Kiedy spotkali się przy stekach i piwie na ranczu prezydenta USA w Teksasie, dyskusja między Johnem Howardem i Georgem Bushem szybko zeszła na temat „nagrody” rządu australijskiego za udział w wojnie w Iraku.
I to właśnie, jak nam powiedziano, jest umowa o wolnym handlu (FTA) między Stanami Zjednoczonymi a Australią, która jeszcze bardziej zintegruje Australię z amerykańską gospodarką, przełamie istniejącą politykę społeczną i środowiskową oraz umożliwi swobodniejsze panowanie gigantycznym amerykańskim korporacjom. Jakaś nagroda!
Mówi się, że „wolny handel” to hasło sprzedawcy. Kiedy słyszysz, jak ktoś mówi „wolny handel”, powinieneś zapytać: „Co oni chcą mi sprzedać?”
Australia przystępuje do tych negocjacji z bardzo prostym programem – zapewnić sobie koncesje na sprzedaż produktów rolnych na ogromnym rynku krajowym Stanów Zjednoczonych. Będzie to miało dla rządu sens nie tylko z ekonomicznego punktu widzenia – rolnictwo w dalszym ciągu jest głównym źródłem dochodów z eksportu. Będzie to miało także sens polityczny – Partia Narodowa ma nadzieję, że pewne ustępstwa wzmocnią jej głosy, obecnie wyciekające ze względu na kryzys gospodarczy, z którym boryka się wielu rolników.
Żądania Waszyngtonu będą bardziej wszechstronne – na liście zakupów znajdą się pozycje z szerszej gamy sektorów korporacyjnych. Wśród celów:
• Program świadczeń farmaceutycznych. Działający od 50 lat program PBS zapewnia Australijczykom dostęp do subsydiowanych leków poprzez masowe zakupy leków przez rząd. Amerykańskie korporacje farmaceutyczne od dawna uważają PBS za „barierę w handlu” i domagają się jego naprawy. Piętnaście firm utworzyło nawet specjalnie w tym celu grupę lobbystyczną.
• Komisja ds. przeglądu inwestycji zagranicznych. FIRB egzekwuje wymagania dotyczące minimalnej własności australijskiej w niektórych branżach. Amerykańskie korporacje chcą odebrania jej uprawnień do określania limitów własności w branży medialnej, telekomunikacyjnej, lotniczej i bankowej.
„Treść lokalna” rządzi w filmie, telewizji i muzyce. Rząd reguluje, aby zapewnić, że pewna ilość treści pochodzi z Australii, zarówno w celu ochrony krajowego przemysłu rozrywkowego, jak i zapewnienia możliwości rozpowszechniania specyficznie australijskich form kulturowych. Amerykańskiemu przemysłowi rozrywkowemu zależy na usunięciu takich barier.
• Etykietowanie organizmów zmodyfikowanych genetycznie (GMO). Australijskie prawo wymaga, aby każdy środek spożywczy zawierający GMO był wyraźnie oznaczony jako taki i ogranicza uprawę roślin GMO. Amerykański agrobiznes, największy na świecie użytkownik GMO, ostro lobbuje na rzecz zniesienia tych ograniczeń.
• Zasady kwarantanny. Australijskie przepisy dotyczące kwarantanny żywności i innych materiałów tradycyjnie są surowe, aby nie dopuścić do przedostania się do kraju chorób, które u nas nie występują. Amerykańskie firmy twierdzą, że te przepisy dotyczące kwarantanny są „środkiem ograniczania handlu” i wzywają do ich złagodzenia.
• Ograniczenia w świadczeniu usług publicznych. Umowa o wolnym handlu umożliwiłaby amerykańskim korporacjom kwestionowanie świadczenia i regulacji rządowych usług takich jak opieka zdrowotna, edukacja i woda, co doprowadziłoby do prywatyzacji. Jest to ten sam program, co wielostronne negocjacje w sprawie Układu ogólnego w sprawie handlu usługami (GATS), które toczą się obecnie w Światowej Organizacji Handlu, ale w jeszcze gorszej formie.
• Istnieje nawet możliwość, że umowa o wolnym handlu będzie zawierać postanowienia przyznające prywatnym korporacjom prawo do bezpośredniego pozywania rządów za wpływ ich polityki na działalność tych firm. Prawo to jest obecnie zapisane w Północnoamerykańskiej Umowie o Wolnym Handlu, obejmującej Stany Zjednoczone, Kanadę i Meksyk, i umożliwiło na przykład firmie kurierskiej UPS pozwanie Kanady za fakt, że Canada Post ma monopol na standardowe doręczanie listów. Umożliwiło także innej amerykańskiej firmie (Metalclad) skuteczne pozwanie meksykańskiego miasta za odmowę mu pozwolenia na budowę składowiska toksycznych odpadów.
Uderzające w porównaniu tych dwóch list jest to, jak bardzo są one nierówne – ustępstwa na eksport produktów rolnych w zamian za ustępstwa w szerokim zakresie polityk społecznych i środowiskowych.
Częściowo jest to wynikiem czystej nierówności w negocjacjach pomiędzy USA (populacja: 280 milionów) a Australią (populacja: 18 milionów). Własny raport australijskiego rządu porównuje wielkość australijskiej gospodarki do „średniej wielkości stanu, którego PKB jest mniej więcej równy PKB Pensylwanii”.
Ale to nie wyjaśnia, dlaczego rząd australijski tak bardzo pragnie tej umowy – w każdym razie to Canberra narzuciła ją Waszyngtonowi, a nie odwrotnie. Jest to szczególnie niewytłumaczalne, gdy duża część modelowania prawdopodobnych korzyści ekonomicznych jest daleka od optymizmu.
Najnowszy raport sporządzony na zlecenie rządu, sporządzony przez ACIL Consultants, został niemal pogrzebany po tym, jak wykazał, że po usunięciu nierealistycznych założeń Australia w rzeczywistości poniosłaby niewielkie straty netto w wyniku umowy o wolnym handlu. Inny raport, sporządzony przez CIE, przyniósł pozytywne rezultaty, choć nadal o marginalnej skali.
Skąd więc pośpiech ze strony Canberry?
Część odpowiedzi można dostrzec w zbieżności czasu – negocjatorzy handlowi z USA przybyli do Australii w tym samym tygodniu, w którym na Bagdad zaczęły spadać bomby. To porozumienie w dużej mierze dotyczy wojny i „bezpieczeństwa” oraz miejsca Australii w świecie.
Rząd Howarda publicznie oświadczył, że postrzega „interes narodowy” kraju jako nierozerwalnie związany z amerykańsko-australijskim sojuszem wojskowym. W niedawnej białej księdze australijskiego rządu w sprawie handlu i spraw zagranicznych stwierdzono, że umowa o wolnym handlu „ustawi nasze stosunki gospodarcze na równi z naszymi stosunkami politycznymi”.
Co więcej, John Howard świadomie sprzymierzył ten kraj z amerykańską misją przekształcenia świata zgodnie z zasadami hiperkapitalizmu, tj. urynkowienia, prywatyzacji, korporatyzacji i konsumeryzacji. Dla premiera australijski „interes narodowy” jest identyczny z „interesem narodowym” Stanów Zjednoczonych, dominacją nad światem i tak dalej.
To, co uderza, gdy spojrzysz na prawdopodobną listę australijskich koncesji, to fakt, że rząd Howarda jest ideologicznie przywiązany do nich wszystkich. Sprzeciwia się ograniczeniom dotyczącym GMO, próbuje nakłonić rządy stanowe do wycofania się z ograniczeń w rozpowszechnianiu GMO. Chce umożliwić zagranicznym firmom kupowanie Qantas i Telstry oraz krajowym bankom. Nie przejmuje się australijskimi treściami w telewizji, filmie i radiu. Sprzeciwia się ideologicznie Programowi Świadczeń Farmaceutycznych, postrzegając go jako część budzącego strach programu „medycyny uspołecznionej”.
W takim scenariuszu celem rządu koalicyjnego w uzyskaniu umowy o wolnym handlu jest niewielka „redystrybucja bogactwa”. Rezygnuje z polityki, której od dawna się sprzeciwia, a która i tak nie przynosi korzyści jej korporacyjnym zwolennikom, w zamian zdobywając dodatkowe dolary eksportowe dla niektórych rolników i przedsiębiorstw rolnych.
Z pewnością Howard i spółka nie są osobami, z którymi chciałbyś negocjować losy takich planów – nie są zaangażowani w takie sprawy. Ale co więcej: czy moglibyśmy ich pominąć i wykorzystać negocjacje w sprawie umowy o wolnym handlu jako łatwy pretekst do wypatroszenia tych rzeczy?
Na szczęście negocjacje w sprawie tej umowy o wolnym handlu dopiero trwają i już powoli zaczyna się łączyć sprzeciw opinii publicznej. Na przykład amerykański zespół handlowy próbował już złagodzić obawy społeczne dotyczące PBS, obiecując, że Waszyngton nie będzie wzywał do wprowadzenia w nim żadnych większych zmian. Tymczasem australijski przemysł filmowy, telewizyjny i artystyczny rozpoczął właśnie kampanię mającą na celu ratowanie lokalnych zasad dotyczących treści.
Jeżeli organizacje społeczne, związki zawodowe, samorządy studenckie i grupy polityczne zjednoczą się przeciwko tej umowie o wolnym handlu na tej podstawie, że stanowi ona główne zagrożenie dla postępowej polityki społecznej i środowiskowej (a w istocie nawet dla naszego prawa do prowadzenia takiej polityki), wówczas istnieje duża szansa, że do pokonania tego porozumienia, które wzbogaci nielicznych, zarówno w USA, jak i Australii, kosztem wielu.