Rzetelność artystyczna odetchnęła w ubiegły czwartek z ulgą. NME donosi, że pogłoski o możliwym podpisaniu kontraktu Radiohead z Hear Music nie są prawdziwe. W świecie prawie transakcji i zerwanych kontraktów, jakim jest branża muzyczna, nie jest to szczególnie godne uwagi. Jednak dla każdego, kto był przerażony tym, jak płytki może być ten biznes, jest to szczególnie warte wspomnienia.
Radiohead to jedna z najbardziej innowacyjnych grup współczesnej muzyki, zespół, którego głęboka ewolucja muzyczna była podyktowana nie tym, czego wymagał od nich „rynek”, ale tym, czego oni sami od siebie wymagali.
Z kolei Hear Music jest własnością Starbucks.
Żeby było jasne, nie ma czegoś takiego jak duża wytwórnia płytowa bez krwi na rękach. Jednak z czysto estetycznego punktu widzenia pomysł, aby Starbucks utworzył wytwórnię płytową, jest obrzydliwy, nie mówiąc już o pomyśle, że Radiohead mogłoby z nią podpisać kontrakt.
Wyjdź na zewnątrz, a zobaczysz jednego praktycznie w każdym bloku; imperium zbudowane na kawie, wygodnych krzesłach i modnej atmosferze. Na dowód tego, jacy naprawdę są fajni, sprzedają w swoich rejestrach płyty CD The Doors i Django Reinhardta, a ostatnio zapuścili się w świat produkcji muzycznej i sprzedaży detalicznej. Pierwszym zespołem, który podpisali, był Paul McCartney. Oferują nawet plan zdrowotny dla swoich pracowników i zapewniają dobrze znaną linię kawy Fair Trade. Dla tych, którzy wysławiają zalety tego systemu, Starbucks jest znakomitym przykładem pokazującym, że globalizacja działa, a przede wszystkim jest fajna.
Z wyjątkiem rozbicia związku. I wyzysk etiopskich plantatorów (mimo znaku Sprawiedliwego Handlu). Nie wspominając o setkach, jeśli nie tysiącach okolicznych kawiarni, które zostały zbankrutowane i zastąpione przez inną korporacyjną kawiarnię owiniętą w cienką zasłonę „fajności”.
Krótko mówiąc, Starbucks reprezentuje „kopiącą, wrzeszczącą świnkę Gucci”, którą Radiohead piętnaście lat piętnowało. Od początku istnienia grupa ta reprezentuje absolutnie to, co najlepsze w muzyce alternatywnej. Przeszli od prostego zespołu post-grungeowego do stale zmieniającej się i ewoluującej jednostki muzycznej. Pomieszali elementy melancholijnej elektroniki, zapadających w pamięć i groźnych sekcji smyczkowych oraz porywającego avant-jazzu. Krótko mówiąc, nikt nigdy nie wie, czego się spodziewać po ich kolejnym albumie; ekscytację, jakiej żaden inny zespół nie jest w stanie zapewnić.
Ich nieoczekiwane brzmienie i enigmatyczne, złowieszcze teksty stworzyły zbiór dzieł, które przemawiają do najstraszniejszych i najbardziej odstraszających elementów współczesnego społeczeństwa. Choć ukryte w przerażającej, postmodernistycznej poetyce, ich przesłanie wciąż przypomina wadliwy mikrochip w ogromnym superkomputerze Orwella: system zawodzi. Nastroje te znalazły odzwierciedlenie w działaniach Radiohead w ostatnich latach: od coraz głośniejszego antykapitalizmu frontmana Thoma Yorke’a po decyzję grupy o wyruszeniu w trasę bez sponsoringu korporacyjnego (inspirowaną „No Logo” Naomi Klein). Nic więc dziwnego, że wytwórnie płytowe są płochliwe w kontaktach z grupą i nic dziwnego, że sam zespół (obecnie bez wytwórni) nie położy ani kropli atramentu na przerywanej linii, dopóki nie ukończą długo oczekiwanego siódmego albumu album dokładnie taki, jakiego chcą.
Kiedy więc pojawiły się pogłoski, że zespół ten może podpisać kontrakt z wytwórnią należącą do nadętej zielonej twarzy globalizacji XXI wieku, najprawdopodobniej wielu fanów Radiohead poczuło, że serca podskoczyły im do gardła.
Na szczęście w ubiegły czwartek kierownictwo grupy ucichło całe zamieszanie: „Radiohead jest obecnie w studiu i pracuje nad kolejną płytą. Nie negocjują z nikim nowego kontraktu płytowego i nawet nie będą zastanawiać się, jak wydać swoją nową muzykę do czasu album jest już ukończony. Plotka, że mają zamiar podpisać kontrakt ze Starbucks, jest całkowicie nieprawdziwa”.
I na szczęście tak. Pomysł utworzenia grupy, która wyrażałaby nasze własne niezadowolenie z podmiotów takich jak Starbucks, które faktycznie podpisują z nimi umowy, byłby przygnębiający, nie mówiąc już o sprzeczności. Yorke i Radiohead prawdopodobnie bardziej sympatyzują z Wobblies próbującymi zrzeszać baristów w związki zawodowe niż z tymi, którzy wykorzystują swój elegancki wizerunek, aby wycisnąć jak najwięcej zarówno z zespołu, jak i baristy.
Gdyby ten szum okazał się prawdziwy, Radiohead zapewniłoby coś, czego żadne karmelowe macchiato nie mogłoby zapewnić kawowemu gigantowi: obraz artystycznej wiarygodności i najwyższego hipizmu. Jednak zespół charakteryzujący się taką uczciwością zdaje sobie sprawę, że pod pozorem Hear Music i Starbucks kierują się tymi samymi bezwzględnymi zasadami, które kierują tym systemem. Na razie możemy być spokojni. Radiohead będzie nadal przemawiać do tego instynktu, który pojawia się w każdym z nas, ilekroć spojrzymy na Starbucks: „to nie w porządku”.
Alexander Billet jest dziennikarzem muzycznym, aktywistą i zagorzałym fanem Radiohead mieszkającym w Waszyngtonie. Regularnie współpracuje z Znet, publikował także w CounterPunch, Socialist Worker (USA), Dissident Voice, MRzine i UK Watch. Pracuje nad swoją pierwszą książką „The Kids Are Shouting Loud: The Music and Politics of the Clash”.
Jego blog Rebel Frequequency można przeglądać pod adresem http://rebelfrequencies.blogspot.com. Można się z nim skontaktować pod adresem [email chroniony]