Jeśli spojrzysz w dół z balkonu dla gości w parlamencie narodowym w La Paz, zobaczysz podzielony parlament. Po prawej stronie macie wszystkich parlamentarzystów z partii prawicowych; wszyscy biali, dobrze ubrani w garnitury i krawaty, pochodzący ze znanych rodzin politycznych i biznesowych w kraju. Po drugiej stronie, większość mandatów zajmuje MAS, Movimiento al Socialismo. Ich członkowie parlamentu pochodzą z rdzennej ludności. Wielu z nich ubranych jest w tradycyjne kolorowe poncza i kapelusze, a kobiety noszą szerokie spódnice.
W czasie kolonizacji tubylcy byli niewolnikami, po wyzwoleniu stali się poddanymi, dopiero po 1952 roku uzyskali ograniczone prawo głosu i stanowili proletariat. Wraz ze zdobyciem przez MAS przestrzeni politycznej po raz pierwszy masowo weszli do parlamentu na początku XXI wieku. Ludność tubylcza zawsze stanowiła zdecydowaną większość w kraju, a w wyborach 21 grudnia może stać się także większością w parlamencie.
Boliwia jest prawdopodobnie najczęściej interweniującym krajem w Ameryce Łacińskiej. Jest dosłownie rozdzierany przez USA, narodową burżuazję, MFW, Bank Światowy, organizacje pozarządowe i agencje pomocowe. W rezultacie jest to jeden z najbardziej bojowych krajów na kontynencie.
Boliwia jest pierwszym krajem na świecie, który wyrzucił ponadnarodową korporację. W 2000 roku Bechtel został wypędzony z Cochabamby po słynnej już wojnie wodnej. Jesienią 2003 roku mieszkańcy El Alto i okolic rozpoczęli wojnę gazową. Żądania obejmowały znacjonalizację gazu i ropy oraz wezwanie do zgromadzenia konstytucyjnego. Aby to osiągnąć, mieszkańcy El Alto zamknęli La Paz, lotnisko nie mogło funkcjonować i nie było komunikacji do i z miasta. Pod pretekstem ratowania osieroconych turystów i zapewnienia żywności bogatym ludziom w El Alto i okolicznych wioskach doszło do masakry z listopada 2003 roku. Nikt nie wie, ile osób zginęło, mówi się od 80 do 100. Pierwszą z nich była ośmioletnia dziewczynka. Protesty nasiliły się i neoliberalny prezydent Goni musiał uciekać (do Waszyngtonu, gdzie obecnie mieszka). Carlos Mesa, przyszły prezydent, obiecał zorganizowanie referendum w sprawie nacjonalizacji gazu i ropy oraz postawienie przed sądem osób odpowiedzialnych za masakrę. Nic takiego się nie stało i w czerwcu 2005 roku po intensywnych protestach musiał podać się do dymisji.
„Nie chcieliśmy tych wyborów” – mówi Beatriz, intelektualistka i aktywistka ajmara z El Alto. „Chcieliśmy zmian, a nie wyborów. Po wojnie gazowej świętowaliśmy, choć ludzie byli zabici i ranni, po powstaniu czerwcowym płakaliśmy? ona mówi.
Wszystkie sondaże, nawet te, o których powszechnie wiadomo, że są fałszywe, wskazują na zwycięstwo Evo Moralesa, kandydata MAS na prezydenta. Morales potrzebuje ponad 50 procent, aby zostać prezydentem, w przeciwnym razie będzie musiał zawierać pakty i porozumienia z innymi siłami, z którymi nie chce rządzić. Prezydent Boliwii nie jest wybierany bezpośrednio. Zamiast drugiej tury parlament wybiera prezydenta. Oznacza to, że Morales może wygrać wybory, ale mając mniej niż 50 proc., wszystkie pozostałe partie będą mogły połączyć siły i głosować na kandydata prawicy. „Wygramy?”, mówi Morales, „50 plus jeden?” ale nie wiadomo, czy w to wierzy, czy też powtarza jakieś hasło.
„Jesteśmy gotowi do ciągłej walki i wiemy, jak to zrobić”. Julio Pabon jest członkiem zarządu FEJUVE, federacji rad sąsiedzkich w El Alto. To oni inicjowali i stawiali opór we wszystkich ważnych walkach w ciągu ostatnich pięciu lat. Nie ma jednak wielkich nadziei, że sytuacja się poprawi. „Stany Zjednoczone mogą nas zaatakować lub, co bardziej prawdopodobne, mogą podzielić kraj na dwie części, wywołać wojnę domową i sfinansować swoją stronę w Santa Cruz”
Santa Cruz to bogaty region na południowym wschodzie. Jest ropa i gaz, jest wielki biznes i ogromne latyfundia. Niewolnicy nadal tam żyją i nikt nie ma odwagi ich uwolnić. Gdyby Santa Cruz stało się niepodległym państwem, wszystkie ponadnarodowe korporacje byłyby bezpieczne. Zarówno Stany Zjednoczone, jak i Chile, kraj Ameryki Łacińskiej z największą częścią wybrzeża, który ukradł jedyną linię brzegową Boliwii podczas wojny setki lat temu, pompują pieniądze w komitet obywatelski Santa Cruz oraz ruchy i partie separatystyczne, czyniąc z separatyzmu metodę interwencji. Sytuacja jest już prawie jasna, kiedy neoliberalny kandydat Jorge Quiroga, zwany Tuto, zakończy swoją kampanię w Santa Cruz, gdzie z pewnością będzie zwycięzcą. Tuto wraz z innymi kandydatami powiedział, że Morales jako prezydent będzie oznaczać: autorytarny chaos, konfiskatę całej własności prywatnej, narzucenie magicznej religii oraz że w całym kraju będą uprawiać kokę.
W Cochabambie Claudia Lopez z Coordinadora del Agua chce wygrać wybory nie po to, aby Morales został prezydentem czy aby MAS mógł utworzyć rząd, ale po to, aby wezwali do zwołania zgromadzenia konstytucyjnego”. Wtedy prawdziwa zmiana może stać się faktem, ale po drodze może wydarzyć się wiele rzeczy – złych rzeczy.”
Evo Morales prowadzi kampanię w Zgromadzeniu Ustawodawczym i potwierdza, że jest to najważniejszy priorytet MAS. Poza tym ma dość niejasne pojęcie o tym, co zrobi rząd MAS. „Będziemy rządzić, kierując się trzema zasadami: amasua – nie kradnij, amayuya – nie kłam, amakella – nie bądź leniwy. Tak rządzili nasi przodkowie w czasach Inków.” Rdzenny romantyzm czy nowy sposób rządzenia?
Wiele osób pokładających nadzieję w przyszłej konstytucji ma wizję kraju rządzonego inaczej, w sposób bardziej partycypacyjny. Kiedy szukamy nowego słowa na określenie demokracji, powinniśmy szukać go w języku ajmara lub kechua; dwa największe rodzime języki. Jeśli chodzi o opór, walkę i wytrwałość, Boliwia wyróżnia się. Nowa konstytucja oparta na większości w kraju może oznaczać nie tylko zdobycie, ale i zmianę parlamentu. Rdzenna tradycja połączona ze współczesnym aktywizmem dała światu bogate przykłady tego, jak postępować z korporacjami lub jak pozbyć się populistycznych prezydentów. Miejmy nadzieję, że może stać się także przykładem nowoczesnej transformacji państwa. Aby przejść od oporu do zarządzania, potrzebny jest proces konstytucyjny.
Kwestia tubylcza może również powodować konflikty i podziały. Jedynym kandydatem bardziej radykalnym niż Morales jest przywódca ajmarów Felipe Quispe, 63-letni doświadczony przywódca rdzennej ludności, który przewodził chłopskim związkom zawodowym i grupom zbrojnym i odsiadywał wyrok w więzieniu. Choć jest kandydatem na prezydenta, nie podobają mu się ani wybory, ani kampania. Dyskurs Quispes w całości opiera się na kwestii tubylczej; pragnie społeczeństwa rządzonego przez ayllusa i nie podoba mu się obecny system parlamentarny. Ayllu, społeczność, była najmniejszą jednostką w Imperium Inków. Prowadzi kampanie, aby dotrzeć do większej liczby społeczności tubylczych i mówi mi: nie zdecydował jeszcze, czy oni, MIP Movimiento Indigena Pachakutic, będą głosować za Moralesem, czy wstrzymać się od głosu w Kongresie.
Najbliższa niedziela jest dniem, w którym przyszłość Boliwii znajdzie się na rozdrożu. Kraj albo będzie nadal rządzony przez posiadającą mniejszość, albo zostanie przejęty przez większość. Następnym razem, gdy ktoś spojrzy z góry na gości? balkon w parlamencie może wszystkie ławki będą pełne kolorów, poncz i kobiet.