Międzynarodowe media i prezydent OPA Luis Almagro żądają, aby prezydent Wenezueli Nicholas Maduro zezwolił na zorganizowanie referendum w sprawie odwołania prezydenta w 2016 roku.
Dlaczego domagają się, aby odbyło się to w 2016 roku?
Zarówno krytycy, jak i zwolennicy rządu wydają się być zgodni co do tego, że jeśli głosowanie w sprawie odwołania odbędzie się przed 10 stycznia 2017 r., zwycięstwo opozycji spowoduje ponowne wybory prezydenckie. Konstytucja Wenezueli stanowi, że dopuszczalne jest jedno głosowanie w sprawie odwołania po połowie sześcioletniej kadencji prezydenta, ale jeśli głosowanie w sprawie odwołania odbędzie się (i zostanie wygrane przez opozycję) w czwartym roku, wówczas wiceprezydent przejmuje władzę na pozostałą część kadencji kadencji – nowy prezydent nie zostanie wybrany.
Czy rzeczywiście termin 10 stycznia 2017 r. jest w tym przypadku ostateczny?
Zwolennicy i krytycy rządu (oraz prasa międzynarodowa: przykłady tutaj i tutaj) wydaje się, że wszyscy się z tym zgadzają, ale w rzeczywistości jest to kwestią dyskusyjną. Maduro został wybrany w kwietniu 2013 r., co sugeruje, że ostatecznym terminem powinien być kwiecień 2017 r. Jednakże ze względu na kryzys zdrowotny Chaveza i jego nieobecność na początku 2013 r. Maduro pełnił obowiązki prezydenta od stycznia 2013 r., czyli zaledwie kilka miesięcy od zakończenia kadencji kadencję, którą Hugo Chavez wygrał przed śmiercią.
Czy opozycja rozpoczęła proces głosowania w sprawie odwołania bezpośrednio po 10 stycznia br.?
Nie. Opozycja była (i pozostaje) zawzięcie podzielona. Na początku roku kluczowe frakcje uważały, że mają do dyspozycji lepsze opcje niż wycofanie. Jedną z opcji, która ich ekscytowała, było przyjęcie poprawki skracającej kadencję prezydenta (w tym kadencji Maduro z mocą wsteczną) do czterech lat. W referendum w sprawie odwołania opozycja musiałaby wygrać większą liczbą głosów niż Maduro otrzymał w kwietniu 2013 r. Jednakże referendum w sprawie poprawki dotyczącej „skrócenia kadencji” miałoby niższy próg: nie było wymogu wygrania większą liczbą głosów niż Maduro otrzymał w 2013. Sąd Najwyższy, który zdecydowanie popiera Chavistę (popierającą Maduro), odrzucił ten pomysł, ale miał ku temu uzasadnione podstawy konstytucyjne. Nalegając, aby poprawka dotyczyła kadencji Maduro, opozycja dała jasno do zrozumienia, że poprawka jest chwytem mającym na celu uzyskanie niższego progu usunięcia Maduro niż wymagany w głosowaniu w sprawie odwołania.
Jeśli Sądem Najwyższym jest Chavista, dlaczego opozycja przyjęła strategię wymagającą współpracującego Sądu Najwyższego?
Z powodu ostrych podziałów wewnętrznych i nadmiernej pewności siebie po wielkim zwycięstwie w grudniowych wyborach do Zgromadzenia Narodowego opozycja podjęła głupie decyzje. Gdyby zjednoczyli się wokół Henrique Caprilesa, który bardzo mocno nalegał na natychmiastowe rozpoczęcie procesu głosowania w sprawie odwołania, mieliby teraz znacznie silniejsze podstawy do żądania przeprowadzenia głosowania w sprawie odwołania w 2016 r.
Prasa międzynarodowa czasami wspomina o podziałach opozycji, ale bardzo rzadko daje czytelnikom prawdziwe poczucie tego, jak intensywna jest nienawiść wśród różnych frakcji. Na przykład, tutaj to niedawna pozbawiona emocji i homofobiczna tyrada pod adresem Capriles wygłoszona przez Julio „Coco” Jimeneza, członka frakcji kierowanej przez Leopoldo Lopeza. „Coco” pojawiło się kilka razy w CNN. Frakcja ta jest szczególnie rozgoryczona w stosunku do Capriles za to, że nie wezwała do dalszych protestów ulicznych po niewielkiej wygranej Maduro w wyborach w kwietniu 2013 r. Protesty te doprowadziły do dziewięć osób zostać zabitym. W grudniu 2013 r. – nalegał Lopez że gdyby Capriles nadal wzywał swoich zwolenników na ulice, „Capriles byłby dziś prezydentem”. Zamach stanu to jedyny sposób, w jaki te protesty uliczne doprowadziłyby do prezydentury Capriles w 2013 r. Absolutnie było brak wiarygodnych podstaw za kwestionowanie zwycięstwa Maduro w wyborach.
Czy zasadne jest żądanie, aby głosowanie odwoławcze odbyło się w 2016 roku, mimo opóźnienia opozycji w jego zainicjowaniu?
Nie. W 2004 r. odbyło się głosowanie w sprawie odwołania prezydenta. Od złożenia podpisów przez opozycję pod koniec listopada 2003 r. do głosowania w połowie sierpnia 2004 r. upłynęło osiem miesięcy. Opozycja nie jest jeszcze na etapie zbierania wymaganych podpisów o oddanie głosu w sprawie odwołania. Zebrała jedynie podpisy, aby Krajowa Rada Wyborcza (CNE) mogła rozpocząć proces: zebranie podpisów wynoszących łącznie 1% elektoratu rozpoczyna proces; następnie zebranie – i zweryfikowanie przez CNE – podpisów reprezentujących 20% elektoratu uruchamia głosowanie.
A szczegółowa mapa procesu pokazuje również, że termin 10 stycznia 2017 r. jest bardzo napięty, nawet jeśli CNE w ogóle się nie zwlekało. Myślę, że opozycja rzeczywiście ma pewne wiarygodne skargi na ociąganie się CNE, ale międzynarodowe cheerleaderki opozycji całkowicie ignorują fakt, że napięty termin wynika z opóźnień opozycji.
Gdyby proces ten został zainicjowany przez opozycję w styczniu 2016 r., albo gwarantowałby głosowanie w sprawie odwołania w 2016 r. (zakładam, że jak wszyscy inni, udałoby im się zdobyć podpisy), albo byłby w stanie dokonać niepodważalnego przypadku, gdyby zwlekanie ze strony CNE było powodem, dla którego do zdarzenia nie doszło. Miesiące zwlekania – pomijając histerię prezydenta OPA Luisa Almagro i innych – twierdzeń, że konstytucyjne prawo do odwołania zostało zdeptane, jeśli głosowanie nie odbędzie się w 2016 r., jest nieuzasadnione.
Wreszcie jadowite żądania Almagro dotyczące odwołania głosowania w Wenezueli w 2016 r. stoją w jaskrawym kontraście z żądaniami Almagro grzeczna niezgoda z parlamentarnym zamachem stanu w Brazylii i jego współpracą z celem zastraszania przez USA narzucanie sfałszowanych wyborów na Haiti.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna