Niedawny „incydent” z opryskiem pieprzem na Uniwersytecie Kalifornijskim w Davis to coś więcej niż tylko okazja do stworzenia sprytnie przerobionego w Photoshopie, wirusowego mema. Akt ten jest nieodłączną częścią szerszego zbiorowego sposobu myślenia – skłonności do autorytarnej nadmiernej reakcji, obecnie głęboko zinternalizowanej w życiu codziennym w USA.
Przytoczę tylko kilka przykładów, takich jak polityka „zero tolerancji” w systemach szkół publicznych, nakazy „zakazu pukania”, szpiegowanie i kontrolowanie życia prywatnego pracowników przez pracodawców korporacyjnych, wojna z Kartą Praw czyli tak zwana wojna z narkotykami, brutalne tłumienie przyznanych konstytucyjnie praw do wolności zgromadzeń i wolności słowa przez zmilitaryzowaną policję, niekonstytucyjne zabijanie zarówno obywateli USA, jak i cudzoziemców za granicą w wyniku ataków dronów drapieżnych – codzienna egzystencja w naród stał się bardziej represyjny, mniej skłonny do akceptacji momentów kreatywności i niepewności właściwych wolności. Zrywami, zgodnie z prawem i czynem, Stany Zjednoczone zbliżyły się do podatnego na panoptikon, zrównującego się z brutalnością, budzącego się autorytarnego koszmaru, niż do demokratycznej republiki oddanej błądzeniu w kierunku ideałów sprawiedliwości i wolności.
To prawda, że takie ideały nigdy nie będą istnieć w czystej postaci. Jednak z tego samego powodu ludzie rozsądni nie dążą do utopii ani nie przystosowują się do tyranii.
Akt opryskania pokojowych demonstrantów gazem pieprzowym przez osoby sprawujące władzę oficjalną nie powinien być postrzegany jako zdarzenie przypadkowe. Z drugiej strony, czyn ten symbolizuje sposób myślenia panujący nad narodem, któremu należy rzucić wyzwanie na ulicach.
Memy nieustannie się replikują, wykładniczo reprodukują i wspólnie ewoluują fragmenty ludzkiego myślenia – podczas gdy nasze ciała są sprzętem. Jeśli ich rezonanse pozostaną wyłącznie w sferze pikseli i fragmentów dźwięku, mem przełoży się na niewiele więcej niż efemerydy popkultury. Memy trzeba przenosić cieleśnie do świata niewirtualnego; ich ludzcy nosiciele mogliby nawet zostać spryskani pieprzem i wywiezieni do więzienia, jeśli zajdzie taka potrzeba.
W przeciwnym razie, jak ma to miejsce obecnie, memy rozpływają się… rozpuszczają się wśród stale mnożących się miraży komercyjnego hologramu. Stąd tragedia państwa konsumenckiego: sposób, w jaki obecny wiek iluzji generowanych przez media przywłaszcza sobie nasze instynktowne popędy i indywidualne tęsknoty – apetyty i wyobrażenia – które zmuszają nasze siły życiowe do zenitu – ale zamiast tego skłania nas do spędzenia życia w pogoń za karierowiczowską próżnością i konsumenckim szaleństwem, a tym samym służy dostarczaniu naszych pasji na pustkowia elektronicznego pyłu.
Kiedy nieludzkie wymagania pozornie nieprzejednanego systemu kontrolują życie ludzi, aura mglistego strachu, nękającej urazy i nawykowej bierności, na przemian z impulsywną agresją, ogarnie ducha kultury. Oto, co Walker Percy napisał o podobnym uwewnętrznionym krajobrazie:
„Śmierć w postaci genów śmierci nie zwycięży nade mną, bo geny śmierci to jedno, ale nazwać geny śmierci, poznać je, przeciwstawić się im i rzucić im wyzwanie, to zupełnie co innego. Różnię się od moich genów śmierci i dlatego nie podlegam im. Mój ojciec miał te same geny śmierci, ale się ich bał, nie nadał im nazw i myślał, że może wyjechać starą Route 66 i wyprzedzić ich, albo złapać mnie i zostać kumplami, albo pobawić się w Brahmsa i ich zatrzymać, śmierć geny, był szczęśliwy, więc padł ich ofiarą.” – fragment powieści Percy’ego Drugie przyjście
W upadającej kulturze witalność dostępna w codziennym doświadczeniu więdnie i zanika, by wkrótce zostać zastąpiona przez ponure potomki genów śmierci. Jak odzwierciedla architektura (np. nijakie, prefabrykowane pasaże handlowe, tandetnie zbudowane osiedla mieszkaniowe, sterylne parki biurowe) późnego kapitalizmu, piękno i wspólna komunia nie dominują. W rezultacie płodne sny zamieniają się w pył i wznoszą się z jałowej krainy jako oślepiające szkwały przemieszczonego strachu i gniewu.
Przeciwnie, jako antidotum, w Święto Dziękczynienia pojechaliśmy z żoną metrem do parku Zuccotti, aby zasmakować wolności. Oczywiście to szczególne święto narodowe jest oznaką i uczczeniem epoki ludobójstwa wobec rdzennej ludności.
Mój ojciec jest w połowie Komanczem; urodził się w rezerwacie na środkowym zachodzie Stanów Zjednoczonych. Ogólnie rzecz biorąc, w Święto Dziękczynienia co najmniej jedna czwarta mojej krwi (i pozostałe trzy czwarte mojego człowieczeństwa i całej mojej duszy) uważa, że zadanie bycia uprzejmym gościem na obiedzie jest nieco trudne, gdy ludzie nalegają, będąc toksycznym (czasami wojowniczym) ignorantem w tym temacie.
Co istotne, w związku z ich ciągłymi aktami agresji wobec mieszkańców OWS w Liberty Park na dolnym Manhattanie (co samo w sobie jest rodzimą nazwą Manna-hata, oznaczającą „wyspę wielu wzgórz”), burmistrz Nowego Jorku i nowojorska policja ujawniła, że uważa ten obszar za kraj Indian. Od początku okupacji OWS obrońcy obecnego porządku otoczyli „brudnych, niebezpiecznych dzikusów” w Parku Wolności żołnierzami w niebieskich mundurach i siłą próbowali wypędzić ich z ziemi – ziemi, która w równym stopniu należy do nas ponieważ jest to ich własne lub kogokolwiek innego.
I nie mów mi o własności prywatnej... Teren, o którym mowa, został skradziony od samego początku w ramach podejrzanego oszustwa na rynku nieruchomości. Co więcej, ruch OWS stanowi wyzwanie dla tego typu koncepcji społecznych, które przyznały legitymację kradzieży.
Jeśli chodzi np. o niemal wyłączne wykorzystywanie gruntów do celów komercyjnych, praktyka uznawania ich za własność prywatną, zawyżania cen i ciągłego przekazywania działek nieruchomości w celach zarobkowych okazała się przedsięwzięciem, które zdegradowało zarówno krajobraz, jak i krajobraz duszy, i okazało się, że jest to niezbyt korzystna praktyka w odniesieniu do zdrowia całej społeczności i samej planety. Ogólnie rzecz biorąc, ten sposób myślenia zrodził kulturę, w której rozkwitają brutalni i bezwzględni... umożliwił wyniesienie psychopatycznych typów osobowości na stanowiska o niedostępnej mocy, których credo brzmi: „Wszystkie rzeczy na ziemi są «moje» i mogę je wyzyskiwać i jest moje prawo do poddania się, abym nie miał prawa zniszczyć tych rzeczy, których nie mogę posiadać i kontrolować.”
I odwrotnie, godziny spędzone w Liberty Park dobrze zrobiły mojej częściowo rodzimej krwi. Dlaczego? Ponieważ jesteśmy prawdziwym powstaniem Indian. I dlatego się nas boją i próbują uciszyć nasze bębny, kontrolę mikrofonu, zgromadzenia plemienne, a także zburzyli nasze namioty przypominające tipi. Kaukascy oszuści oszukali przede wszystkim rdzenną ludność tej wyspy; dlatego też oszuści z Wall Street są jedynie najnowszym wcieleniem tej europejskiej cechy kulturowej – i taka jest prawdziwa tradycja Święta Dziękczynienia. Odkrywają jednak, że w całym kraju łączy się inna, zaginiona tradycja – tradycja oporu.
Działania i reakcje ruchu OWS służą obnażeniu obłudnego rdzenia obecnego duopolistycznego systemu politycznego. Na przykład, gdyby niedawne brutalne policyjne „represje” (w rzeczywistości jawne nadużycie praw przyznanych konstytucyjnie) ruchowi OWS były koordynowane i przeprowadzane pod rządami administracji Busha, zwolennicy Partii Demokratycznej wzywaliby do przeprowadzenia przesłuchań w sprawie impeachmentu zebrał się przeciwko George'owi W. Bushowi. Brak oburzenia wśród liberalnych insiderów w związku z ostatnimi wydarzeniami jest lekcją poglądową na temat niegodziwej natury duopolistycznych rządów. To, przed czym przestrzegają zwolennicy Partii Demokratycznej – zadłużony wielki biznes, mający fobię wobec wolności program Republikanów – jest realizowany w bardziej efektywny sposób, gdy Demokrata zostanie zainstalowany na stanowisku prezydenta USA przez 1%. Apropos, apologeci Partii Demokratycznej są w równym stopniu winni realizacji programu bezpieczeństwa narodowego/państwa korporacyjnego, jak oszukani przez oligarchów handlarze herbatą.
Coraz częściej, zarówno w kraju, jak i na całym świecie, ludzie chwytają się machinacji 1%, oszustw syndykatów przestępczych, takich jak Wall Street i MFW, oraz środków, za pomocą których byliśmy zmuszani, czyli zniewolenia długiem do globalnego sklepu firmowego neoliberalizmu, do spędzania ulotnych dni tego skończonego życia, pracując na rzecz niesprawiedliwej władzy, bogactwa i przywilejów tej nielicznej grupy bezwzględnych.
Obecnie coraz większa liczba osób zwróciła uwagę na sytuację i podejmuje walkę. W ciągu kilku krótkich miesięcy narracja korporacyjnych mediów uległa w ograniczonym stopniu zmianie. Jednak w tym momencie rozwój jest jedynie szumem w tle: porządek neoliberalny upada; Sam kapitalizm dobiega już prawie końca swojego pięćsetletniego okresu.
OWS jest częścią globalnego ruchu oporu, który kładzie podwaliny pod nowy paradygmat. Chociaż zmiana nie nadejdzie bez walki i cierpienia, bez porażek, zdrad i chwil rozpaczy. Biorąc jednak pod uwagę niezrównoważony charakter obecnego porządku, zmiana zarówno w postrzeganiu, jak i praktyce jest nieunikniona. Jednak gdy w grę wchodzi tak wiele zmiennych (znanych i nieznanych), patrzenie w ciemności lub przez różowe okulary nie okaże się ani odpowiednie, ani pomocne.
Wreszcie, angażowanie się w akty oporu często nie polega na wygraniu lub przegraniu konkretnej bitwy; jest to raczej sprzyjający sposób, w jaki akt ten przekształca charakter człowieka, wyciągając go z izolacji i wchodząc do serca życia.
Dzięki takim działaniom jesteśmy wzmacniani. Nasz opór wobec obecnego porządku pogłębił nasz charakter i wzmocnił naszą determinację oraz dał nam odwagę, aby głęboko troszczyć się o życie i losy innych, a także o zagrożony stan środowiska naszej planety. Możemy – i będziemy – spotykać się w odzyskanej przestrzeni publicznej i wreszcie zamieszkać w ożywiającym życie krajobrazie, w którym rozluźniają się uściski genów śmierci i gdzie pozostaje dowcip świata.
Phil Rockstroh to poeta, autor tekstów i filozof-bard mieszkający w Nowym Jorku. Można się z nim skontaktować pod adresem: [email chroniony]. Odwiedź stronę Phila: http://philrockstroh.com/ lub na Facebooku: http://www.facebook.com/profile.php?id=100000711907499
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna