Dlaczego ktoś powinien przeczytać Pamiętając jutro: pamiętnik przez Michaela Alberta? Cóż, powodów jest kilka! Książka jest przede wszystkim podróżą przez burzliwe lata 60. i 70., ale też opowieścią o rewolucyjnym życiu. Książka w dużym stopniu spodoba się tym z nas, którzy są na tyle dorośli, że pamiętają, jak burzliwe były te wczesne złote lata amerykańskich protestów, ale powinna także spodobać się młodszemu pokoleniu, które szuka relacji z pierwszej ręki na temat tego, jak naprawdę wyglądały te dni. Pamiętając jutro to nie tylko podróż życia; ma także na celu, jak sądzę, celowo edukować i informować czytelników o możliwościach lepszego jutra. Po prostu, jaki pożytek ma czytanie o amerykańskim rewolucjoniście poza edukacją i nauką?
Po pierwsze, książka jest napisana bardzo luźno. Oczywiście został napisany z myślą o bardzo szerokim kręgu odbiorców, co z pewnością sprzyja rozpowszechnianiu. Jest to ważne dla rosnącej części naszej populacji amerykańskiej, dla której angielski jest drugim językiem. Unika się grubego, efektownego języka, ale nic nie ginie w umiejętnościach komunikacyjnych. Książka napisana jest bezpośrednio i bezpośrednio na temat. Nic nie ginie w przekazie, a całość czyta się jak ogólną rozmowę z autorem. Jest to niezwykle ważne, gdy zamierzeniem książki jest dotarcie do jak największej liczby odbiorców, a pan Albert z pewnością uzyskał w tej kategorii ogromne wyniki.
Po drugie, równie ważne jak pierwsze, odnosi się wrażenie, że pamiętnik jest bardzo szczery, bez skaz i w ogóle. Nikt nie żyje życiem świętego i byłbym bardzo podejrzliwy, gdyby autor próbował się na takiego namalować. Ale nie w tym jest problem, a szczerość zwyciężyła nad blichtrem. Jak sam twierdzi, autor urodził się w środowisku rodzinnym i społecznym o większym względnym uprzywilejowaniu niż większość z nas. Jako syn odnoszącego sukcesy prawnika i prowadzący styl życia wyższej klasy średniej, młody Michael miał przed sobą możliwości, jakie otworzyły się w mrocznych wiekach amerykańskiej popkultury lat pięćdziesiątych, o których istnieniu większość nie miała pojęcia, a nawet o nich marzyła. Bardzo niewielu czytelników tego pamiętnika odniesie się do możliwości rodzica, aby wysłać swoje potomstwo do elitarnej instytucji, takiej jak Massachusetts Institute of Technology. Ale prawdziwość nie jest problemem. Wszystko, od brutalnego uderzenia dzieciaka z sąsiedztwa w ramię (niezupełnie sąsiedzkiego łobuza, ale prawie) aż do bardzo, bardzo kiepskiego pomysłu zerwania torów kolejowych (nie sądzę, żeby się udało), aby zaprotestować przeciwko bombardowaniu zaopatrujących pociągi w Wietnamie Północnym, szybko dowiadujemy się, że zajmujemy się jawnym, ostrym dziennikiem. Jednak najbardziej brutalna szczerość pojawia się, gdy pan Albert opisuje, jak grupa Listopadowego Komitetu Akcji, w skrócie NAC, której był członkiem, planowała zamknąć budynek do badań wojennych w MIT. W miarę trwania spotkania organizatorów NAC z pracownikami budynków autor stwierdza, że „My broniliśmy naszego prawa do zamknięcia ich zakładu pracy. Oni bronili ich prawa do pracy”. Stwierdzono, że spowodowało to bardzo obrzydliwe oświadczenie Alberta z wyższej klasy średniej, że oni (NAC) będą „ich przyszłymi szefami”.
Jest to zatem otwarta i szczera relacja z podróży od przywilejów aż do protestu przeciwko niesprawiedliwości i sprowadzenia autora na ścieżkę rewolucjonisty. Jednak prawdziwa wartość tej książki nie zależy od jej początku, a bardziej od jej przeznaczenia, niezależnie od tego, jak ważna była ta ścieżka i podróż. Gdybym miał skrytykować tę książkę w jakimkolwiek momencie, powiedziałbym, że autor poświęcił niezwykle mało czasu na opisanie, w jaki sposób i dlaczego widział niesprawiedliwość, i zdecydował się działać, podczas gdy tak wielu innych nie zrobiło nic. Tak, pan Albert szczegółowo opisuje, jak on i inni byli zmotywowani do działania w obliczu brutalnej wojny w Wietnamie, rażącej niesprawiedliwości patriarchatu i systemu gospodarczego, który przynosił korzyści nielicznym kosztem większości, ale po co wyciągać takie wnioski ? Czy to był altruizm? Czy może to być wpływ jego rodziców na to, jak powinna wyglądać sprawiedliwość na świecie? Co czyni człowieka tak wyjątkowym? Najprawdopodobniej odpowiedź na to pytanie udzieli ktoś inny, kto pisze biografię, a nie sam autor. Być może moja krytyka w tym miejscu jest bezpodstawna.
Jednak prawdziwa wartość tej książki jest efektem całorocznej pracy, prób i błędów. Nie wystarczy zrozumieć, że mamy system gospodarczy, z którego korzystają tylko nieliczni, że w obszarze rasy jesteśmy niewiele lepsi niż na południu Jim Crow lub że w obszarze relacji płci utrzymuje się patriarchalna hierarchia. I nie wystarczy powiedzieć, że jest się socjalistą; w końcu co to znaczy być socjalistą? Więc chcemy lepszego świata! Kluczowym pytaniem, jakie należy sobie zadać, jest to, jak to osiągnąć i jak powinien wyglądać socjalizm. To dzieło Michaela Alberta. To jest jego podróż.
Ze studiów licencjackich na MIT i protestów przeciwko wojnie w Wietnamie przechodzimy do studiów magisterskich i nauczania na Mszy U. Znajdujemy tu poważną krytykę marksizmu i narodziny tego, co stało się życiową pasją pana Alberta, wraz z z przyjacielem i współpracownikiem Robinem Hahnelem nad rozwojem tego, co nazywają ekonomią partycypacyjną. Parecon, jak go nazywają, odpowiada na pytanie, czym jest dobra gospodarka i czym od zawsze miał być socjalizm. Aby jednak pokonać tę przeszkodę, należało odpowiedzieć na pytanie, które z pewnością było „kwestią Marksa”. Czy marksizm powinien być jedyną niekwestionowaną drogą do socjalistycznej przyszłości, czy też należy powoływać dobrego doktora Marksa w związku z tym, co pan Albert rozumie jako niepowodzenia sprawdzone przez historię? Jeśli lekcja tego, co na świecie nazywano socjalizmem, była jakąkolwiek wskazówką, to wpływ Karola Marksa pozostawiał wiele do życzenia. Co dobrego z tego, pytają Albert i Hahnel, jeśli zastąpimy kapitalizm, który jest odgórną strukturą zapewniającą przywileje dla nielicznych, innym systemem, który zasadniczo robi to samo, ale nazywa siebie socjalizmem? Dla przeciętnego pracownika różnica jest bardzo niewielka. Po „unicestwieniu” marksizmu/leninizmu można utorować drogę do lepszej przyszłości. We wspomnieniach zawarto bardzo zdrową dyskusję na temat Pareconu, która jest bardzo przydatna dla osób, które nie miały wcześniej styczności z Pareconem. Ani kapitalizm, ani socjalizm, jak go nazywano w latach 20th wieku, odpowiedział na podstawowe pytania, co powinno obejmować dobre społeczeństwo.
Czy komunizm w stylu sowieckim, czyli tzw. socjalizm rynkowy, tak popularny dziś wśród socjalistów na świecie, promował solidarność pomiędzy producentami i konsumentami? A może pozostawia w miejscu to, co Albert i Hahnel nazywają klasą koordynatorów; klasą technokratów i pracowników koncepcyjnych pomiędzy właścicielami i robotnikami w kapitalizmie a klasą rządzącą w gospodarce komunistycznej? Jest to koncepcja, którą Albert co prawda zaczerpnął od Barbary Ehrenreich i którą w pełni przyznaje w swoich wspomnieniach. Czy znajdziemy gdziekolwiek w świecie marksizmu system promujący różnorodność i równość? I czy w marksizmie/leninizmie znajdziemy gdziekolwiek świat, w którym odrzuca się szefów i promuje samorządność? Jeśli nie, to socjalizm trzeba wymyślić na nowo. Pan Albert wzywa nas, abyśmy wykorzystali wizję i strategię, aby utorować drogę w przyszłość i odrzucili tę samą przestarzałą retorykę, która zawiodła nas w przeszłości.
Ujęte jako całość, Pamiętając jutro: pamiętnik to lektura obowiązkowa dla każdego, zwłaszcza młodych ludzi, którzy pragną relacji z pierwszej ręki na temat życia w latach 60. i 70. z perspektywy rosnącego niezadowolenia samozwańczego rewolucjonisty. To także historia narodzin i rozwoju tego, co należy uznać za jedyną realną alternatywę dla kapitalizmu, czyli ekonomii partycypacyjnej. Nie sądzę, że jako recenzent popełniam rażące wykroczenie, podkreślając moje przekonanie, że Parecon jest dziełem Michaela Alberta, które definiuje jego życie.
W tej małej recenzji wiele brakuje. Na przykład wejście pana Alberta do świata wydawniczego i prowadzenie South End Press jako przykład zaangażowania Parecon w pracy. W tym wydaniu brakuje także Magazynu Z, rozwoju Internetu i narodzin Znetu; nie wspominając o rosnącym wpływie Pareconu na całą planetę, z wyjątkiem Ameryki; źródłem gorzkiej frustracji autora.
Zacząłem od pytania, dlaczego ktoś miałby chcieć przeczytać tę książkę. Nie czytałam tej książki, pochłonęłam ją! Po prostu każdy, kto przeczyta wspomnienia pana Alberta, skorzysta z jego doświadczenia. Nie ma nic lepszego niż doświadczenie z pierwszej ręki, ale uczymy się także z życia innego, który walczył w okopach. Jego ręce są brudne, a koszula pobrudzona walką przez całe życie. Jeśli chcesz, żeby świat zmienił się na lepsze, przeczytaj tę książkę.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna