewicowych organizatorów wokół aktywizmu związkowego, nie odbiły się większym echem wśród klasy robotniczej niż Trump, właściciel miliarder, który traktował pracowników z pogardą? Jak to możliwe, spojrzeliśmy w lustro i zadaliśmy sobie pytanie, że dziesięciolecia organizowania się sprawiły, że tak wielu mężczyzn i kobiet z klasy robotniczej było podatnych na tego maniaka?
Pytanie było stare, ale kontekst był nowy i pilny. Jedna z odpowiedzi, rzadko wyrażana głośno, ale bardzo często myślana, była po prostu taka, że pracownicy, zwłaszcza biali i mężczyźni, ale w rzeczywistości wszyscy z nich byli po prostu zbyt głupi, zbyt ograniczeni lub zbyt łatwo manipulowani, aby dojść do postępowych, znacznie mniej lewicowych stanowisk i zobowiązania. Oczywiście to wyjaśnienie, czy to wyrażone wprost, czy tylko w sposób dorozumiany, czy nawet przejawiające się jedynie w wyrazie i tonie, było częścią problemu. Rozważając to, wiedzieliśmy, że problem nie dotyczy głównie ostatnich sześciu miesięcy czy roku. Było to mniej więcej przez ostatnie pięćdziesiąt lat. W tym czasie zdaliśmy sobie sprawę, że jakkolwiek niewygodne było to przyznanie dla aktywistów, nasze ruchy często sprawiały wrażenie, że nie są zjednoczone z pracownikami, nie są identyfikowane z pracownikami ani kierowane przez pracowników. Rzeczywiście, nasze ruchy często wydawały się zakorzenione w powiązaniach, założeniach i wartościach klas koordynatorów. Nasze ruchy często miały maniery, styl, ton, gust, słownictwo, a nawet priorytety polityczne lekceważące ludzi pracy. I zdaliśmy sobie sprawę, że było to oczywiste dla świadomych klasowo pracowników, nawet gdy jakiś kandydat, organizator antynuklearny, radykalny lub bezmyślny ideolog z kampusu powiedział „pieprzyć 1% i bronić pracowników” – ponieważ inny dobór słów, sformułowań i stylu po lewej stronie mówił: „czekaj”. , nie jestem jednym z Was.
Zdaliśmy sobie sprawę, że pracownicy często słyszeli od wielu z nas – nie wprost, ale na podstawie naszego tonu, sposobu bycia i stylu – a czasem nawet w naszych oświadczeniach politycznych – że jesteśmy początkującymi menedżerami, prawnikami i lekarzami. I że o tym wiedzieliśmy. I że patrzyliśmy na nich z góry, myśląc, że poglądy pracowników są głupie i że potrzebują naszych wskazówek, naszych instrukcji.
Lewacy dużo mówili o właścicielach i pogoni za zyskiem, ale ostatecznie często nie wykazaliśmy zainteresowania zmianą relacji między naszą klasą, lub naszą klasą, klasą koordynatorów, a ich klasą, klasą robotniczą, a tym bardziej żadnego zainteresowania wyeliminowaniem tej klasy całkowicie różnica.
Dlaczego więc tak wielu lewicowców było zaskoczonych, że nasza leżąca u podstaw rzeczywistość różnic oraz nasze lekceważące i oczerniające podejście razem stworzyły gigantyczną przeszkodę na drodze do jedności, a nawet do wzajemnego słuchania się z najmniejszym poczuciem empatii i zrozumienia?
Całkowicie niezwykłe, przynajmniej w moich oczach, było to, że przez dziesięciolecia kobiety i Murzyni wykazali całą spostrzegawczość w odniesieniu do relacji ucisku między okręgami wyborczymi, niezbędną do dostrzeżenia dynamiki klasizmu koordynatorów/robotników. Gdyby aktywiści przenieśli swoją zdolność dostrzegania międzyludzkiej elitarności, zbiorowego oczerniania kulturowego, nierówności materialnych i wykluczenia w podejmowaniu decyzji typowych dla hierarchii rasowych i płciowych na badanie relacji hierarchia koordynator/pracownik, problem zostałby rozwiązany . Ale rok po roku, a nawet dekada po dekadzie, tak się nie stało.
To było coś do rozważenia. I w końcu wiele osób zaczęło o tym myśleć. I tak choć uznanie znaczenia dynamiki klasy koordynatorów przez długi czas znajdowało się na peryferiach lewicowej dyskusji, wybory w 2016 r., a następnie pojawienie się pielęgniarek podnoszących tę kwestię pomogły wysunąć ją na pierwszy plan, dzięki czemu mogła odegrać dużą rolę w konwencji RPS, podczas naszej sesji z lekarzami, a następnie w formie pisemnej w RPS.
Mark, opieka zdrowotna częściowo zależy od tego, co dzieje się w szpitalach, ale dotyczy także firm dostarczających leki i tego, w jaki sposób reszta społeczeństwa wytwarza zdrowie lub chorobę. Jakie były początkowe skłonności do każdego z nich?
Cóż, objawienie klasowe i oczywiście od dawna podobne spostrzeżenia na temat rasy i płci odegrały dużą rolę. Prawda była taka, że nie można przebywać w szpitalu i codziennie widzieć straszliwego zaprzeczenia i deprywacji i ani odizolować się od odczuwania czegokolwiek wielkiego – co było przyjętym podejściem, co było również zrozumiałe jako sposób na funkcjonowanie – lub czuć się oburzony, a potem spróbuj coś zmienić.
W końcu jak często można zobaczyć skutki zanieczyszczeń i substancji rakotwórczych, zbyt drogiej opieki i uzasadnionej wrogości wobec władz oferujących opiekę, broni i strzelanin, gangów i narkotyków, głodu, chorób wywołanych zawyżaniem zysków cen leków i nadużywania leków na umysł i antybiotyków, a nie tracić skupienia i popadać w depresję lub działać w opozycji – chyba że zablokujesz się przed uczuciami, co oczywiście pozwoli ci funkcjonować prywatnie i osobiście jako lekarz szerzej, po prostu dodałoby to kontekst, który wytwarza wszystkie bolączki.
Kiedyś pojechałem do Indii, a właściwie trochę wcześniej, na spotkanie. Byłem w Bombaju, podróżując z bardzo znanym indyjskim działaczem rewolucyjnym. Jechaliśmy gdzieś, nie pamiętam, a na ulicy na każdym przystanku wychodzili żebracy, prosząc o pomoc. To był okropny widok – byli utalentowani w swoim powołaniu i rutynowo wysyłali najgorszego spośród siebie – a w każdym razie tego, który wyglądał gorzej – aby zaczepił cudzoziemca, którym byłem ja.
W miarę jak jechaliśmy przez miasto, byłem coraz bardziej przygnębiony i przygnębiony, ale mój gospodarz zachowywał się, jakby nic się nie działo. Więc w końcu zapytałem, jak ona to wytrzymuje. Powiedziała mi, że musi dosłownie oślepnąć na to. Musiała tego nie widzieć i nie czuć. Musiała to wyciszyć, wyłączyć się i podążać dalej swoją ścieżką. I widziałem, że to prawda. Musiała to zrobić, bo inaczej ból i ogrom tego wszystkiego ją unieruchomiły. Ale oczywiście większość osób, które wybrały tę drogę do zdrowego rozsądku, rozwinęła pełzający chłód ducha i duszy. Rozwijanie umiejętności odwracania wzroku może się rozprzestrzenić i zastygnąć w całkowitą beznamiętność. Może stać się antyspołeczne lub gorzej. Moja eskorta aktywistki była rzadkim wyjątkiem, ale jej podążanie lepszą ścieżką nie zaprzeczyło tej obserwacji.
Innym razem rozmawiałem z wybitnym działaczem epoki Nowej Lewicy, który opowiedział, jak przez kolejne dekady nie potrafił zachować tego stopnia wrażliwości i otwartości na rzeczywistość, jaki odczuwał wcześniej. Wyjaśnił, że w latach sześćdziesiątych i na początku siedemdziesiątych mógł działać, mógł robić różne rzeczy, więc wczuł się w otaczającą go rzeczywistość, zwrócił się w stronę swojego pełnego poczucia ludzkiej solidarności i przyjął ówczesną bojowo-radykalną ścieżkę, co pozwoliło mu w pełni wyrazić swoją złość i pragnienia. Ale później ten rynek zbytu w dużej mierze zniknął. Mógł być dysydentem, to prawda, ale wyrażenie skali oburzenia i poziomu solidarności, na jaki pozwolił sobie wcześniej poczuć, nie odbiłoby się na nim ani nie byłoby produktywne, a nie będąc w stanie tego wyrazić, nie mógł pozwolić sobie na to poczuć . Tak więc, podobnie jak indyjski aktywista, on również musiał powstrzymać swoją empatię.
Kiedy pomyślałem o tych przykładach, zdałem sobie sprawę, że w moim szpitalu prawie się nie różniliśmy. Zrodziło to podobną autocenzurę emocji oraz ludzką solidarność i oburzenie, abyśmy mogli być skuteczni w ograniczonym kontekście. Widziałem, że ta cenzura wrażliwości była całkowicie rozsądna, aby uniknąć utraty zdrowia psychicznego i móc funkcjonować, ale widziałem też, że w dużej mierze autocenzura naszej wrażliwości była potężnym mechanizmem podtrzymującym system.
Tym, co przezwycięża tę okrutną dynamikę, jest jedynie masowy aktywizm, który tworzy kontekst pozwalający na wyłonienie się i rozwój prawdziwej i pełnej wrażliwości. Wczesne ruchy wokół zdrowia i wokół programu zdrowotnego RPS zaczęły zadawać bardzo proste pytania. Jakie zasady, zachowania, nawyki i wymagania społeczne powodują, że ludzie są niezdrowi? Jakie zmiany mogłyby poprawić sytuację i położyć podwaliny pod dalszy rozwój? I to zdziałało cuda.
Następnie nastąpiły różne bojkoty niezdrowych produktów i ich producentów. Następnie podjęliśmy żądania dotyczące cen leków i namawiania lekarzy do wypisywania nadmiernych recept, a także zajęliśmy się polityką lekarzy. Podjęliśmy jednoosobową opiekę zdrowotną i zainicjowaliśmy masowe akcje mające na celu zapewnienie doskonałej opieki zdrowotnej na obszarach wiejskich i o niskich dochodach, w leczeniu dzieci w szkołach, w programach przedszkolnych iw diecie.
Krajowy Marsz Pielęgniarek w 2027 r. był kluczowym punktem zwrotnym. 200,000 XNUMX pielęgniarek maszerowało w Chicago i nikt nie wie, ile więcej zorganizowało jednego dnia strajki i marsze w całym kraju. Przemówienia i wspierające szkolenia nadały ton większości bieżących działań związanych ze zdrowiem i szpitalem. Nie potrafię wyrazić słowami uczuć empatii, złości, nadziei i pragnienia, które towarzyszyły i napędzały ten marsz. W zgodzie z tymi uczuciami i gdy wszystkie te wysiłki zaczęły spotykać się z bardzo szerokim poparciem, rozpoczęliśmy kampanie w szkołach medycznych mające na celu zmianę programów nauczania i zachowań, a w szpitalach mające na celu obalenie idei staży jako swego rodzaju obozu szkoleniowego. Było szybkie, ekscytujące i oczywiście doprowadziło do znacznie więcej w nadchodzących latach.
Czy możesz nam opowiedzieć o bardzo osobiście kluczowym wydarzeniu dla Ciebie na przestrzeni lat?
To, co przychodzi mi na myśl, nie jest czymś, o czym dużo mówię ani nie jest szczególnie ładne – ale cóż, chyba tak. RPS zyskiwał na znaczeniu. To był chyba rok 2023 lub 2024, mniej więcej wtedy. Byłam w pracy, wykonywałam swoją pracę, ale też oczywiście przy każdej okazji rozmawiałam o polityce i RPS w gronie innych pracowników, a zwłaszcza z pielęgniarkami, ale czasem także z lekarzami, a nawet pacjentami.
Tak więc pewnego dnia poszłam na lunch do stołówki i tak się złożyło, że usiadłam z lekarzem, szpitalnym psychiatrą, którego znałam całkiem dobrze, ponieważ moje główne zainteresowania i większość mojej pracy pielęgniarskiej dotyczyła problemów psychicznych. Często pracowaliśmy razem i nie było między nami żadnych problemów, o czym wiedziałem. W każdym razie zaczęliśmy rozmawiać i zrobiło się bardzo gorąco. Bardzo się obraził, czując, że moje poglądy sugerują, że nie jest dostatecznie świadomy i zaniepokojony dobrem różnych innych osób, a także ma klasowe podejście do ludzi pracy, zarówno w ogóle, jak i nawet wśród pacjentów.
Nie rozmawialiśmy o nim dosłownie, ani nawet w ogóle o takich relacjach, ale o konkretnym podejściu do jakichś konkretnych akcji pozaszpitalnych. Nie sądzę, że w ogóle nacisnęłam jego guziki celowo, na pewno nie agresywnie, ale liczyło się to, że tak to odebrał. I szczerze, gdybyśmy mieli nagranie tego zdarzenia, jak później pomyślałem, nie zdziwiłbym się wcale, gdyby mój ton, wyraz twarzy czy cokolwiek innego ujawniło złość na to, a co gorsza, rodzaj lekceważenia rzeczy, o których mówił. RPS prowadzi kampanie, postrzegając swoje słowa jako klasowe. Mówię to, bo jestem pewien, że właśnie takie myśli miałem i prawdopodobnie było to oczywiste.
Cóż, w pewnym momencie wyleciał ze swojego siedzenia i przez stół, dosłownie opierając się na nim, żeby się utrzymać, krzycząc mi w twarz. Jego nos nie mógł być dalej niż pięć cali od mojego. Był wściekły i właściwie myślałam, że może mnie fizycznie zaatakować. Kontynuował przez dłuższy czas, wysuwając najróżniejsze twierdzenia na temat mnie jako osoby czysto umysłowej, obojętnej, manipulującej i kontrolującej, a także jako osoby opiekuńczej.
No cóż, bez wulgaryzmów, potem dużo o tym myślałem. Częściowo zastanawiałem się, jak komunikować kwestie relacji i postaw klasy robotniczej w klasie koordynatorów, nie polaryzując ludzi tak bardzo, że moje poglądy byłyby sprzeczne z tym, że moje wysiłki ograniczały możliwości użytecznej wymiany zdań. Częściowo jednak zastanawiałem się, jak wyszkolony psychiatra, ktoś, kto na co dzień musiał zachowywać spokój w trudnych sytuacjach, mógł tak wściekać się z powodu jakiejkolwiek zniewagi, a tym bardziej z powodu dość pośredniej.
Wyciągnąłem z tego intensywną moc stojącą za naszą motywacją do obrony naszych poglądów na własny temat oraz potencjał tej skłonności do obalenia rozumu, a nawet historii i powiązań. Przyznaję też, że czułem, że ten przyjaciel w rzeczywistości nie byłby aż tak zmartwiony, gdyby to, co powiedziałem, było w jego mniemaniu śmieszne w porównaniu z tym, co usłyszał, niestety prawdopodobne. Oznaczało to jednak, że osoba o bliższym punkcie widzenia na temat, powiedzmy, relacji między klasą koordynatorów a klasą robotniczą i już przynajmniej w pewnym stopniu potrafiąca dostrzec i zrozumieć te kwestie, mogła stać się, co dziwne, jeszcze bardziej spolaryzowana i wroga niż osoba, której poglądy były znacznie dalsze. Podejrzewam, że wiele osób w RPS mogłoby opowiedzieć podobne historie i mam nadzieję, że wszyscy się z nich czegoś nauczyliśmy. Historia RPS mówi, że być może tak się stało.
Mark, jaki wpływ nowe rozumienie klas wywarło na wewnętrzne RPS. Jaki problem należało rozwiązać?
Nasz problem polegał na tym, jak przyciągnąć, utrzymać i podnieść poziom, aby wpłynąć na członków klasy robotniczej, ale jednocześnie nie stracić zbyt wielu członków klasy koordynatorów. Oczywiście niektórzy członkowie klasy koordynatorów nie utożsamiliby się szybko – ani być może nigdy – z projektem, który ostatecznie wiązałby się z ich wykonywaniem sprawiedliwej części pracy pozbawionej mocy i posiadaniem godziwych, a nie zawyżonych dochodów. W rzeczywistości rezygnacja z tych korzyści i cieszenie się bezklasowym miejscem pracy i społeczeństwem nie jest złym rozwiązaniem, ale nie wszyscy członkowie klasy koordynatorów szybko dostrzegą zalety lub zbagatelizują wady. Jeśli nie rozwinęliby w sobie solidarności z innymi, członkowie klasy koordynatorów trzymaliby się przekonania, że są wyjątkowi i zasługują na lepsze warunki i dochody. W swoich zracjonalizowanych poglądach na świat nie tylko na to zasłużyli, ale jeśli tego nie zrozumieli, wszyscy ucierpieliby, ponieważ społeczeństwo by się rozpadło. Jak więc odrzucić ten pogląd i związane z nim relacje społeczne, a jednocześnie sprawić, że wyłoni się solidarność między ludźmi wyznającymi ten pogląd i czerpiącymi korzyści z tych relacji a pracownikami cierpiącymi z powodu negatywnych skutków. To była trudna przeszkoda do pokonania.
Odwrotną stroną problemu było to, że gdy pracownicy zrozumieli, że przyczyną ich trudnej sytuacji jest nie tylko to, że właściciele kupują i sprzedają ich siłę roboczą, ale także to, że członkowie klasy koordynatorów monopolizują okoliczności wzmacniające pozycję i wykorzystują tę przewagę do zdobycia wielkiej władzy i dochodów, ich intuicyjna niechęć do tego rodzaju arogancji i lekceważenia, które tak często emanują od osób pełniących role koordynatorów, przeradza się w naprawdę głęboki gniew klasowy. Tak więc złość jest po jednej stronie, a po drugiej: niektórzy członkowie klasy koordynatorów zgadzają się z potrzebą bezklasowości, ale wciąż pielęgnują wiele nawyków i założeń poniżających pracowników, którzy przeszli przez gorszą szkołę i gorsze warunki, a potem mieliście inne członkowie klasy koordynatorów – początkowo zdecydowana większość, która w ogóle nie akceptowała tego celu, lecz zamiast tego upierała się, że ich dominacja jest po prostu faktem wynikającym z ich wrodzonych talentów i zdolności, a nie z powodu czegoś niesprawiedliwego, i że próba przezwyciężenia tej różnicy faktycznie zaszkodziłaby wszystkim.
W rzeczywistości nie różni się to tak bardzo od przezwyciężania podziałów rasowych i płciowych w sposób, który rozwiązał ucisk, ale nie odrzucił tych, którzy na nim skorzystali, ale przed RPS był on omawiany i poruszany w o wiele mniejszym stopniu, że ogólnie rzecz biorąc, RPS był najpierw przemierzając teren zajęć i napotykając trudności klasowe.
Wewnętrzną kwestią było posiadanie samozarządzania wewnątrz organizacji, tak jak szukaliśmy go na zewnątrz. Potrzebowaliśmy spójnego sposobu rozproszenia zadań i obowiązków organizacyjnych, aby zrekompensować wcześniejsze różnice w wyszkoleniu i pewności siebie. Potrzebowaliśmy codziennego uczestnictwa, aby wynieść członków klasy robotniczej na wyższy poziom i utrzymać członków klasy koordynatorów pod kontrolą, czasami nawet kosztem niedostatecznego wykorzystania talentów różnych ludzi. I nie chodziło tylko o to, że musieliśmy to osiągnąć. Podobnie jak rasizm i seksizm mają strukturalne podstawy instytucjonalne, które należy rzucić wyzwanie, ale także mają długoterminowe skutki na zachowanie i kulturę, które, jeśli zostaną pozostawione do zarojenia, mogą z łatwością przywrócić stare relacje ról, podobnie jest w przypadku klasizmu koordynatorów.
Wiele rodzajów ruchów, czasem nawet ruchy robotnicze (ze względu na ich biurokrację), a na pewno ruchy ekologiczne, ruchy antywojenne i ruchy bardziej lokalne, przez wiele wielu dziesięcioleci w dużej mierze ucieleśniały preferencje klasowe koordynatorów. Pojawiałoby się to w niemal każdym aspekcie – nie tylko tego, kto podejmował decyzje, ale także tego, jakie programy telewizyjne ludzie będą oglądać lub oczerniać, jakie sporty, jakie jedzenie i diety i tak dalej. Lewak czytałby New York Times, nawet twierdząc, że jest to potworne siedlisko manipulacji i kłamstw. Pracownik czytał stronę sportową lokalnego tabloidu. Czy to prawda, nie wiem. Ale załóżmy, że tak było. Kto był głupcem?
Rzeczywiście, często samozwańcze postępowe, a nawet radykalne stanowiska, które były ogólnie uzasadnione, miałyby wywrotową część ich postaw klasowych w zakresie kompozycji – jak podtekst kontroli dostępu do broni krytykujący faworyzujących ich pracowników lub kampanie przeciwko franczyzie McDonalds, które często w równym lub większym stopniu skupiały się na powstrzymywanie osób o niskich dochodach z dala od dzielnic. Nawet ruchy ekologiczne często ucieleśniały takie wartości i założenia. Pamiętam, jak kiedyś zapytałem działacza antynuklearnego (i ja też byłem temu przeciwny), co sądzi o wyraźnych i obecnych szkodach wydobycia węgla w postaci czarnej choroby płuc i innych dolegliwości górników w porównaniu z całkiem zdrowymi warunkami, np. w większości pracownicy elektrowni jądrowej, a on nie tylko o tym nie myślał, ale nawet tego nie słyszał. Dla mnie oznaczało to, że dla niego trudna sytuacja pracowników po prostu nie istniała. Problemem była awaria instalacji, która mogła zabić ludzi takich jak on. Zajmował właściwe stanowisko tylko dlatego, że to, co pominął, tak naprawdę nie przesłaniało tego, czym był poruszony, ale jego ton i sposób bycia zniechęcały ludzi pracy do wspierania sprawy zakazu broni nuklearnej, co jest zrozumiałe. To samo nastąpiłoby w przypadku całkowitego zwolnienia przez niektórych – nie wszystkich – działaczy ekologicznych na rzecz miejsc pracy dla ludzi.
Tak więc w każdym razie musieliśmy wymyślić, jak jednocześnie skonfrontować się z klasowymi założeniami i przyzwyczajeniami oraz zniszczyć struktury klasowe, nawet jeśli nie tylko podnieśliśmy pracowników do pełnego zaangażowania, ale także zatrzymaliśmy koordynatorów o postępowych poglądach, jednocześnie uniemożliwiając im dominację. Nie wspominając już o tym, aby obawy związane z klasą wyparowały inne zainteresowania, takie jak rasa, płeć czy, w ostatnim czasie, ekologia.
Z drugiej strony nikt nie powiedział, że osiągnięcie bezklasowości będzie łatwe.
Jakie zatem kroki podjęto, aby uporać się z klasą w RPS?
Po pierwsze, przyjęliśmy idee zrównoważonych kompleksów stanowisk pracy i samozarządzania jako cele dla naszych własnych oddziałów i organizacji. Wiązało się to z nadrabianiem braków w nauce i pewności siebie z jednej strony oraz nadmiaru arogancji i uzasadnionych oczekiwań z drugiej strony.
Po drugie, rekrutowaliśmy dużą liczbę osób wywodzących się z klasy robotniczej i wprowadziliśmy zmiany, aby ułatwić im udział, biorąc pod uwagę wszystkie inne naciski, z jakimi się borykali.
Po trzecie, świadomie sprawiliśmy, że ludzie pracujący przejęli wiodącą rolę, jeszcze bardziej niż w ogóle, w zakresie kultury wewnętrznej oraz form świętowania i utrzymywania kontaktów towarzyskich w RPS, co, jak pamiętamy, uznaliśmy również za priorytety jako sposoby rozwijania wzajemnego zrozumienia i zaufania.
No dobrze, ale co to oznaczało w praktyce? Powiedzmy w lokalnym oddziale RPS, na co to wszystko się przełożyło i jakie trudności trzeba było pokonać, nawet jeśli wykonałeś powyższe czynności?
Każdy w oddziale miał obowiązki. Zmieniało się to wraz z upływem czasu. Ale już na początku zadania były różnorodne – planowanie spotkań, przygotowywanie przekąsek, sprzątanie po nich, przygotowywanie programu, czasami przygotowywanie materiałów, aktywna rekrutacja, wymyślanie i badanie pomysłów na możliwe kampanie i tak dalej. Później było dużo więcej, na przykład opracowywanie poglądów i przygotowywanie materiałów do obecnych i przyszłych kampanii. W tym wszystkim przydzielaliśmy ludziom zadania w sposób zrównoważony lub czasami nawet niezrównoważony, gdzie założono, że osoby z największym doświadczeniem i pewnością siebie faktycznie wykonają więcej mniej wzmacniających zadań, aby naprawić (i uniknąć pogłębienia) wcześniejszej nierównowagi. I tak, nawet gdy to robiliśmy, ludzie kłócili się, że mają za dużo lub nawet rutynowe zadania, a czasami nawet próbowali wykonywać zadania wzmacniające innych ludzi.
Jeśli chodzi o samozarządzanie, na początku nie chodziło tylko o to, że mieliśmy demokratyczne głosy. Często chodziło też bardziej o proces poprzedzający głosowanie niż o ostateczne podliczenie głosów. Zapewniliśmy, że ci, którzy mają większą pewność siebie i wcześniejszą wiedzę, nie dominują, a ci, którzy mają mniejszą pewność siebie i wcześniejszą wiedzę, stają się coraz głośniejsi i bardziej zaangażowani. Mieliśmy na przykład niezwykłą zasadę, że nie można było przeprowadzać głosowania, dopóki członkowie klasy robotniczej nie byli zbiorowo usatysfakcjonowani, że w pełni wyrazili swoje poglądy oraz że zostali szczerze wysłuchani i rozliczeni. Na początku groziło to często powstaniem napięcia, ale nacisk na osiągnięcie prawdziwej solidarności przeważał nad takimi możliwościami.
Częścią udziału w projekcie było zdobycie przez ludzi wiedzy na temat zmian społecznych, a zwłaszcza poglądów i wizji RPS. Ludzie musieli także zdobyć umiejętność przemawiania publicznego i przedstawiania przekonujących argumentów. Zdaliśmy sobie więc sprawę, że potrzebujemy wewnętrznego szkolenia i praktyki. Ale potem coś niezwykłego stało się niewiarygodnie oczywiste. Różnica między lekarzem-koordynatorem, inżynierem lub księgowym a kierowcą, monterem lub kucharzem wykonującym krótkie zamówienia oczywiście obejmowała ogromną różnicę w konkretnej wiedzy specjalistycznej. Zniwelowanie tej różnicy polegałoby w dużej mierze na przekazywaniu wiedzy z poszczególnych dyscyplin. Jednak przepaść pomiędzy obywatelem-koordynatorem/członkiem RPS a obywatelem-pracownikiem/członkiem RPS, jeśli chodzi o kwestie zmian społecznych, obejmowała dość skromne różnice w faktycznej wiedzy merytorycznej i zamiast tego była w przeważającej mierze kwestią używania różnych terminów i posiadania większej lub większej liczby osób. mniej odniesień do nauki książkowej. Wystąpiła duża luka językowa. Członkowie-pracownicy i koordynatorzy mówili o społeczeństwie, używając bardzo różnych słów. Istniała duża luka w pewności siebie. Duży komfort przy luce tematycznej. Duża luka w wystąpieniach publicznych – zwłaszcza jeśli przemówienie musiało być zgodne z normami klasowymi koordynatora. Okazało się jednak, że jeśli chodzi o faktyczne zrozumienie i wgląd, nie było oczywistej, dużej, jednokierunkowej luki. Krótko mówiąc, doszło do małego oszustwa.
Kiedy usiedliśmy i poprosiliśmy pracownika o wyjaśnienie poglądów RPS oraz zakwestionowanie go lub wsparcie, zazwyczaj na początku było mu to trudne, ponieważ albo nie znał jeszcze szczegółów, albo był dosłownie zbyt zdenerwowany. Kiedy jednak poprosiliśmy o to członka klasy koordynatorów, prezentacja miała głównie charakter mechaniczny. Oznacza to, że osoba z klasy koordynatora potrafiła przytoczyć kilka słów, ale miała trudności z wyjaśnieniem ich znaczenia w codziennych sytuacjach życiowych w jakikolwiek przekonujący sposób. I często był to tekst niemal na pamięć, z niewielką umiejętnością przełożenia go z fantazyjnego języka na namacalne, istotne znaczenie.
Kiedy ludzie pracy to zobaczyli i naprawdę to poczuli, dostrzegli powód, aby się wtrącić i zaczęli to robić. Kiedy nabrali większej pewności siebie, zdali sobie sprawę, że wnieśli poziom zrozumienia i bogactwo doświadczenia, które koordynatorzy zastąpili fantazyjnymi słowami i retoryką. Innymi słowy, kroki te okazały się korzystne nie tylko ze względu na uczestnictwo pracowników, ale także z punktu widzenia treści dyskusji i zrozumienia. Było to oczywiście tym bardziej prawdziwe, jeśli chodzi o mówienie o relacjach między pracownikami a koordynatorami, ich konsekwencjach i tym, co należy z tym zrobić. Szczerze mówiąc, pod tym względem członkowie klasy koordynatorów byli bliscy śmierci Briana, a członkowie klasy robotniczej byli zaawansowanymi ekspertami wyszkolonymi przez życie. Jeśli chodzi o zrozumienie różnicy klas i rządów, okazało się, że fantazyjne słowa koordynatorów nawet nie udawały głębokiego zrozumienia, a raczej blokowały zrozumienie, zaprzeczając problemowi.
Minęło prawie dwadzieścia lat i trudno jest określić szczegółowo, jakie kroki podjęto od tego czasu. Ale jeśli chodzi o rekrutację, mieliśmy inną normę, która była naprawdę wymagająca. Na początku w moim oddziale było czternaście osób, dziewięć z wykształcenia i aspiracji koordynatorskich oraz pięć z klasy robotniczej. Omówiliśmy więc to i zgodziliśmy się, że ostatecznie RPS będzie musiał znacznie lepiej odzwierciedlać warunki społeczne – a zatem 80% klasy robotniczej i 20% klasy koordynatorów. Oczywiście nie chcieliśmy nie rekrutować ludzi, ale tak się zgodziliśmy. Na każdego nowego członka klasy koordynatorów musielibyśmy zrekrutować dwóch nowych członków klasy robotniczej. A zadanie rekrutacji zostałoby przydzielone w przeważającej mierze również członkom klasy robotniczej, aby z czasem ten stosunek stał się jeszcze lepszy. Jak wszystko inne, i to było trudne dla wszystkich. Dla członków klasy koordynatorów oznaczało to, że nie mogli po prostu wyjść i rekrutować przyjaciół, członków rodziny i tym podobnych, nawet jeśli te osoby były zdecydowanie zwolennikami RPS. Na rekrutację większej liczby koordynatorów trzeba było poczekać. A dla członków klasy robotniczej stanowiło to również realne obciążenie. Musieli przeprowadzić świetną rekrutację i naciskać na swoich kolegów z klasy koordynatorów, aby również to zrobili, ale wśród ludzi z klasy robotniczej. Inaczej wszystko by stanęło.
Aby stać się organizacją walczącą z podziałem klasowym i rządami klasowymi, wzmacniając pozycję ludzi pracy i wynosząc ich do kontrolowania własnego życia, wszystko to musiało zostać osiągnięte, niezależnie od tego, jakkolwiek było to trudne. Gdyby ktoś powiedział, ale moglibyśmy być więksi, szybsi, gdybyśmy przyjmowali wszystkich zainteresowanych bez tych głupich wymagań – musieliśmy nie tylko odrzucić ich pogląd, ale także zrozumieć ich uczucia i przekonać ich, że bycie większym szybciej, gdzie to, co się dzieje, rozszerzona nie byłaby w stanie zachować swoich priorytetów, nie była celem i nie była lepsza. Lepiej jechać wolniej, ale lepiej – to była nasza norma. Choć nie za wolno!
Nakłonienie ludzi pracy do przyłączenia się, wzięcia udziału w spotkaniach oraz nawiązania agresywnych i energicznych relacji było problemem, nawet dla tych z nas, którzy chcieli to zrobić. Życie klasy robotniczej było napięte i ograniczające. Czasu było mało. Funduszy było mało. Brakowało energii. Zdaliśmy sobie więc sprawę, że nasz oddział, a co za tym idzie RPS, musi zapewnić możliwość uczestnictwa osobom mającym niezwykle wymagającą pracę i życie domowe. Ale co mogliśmy zrobić? Odpowiedź brzmiała: organizacja mogłaby faktycznie zmniejszyć ich trudności życiowe. Dlatego poważnie się nad tym zastanowiliśmy i opracowaliśmy wiele innowacyjnych sposobów, aby to zrobić. Na przykład oddział, a tym bardziej organizacja, składał się z ludzi o różnorodnych umiejętnościach i talentach. Mogłyby one być ukierunkowane na skrócenie czasu, jaki członkowie klasy robotniczej musieli spędzać na zajmowaniu się biurokracją. Moglibyśmy także kolektywizować i zmniejszać koszty niektórych zadań życiowych, zwłaszcza zakupów żywności i opieki dziennej. Zdaliśmy sobie sprawę, że skala jest w tym wszystkim kluczowa, dlatego zaproponowaliśmy RPS, aby w przypadku powiększenia się oddziałów i podzielenia ich na dwa kluczowym priorytetem było zgromadzenie oddziałów z wykorzystaniem energii i talentów wszystkich oddziałów członkowskich w imieniu wszystkich członków móc lepiej uczestniczyć.
Mark, gdybyśmy mogli nieco zmienić punkt ciężkości, jakie było podejście RPS do Internetu i mediów społecznościowych? Jak wyglądało zasiewanie nasion przyszłości w tej krainie?
Kiedy powstawała firma RPS, Internet był mieszanką możliwości tworzenia lepszego społeczeństwa. Pozytywem jest to, że Internet ułatwił powszechne uczestnictwo w rozpowszechnianiu informacji. Pomagała w ogłaszaniu działań i przekazywaniu instrukcji. Ułatwiło to szerzenie analizy i wizji. Korzyści te zostały jednak znacząco ograniczone przez ogromną liczbę śmieciowych wiadomości i nonsensownych treści, które utrudniały znalezienie wartościowych treści. Również negatywnie, Internet nagradzał ekstremalną zwięzłość. Użytkownicy przyzwyczajeni do krótkich, krótszych, najkrótszych. Zmniejszający się zakres uwagi z kolei powodował większą zwięzłość, napędzając spiralę spadkową.
Ponadto nadzór korporacyjny śledził korzystanie z Internetu przez ludzi w celu gromadzenia gigantycznych baz danych, które były sprzedawane reklamodawcom, a także wykorzystywane przez państwo do szpiegowania. Ta degradowana prywatność. Wreszcie, choć wielu uważało, że przeglądanie Internetu i oglądanie YouTube'a zasadniczo decentralizują i dekomercjalizują, zamiast tego bardzo szybko zaczęły wyświetlać więcej reklam niż telewizja i czasopisma, a reklamy były znacznie bardziej natrętne. Centralizacja również przyspieszyła, ponieważ ogromna większość ruchu przechodziła przez kilka witryn, aż nawet przy niemal nieskończonym wyborze małych miejsc do odwiedzenia, mimo to ruch w przeważającej mierze wynosił około dziesięciu lub piętnastu witryn – nie wspominając już o Facebooku próbującym zastąpić całą sieć WWW Wersje umieszczone na Facebooku.
Jednocześnie internet, smartfony i media społecznościowe wzmagały złośliwość, eskalację znęcania się i wytwarzały narcystyczną nudę, a tym, którzy mogli uniknąć jego pułapek, zapewniały bardzo potrzebne informacje, szkolenia, rozrywkę i popularyzację.
Ludzie mogą się nie zgadzać co do tego, jak wyważyć względne obciążenia i cnoty, ale niezależnie od równowagi, dlaczego nie spróbować usunąć debetów, jednocześnie powiększając cnoty? Dlaczego nie zapewnić usług, które podniosłyby poziom merytoryczny i solidarności, zachowując jednocześnie łatwość użycia i zakres?
Oczywiście ludzie z RPS zakładają strony internetowe oraz produkują i rozpowszechniają podcasty. Oczywiście staraliśmy się, aby komentarze i fora miały kulturalny charakter oraz aby nie było żadnych przynęt na kliknięcia ani reklam. Niemniej jednak wielu z nas martwiło się, że nawet jeśli staramy się nie przyczyniać do złych nawyków, w sumie możemy mieć więcej negatywnych niż pozytywnych skutków. Liczba pozostawionych witryn, które zaczęły wykorzystywać przynęty na kliknięcia i krótkie fragmenty oraz posiadać nieskończoną liczbę linków umożliwiających przeskakiwanie kosztem utrzymania skupienia, stale rosła. Witryny zrobiły to w pogoni za większym zasięgiem, ale czy posiadanie większej liczby czytelników w krótszym czasie było prawdziwym zyskiem?
Postanowiliśmy stworzyć własne media społecznościowe, w których ułatwilibyśmy niedrogie nawiązywanie kontaktów, docieranie do ludzi i debatę bez reklam, eksploracji danych, szpiegowania, osobistych obelg, manipulacji lub ograniczeń i nacisków, które generują skłonność do niskich i chudych. Ale jak moglibyśmy to zrobić?
Odpowiedź, którą wymyślili różni specjaliści z RPS zajmujący się technologią, była powtórzeniem kilku wcześniejszych prób. Stworzylibyśmy własną wersję Facebooka i Twittera – połączoną w jeden system – z przejrzystymi funkcjonalnościami i z przychodami wykraczającymi poza koszty przeznaczanymi na postępowe i lewicowe projekty sponsoringowe – których byłoby dziesiątki, a potem setki.
Każdy sponsor stałby się źródłem powiązań między okręgami wyborczymi. Nie mielibyśmy żadnych ograniczeń długości, żadnych reklam i żadnego szpiegowania. Nasz system miałby charakter międzynarodowy, ponieważ w zakresie łączności internetowej nie było granic państwowych, dlatego pracownicy RPS najpierw stworzyli system, który wszedł do użytku w USA około piętnaście lat temu, a następnie natychmiast powitał ludzi, ruchy społeczne i organizacje z innych krajów, aby mogły dołączyć.
Proces był taki, jakiego można się było spodziewać po pracownikach RPS. Zebrali się, napisali oprogramowanie, zebrali grupę ludzi, którzy wykonali tę pracę, i zaoferowali to. System działa w oparciu o zrównoważone zestawy stanowisk pracy i zapewnia użytkownikom niedrogie rozwiązania, zapewniając jednocześnie, że poza godziwymi wynagrodzeniami pracowników i funduszami wystarczającymi na pokrycie kosztów serwera, wszystkie przychody z niskich miesięcznych opłat trafiają do wielu organizacji sponsorujących, do których zalicza się RPS.
Na początku trzeba było przezwyciężyć stare nawyki i uprzedzenia. Być może najtrudniejsze ze wszystkiego było to, że na początku brakowało nam korzyści skali, jakie posiadały istniejące systemy, ale których nasz nowy projekt nie mógł uzyskać, dopóki nie miał czasu na rozwój. To był znany paragraf 22. Z jednej strony wartość korzystania z naszego systemu zależała od tego, ile osób już z niego korzystało. Z kolei to, czy każda nowa osoba, która usłyszała o projekcie, będzie chciała z niego skorzystać, zależało od jego wartości. Nie można przyciągnąć ludzi w oparciu o wartość systemu, jeśli wcześniej nie przyciągnięto ludzi, którzy będą dawać wartość systemowi.
W tym sensie sukces nowych mediów społecznościowych był podobny do sukcesu samego RPS. Zależało to od tego, czy pierwsi uczestnicy odważą się dołączyć, zanim wystarczająca skala sprawi, że uczestnictwo będzie korzystne.
Technologia musiała być dobra, ale myślę, że to było najmniej istotne. Tym, co naprawdę pozwoliło na sukces, było stale rosnące pragnienie czegoś nowego. Podzbiór potencjalnych uczestników dostrzegł w nim niemal pełną szklankę mediów społecznościowych, mimo że nasz nowy system był w rzeczywistości praktycznie pusty, technicznie rzecz biorąc. Ta optymistyczna publiczność zapewniła podstawę, która zapowiadała rzeczywistą wartość dla wszystkich, co z kolei zapewniło stały marsz w kierunku rentowności.
Daj spokój, przy tworzeniu systemu musiały być inne trudności?
Nie interesowałem się szczegółami, ale miałem kilku przyjaciół, którzy byli. I w pewnym sensie masz rację. Opowiadali mi o niekończących się kłopotach związanych z najróżniejszymi kwestiami, od projektu bazy danych po funkcje i wygląd. Powiedziałbym im, żeby nie pozwalali, aby pomysły i spory dotyczące tego, jak osiągnąć wyimaginowaną doskonałość, przyćmiły wasz pęd w kierunku osiągnięcia realistycznej doskonałości, choć przez pewien czas moje rady w większości trafiały do głuchych uszu.
Kiedy grupa tworzy coś wartościowego, często każdy uczestnik postrzega różnice w stosunku do innych uczestników jako niezwykle ważne, ponieważ są tak skupieni na szczegółach. Mają tendencję do utraty lasu na rzecz drzew. Myślą, że wszystko, co nie jest doskonałe, doprowadzi do katastrofy. Domyślam się, że proces ten trwał prawdopodobnie dwa razy dłużej, niż gdyby wszyscy nad nim pracujący od początku szukali tego, co osiągnęli. Mimo to udało im się tego dokonać. A potem, jeśli wierzyć moim przyjaciołom, prawie zapomnieli o wszystkich wcześniejszych sporach, z wyjątkiem kilku kluczowych, skromnych różnic, które wciąż badano pod kątem ewentualnego uwzględnienia ich później.
Ludzie są skomplikowani. Tworząc nowy system mediów społecznościowych lub, jeśli o to chodzi, sam RPS, pojawiają się niezliczone różnice i często trudno jest odróżnić wybieranie nitów, co tylko odwraca uwagę od poważniejszych różnic, które mają poważne konsekwencje. Poszukiwanie nowego świata nie uwalnia od tego rodzaju złożoności i czasami niepotrzebnych kłopotów. Możemy jednak zminimalizować straty, stając się mniej egocentrycznymi i bardziej skłonnymi do akceptowania różnorodności.
Wracając do zdrowia, jakie były największe problemy branży zdrowotnej do pokonania?
W szpitalach prywatnych pierwszym nieprzejednanym i bojowym przeciwnikiem zmian byli właściciele próbujący chronić zyski. Gdy pracownicy walczyli o kosztowne zmiany kosztem zysków, walczyli właściciele. Kiedy pracownicy walczyli o otwarte księgi, właściciele walczyli. Kiedy my walczyliśmy o wyższe płace, walczyli właściciele. Zatem ta część walki dotyczyła prawie wszystkich pracowników przeciwko wszystkim właścicielom.
Drugim nieprzejednanym i bojowym przeciwnikiem zmian była podgrupa pracowników klasy koordynatorów w szpitalu. Była to administracja szpitala, księgowi, prawnicy i wielu lekarzy – tam, gdzie w większości byli lekarze o bardziej ugruntowanej pozycji i lepiej opłacani, tym byli początkowo gorsi.
Właściciele mieli jedynie własność jako podstawę swojej przewagi. Po pewnym czasie prawie niemożliwe było dla nich przekonujące twierdzenie, że ich majątek w ogóle gwarantuje zyski i władzę, a tym bardziej kosztem pacjentów. Była to ewidentna niemoralność służąca wyłącznie sobie.
Druga grupa miała faktyczny, merytoryczny argument. Mogli twierdzić, że są niezbędni w szpitalu, ponieważ mają niezbędne talenty i wiedzę. Mogą argumentować, że wykonywanie przez nich mniejszej liczby zadań wzmacniających pozycję lub otrzymywanie niższego wynagrodzenia obniżyłoby jakość opieki nad pacjentami. W niektórych przypadkach było to nawet prawdą, na krótką metę.
Gdyby chirurdzy w jakimś szpitalu wykonywali 100 operacji tygodniowo, a potem zmniejszyli ich liczbę do 50, co do cholery stałoby się z pacjentami? Obawy były słuszne, jeśli chodzi o to. Nie można było jednostronnie rezygnować ze składek lekarzy tak gwałtownie i szybko, w imię osiągnięcia bezklasowości, bez poważnych negatywnych skutków.
Mieliśmy dwa kontrargumenty. Po pierwsze, z czasem moglibyśmy dokonać zmian, zatrudniając więcej osób przeszkolonych do wykonywania potrzebnej pracy. Po drugie, liczbę potrzebnych nowo przeszkolonych lekarzy można by zmniejszyć, gdyby szpitale nie przeprowadzały niepotrzebnych operacji po prostu w celu generowania dodatkowego dochodu i zysku – co jest bardzo powszechną praktyką.
Dzięki powyższym rozważaniom kampania skierowana do właścicieli mogła od razu żądać wszystkiego, czego chciała i była odpowiedzialna. Ale jeśli projekt skierowany do klasy koordynatorów/podziału klasy robotniczej zażądałby od razu wszystkiego, czego chciał – chociaż byłby uzasadniony jako przeciwdziałanie niesprawiedliwościom narzucanym pracownikom, natychmiastowe zyski zostałyby zrekompensowane bezpośrednią szkodą dla pacjentów. Dlatego drugi projekt musiał wygrać trajektorię zmian, w tym zwycięskie programy szkoleniowe, wygrane zmiany w szkołach medycznych i szpitalach oraz wygrane zmiany w różnorodnych politykach. W ten sposób realizowaliśmy nasze cele.
Wiedzieliśmy, że zwycięstwo będzie trudne, ale w ciągu około dwudziestu lat zdobyliśmy zwycięstwa do tego stopnia, że zobaczenie całkowitego zwycięstwa nie wymaga już wielkiej wyobraźni. Zamiast tego z łatwością postrzegamy pełne zwycięstwo jako produkt aktualnych trendów. To, co wymaga wielkiej wyobraźni, a nawet wielkiego złudzenia, to myślenie, że powitamy z powrotem stare wzorce.
Jakie zwycięstwa były przełomowe po drodze?
Różniło się to w zależności od problemu i szpitala. W obszarach, w których byłem najbardziej zaangażowany, myślę, że największym punktem zwrotnym był moment, w którym zaczęto ponownie rozdzielać zadania. Na początku było dość skromnie. Jakich zadań lekarskich mogłyby od razu podjąć się pielęgniarki? Jakie zadania moglibyśmy ograniczyć lub porzucić, ponieważ nie sprzyjają zdrowiu? Co lekarze mogliby zrobić w ramach nowo wolnego czasu, co w większym stopniu angażowałoby ich w rutynowe, a mniej satysfakcjonujące części pracy szpitalnej?
To nie tak, że początkowe zmiany miały duży wpływ. Byli skromni. Niemniej jednak myślę, że punktem zwrotnym było ustalenie potrzeby oceny i podejmowania decyzji co do podziału zadań w pracy szpitala. Po ustaleniu tego poczułem, że dotarcie do naprawdę zdrowego szpitala jest trudne.
Pamiętam pierwsze spotkanie, na którym uczestniczyłem, którego program obejmował argumentację za lub przeciw ocenie podziału pracy w celu poprawy warunków pracy w szpitalach z punktu widzenia zdrowia i pracowników. Doszło do hałaśliwych kłótni na temat każdej sugestii pielęgniarek i pracowników. Niektóre z tego, co lekarze mieli do powiedzenia, były niesamowicie klasowe i poniżające w stosunku do innych. A mimo to siedziałem tam uszczęśliwiony. Wiedziałem, że kluczowy krok został zrobiony. Kiedy już uzasadnione było przyjrzenie się rolom zawodowym i ponownemu podziałowi zadań w celu stworzenia lepszego szpitala, tak naprawdę było przesądzone, że wygramy drogę do zrównoważonych kompleksów stanowisk pracy i samozarządzania. Po prostu nie było sposobu, aby rozsądnie sprzeciwić się takiej zmianie. Co najwyżej można było to opóźnić, co zresztą było często uzasadnione w oczekiwaniu na szkolenie.
Nawet teraz, OK, myślę, że nadal możemy przegrać. Problem polegał na tym, że dopóki nasze zmiany były skromne, codzienne warunki w większości wzmacniały podział pracowników koordynatorów i cały związany z nim sposób myślenia. Jeżeli nie byłoby przeciwciśnienia, które mogłoby zrównoważyć ten ciągły wpływ, sprawy mogłyby utknąć w martwym punkcie, a następnie ulec zmianie. Mój optymizm nie wynikał tylko z tego, że chwilowo zdobyliśmy uznanie zasadności ostrożnego i cierpliwego zmieniania definicji stanowisk pracy. Stało się tak, ponieważ to my wygraliśmy, a my, pracownicy, znaliśmy wynik. Nasze zwycięstwo było tym, co nazywaliśmy zwycięstwem reform niereformistycznych. Jego znaczenie i wartość tkwiły właśnie w jego przyszłości, a my, pracownicy, bardzo zależało nam na tym, aby była to niezachwiana trajektoria w kierunku całkowicie przeprojektowanego miejsca pracy, bez podziału klasowego.