Przegląd polityki międzynarodowej
Najpierw wideo przedstawiające żołnierzy piechoty morskiej Stanów Zjednoczonych oddających mocz na ciała zabitych Afgańczyków. Następnie ujawniono, że kopie Koranu zostały spalone w bazie lotniczej Bagram, która służy również jako amerykański obóz jeniecki w Afganistanie. W gwałtownej reakcji zginęło prawie trzydziestu Afgańczyków i kilku żołnierzy NATO. I jak wspomniałem w moim felietonie z 4 marca, korespondent BBC w Kabulu opisał te wydarzenia i brutalną reakcję opinii publicznej na nie jako punkt zwrotny dla NATO w wojnie w Afganistanie.
Gdy dowódca USA gen. John Allen i prezydent Obama mieli nadzieję, że ich przeprosiny pomogą uspokoić sytuację, nadeszła kolejna katastrofa. Jeśli wierzyć oficjalnym relacjom, amerykański żołnierz opuścił swoją bazę w środku nocy, wszedł do domów mieszkańców wsi, wybudził ze snu afgańskie rodziny i z zimną krwią zastrzelił swoje ofiary. Według doniesień po zabójstwach żołnierz zwrócił się do dowódców USA i został wywieziony z kraju. Od tego czasu został nazwany St. Sgt. Roberta Balesa. Inne raporty mówią co innego historia, wskazując, że grupa żołnierzy był zaangażowany. Wyglądając na pijanych i śmiejących się, uczestniczyli w orgii przemocy Śmigłowce unosił się powyżej.
Do masakry doszło w Kandaharze, prowincji, w której siły NATO regularnie dokonują nocnych nalotów na afgańskie domy. Łapią i zabijają ludzi powszechnie określanych jako talibowie, ich zwolenników lub sympatyków. Dlatego też męscy członkowie rodziny opuszczają swoje domy w nocy, aby uciec przed obcymi siłami. To wyjaśnia, dlaczego 9 z 16 zamordowanych to dzieci. Reszta to co najmniej cztery kobiety, a pięciu Afgańczyków zostało rannych. Spalono kilka ciał.
Masakra w Kandaharze przypomina My Lai – wioskę w południowym Wietnamie, gdzie wojska amerykańskie dokonały masakry nieuzbrojonej ludności cywilnej, w tym kobiet, dzieci i osób starszych, niemal dokładnie 44 lata temu, 16 marca 1968 r. Pełny horror tej masakry My Lai masakra wyszła na jaw po pewnym czasie, ponieważ podejmowano wiele prób jej bagatelizowania. Żołnierze, którzy próbowali powstrzymać zabójstwa, zostali potępieni przez kongresmanów USA i otrzymali listy z nienawiścią oraz groźby śmierci. Minęło trzydzieści lat, zanim zostali uhonorowani. Tylko jeden amerykański żołnierz, porucznik William Calley, został ukarany. Mimo wyroku dożywocia spędził zaledwie trzy lata w areszcie domowym.
Postępowanie władz USA po masakrze Afgańczyków zostanie poddane krytycznej analizie. Ci, którzy muszą ponieść ostateczną odpowiedzialność, będą musieli żyć z poczuciem winy przez wiele lat. Rzeź będzie nadal prześladować sumienia wielu ludzi w Ameryce i gdzie indziej. Ogólne nastroje w Afganistanie stały się już niebezpiecznie wrogie wobec obcych wojsk. Teraz, Raporty z Kabulu twierdzą, że Afgańczykom „skończyła się cierpliwość”.
W środku tych wydarzeń (amerykańscy żołnierze piechoty morskiej oddawali mocz na zwłoki w styczniu, palenie Koranu w lutym, masakra w marcu) prezydent Obama zdecydował się powołać porównanie między nim a dwiema legendarnymi postaciami w historii, Mahatmą Gandhim i Nelsonem Mandelą. Dla mnie ostatnie wydarzenia w Afganistanie są przerażające, a moment, w którym prezydent próbuje przywołać podobieństwa z Gandhim i Mandelą, jest obrzydliwy. To pokazuje, co władza robi ze swoim posiadaczem.
Wiele napisano na temat nowojorskiej zbiórki pieniędzy, podczas której prezydent Obama wygłosił przemówienie, starając się o poparcie na drugą kadencję. Powtarzam to, co oczywiste: kraj, któremu przewodzi, jest uwikłany w szereg wojen, które skutkują ofiarami śmiertelnymi i zniszczeniami na ogromną skalę. Ich dziedzictwo będzie nadal zbierać ogromne żniwo. Nawet kiedy siły amerykańskie wycofają się z okupowanych ziem lub ustaną bombardowania z dużej wysokości bez rozmieszczania amerykańskich żołnierzy na ziemi, nie będziemy wiedzieć, jak długo i w ilu miejscach toczą się tajne wojny Obamy. W wyborach w listopadzie 2008 roku dawał nadzieję na dobre zmiany. Pozostaje tak samo iluzoryczny, jak za jego poprzednika, George'a W. Busha.
Obama i NATO przenieśli i rozszerzyli teatr działań wojennych – w Pakistanie, Libii, Jemenie, Syrii, Kenii, Somalii i być może w miejscach, o których nie jesteśmy świadomi. Jego taktyka staje się coraz bardziej groźna zarówno wobec wrogów, jak i przyjaciół, łącząc coraz więcej wojny z rutynowymi sprawami stosunków międzynarodowych, handlu i tak dalej.
Pomimo wycofania się wojsk amerykańskich z Iraku i zbliżania się końca projektu afgańskiego, od Azji Południowej po Afrykę Północną panuje bardziej wybuchowa sytuacja. Wielu prześladuje scenariusz wielkiej wojny w regionie. Obama może wydawać się niechętny do ataku na Iran lub Syrię. Nie ulega jednak wątpliwości, że tajna wojna prowadzona przez główne mocarstwa i ich pełnomocników trwa nadal. Agresywny, interwencyjny instynkt administracji Obamy jest wyraźnie widoczny. A rysowanie podobieństw między nim a wielkimi duszami, takimi jak Gandhi i Mandela, jest groteskową parodią ich historycznych zmagań.
Podczas wydarzenia zbierającego fundusze w Nowym Jorku Obama powiedział, że „zmiana, o którą walczyliśmy w 2008 roku, nie zawsze następowała tak szybko, jak byśmy chcieli… prawdziwa zmiana, duża zmiana, zawsze jest trudna”. Następnie, dokonując skoku w historię, kontynuował: „Gandhi, Nelson Mandela – to, co zrobili, było trudne. To wymaga czasu. To zajmuje więcej niż jeden semestr…”
Korupcja infekuje nasz świat pod wieloma postaciami: materialną i moralną, widzialną i niewidzialną, bezpośrednią i pośrednią. Jednak podstawowym motywem wszystkiego, co jest skorumpowane, jest silny instynkt oportunistyczny, aby czerpać korzyści kosztem innych poprzez pokusę lub oszustwo. Nic dziwnego, że polityka popadła w tak złą reputację. Aforyzm XIX-wiecznego angielskiego historyka Lorda Actona, że „władza ma tendencję do korumpowania, a władza absolutna korumpuje absolutnie”, nabrał dziś szczególnego znaczenia.
Stosowanie swojej politycznej mantry „zmiany” i próba ukazania podobieństwa do życia i osiągnięć Gandhiego i Mandeli to jedno. Prawda to inna sprawa. Gandhi nigdy nie aspirował do żadnego urzędu politycznego, nigdy go nie sprawował i nie brał udziału w żadnych wyborach. Po 27 latach spędzonych w więzieniu Mandela był niechętnym prezydentem Republiki Południowej Afryki. Dał też jasno do zrozumienia, że będzie pełnił tę funkcję tylko przez jedną kadencję, podczas której będzie przygotowywać nowe pokolenie następców.
Przede wszystkim Mandela wykorzystał swoją prezydenturę, aby uniknąć rozlewu krwi i ustabilizować kraj po upadku apartheidu. Właśnie z tych powodów zarówno Gandhi, jak i Mandela byli tak groźnymi przeciwnikami nierównych i niesprawiedliwych systemów, z którymi walczyli.
Narzędziem Gandhiego było niestosowanie przemocy. Kiedy wybuchła przemoc, Gandhi wycofał swój ruch przeciwko Brytyjczykom. Myślał o innych, muzułmanach i niedotykalnych, których nazywał Harijanami (Dzieciami Boga). Zapłacił najwyższą cenę, gdy w 1948 r. zamordował go hinduski fundamentalista. Ani Gandhi, ani Mandela nie rozważali ataku na inny kraj, podpisania rozkazów zabójstwa, wyolbrzymiania lub wymyślania faktów na temat ludzi, których postrzegali jako przeciwników.
Inspiracją dla Afrykańskiego Kongresu Narodowego Mandeli był Gandhi. Kiedy jednak organizacja zdała sobie sprawę, że zdecydowana większość Czarnych w Republice Południowej Afryki walczyła z reżimem apartheidu, którego brutalność była wyjątkowa, AKN rzeczywiście zaangażował się w wojnę o niskiej intensywności. Stany Zjednoczone i Wielka Brytania uznały Mandelę za „terrorystę”.
Prezydent Obama niedawno uzasadnił swoje ataki dronów w Pakistanie, mówiąc, że „nie spowodowały one ogromnej liczby ofiar wśród ludności cywilnej”. Nie sposób nie interpretować tego jako przyznania, że drony rzeczywiście zabijają i ranią cywilów. Ale w oczach prezydenta jest to drobnostka. Zaledwie kilka dni temu niemiecki magazyn informacyjny Der SPEIGAL powiedział, że podczas gdy za prezydentury Busha ataki dronów miały miejsce co 47 dni, obecnie przerwa między rządami prezydenta Obamy, zdobywcy Pokojowej Nagrody Nobla, wynosi zaledwie cztery dni. Amerykanie „w ten sposób dokonali już egzekucji na 2,300 osobach”. Nikt nie ma dziś szans, jeśli obecny prezydent uzna, że jego czas się skończył.
Agitacja Gandhiego na rzecz bojkotu brytyjskich towarów na rzecz produktów domowej roboty oraz jego poparcie dla oszczędnego życia były podstawowymi elementami ruchu antyglobalistycznego jego czasów. Jego etosem było „konsumować mniej, aby podnieść innych z biedy i deprywacji”. Prowadził życie, które głosił, przez co Winston Churchill, ówczesny przywódca Cesarstwa, pogardliwie nazwał go „nagim fakirem”.
W świecie rządzonym dziś przez prezydenta Obamę Mahatma Gandhi i Nelson Mandela, gdyby nie był po dziewięćdziesiątce i tak wątły, byliby jego największymi wrogami. Równie dobrze mogli znaleźć się na liście Obamy dotyczącej ataków dronów. Na szczęście tak nie jest i obecny prezydent może sobie pozwolić na pocieszenie.
Wielcy ludzie, tacy jak Gandhi i Mandela, używają władzy, aby ją ograniczyć. Barack Obama należy do tych, którzy wykorzystują władzę, aby akumulować jej więcej. Na tym polega morał wszelkich porównań w tej debacie.
[END]
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna